Mieczysław Gogacz

MODLITWA I MISTYKA

 

 

 

 

 

 

 

© Mieczysław Gogacz

 

 

 

 

 

 

 

Wydawnictwo „Michalineum”

Kraków - Warszawa/Struga 1987

 

 

 

SPIS TREŚCI

PRZEDMOWA. 2

ASCEZA I ŻYCIE RELIGIJNE (wstęp) 7

Część pierwsza. MODLITWA PRZEJAWIAJĄCA ŻYCIE RELIGIJNE. 11

I.    Modlitwa w oczyszczeniu czynnym.. 11

1.   Powszechnie znane odmiany modlitwy. 11

1)   Modlitwa ustna. 12

2)   Modlitwa myślna. 12

3)   Modlitwa afektywna. 13

2.   Modlitwa nabytego skupienia. 15

3.   Zewnętrzne warunki modlitwy. 17

4.   Wewnętrzne warunki modlitwy. 21

5.   Umartwienie. 24

6.   Droga oczyszczenia. 28

7.   Początek drogi oświecenia. 31

II.   Modlitwa w oczyszczeniu biernym.. 34

A.   Ciemna noc miłości 34

1.   Modlitwa wlanego skupienia. 35

2.   Modlitwa ukojenia lub odpocznienia. 38

3.   Rozpacz i ateizm.. 39

4.   Przetrwanie rozpaczy. 43

5.   Dom człowieka. 47

6.   Spełnienie drogi oświecenia. 50

7.   Modlitwa prostego zjednoczenia. 55

B.   Droga zjednoczenia. 57

1.   Odmiany modlitwy zjednoczenia. 57

1)   Modlitwa zjednoczenia bolesnego lub oschłego. 58

2)   Modlitwa zjednoczenia ekstatycznego. 60

3)   Modlitwa zjednoczenia przemieniającego. 61

2.   Modlitwa i dary Ducha Świętego. 61

3.   Religijna dojrzałość człowieka. 65

Podsumowanie części pierwszej. Nawrócenie i modlitwa. 67

1.   Trzy nawrócenia. 67

1)   Droga oczyszczenia. 68

2)   Droga oświecenia. 69

3)   Droga zjednoczenia. 70

2.   Zestawienie odmian modlitwy. 71

Część druga. MODLITWA UPRASZAJĄCA TRWANIE ŻYCIA RELIGIJNEGO.. 76

I.    Odmiany odnoszenia się do Boga. 76

1.   Modlitwa uwielbienia. 76

2.   Modlitwa dziękczynna. 80

3.   Modlitwa przebłagania. 84

4.   Modlitwa błagalna. 87

5.   Trynitarny charakter modlitwy. 90

II.   Kryzys modlitwy. 93

1.   Źródła kryzysu modlitwy. 93

2.   Choroba skrupułów. 97

3.   Zaniedbanie uczuć (Kryzysy modlitwy w oczyszczeniu czynnym) 101

4.   Kryzys modlitwy w ciemnej nocy. 105

1)   Przeżycie umartwienia. 105

2)   Przemiana celów życia. 110

3)   Psychika nie doznaje Boga. 114

4)   Ból i cierpienie. 119

5.   Nasilenie tęsknoty. 122

Część trzecia CHRONIENIE ŻYCIA RELIGIJNEGO I MODLITWY. 127

I.    Okres oczyszczenia czynnego. 127

1.   Wychowanie, wykształcenie, metanoja jako działania pośrednie. 127

2.   Cnoty jako działania bezpośrednie. 131

II.   Okres oczyszczenia biernego. 135

A.   Jak sami chronimy modlitwę. 135

1.   Cierpliwość i tęsknota w ciemnej nocy miłości 135

2.   Wiara i wierność na drodze zjednoczenia. 139

B.   Jak Bóg chroni naszą modlitwę. 143

1.   Organizm nadprzyrodzony. 143

2.   Doświadczenie mistyczne (odmiany teorii) 147

3.   Sposób identyfikacji doświadczenia mistycznego. 151

POGŁĘBIANIE SIĘ MIŁOŚCI (Zakończenie) 157

PRZEDMOWA

Modlitwa jest sposobem przejawiania się poziomu naszego życia religijnego i prośbą, aby trwały więzi miłości, wiary i nadziei, łączące człowieka z Bogiem.

Rozważając w książce temat sposobów przejawiania się życia religijnego i prośby o jego trwanie, ujmując więc modlitwę w aspekcie głównie ascetycznym, to znaczy dotyczącym problemu pogłębiania modlitwy. Wymaga to zarazem uświadomienia sobie, czym jest modlitwa. Bez tej bowiem identyfikacji trudno byłoby ustalić, jak należy pogłębiać modlitwę. Czym jest modlitwa i jak ją pogłębiać w jej różnych odmianach, to cecha wyróżniająca książkę.

Aktualnie publikowane książki o modlitwie charakteryzują się innymi cechami. Np. w swej książce o modlitwie H. Urs von Balthazar omawia głównie kontemplację, zresztą nie dość precyzyjnie, czemu dałem wyraz w jednym z rozdziałów „On ma wzrastać”. B. Haering wbudowuje teorię modlitwy w prezentację prawd wiary, którym w swej książce daje więcej miejsca niż tematowi modlitwy. J. B. Lotz zajmuje się głównie modlitwą myślną i dość często od strony technik osiągania skupienia, gdy uwzględnia w swej książce także techniki Wschodu, co uważam za mylącą chrześcijan informację i propozycję. Najlepsza jest książka J. Woronieckiego, który omawia modlitwę jako naszą prośbę, kierowaną do Boga i zarazem ukazuje modlitwę w tle rozwoju naszego życia religijnego.

Książka pt. „Modlitwa i mistyka” różni się więc nie tylko od aktualnych książek o modlitwie, lecz także od moich innych prezentacji tego tematu. W tej książce modlitwa, podobnie jak w książce J. Woronieckiego, jest ukazana w tle życia religijnego, lecz ujętego z pozycji oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego, a zarazem z pozycji trzech dróg lub okresów w życiu religijnym, mianowicie, oczyszczenia, oświecenia, zjednoczenia. Chodziło mi o ukazanie swoistości życia religijnego i modlitwy, w której odmianach to życie religijne się przejawia i zarazem trwa dzięki zwracaniu się do Boga z prośbą o łaskę zbawienia, spełniającego się w nieutracalnej miłości, stanowiącej dar Boga, łączący nas z osobami Trójcy Świętej.

Książka jest tak zbudowana, by uczyła życia religijnego i modlitwy, a przede wszystkim, by ukazywała właściwe miejsce naszych relacji do Boga wśród wszystkich relacji łączących osoby oraz by ukazywała w ascetyce miejsce modlitwy jako sposobu przejawiania się naszego życia religijnego i jako prośby o trwanie naszych więzi z Bogiem przez miłość dzięki wierze i nadziei oraz darom Ducha Świętego.

Książka zawdzięcza swe powstanie kilku wykładom o modlitwie, które w roku 1984 wygłosiłem w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Warszawie na Jelonkach. Zachęcano mnie do spisywania tych wykładów. Nie podejmowałem tej zachęty i wobec tego mgr Jerzy Wyszyński zaczął spisywać moje wypowiedzi skłaniając do ich powstawania, autoryzowania i dyktowania nowych. Okazało się bowiem, że niektóre tematy trzeba ująć krócej lub inaczej i że niezależnie od wykładów trzeba dopisać kilka nowych rozważań. Należało też utrzymać charakter tekstu mówionego, co wymagało wielu godzin współpracy osoby zapisującej i dyktującej. Poza mgr Jerzym Wyszyńskim zapisywali to, co dyktowałem także inni studenci ATK: Artur Andrzejuk, Michał Potocki, Maria Dytrych. Wszystkim tym osobom serdecznie dziękuję za ich mobilizującą współpracę.

Zarazem wszystkim Czytelnikom książki życzę, aby ich modlitwę kształtował raczej wprost Duch Święty, przez Swoje dary.

A moja książka niech będzie już nie tyle ukazywaniem życia religijnego jako relacji człowieka do Boga i w tych relacjach miejsca modlitwy, ile tylko sygnałem, że modlitwa jest najdonioślejszym sygnałem człowieka jako osoby, która kocha i jest obdarowywana miłością ze strony osób ludzkich i osób Trójcy Świętej.

Ponadto książka pt. „Modlitwa i mistyka” zawiera propozycje rozumienia mistyki jako bezpośredniego doświadczenia przez ludzki intelekt Boga w Jego istnieniu. Zawiera też propozycję umieszczenia doświadczenia mistycznego w obszarze naturalnego ludzkiego poznania, choć wywołanego przez Boga. Przeciwstawia się przez to teoriom, że mistyką jest nasze pogłębione życie religijne. Uzasadnia te propozycje omówienie w książce odmian teorii mistyki i sposobów identyfikowania doświadczenia mistycznego.

Doświadczenie mistyczne, ubogie w swej treści, lecz wspaniałe przez fakt bezpośredniego doznania Boga jako Istnienia, wymaga pełniejszego omówienia. Już piszę tekst, który będzie stanowił książkę pt. „Doświadczenie mistyczne”. Ten tekst poszerzy zagadnienie mistyki, podjęte w książce pt. „Modlitwa i mistyka” zbyt wąsko, gdyż tylko dla potrzeb tematu modlitwy.

Także jednak książka pt. „Modlitwa i mistyka” w poczuciu czci i służby powierzam intelektowi i sercu Czytelników.

ASCEZA I ŻYCIE RELIGIJNE
(wstęp)

Żeby o czymś mówić w sposób trafnie informujący i wyjaśniający, trzeba najpierw wiedzieć, czym to jest. Podobnie więc, aby modlitwa stała się dla nas zrozumiała i nam bliska, trzeba dokładnie określić, czym ona jest.

Modlitwa jest sposobem przejawiania się naszego życia religijnego i prośbą, aby trwały więzi łączące człowieka z Bogiem.

Życie religijne jest łączącą nas z Bogiem więzią miłości, wiary i nadziei, wyrastającą z łaski obecności w nas Boga, rozwijaną i umacniają naszym wysiłkiem w oczyszczeniu czynnym, a głównie staraniem Boga w oczyszczeniu biernym, stanowiącym rozwijaną w nas umiejętność przyjmowania darów Ducha Świętego. Bóg staje się w nas obecny i łączy nas z Sobą więzią miłości, wiary i nadziei, gdy ukochamy Chrystusa.

Wyjaśniając te określenia zauważmy, że modlitwa ujawnia i uprasza nasze więzi z Bogiem, ich rozwój i poziom, to znaczy swoistą intensywność miłości. Ujawnia wobec tego i uprasza, aby rzeczywiście trwały realne powiązania między człowiekiem i Bogiem. Jest więc modlitwa znakiem rzeczywistych relacji łączących człowieka z Bogiem i prośbą, aby one trwały. Te realne więzi człowieka z Bogiem nazywamy religią. Inaczej mówiąc modlitwa ujawnia poziom i intensywność naszego życia religijnego. Jeżeli religia jest samą rzeczywistością naszych więzi z Bogiem, a modlitwa jest zespołem sposobów ich pogłębiania i znaków ich poziomu jako życia religijnego, to modlitwa należy do dziedziny, którą nazywamy ascezą.

Asceza jest właśnie zespołem sposobów wyrażania Bogu miłości i wyrabiania w sobie sprawności wiązania się z Bogiem.

Uświadomienie sobie czynności ascetycznych i ich teoria nazywa się ascetyką.

Wszystko więc, co sami wybierzemy jako sposób wyrażania Bogu miłości i przywykania do trwania w powiązaniach z Bogiem, zarazem to, co wybierzemy z bogatych doświadczeń Kościoła i tradycji życia religijnego świętych, to także, co doradzą nam spowiednicy lub kierownicy naszego życia religijnego, w sumie wszystko, o czym my decydujemy, jest właśnie ascezą. Uświadomienie jej sobie stanowi ascetykę.

Zobaczymy potem, że to, czym sami oczyszczamy nasze odniesienia do Boga, nazywa się w tradycji ascetycznej oczyszczeniem czynnym. Dodajmy jednak zaraz, że także sam Bóg pomaga nam w uwyraźnieniu naszej drogi do Niego, w utrwaleniu jej i pogłębieniu. To, co Bóg nam proponuje jako sposób chronienia naszych z Nim więzi, nazywa się oczyszczeniem biernym.

W ascezie chrześcijańskiej modlitwa ujawnia i upraszcza obydwa sposoby utrwalania realnych relacji z Bogiem. Stanowi wobec tego doniosły w ascetyce temat i sposób kształtowania życia religijnego. Nie jest samym tym życiem religijnym, gdyż jest nim miłość, wiara i nadzieja. Jest właśnie sposobem chronienia i rozwijania miłości, wiary i nadziei.

Odpowiednio do oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego zmieniają się sposoby lub odmiany modlitwy. Znaczy to, że ujawniają inny stan naszych więzi z Bogiem i stanowią prośbę o inny, głębszy i trwalszy poziom tych więzi.

Odmiany modlitwy, które wynikają z dokonywanego w nas przez Boga oczyszczenia biernego, wskazują na bardzo już pogłębione i utrwalone powiązania człowieka z Bogiem. Często w literaturze religijnej ten zespół odmian modlitwy i poziom życia religijnego nazywa się mistyką.

Według niektórych więc teologów mistyka to zaawansowane i pogłębione życie religijne człowieka, wynikające z oczyszczenia biernego, od momentu tak zwanej modlitwy kontemplacji wlanej czynnej, to znaczy już powodowanej w nas przez Boga, lecz jeszcze przenikanej naszym projektem życia religijnego.

Dodajmy zaraz, że takie rozumienie mistyki przyjmują teologowie, którzy swoje wyjaśnienie życia religijnego opierają na neoplatońskiej tradycji filozoficznej. W tradycji tej główną tezę stanowi liniowy i hierarchiczny układ bytów. Podobnie więc wyjaśnia się tu modlitwę, jako liniowe następstwo odmian wyrażania Bogu miłości i usprawniania się w coraz doskonalszym zabieganiu o rozwój życia religijnego.

Teologowie, którzy nawiązują do tradycji tomistycznej, nie przyjmują teorii liniowego układu bytów, ani liniowo pojmowanych etapów rozwoju modlitwy i życia religijnego. Uważają, że wciąż trwa ta sama więź miłości, łączącej człowieka z Bogiem i że nasza modlitwa ujawnia i uprasza jej intensywność i trwanie. Zależnie od tej intensywności miłości zmienia się sposób i poziom modlitwy, tak jak zmienia się sposób prowadzenia rozmowy między ludźmi, którzy od etapu zwykłej znajomości przechodzą do etapu bliskiej przyjaźni. W związku z tym, dla teologów wyjaśniających modlitwę w tradycji tomistycznej, zmienia się rozumienie mistyki. Według nich mistyka nie jest wyższym etapem życia religijnego. Uzyskujemy więc inne i prawdziwe określenie mistyki.

Mistyka jest nagłym, trwającym krótko, dziejącym się wewnątrz nas, bezpośrednim doznaniem przez nasz intelekt Boga jako Stworzonego Istnienia, który pozwala się doświadczać jako pośredni przedmiot władzy poznawczej. Mistyka w tym znaczeniu jest tylko naturalnym poznaniem, niezwykłym i wyjątkowym poznaniem Boga, który pomijając w naszym procesie poznania etap ujęć zmysłowych, upewnia intelekt, że istnieje. Pozwala to człowiekowi przetrwać ciężki okres wątpliwości, atakujących życie religijne. Ten ciężki okres lub kryzys w życiu religijnym nazywa się w ascetyce ciemną nocą duszy, lub szerzej, ciemną nocą miłości.

Ciemna noc miłości dzieje się w naszych przeżyciach, w obrębie psychiki, która jest sumą działań duszy i ciała, działań kształtowanych przez kulturę w ich celach i sposobach uzyskiwania celów. Wpływ kultury często powoduje, że przeciwstawiamy się wpływowi Boga. Często bowiem nie rozumiemy udzielanych nam przez Boga sposobów trwania z Nim w religijnym kontakcie. Bywamy wierniejsi swojemu projektowi życia religijnego niż propozycji Boga. Usuwana w oczyszczeniu biernym nasza propozycja więzi z Bogiem każe nam przypuszczać, że nasze życie religijne załamuje się i ginie. Tymczasem Bóg je tylko przemienia tak, aby było faktyczną więzią człowieka z Bogiem. Nie wiedząc tego wszystkiego i nie umiejąc rozpoznać działań Boga, przeżywamy lęk i kryzys. Gdy martwimy się tym wszystkim, dzieje się w nas ciemna noc miłości. Gdy rezygnujemy z dalszych pogłębionych kontaktów z Bogiem, wchodzimy w etap tak zwanej oziębłości lub w etap ateizmu. Być może dlatego, aby nas przed tym uchronić, Bóg daje nam niekiedy doświadczenie mistyczne, to swoiste doznanie Go przez intelekt, które umacnia naszą naturalną pewność, że Bóg istnieje. Łatwiej nam wtedy przetrwać ciemną noc duszy.

Tak rozumiana mistyka nie stanowi etapu i odmiany życia religijnego, lecz należy do zespołu sposobów chronienia w człowieku i umacniania życia religijnego. Należy więc do ascezy w porządku oczyszczenia biernego.

Staje się już teraz raczej zrozumiałe połączenie rozważań nad modlitwą i uwag o mistyce w jeden temat z zakresu ascetyki. Jest ona wiedzą o tym, jak chronić i pogłębiać więź miłości, łączącą człowieka z Bogiem.

Raz jeszcze podkreślmy, że modlitwa stanowi zespół sposobów, ujawniających stopień intensywności naszej miłości do Boga i że zarazem jest prośbą o trwanie tej miłości. Powtórzmy też, że czasem Bóg stosuje wobec nas sposób ratowania w nas miłości, który nazywa się doświadczeniem mistycznym. Aby to w pełni zrozumieć i umieć z tego korzystać, gdy nie pomagają nam w przetrwaniu kryzysów religijnych nasi wychowawcy życia religijnego, trzeba starannie rozważyć samą modlitwę w jej odmianach z etapu oczyszczenia czynnego i z etapu oczyszczenia biernego, rozważyć z kolei rozwój życia religijnego, opisywany problemami drogi oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia, także prawie wszystkim zdarzający się kryzys nazywamy ciemną nocą miłości, wreszcie to, co nazywamy doświadczeniem mistycznym.

Ponieważ życie religijne dzieje się w nas jako więź miłości łączącej nas z Bogiem, sami musimy odnaleźć sposoby chronienia w sobie miłości do Boga. Naszym wielkim sprzymierzeńcem w tych działaniach jest intelekt i wiedza, którą w tym wypadku stanowi nasze prawidłowe rozumienie rzeczywistych relacji z Bogiem i prawidłowe rozumienie objawionych prawd wiary o powiązaniach człowieka z Bogiem przez miłość, którą chroni i uprasza nasza modlitwa.

Część pierwsza.
MODLITWA PRZEJAWIAJĄCA ŻYCIE RELIGIJNE

I.     Modlitwa w oczyszczeniu czynnym

1.      Powszechnie znane odmiany modlitwy

Oczyszczenie czynne obejmuje więcej wydarzeń ascetycznych niż tylko modlitwę. Należą do nich odmiany i skutki umartwienia, szczegółowe cele ascetyczne, znaki uzyskiwanego rozwoju, rozwój cnót moralnych i wpływ darów Ducha Świętego. osobno to omówimy. Teraz chcemy skupić uwagę na odmianach modlitwy, które w etapie oczyszczenia czynnego sami możemy w sobie wypracować, wspierani łaską uczynkową i oczywiście, pod warunkiem, że jest w nas łaska uświęcająca, to znaczy obecność Boga w istocie naszej osoby oraz że zarazem łączą nas z Bogiem więzi stanowiące życie religijne. Trudno bowiem przypuszczać, aby rozwijała się w nas modlitwa poza powiązaniami naszej osoby z osobą Boga.

Przypomnijmy także, że łącząca człowieka z Bogiem więź miłości, wiary i nadziei, głównie miłości, jest relacją, której podmiotem jest zarówno człowiek, jak i Bóg. Znaczy to, że w tę więź inną treść wnosi człowiek i inną treść wnosi Bóg. Muszą one się spotkać i swoiście uzgodnić. Ten etap uzgodnienia stanowi ciemną noc duszy. Zanim przekonamy się o słuszności podjęcia treści, które wnosi w nas Bóg i zanim je uczynimy naszym sposobem odnoszenia się do Boga, dominuje to, co sami wypracujemy. Dominuje więc etap oczyszczenia czynnego i wypracowane przez nas sposoby modlitwy.

Wypracowane przez nas i rozwijające naszą miłość, a zarazem ujawniające jej poziom i intensywność, sposoby modlitwy są następujące: modlitwa ustna, modlitwa myślna, modlitwa afektywna, modlitwa nabytego skupienia - nazywana też modlitwą prostego wejrzenia lub kontemplacją nabytą.

Wiąże się z nią bezpośrednio modlitwa skupienia wlanego - nazywana kontemplacją wlaną czynną, która już ujawnia skutki oczyszczenia biernego i wyraźnie wskazuje na proces uzgadniania tego, co wnosi Bóg w naszą miłość z tym, co my w tę miłość wnosimy. Jest zarazem charakterystyczna dla ciemnej nocy miłości. Modlitwę skupienia wlanego omówimy w temacie czyszczenia biernego.

Teraz określamy bliżej wypracowane przez nas odmiany modlitwy.

1)      Modlitwa ustna

Zwykle od niej zaczyna się nasze zwracanie do Boga i tej modlitwy najpierw się uczymy. Polega ona na wypowiadania słów lub zdań, branych z Pisma Świętego. Jest to najpierw znak Krzyża świętego, który jest wymienieniem imion Trójcy Świętej. Z kolei wypowiadamy w Pozdrowieniu Anielskim to, co anioł mówił do Matki Bożej w chwili Zwiastowania i to, co mówiła św. Elżbieta, gdy odwiedziła ją Maryja. Jest tam także prośba Kościoła o pomoc Matki Bożej w naszym życiu i w chwili śmierci. Odmawiamy też Ojcze nasz, a więc modlitwę, której nauczył nas Chrystus. Uważamy za modlitwę Skład Apostolski, który jest wymienieniem podstawowych prawd wiary. Z czasem sami formułujemy różne modlitwy w postaci prośby kierowanej do Boga lub słów czci i uwielbienia. Posługujemy się też Psalmami, modlitwami świętych i słusznie cenimy na przykład odmawianie różańca.

We wszystkich tych modlitwach czymś wspólnym jest przede wszystkim wypowiadanie słów. Jest ono słuszne nawet wtedy, gdy Bóg wprowadzi nas w sposoby modlitwy właściwe oczyszczeniu biernemu. Przez wypowiadanie słów wnika w nas ich treść, to znaczy treść prawd wiary. I może się zdarzyć, gdy Bóg zechce, że ten sposób modlitwy wyrazi Mu całą naszą miłość i wprowadzi nas w zbawienie.

2)      Modlitwa myślna

Przejmowane treści słów modlitwy wywołują nasze intelektualne zainteresowanie, potrzebę rozważania prawd wiary. Modlitwa myślna tym właśnie się charakteryzuje, że rozważając wydarzenia religijne, które są prawdami wiary, wypełniamy swoją świadomość tymi prawdami i czynimy z nich sposób umacniania więzi z Bogiem. Nic więc dziwnego, że kształcenie i wychowanie religijne zaczyna się od stosowania regularnych rozmyślań i że wychowawcy życia religijnego uważają rozmyślania za ważny czynnik pogłębiania naszych więzi z Bogiem.

W literaturze ascetycznej spotykamy różne propozycje odbywania rozmyślań. Najważniejsza jest tak zwana metoda sulpicjańska i tak zwane ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli. Zaleca się także rozmyślanie tajemnic różańca i stacji Drogi Krzyżowej. I nie zwalnia się nikogo z metodycznie przeprowadzonego rozmyślania.

Potocznie zalecany sposób rozmyślania polega na tym, że modlimy się do Boga i do Matki Bożej o pomoc w rozmyślaniu, wzbudzamy akt żalu za grzechy i z kolei staramy się albo odtworzyć w wyobraźni jakieś wydarzenie z życia Chrystusa, albo zrozumieć myśl zawartą w rozważanym fragmencie Pisma świętego. Pod koniec rozmyślania formułujemy jakieś postanowienie na dany dzień lub na dłuższy okres i dziękujemy w modlitwie za wszystko, co rozmyślanie to wniosło w nasze życie. Zaleca się też, aby w rozmyślaniu nie tyle komentować rozważane treści, ile raczej przejąć je, poddać się ich wpływowi, a tym samym wpływowi Słowa Bożego. Rozmyślanie ma nas uczyć wsłuchiwania się w to, co mówi do nas Bóg. Mówiąc inaczej, ma nas przygotować do przyjęcia oczyszczenia biernego.

Dopowiedzmy też, że rozmyślanie ćwiczy nas w skupieniu, to znaczy w zatrzymaniu uwagi na jednym przedmiocie, w tym wypadku na Słowie Bożym i na samym Bogu. Wychowawcy życia religijnego, kontrolując nasze rozmyślanie, dopytują właśnie o stan skupienia. Jest to słuszne, czasem jednak wywołuje wrażenie, że istotą tej modlitwy i każdej modlitwy jest skupienie, a nie więź z Bogiem. Często bowiem oskarżamy się na spowiedzi, że nie byliśmy skupieni podczas modlitwy. Gdy zbyt ugruntuje się w nas temat skupienia, trzeba wydobywać z niego zaleceniem nie zwracania uwagi na skupienie i zaleceniem korzystania z modlitwy ustnej w taki sposób, aby w sytuacji rozproszenia to, co nas rozprasza, uczynić tematem kierowanej do Boga ustnej modlitwy.

Dodajmy też, że akcentowanie przez wychowawców życia religijnego roli modlitwy myślnej, uwyraźnia potrzebę wypełniania świadomości wiedzą o Bogu, o Chrystusie, o treści wszystkich prawd wiary. Wiedza właśnie, staranne studium Pisma świętego i wyjaśniającej wiarę teologii są sprzymierzeńcami życia religijnego.

3)      Modlitwa afektywna

Gdy już umiemy znajdować słowa na wyrażenie Bogu miłości i uwielbienia, gdy przez rozmyślanie znamy Boga bliżej i pełniej, wtedy odczuwamy potrzebę częstego zwracania się do Boga, częstszego niż godzina porannych czy wieczornych modlitwa i rozmyślań. Zbyt rzadkim spotkaniem wydają się nam nabożeństwa liturgiczne, nawet Msza święta. Narastające zaprzyjaźnienie z Bogiem wymaga przywoływania Boga lub wewnętrznego stawania w Jego obecności. Kierujemy więc do Boga jakieś krótkie zdanie, które nazywa się w ascetyce aktem strzelistym. Zawiera się w nim jakaś formuła naszych emocji, uczuć, potrzeby częstego spotkania i rozmawiania. Wiemy o tym, że wypowiadane przez św. Franciszka zdanie: „Bóg mój - moje wszystko”, jest aktem strzelistym, którym św. Franciszek nawet wypełnił cały czas modlitwy. Wiemy też, że w ascetyce prawosławnej nazywa się tę modlitwę modlitwą Jezusa. Ma ona postać aktu strzelistego w formie wezwania: „Jezu Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. Uważa się, że ta modlitwa wiąże głęboko człowieka z Bogiem..

Dopowiedzmy, że modlitwa afektywna w sposób naturalny pojawia się w modlitwie ustnej i modlitwie myślnej, jako sposób prostszego wyrażania Bogu miłości. Zarazem świadczy właśnie o zaprzyjaźnieniu, o potrzebie częstego, prawie nieustannego kontaktowania się z Bogiem.

Jest zupełnie zrozumiały proces przekształcania się modlitwy ustnej w modlitwę myślną i z kolei w modlitwę afektywną i że sami, naszą pracą, wchodzimy w tę trzecią odmianę modlitwy.

Te trzy odmiany modlitwy łatwo obserwujemy w sobie i u innych osób. Na mocy tego są one powszechnie znane. Zdarza się jednak, że spowiednicy nie ufają temu trzeciemu sposobowi modlitwy i wymagają od nas zarazem modlitwy myślnej i ustnej. Bywa jednak tak, że nie łatwo nam rozmyślać, gdy weszliśmy w etap modlitwy afektywnej. Nie jest to znakiem zaniedbań, lecz znakiem pogłębiania się naszej miłości do Boga, gdy trwa w nas potrzeba wyrażania Bogu miłości.

Więcej problemów wychowawczych wywołuje modlitwa nabytego skupienia i skupienia wlanego. Wymagają one uważnej identyfikacji ze strony wychowawców, gdyż narażają na zaniedbania w życiu religijnym.

2.      Modlitwa nabytego skupienia

Modląc się używamy słów, myśli, z czasem w krótkich słowach i myślach kierujemy do Boga wyrywające się z serca uczucia. Ich siła, towarzyszące im wzruszenie, nawet nie pozwalają na dłuższą formułę i refleksję. W każdej wolnej chwili podczas długiego wykonywania pracy zjawia się potrzeba skierowania do Boga słów przywiązania i miłości, aktu strzelistego. I w jakimś czasie zauważamy, że rozmawiając z kimkolwiek lub pracując z potrzebnym do tej pracy skupieniem, w głębi siebie kierujemy do Boga jakąś tylko miłującą uwagę, bez słów i wyraźnie uświadamianej sobie myśli. Można by to nazwać wewnętrzną pamięcią o Bogu, jakimś trwaniem wobec Boga. Często jest to nienazwane przebywanie z Chrystusem w jakimś wydarzeniu z Jego życia, w tajemnicy wiary. Jest to trwanie i przebywanie w samej tylko miłości. Inaczej mówiąc, jest to znajdowanie się w obecności Boga. Ten sposób odnoszenia się do Boga nazywamy właśnie modlitwą nabytego skupienia.

Powtórzmy, że modlitwa nabytego skupienia polega na miłującej uwadze, kierowanej do Boga bez słów i rozmyślań, na pamięci o Bogu, na przebywaniu z Chrystusem w którymś z wydarzeń Jego życia, w jakiejś tajemnicy wiary, na obecności wobec Boga, raczej na przebywaniu razem z Bogiem w osobie Chrystusa we wszystkim, co robimy. Taka współobecność z Bogiem nie wyklucza i nie przerywa ani prowadzonej z kimś rozmowy, ani pracy. Z tego względu modlitwa nabytego skupienia nazywa się także modlitwą prostego wejrzenia lub modlitwą kontemplacji nabytej.

Termin „nabyte skupienie” wskazuje na uzyskaną sprawność znajdowania się wobec Boga. Znaczy to także, że modlitwa nabytego skupienia jest wyprzedzona okresem modlitwy ustnej i modlitwy myślnej. Jako nabyta sprawność, modlitwa ta nie sprawia trudności, jest łatwa i przynosi radość. Nazywamy ją „nabytym skupieniem” ze względu na przeciwstawienie modlitwie myślnej i modlitwie ustnej.

Termin „proste wejrzenie” jest ujęciem tej modlitwy w tym, co ją stanowi. Jest to bowiem jak gdyby wewnętrzne patrzenie na Boga, wewnętrzne odczuwanie obecności Chrystusa w taki sposób, że to my zwracamy się ku Bogu, że Go odnajdujemy, swoiście widzimy w zespole ludzi, spraw, wydarzeń. I temu jednemu wydarzeniu, patrzeniu na Boga, poświęcamy swą uwagę bez wysiłku i trudności, rozradowani i spokojni, nie przerywając żadnej ze swoich czynności. I o dziwo, ta miłująca uwaga, poświęcona Bogu, nie przeszkadza w tym wszystkim, co robimy, a nawet odwrotnie, wpływa na doskonalsze wykonywanie naszej pracy.

Termin „kontemplacja nabyta” wskazuje, że naszemu wewnętrznemu patrzeniu na Boga towarzyszy właśnie radość. Przez kontemplację bowiem rozumiemy wnikanie radości w nasze poznanie i wnikanie rozumienia w naszą radość, wywołanych kontaktem z tym, co kochamy. Tak właśnie dzieje się w tej modlitwie, że wewnętrznie patrząc na Boga, którego kochamy, przeżywamy radość i że ta radość przenika to patrzenie. Doznawanie tego wszystkiego sprawia, że ta miłość do Boga jest zarazem świadoma i radosna. Wciąż trzeba jednak podkreślać, że nabyliśmy tych umiejętności, że jest to jeszcze modlitwa nabyta.

Modlitwa nabytego skupienia jest głęboko wewnętrzna. Nie jest ujęta w słowa, jak modlitwa ustna. Nie ma żadnej myślnej formuły. Nie wyraża jej określona refleksja, jak dzieje się to w modlitwie myślnej. Nie jest ustnym lub myślnym aktem strzelistym, wyrażającym Bogu nasze przywiązanie. Jest postawą, stanem duszy. Dzieje się jakby w istocie naszej osoby, a nie we władzach poznania lub decyzji. Nie wyrażają jej więc żadne znaki zewnętrzne. Tym znakiem jest może jedynie radość, spokój i to dziwne skupienie, nie utrudniające wykonywanej pracy.

Gdy zwierzamy to spowiednikowi, usprawiedliwiając to, że podczas modlitwy nie wypowiadamy żadnych słów, nie formułujemy myśli, nie kierujemy do Boga wyraźnych aktów miłości, lecz, że tylko trwamy w obecności z Bogiem, spowiednik niepokoi się i przeżywa wątpliwość. Przecież radość, spokój i skupienie mogą być wywołane różnymi przedmiotami, na przykład pięknem. Wiadomo, że piękno gwałtownie zatrzymuje nas przy sobie, przymusza do kontemplacji i długo każe o sobie pamiętać. Jak więc poznać, że to obecność Boga wywołała radość, spokój i skupienie? Spowiednik radzi więc nie zaniedbywania modlitwy ustnej i myślnej. Czasem pozwala na akty strzeliste, ale nie pozwala na zastępowanie nimi modlitwy ustnej i myślnej. Rzeczywiście, nie mając żadnych znaków zewnętrznych, nie wie, czy to była modlitwa nabytego skupienia. Lęka się, że akceptując tę postać modlitwy może narazić na zaniedbania w życiu religijnym.

Owszem, grożą nam takie zaniedbania na tym etapie modlitwy. Płyną one z tego, że intelekt i wola nie skłaniane do wysiłku przez rozmyślanie, przyzwyczajają nas do biernego oczekiwania na inicjatywę Boga, na Jego zjawianie się w zasięgu naszego wewnętrznego skupienia. Grozi nam niebezpieczeństwo bierności w postaci kwietyzmu, gdy tę modlitwę nabytego skupienia pomylimy z modlitwą skupienia wlanego, czyli sprawianego w nas przez Boga. Może się bowiem zdarzyć, że Bóg nie wprowadzi nas w skupienie wlane, że wciąż jeszcze jesteśmy w etapie skupienia nabytego. Gdy zgodnie z tym skupieniem wciąż podejmujemy wewnętrzny wysiłek stawania wobec Boga, jesteśmy aktywni, nie grozi nam wewnętrzne rozleniwienie, zaniedbanie szukania Boga, założenia rąk i przeżywania radości. Skupienie się na tej radości, radowanie się tylko spokojem i skupieniem, stanowi poważne zagrożenie. Są bowiem tylko skutkami spotkania. Gdy jednak wciąż poszukujemy tylko Boga, nic nam jeszcze nie grozi. Gdy potrzebujemy bardziej Boga niż radości, spokoju i skupienia, ta modlitwa prostego wejrzenia rzeczywiście się dzieje.

Innym zagrożeniem jest to, że możemy pomylić Boga z pojęciem Boga. Modlitwa ta byłaby wtedy kontemplacją nabytą pojęcia, a nie Boga. Znakiem, że tak się dzieje, byłby brak skutków tej modlitwy, nie tych, które są radością, spokojem i skupieniem, lecz tych prawdziwych skutków tej modlitwy, które są tęsknotą do Boga i głęboką potrzebą przebywania wspólnego z samym Bogiem. Jeżeli trwa ta tęsknota i potrzeba, modlitwa jest prawdziwa. Właśnie wtedy znakiem tego jest trudność podjęcia rozmyślań, operowania pojęciami, a nawet słowami. Tego jednak zjawiska boją się spowiednicy, gdyż może ono przecież znaczyć, nuży nas odmawianie modlitwy i rozmyślanie. Dodajmy tu tylko tyle, że gdy trwa tęsknota do Boga, to znużenie nie jest groźne, z czasem minie.

Trzeba też zauważyć, że znak, którym jest trudność podejmowania modlitwy ustnej i przeprowadzania rozmyślań, pomaga nam o wiele później w rozpoznawaniu poziomów modlitwy, a tym samym intensywności życia religijnego. Nasza modlitwa musi najpierw osiągnąć etap skupienia wlanego.

3.      Zewnętrzne warunki modlitwy

Modli się człowiek, który jest duszą i ciałem. Owszem, modlitwa jest działaniem głównie duszy i psychiki człowieka. W istocie bowiem naszej duszy przebywa Bóg i tam otaczamy Go relacją miłości, wiary i nadziei. W obrębie psychiki przeżywamy te relacje. W przeżyciach dzieje się radość, spokój, skupienie, a niekiedy ciemna noc miłości. Psychika i przeżycia to suma tej naszej aktywności, którą wyznacza i dusza i ciało. Ciało nasze ma więc także udział w radości, spokoju i skupieniu, w ciemnej nocy miłości i także w modlitwie. Zewnętrzne warunki modlitwy dotyczą więc głównie naszego ciała, naszej psychiki i zewnętrznych okoliczności modlitwy.

Modlitwa, jak już wiemy, jest sposobem wyrażania Bogu miłości, przejawianiem się tej miłości i prośbą, aby ta miłość w nas trwała. Sama miłość to na przykład według św. Wincentego a Paulo, postawa czci i służenia Bogu i ludziom. Wyrażanie czci Bogu jest więc zarówno przejawem miłości, jak i modlitwy.

Zewnętrzne warunki modlitwy wiążą się właśnie ze sposobem wyrażania czci Bogu.

Jest w nas spontaniczny, wręcz naturalny zespół zachowań, poprzez które wyrażamy postawę czci. Tę postawę uszlachetniła kultura i psychologia. W modlitwie musi to być postawa czci, wyrażająca zarazem miłość.

Najprostszym znakiem czci jest powstanie z miejsca, gdy siedzimy i podjęcia rozmowy na stojąco wobec kogoś, kogo cenimy. Zwróćmy uwagę na to, że pierwsze chrześcijańskie obrazy lub płaskorzeźby osób modlących się, tak zwanych „orantes”, ukazują człowieka stojącego z rozłożonymi i podniesionymi rękami. Wprost narzuca się szacunek, a zarazem radosna wiara i miłość, z którą osoba modląca się zwraca się do Boga.

Modlitwę odmawianą na stojąco stosujemy do dzisiaj we Mszy świętej. Stosuje się ten sposób w zakonach podczas wspólnej modlitwy, którą często jest recytowanie brewiarza. W chórze zakonnym często siada się przy odmawianiu Psalmów, a wstaje się dla odmówienia „Chwała Ojcu”. Modlenie się w pozycji siedzącej jest najczęstszym sposobem chorych. Także my korzystamy z tej postawy, gdy jedziemy tramwajem, pociągiem, gdy podróżujemy.

Nie jest oczywiście istotne, czy modlimy się stojąc czy siedząc. W naszych czasach, w okresie pośpiechu i braku czasu, często modlimy się idąc drogą lub ulicą miasta, podczas pielgrzymek, odprawiania Drogi Krzyżowej, czy podczas wycieczki. Należy bowiem już do zwyczaju, że podczas wycieczki, na przykład w krajobrazie górskim, odmawia się różaniec. Nie jest więc istotna pozycja ciała podczas modlitwy, zawsze jednak odczuwamy potrzebę wyrażania Bogu czci i miłości.

Najczęstszym i przyjętym u nas sposobem zachowania się na modlitwie jest postawa klęcząca. Można przypuszczać, że wyraża ona, głównie w pierwszych etapach modlitwy, charakterystycznych dla początku drogi oczyszczenia, nasze poczucie dystansu wobec Boga, przeżywania pokory, swoistej prawdy o naszej grzeszności. To poczucie grzeszności, według św. Anieli z Foligno, jest znakiem, że zaczęło się w nas życie religijne. Przeżycie pokory towarzyszy nam na ogół przez całe życie i dlatego najchętniej modlimy się klęcząc. Niekiedy, gdy jesteśmy sami, klęcząc wznosimy ręce, aby tym gestem podkreślać nasze skierowanie się do Boga.

Pozycja ciała, która nazywa się leżeniem krzyżem, polega na tym, że układamy się twarzą do ziemi z wyciągniętymi ramionami. Taka pozycja wyraża albo jakiś głęboki nasz żal i pokutę, albo intensywną prośbę. Tę postawę ciała i tak odmawianą modlitwę stosują księża przyjmujący święcenia kapłańskie, także biskupi, podczas udzielania im sakry biskupiej.

Św. Franciszek z Asyżu, jak wiemy z jego życiorysu, modlił się najczęściej klęcząc z rozłożonymi i wzniesionymi do góry rękami, z twarzą skierowaną ku niebu. Zdarza się, że podczas modlitwy klęcząc zakrywamy twarz rękami. Najczęściej jednak także wznosimy twarz ku górze, w kierunku obrazu lub ołtarza. Może to wyrażać nasze przekonanie o transcendencji Boga, o jego wzniosłości, a niekiedy może wyrażać nasze zaufanie i powierzenie się Bogu.

Św. Dominik modlił się podobno w ten sposób, że idąc drogą co jakiś czas klękał, podnosił się z klęczek, szedł dalej, klękał, padał krzyżem, znowu wstawał, wznosił ręce do góry.

Jeszcze raz zauważmy, że nie są istotne pozycje ciała podczas modlitwy. Należy po prostu wybrać tę pozycję, która najmniej nas absorbuje, a zarazem jest znakiem czci, którą chcemy wyrażać. Dodajmy, że postawa fizyczna podczas modlitwy powinna jednak sprzyjać skupieniu, które stanowi jeden z wewnętrznych warunków modlitwy. Te wewnętrzne warunki omówimy osobno.

Do zewnętrznych warunków modlitwy zaliczamy też okoliczności i sytuacje sprzyjające modlitwie. Zwróćmy uwagę na to, że w naszych kościołach ławki są tak zbudowane, że sprzyjają pozycji klęczącej, , zarazem umożliwiają siedzenie i postawę stojącą. Sam kościół zresztą jest tak zbudowany, że umożliwia modlitwę. Umożliwia ją i motywuje obecny w Eucharystii Chrystus. Sama jednak architektura kościoła jest tak pomyślana, aby kierować nas w stronę tabernakulum i aby pozycja ciała była czymś zwyczajnym i naturalnym. To samo dotyczy kaplic lub zwykłych sal, zastępujących kościoły i kaplice.

Najczęściej jednak modlimy się w domu. Zwykle znajdujemy jakieś miejsce, czasem w fotelu albo klęcząc przy łóżku i właśnie tam uzyskujemy dobre warunki modlitwy. Zdarza się, że wraz z całą rodziną modlimy się siedząc wokół stołu. Niekiedy jest tak, że członkowie rodziny gromadzą się stojąc wokół dużego krzyża zawieszonego na ścianie. Chrystus jest wtedy jakby obok, na wysokości naszych twarzy, jeden z nas, Ten najbardziej ukochany.

Wspomnijmy, że kaplice lub miejsca skupienia wznosi się na dworcach kolejowych i lotniskach, że taki salon modlitewnego skupienia znajduje się w gmachu Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku.

Okoliczności i sytuacje, które sprzyjają modlitwie, to czasem czyjaś wielka radość lub głębokie nieszczęście. Skłaniają nas do modlitwy, gdy nie wiemy, jak zareagować, gdy jesteśmy bezradni.

Te wszystkie pozycje, okoliczności i sytuacje, odnoszą się głównie do modlitwy ustnej i modlitwy myślnej. Modlitwa aktów strzelistych, czyli modlitwa afektywna, zdarza się nam w każdej sytuacji, podczas pracy i na spacerze. Modlitwa nabytego skupienia dzieje się w nas niezależnie od warunków zewnętrznych, a gdy wnika w nią skupienie wlane, nie zależy nawet od warunków zewnętrznych. Zanim jednak osiągniemy ten etap, jest słuszne, aby korzystać z pozycji lub postaw, dotyczących naszego ciała. Cały bowiem człowiek modli się i należy włączyć w służbę Bogu nasze ciało, emocje, przeżycia, aż uzyskamy ten etap, w którym ciało będzie sprzyjało temu, co dzieje się w duszy. Św. Teresa z Awila uważa, że swoistą jedność duszy i ciała w służbie Bogu osiągamy dopiero w okresie oczyszczenia biernego. Wtedy, nawet w doświadczeniu mistycznym, nie pojawia się ekstaza, która polega na zawieszeniu czynności ciała i władz umysłowych, gdyż jest dla ciała czymś naturalnym mistyczne spotkanie duszy z Bogiem. Jest to bowiem spotkanie z Bogiem całej osoby ludzkiej.

Teraz jednak, gdy naszym udziałem jest oczyszczenie czynne i pierwsze odmiany modlitwy, przyjęta pozycja ciała ułatwia nam rozmowę z Bogiem.

Dodajmy już tylko, że sam Chrystus, gdy modlił się w Ogrójcu „upadł na twarz i modlił się”. Tak zapisał to św. Mateusz. A św. Marek podaje, że Chrystus „upadł na ziemię i modlił się”. Według św. Łukasza, Chrystus „oddalił się..., upadł na kolana i modlił się”. Chrystus więc modlił się klęcząc. A potem „wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów”. Informuje nas o tym św. Łukasz. Może więc korzystajmy z tej postawy ciała, którą Chrystus posłużył się w Ogrójcu.

4.      Wewnętrzne warunki modlitwy

Należy pamiętać o roli warunków zewnętrznych i wewnętrznych doskonalenia się modlitwy. Jest to rola ważna. Jest ona zarazem zawsze drugorzędna. W każdej modlitwie, a także w całym życiu religijnym, najważniejszy i pierwszy jest Bóg. Uświadomienie sobie tego i zgodne z tym postępowanie uzyskuje się jednak bardzo powoli. Nazywa się to rozwojem religijnym. Jednak dla uczenia się modlitwy ta świadomość, że Bóg jest pierwszy, staje się niezbędna. Wynika z niej bowiem przekonanie, że naszą najważniejszą czynnością jest właśnie modlitwa.

Z czasem okaże się, że naszym normalnym i naturalnym stanem jest ciągłe trwanie we współobecności z Bogiem, a więc stan modlitwy. W modlitwie nabytego skupienia już właściwie przebywamy w wewnętrznej współobecności z Bogiem i z tego stanu przechodzimy do wykonywania naszych zadań i czynności. Inaczej mówiąc, dzieje się w nas nieustanna modlitwa. W niej, często dzięki niej dobrze spełniamy swoje zawodowe obowiązki.

Zanim uzyskamy ten etap, musimy uczyć się modlitwy, tym bardziej, że wciąż jeszcze jesteśmy w poziomie oczyszczenia czynnego, czyli usprawniania się także w modlitwie.

Uczenie się modlitwy, co wciąż charakteryzuje etap oczyszczenia czynnego, wymaga zewnętrznych warunków modlitwy, które wywołują lub tylko wspomagają tworzenie się wewnętrznych warunków modlitwy. Wciąż pamiętamy, że modlitwa jest sposobem przejawiania się poziomu naszego życia religijnego i prośbą, aby łączyła nas z Bogiem miłość. Jednak tym, co łatwiej spostrzegamy, są skutki modlitwy w naszych przeżyciach, takie skutki jak radość, pokój, skupienie. Należą one także do wewnętrznych warunków modlitwy.

Najważniejszym warunkiem wewnętrznym modlitwy jest przekonanie, że modlitwa stanowi główną czynność człowieka, jego czynność, która dosięga tego, co pierwsze w rzeczywistości, samego Boga. Wiąże się z tym nabywane przekonanie, że pierwszy i najważniejszy jest Bóg.

Nabywanie takiego przekonania i odniesienie do Boga wyzwala w nas drugi wewnętrzny warunek modlitwy, którym jest uświadomienie sobie właściwych proporcji między Bogiem i wszystkim innym. Jeżeli pierwszy jest Bóg, to wszystko jest drugie, mniej ważne. Jest ważne samo w sobie i jako cel moich bezpośrednich działań. Zawsze jednak drugie w stosunku do Boga. To prawidłowe widzenie rzeczy jako drugich jest czymś ogromnie wychowawczym, gdyż zarazem otwiera nas na osoby. Ukazuje Boga i ludzi jako coś cenniejszego niż wszystkie rzeczy świata. Takie odnoszenie się do osób i rzeczy jest właśnie wewnętrznym warunkiem modlitwy.

Tomasz Metron uważa tę postawę za skutek modlitwy myślnej. Zwraca uwagę, że jej celem jest nie tylko bliższe poznanie Boga i prawd wiary w rozmyślaniu, ile właśnie to zdystansowanie rzeczy, otrząśnięcie się z nich, by nie zasłaniały nam Boga.

Skutkiem rozmyślania, a raczej skutkiem daru pobożności, a w omawianym tu temacie warunkiem modlitwy, jest pokora. Polega ona na odnoszeniu się do Boga z głębokim szacunkiem i na ujmowaniu właśnie proporcji między tam, co pierwsze i drugie. Nazywa się też pokorę prawdziwym widzeniem świata, to znaczy umiejętnością zobaczenia właściwego miejsca osób i rzeczy. Staje się ona trzecim wewnętrznym warunkiem modlitwy.

Jeżeli modlitwa jest dla nas najważniejszą czynnością ludzką, jeżeli uwyraźnia pozycję Boga jako kogoś pierwszego wśród osób, jeżeli z kolei wyzwala pokorne, we właściwych proporcjach widzenia świata, to zarazem wywołuje następny, czwarty warunek modlitwy. Jest nim stopień uwagi lub skupienia towarzyszącego modlitwie. Ta uwag, poświęcona modlitwie, dotyczy trzech działań lub zachowań: z uwagą i dokładnie wypowiadamy słowa modlitwy, z uwagą i starannie zgłębiamy treści modlitwy, z uwagą zajmujemy się tylko Bogiem.

I raz jeszcze dodajmy, że w tym uważnym zajmowaniu się Bogiem nie chodzi tylko o zrozumienie prawd wiary, lecz także o wyrażenie Bogu miłości. Modlitwa właśnie służy miłości, chroni ją stanowiąc sposób wypraszania jej u Boga. Z uwagą, jako wewnętrznym warunkiem modlitwy, wiąże się szerokie zagadnienie roztargnienia. Na razie powiedzmy tylko tyle, że roztargnienie polega na włączeniu się w proces skupienia innych tematów niż to, co jest przedmiotem rozmyślania. Może się zdarzyć, że rozważając jakąś prawdę wiary, na przykład modlitwę Chrystusa w Ogrójcu, zarazem myślimy o czymś innym. W rozważany temat wciska się co jakiś czas inny temat, usuwający na chwilę to, co rozważamy. Wciskają się na ogół w proces rozmyślania te sprawy, które związały z sobą nasze emocje. Z trudem usuwamy z rozmyślania te dygresyjne tematy i martwimy się, że modlimy się bez należytego skupienia. To prawda, skupienie nie było pełne. Nie należy jednak tym się martwić. Należy spokojnie usuwać dygresyjne tematy. Sposobem usunięcia roztargnienia jest akt strzelisty, to znaczy skierowanie do Boga krótkich słów modlitwy, wyrażającej naszą pokorę, emocje i uczucia. Akt strzelisty właśnie jest skierowaniem do Boga uczuć i myśli. Pokonując roztargnienie uczymy się podczas modlitwy myślnej posługiwania się modlitwą afektywną. Jest to bowiem modlitwa, którą jeszcze sami wypracowujemy w etapie oczyszczenia czynnego.

Gdy roztargnienia bardzo nam dokuczają, gdy wręcz uniemożliwia rozmyślanie, gdy nie usuwa ich skutecznie modlitwa afektywna, to potraktujmy tę sytuację jako swoją drogę krzyżową. Chrystus niósł krzyż na Golgotę. Podczas tej drogi musiał wewnętrznie reagować na ból, wywołany cierniową koroną i ranami po ubiczowaniu. Spotkał swą Matkę, oddał krzyż Szymonowi Cyrenejczykowi, upadł trzy razy w drodze, rozmawiał z płaczącymi kobietami, doznał okazanego mu współczucia, gdy Weronika otarła Jego twarz z krwi i potu. Nasze roztargnienia można potraktować jako ból przeszkadzający nam na drodze rozmyślania. Można przez chwilę rozmawiać z Matką Bożą, co właśnie jest treścią aktu strzelistego. I tak umęczeni możemy dojść do końca rozmyślania. Roztargnienia bowiem wskazują na to, że swoje emocje i uczucia wiążemy z każdą pracą i działaniem. Wychowawcy życia religijnego sądzą, że te emocje należy wiązać z tym, co ważne i cenne, nie ze wszystkim, co przeżywamy. Tą pracę nad prawidłowym wiązaniem emocji i uczuć z wartościowymi celami nazywają nawet czynnym oczyszczeniem zmysłów i wyobraźni. Chodzi tu także o to, aby w rozmyślanie prawdy wiary nie wprowadzić swych własnych komentarzy, naświetleń, dopowiedzeń, lecz z samej prawdy wiary wydobywać pewną jej treść i w ten sposób wchodzić w to, co stanowi objawioną rzeczywistość Boga.

Staje się zupełnie zrozumiałe, że kolejnym wewnętrznym warunkiem modlitwy jest wytrwałość. Polega ona na tym, że nie rezygnujemy z modlitwy na rzecz wniesionego przez roztargnienie tematu, że spokojnie usuwamy roztargnienie przez akt strzelisty, że zaczynamy kierować emocjami i uczuciami nie pozwalając im na kierowanie naszym myśleniem i naszymi decyzjami. Chciałoby się nawet powiedzieć, że proces roztargnień skłania nas do uzyskiwania w sobie przewagi intelektu i woli nad emocjami i uczuciami. Aby ten proces kontynuować, aby więc nie załamała się wytrwałość, trzeba szukać pomocy w innych jeszcze środkach. Takim środkiem, a zarazem kolejnym warunkiem modlitwy, jest umartwienie. Stanowi ono zespół wielu działań i dotyczy wielu dziedzin naszego wewnętrznego życia. Wymaga więc osobnego omówienia.

Tu zauważmy, że umartwienie jako kolejny - po uznaniu modlitwy za najważniejszą czynność człowieka, po uświadomieniu sobie, że Bóg jest pierwszy wśród osób i rzeczy, po nabyciu pokory, po wysiłku uzyskania skupienia, po nabywaniu wytrwałości - to umartwienie więc jako szósty wewnętrzny warunek modlitwy, wspomaga nie tylko wytrwałość, samą modlitwę, lecz także cały proces oczyszczenia czynnego, który przygotowuje nas do podjęcia oczyszczenia biernego, stanowiącego właściwy odbiór tego, co Bóg w nas wnosi.

5.      Umartwienie

Najszerzej mówiąc, umartwienie to szereg czynności, skierowujących nas do tego, co słuszne i dobre.

O umartwieniu mówi się jednak często w kategoriach emocjonalnych. Rozumiemy je wtedy jako zespół czynności przykrych, przy pomocy których musimy porzucać rzeczy miłe i przyjemne, aby służyć temu, co słuszne i dobre, nie zawsze pociągające, nie zawsze wnoszące pogodę i radość. To emocjonalne rozumienie umartwienia wiąże się z ujmowaniem go w perspektywie pokuty.

Pokuta polega na przemianie myślenia, na zrozumieniu, że wyrządziliśmy krzywdę ludziom, Bogu lub sobie. Znakiem pokuty są najczęściej działania, stanowiące odwrotność działań krzywdzących. Jeżeli na przykład zagarnęliśmy czyjąś własność, czynnością pokutną jest oddanie tej własności, a ponadto dodatkowe zadośćuczynienie za wyrządzone przykrości. Ponieważ kradzież narusza zarazem miłość, która z natury swej chroni człowieka i wszystkie osoby, wystąpiliśmy przeciw Bogu. Aby tę obrazę Boga jakoś naprawić, najczęściej w działaniach pokutnych zadajemy sobie ból. To wiązanie pokuty z bólem może mieć źródło w skojarzeniu, że ból jest odwrotnością przyjemności. Potoczna bowiem teologia lub może psychologia ukazują grzech jako przyjemność. Odejście od grzechu ujawniamy więc w podjęciu bólu. Ponieważ w rzeczywistym kontakcie z Bogiem uderza nas najpierw świętość Boga i zarazem nasza grzeszność, chcemy pospiesznie wyjść z sytuacji grzechu, uwolnić się od niego. W takim nastawieniu pokutnym podejmujemy niekiedy radykalne umartwienia, czasem tak bolesne, że nie wytrzymuje ich nasze przeżycie lub zdrowie. Stosowano na przykład długotrwałe posty, biczowanie, umęczające pielgrzymki, pozbawienie się snu, stosowanie tego, co nieprzyjemne, wręcz przykre. Pokutnicy, odnoszący się do siebie zdecydowanie negatywnie, nie oszczędzali się w podejmowaniu umartwień.

Dzisiaj za pokutę uważa się raczej umartwienie wewnętrzne, zresztą trudniejsze niż zewnętrzne działania pokutne i bardziej wychowawcze. Wiemy zarazem, że postawę pokutną kształtuje w nas Duch Święty poprzez dar pobożności. Pokuta bowiem ma nie tylko ujawniać naszą niechęć do grzechu, lecz przede wszystkim tworzyć w nas trwałe odniesienie do dobra. Ma pomagać w nabywaniu cnót, które są umiejętnością trwania przy tym, co słuszne i dobre. Mówi się na przykład, że św. Hieronim podjął jako pokutę uczenie się języka hebrajskiego. Z tej wiedzy skorzystał Duch Święty i w efekcie św. Hieronim przetłumaczył na język łaciński Pismo święte (Vulgata) udostępniając chrześcijanom teksty objawione.

Dodajmy, że o umartwieniach pokutnych powinien decydować nasz spowiednik. Nie mogą one bowiem nas niszczyć, lecz uzdrawiać, kierować do dobra. Nie są bowiem same dla siebie. Są umartwieniem, a więc pomocą w odnalezieniu prawdy i dobra.

Ascetyczne, a przez to mniej emocjonalne rozumienie umartwienia wiąże się właśnie z ujmowaniem go w perspektywie modlitwy. Umartwienie jest wtedy albo ujawnieniem Bogu miłości, albo sposobem skłaniania siebie do wyrażania swej miłości Bogu.

Umartwienie jako ujawnienie miłości polega na tym, że na przykład nie jesteśmy w stanie przerwać modlitwy. Trwając w tej modlitwie nie podejmujemy w tym czasie czegoś innego, na przykład zapominamy o posiłku, rezygnujemy z kina, nie oglądamy telewizji. I nie jest to zaplanowane umartwienie, lecz pomijanie czegoś z powodu spełniania podstawowej czynności człowieka, którą jest modlitwa. Św. Franciszek nie dlatego przebywał w odosobnieniu na górze Alverno dłużej niż zamierzał, że chciał sobie dokuczyć, lecz że nie mógł przerwać modlitwy. I nie dlatego nie jadł zabranego z sobą chleba, by dłużej pościć, lecz, że modląc się nie pamiętał o jedzeniu. Często i my nie możemy przerwać czytanej książki, gdy wciąga nas jej akcja, głównie gdy jest to kryminał. Właśnie fascynacja tematem, fascynacja Bogiem mogą powodować, że zatrzymuje nas modlitwa. Dla patrzących z zewnątrz jest to podjęte umartwienie. Dla modlącego się jest to intensywne spotkanie, którego nie można przerwać. Przejawia ono naszą miłość do Boga jako powiązanie tak intensywne, że trudno nam wyjść z niego do innych zadań.

Częstym ujawnianiem miłości do Boga jest wybór takiego umartwiania, którym jest klauzura zakonna. Ludzie wstępując do zakonu, aby świadczyć o tym, że Bóg jest najgodniejszy miłości i aby mieć społeczne prawo do odosobnienia, ułatwiającego trwanie w modlitwie. Wybierają więc taki plan życia, by trwanie na modlitwie nie było zaniedbywaniem obowiązków wobec ludzi lub przyjmowania koniecznego pożywienia. Życie zakonne jest bowiem pustelniczym przebywaniem na górze Alverno w modlitwie i miłości do Boga.

Umartwienie jako sposób skłaniania siebie do wyrażania Bogu miłości polega na podejmowaniu działań umożliwiających modlitwę. Jest więc często wytrwałym przełamywaniem roztargnień. Stanowi podejmowanie modlitwy aktów strzelistych, niezależnie od tego, czy skłania nas do nich emocja.. Stanowi także czuwanie nad tym, aby nasze emocje nie wiązały się zbytnio z jakimkolwiek atrakcyjnym tematem, aby na przykład przeżywanie choćby filmu czy sportu nie zdominowało na dłużej naszego myślenia. Jest ćwiczeniem się w wyznaczaniu każdej sprawie właściwego jej miejsca. Jest z czasem umiejętnością rozpoznawania i wyboru tego, co słuszne i dobre. Dzięki temu umiemy nawet z rozbawienia przejść do poważnej rozmowy, gdy ktoś jej potrzebuje. Będziemy też umieli odejść od wykonywanej i atrakcyjnej pracy, gdy nadejdzie czas modlitwy. To umartwienie jest w sumie umiejętnością zharmonizowania swych umiejętności i działań w taki sposób, by w naszym życiu panował ład, który polega na porządku celów. Pierwszy jest Bóg, dalej służba ludziom, a potem służba sobie.

Osobowość każdego człowieka jest inna. Co innego przeszkadza nam w skupieniu, co innego ktoś musi w sobie przesunąć na drugie miejsce. Lekarz na przykład musi umieć zareagować natychmiast na potrzeby chorego i porzucić to, czym aktualnie się zajmuje. Człowiek musi umieć podjąć modlitwę i odejść na przykład od rozrywki. Trzeba więc stwierdzić w związku z tym, że w każdym człowieku umartwienie dotyczy czego innego. Nie ma zatem umartwienia w ogóle, jakkolwiek każdy z nas powinien podejmować post i jałmużnę. Sam jednak post może dotyczyć w każdym człowieku czego innego. Celem umartwienia jest bowiem to, co przeszkadza w podejmowaniu obowiązków i modlitwy. Tę przeszkodę może stanowić nadmierne jedzenie lub niechęć do jedzenia. Niekiedy postawa umartwienia wymaga zrezygnowania właśnie ograniczeń w jedzeniu. Gdy na przykład grozi nam anemia, powinniśmy nawet używać wina w sytuacji zobowiązania się do abstynencji. Umartwienie jest sposobem posługiwania się wolnością w taki sposób, by kierował nami rozsądek i osiąganie słusznych i najważniejszych celów.

Rozważmy tu umartwienie jako podejmowane przez nas sposoby nabycia umiejętności wyrażania Bogu miłości. Sami ustalamy to, co według nas uniemożliwia nam modlitwę. Może się zdarzyć, że ucząc się przez umartwienie dystansowania tego, co mniej ważne, nie zdystansujemy siebie i swoich pomysłów wyrażania miłości Bogu. I może się zdarzyć, że będziemy bronili tego, co z czasem przestaje być znakiem miłości. Staje się wtedy potrzebne umartwienie, wynikające z życzeń Bożych lub to umartwienie, które umożliwi podjęcie tych życzeń. Będzie to umartwienie dotyczące całego życia religijnego.

To pełne i zorganizowane umartwienie, wspomagające kształtowanie się w nas życia religijnego, jest podjętym przez nas oczyszczeniem czynnym.

Należy teraz rozważyć, czym jest oczyszczenie czynne. Jest ono właśnie zespołem umartwień, chroniących nas przed grzechem, ułatwiających nabywanie cnót i sprzyjających przejawianiu się w nas darów Ducha Świętego.

6.      Droga oczyszczenia

Odróżnia się w ujęciach ascetycznych trzy etapy drogi człowieka do Boga: jest to droga oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. Przyjmuje się też pogląd, że zjednoczenie czynne obejmuje drogę oczyszczenia i jakąś część drogi oświecenia i że na drodze oświecenia dokonuje się pełne oczyszczenie bierne. Samą teorię modlitwy wyjaśniamy poprzez odróżnienie przede wszystkim oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego. W dalszych rozważaniach zastanowimy się, czy oczyszczenie bierne sprawia w nas Bóg także jeszcze na drodze zjednoczenia. Dla zrozumienia odmian modlitwy ważne są trzy aspekty naszego życia religijnego: przejście przez oczyszczenie czynne, przez ciemną noc miłości i przez oczyszczenie bierne.

Ponieważ modlitwa wymaga umartwienia, które stanowi obronę naszej miłości do Boga, rozważmy teraz to pełne i zorganizowane umartwienie, które można właśnie nazwać oczyszczeniem czynnym. Przypomnijmy też, że to oczyszczenie czynne chroni nas przed grzechem, ułatwia nabywanie cnót i sprzyja przejawianiu się w nas darów Ducha Świętego. Jako więc zorganizowane umartwienie wspomaga kształtowanie się w nas życia religijnego.

Zwróćmy uwagę najpierw na swoistą naturalność drogi oczyszczenia. Zdarza się przecież, że czynimy coś, co jest w kolizji z życzeniami Boga. Uświadamiamy więc sobie grzech i przeżywamy żal, który wyraża naszą chęć powrotu do Boga. Ten żal wskazuje też na to, że pokonała nas słabość, że nie rozpoznaliśmy życzeń Bożych, że zamało się modlimy, że zaufaliśmy tylko własnym siłom. Zaczynamy więc szukać pomocy u Boga, prosić o tę pomoc i wycofywać się z pomyłek i grzechu. Wszystko to wskazuje, że nasz kontakt z Bogiem, stały i wierny, nie jest do końca zdecydowany, że możliwe są niewierności i grzechy, że zgodność życzeń Bożych z naszymi życzeniami jeszcze się nie utrwaliła. Jest to więc znak, że nie znajdujemy się jeszcze w etapie zjednoczenia, że potrzebna nam jest droga oświecenia. Wynika z tego, że nasze życie religijne wymaga drogi oczyszczenia.

Znakiem rozpoznawczym tej drogi jest nasza walka o trwanie w łasce uświęcającej, czyli walka z grzechem. Znakiem, że ta droga się realizuje jest nasz świadomy wysiłek, by kierując się wiarą współpracować z łaską.

Słusznie uważa się, że oczyszczenie czynne zaczyna się od spowiedzi i w niej się przejawia. Chodzi tu o usunięcie grzechu i o wzmocnienie się w walce z wadami. Inaczej mówiąc, chodzi o uwolnienie się od presji, jaką wywiera na nas świat i nasze ciało. Chodzi o świat, który organizuje się poza Bogiem i o ciało, które chce zrealizować swoje cele bez uzgodnienia ich z duszą i przykazaniami. Tak wyjaśnia się w ascetyce potrzebę zdystansowania rzeczy. Przypomnijmy, że to zdystansowanie umożliwia nam - według Mertona - modlitwa myślna. Zwyczajnie mówiąc, chodzi o poddanie nas dominacji Ducha Świętego.

Należy podkreślić, że oczyszczające nas umartwienie podejmujemy pod wpływem Ducha Świętego. Jednak na drodze oczyszczenia jeszcze wciąż my jesteśmy głównymi inicjatorami walki. Sposobem tej walki jest modlitwa, która skłania do umartwienia i sprawia, że służy ono pogłębianiu życia religijnego, a nie na przykład uzyskiwaniu sprawności wyłącznie charakterologicznych. Ten skutek modlitwy i umartwienia przejawia się w osłabieniu pychy, której doświadczamy najczęściej w postaci egoizmu. Egoizm polega na podporządkowaniu wszystkiego sobie, na uczynieniu siebie celem i przedmiotem podejmowanych decyzji. W takiej walce wspiera nas Bóg swą łaską i z tego względu stosujemy takie środki walki, jak właśnie modlitwa, post, jałmużna i rady ewangeliczne: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo.

Nasze niedoskonałości wynikają nie tylko ze złej woli. Wynikają ze słabości i braków naszej natury, ze skutków grzechu pierworodnego. Nasz swoiście naturalny stan jest stanem niedoskonałości i grzechu, któremu należy się przeciwstawić. Jest więc zrozumiałe, że droga oczyszczenia polega na nabyciu sprawności nie popełniania grzechu. Ten grzech się zdarza. Rytmem życia religijnego na drodze oczyszczenia jest więc nieustanne pokonywanie grzechu, a inaczej mówiąc, nieustanne nawrócenie, czyli skierowanie się do Boga. Gdy ta wierność Bogu się utrwali, jesteśmy już na drodze oświecenia.

Podkreślmy tu wyraźnie, że nasze porzucenie grzechu wiąże się z osłabieniem wad, usuwaniem nieznajomości wiary i opanowywaniem głównych, jak nazywa to św. Jan Ewangelista, pożądliwości: pożądliwości oczu, pożądliwości ciała i pychy. Chodzi o opieranie się temu, co zagraża życiu łaski i naszej miłości do Boga.

Może się jednak zdarzyć, że nie zaczynamy życia religijnego z pozycji grzechu. Początkiem nawrócenia jest wtedy świadomy wybór miłości do Boga. W tej sytuacji nasze oczyszczenie dotyczy opierania się pożądliwości i dalszego unikania grzechu. Widzimy bowiem i w tym stanie swoją niedoskonałość i niebezpieczeństwo egoizmu.

Niezależnie od stopnia grzeszności, modlimy się wyrażając Bogu miłość. Tę miłość Bóg nagradza tak zwanymi pociechami. Mają one na przykład postać radości, zadowolenia z modlitwy, uspokojenia, skupienia. Nieuchronnie przywykamy do tych pociech. I może się zdarzyć, że bardziej ich szukamy niż Boga. Gdy się w tym zorientujemy, zaczynamy dystansować te pociechy, wyzwalać się z nich, porzucać je.

Wychowawcy życia religijnego nazywają to pomijanie pociech na modlitwie czynną nocą zmysłów. Skutkiem przeprowadzenia tej czynnej nocy zmysłów jest oczyszczenie uczuć, wyobraźni i pamięci. Towarzyszy temu czynna noc umysłu, która polega na oczyszczeniu intelektu i woli. Chodzi tu o opanowanie tego wszystkiego, co kieruje nas do rzeczy oddalających od Boga. Celem obu tych czynnych nocy jest uzyskiwanie trwałego skierowania do Boga. Środkami zalecanymi przez wychowawców są: modlitwa prywatna i liturgiczna, spowiedź, Msza święta i Komunia święta.

Znakiem rozpoznawczych, że dokonuje się w nas oczyszczenie i że, postępujemy na drodze oczyszczenia jest przede wszystkim częsta, a z czasem nieustanna modlitwa, umiejętność pominięcia rzeczy, ujmowania siebie w świetle prawd wiary.

W przeżyciach, to znaczy w towarzyszących temu doznaniach psychicznych, mamy poczucie samotności. Jest to bardzo bolesne poczucie, gdyż już nie cieszy nas nic, co swoiście należy do tego świata, a nie ma jeszcze pełnego, właśnie psychicznego powiązania z Bogiem. Niektórzy wychowawcy nazywają te przeżycia etapem pustyni. Na pustyni bowiem czujemy się osamotnieni i zarazem narażenia na szereg zagrożeń. Życie jest tu po prostu trudne.

Ze względu na ten swoisty trud życia, podejmujemy szereg postanowień szczegółowych. Dotyczą one właśnie kierowania ku Bogu wyobraźni, pamięci, intelektu i woli. Wskazuje to na to, że owocuje w nas modlitwa myślna. Wciąga nas zarazem modlitwa liturgiczna. Podejmujemy też modlitwę afektywną. To trudne życie staje się jednak powoli zorganizowane. Obserwujemy regularność w przyjmowaniu sakramentów, w lekturze Pisma świętego. Chętnie też czynimy dobro, które jest służbą ludziom.

Wyniki pracy nad sobą określamy w ten sposób, że uzyskaliśmy pierwszy stopień pokory i pierwszy stopień miłości.

Pierwszy stopień pokory polega na przestrzeganiu przykazań i nie popełnianiu grzechów ciężkich. Mamy poczucie, że ważniejsze jest dla nas całe udręczenie niż podjęcie czegoś, co oddalałoby od Boga.

Pierwszy stopień miłości to wykluczenie grzechów, aby trwać w łasce, to znaczy w stałej łączności z Bogiem. Wprost lękamy się utracenia łaski uświęcającej. Zabezpieczamy się umocnieniem w cnotach.

Cały ten okres życia religijnego, nazywany drogą oczyszczenia, polega w sumie na kierowaniu się do dobra, na uzyskiwaniu cnót, na trwaniu w modlitwie ustnej i myślnej, którą przepaja tęsknota i miłość do Boga.

Te wszystkie wypracowane przez nas osiągnięcia powinny poprowadzić nas dalej. Gdy przedłuża się ten etap życia religijnego, grozi nam oziębłość lub tak zwany stan opóźnienia. Może nas na drodze oczyszczenia zatrzymać poddanie się lenistwu. Może to spowodować brak właściwego kierownictwa duchowego. Życie religijne, które zatrzymałoby się u progu drogi oświecenia, byłoby nie podjęciem szansy dalszego rozwoju duchowego.

7.      Początek drogi oświecenia

Wchodząc na drogę oświecenia, kontynuujemy rozwój swego życia duchowego. Charakteryzuje się on w dalszym ciągu naszym wysiłkiem w utrwalaniu więzi z Bogiem i zarazem bardziej już wyraźną pomocą Boga. Tę pomoc Boga rozpoznajemy w skutkach procesu oczyszczenia. Są to bowiem skutki, których sami nie moglibyśmy osiągnąć.

Scharakteryzowanie drogi oświecenia podejmujemy w grupie tych wydarzeń religijnych, które nazywają się oczyszczeniem czynnym. . Niektórzy bowiem - przypomnijmy - wychowawcy życia religijnego uważają, że pełne oczyszczenie czynne uzyskujemy w połowie drogi oświecenia.

Droga oświecenia polega na pogłębieniu naszego poznawania prawd wiary i na uzyskiwaniu trwalszego połączenia z Bogiem. Utrwalają się w nas cnoty i pełniej żyjemy łaską, czyli obecnością w nas Boga. Ta obecność wyraża się w głębszej lub intensywniejszej miłości. Miłość jest tu powodem cnót i zarazem oczyszczenia. Praktycznie rozpoznajemy drogę oświecenia w stopniu naszego zbliżenia się do Chrystusa. Jest to zarazem skutek nie tylko kierowania się miłością, lecz także skutek modlitwy jako już nieustannej prośby o trwanie naszych więzi z Bogiem.

Pogłębienie miłości, czynna noc zmysłów, czynna noc umysłu, towarzyszące temu nasze kierowanie się bardziej do Boga niż do pociech wynikających z modlitwy, wskazują, że Bóg już zaczął intensywniej przekształcać nasze do Niego odniesienia. Bóg tylko pomaga nam w tym przekształcaniu. Jest to więc wciąż jeszcze oczyszczenie czynne.

Powoli Bóg przejmuje inicjatywę i oczyszczenie czynne przekształca się w oczyszczenie bierne. Ten okres przejścia z oczyszczenia czynnego w oczyszczenie bierne nazywamy ciemną nocą miłości. Chodzi tu o to, że nie rozumiemy dokonujących się przekształceń i bronimy naszego projektu życia religijnego. Gdy wreszcie uda się nam zrozumieć i uznać dokonywane się w nas przez Boga oczyszczenie, wtedy już spokojniej przebiega w nas oczyszczenie bierne, mijamy ciemną noc duszy i nie przeszkadzamy Bogu w dokonywaniu w nas zjednoczenia.

Zajmując się teraz tylko połową drogi oświecenia, a więc procesem oczyszczenia od strony naszej w nim inicjatywy, zwróćmy uwagę na uwyraźnienie się w nas działania darów Ducha Świętego. W początkach tej drogi wspomaga nas głównie dar bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Pod koniec drogi oświecenia, naszym ratunkiem będzie dar rozumu, który teraz także działa i pogłębia nasze religijne rozumienie Boga. W pełni ukierunkuje nasz intelekt pod koniec drogi oświecenia. W początkach tej drogi pilniejsza jest dla nas pokora, nadzieja i pokusa, które nas chronią przed złymi skutkami poczucia grzeszności.

Dar bojaźni Bożej, wspomagając nas w oczyszczeniu na drodze oświecenia, pozwala nam prawidłowo rozpoznać siebie i ocenić. Chroni nas przed porzuceniem życia religijnego z powodu poczucia naszej grzeszności. Równowaga, wynikająca z przeżycia naszej grzeszności i świętości Boga jest tym, co nazywamy pokorą. Pokora jest wobec tego prawidłowym i spokojnym zachowaniem wszystkich wydarzeń religijnych na tej drodze. Ma postać cierpliwości wobec roztargnień i pokus. Stając się w nas umiejętnością dystansu wobec rzeczy i wszystkiego, co nie jest Bogiem, kształtuje w nas zarazem cnotę czystości, która polega na uzgodnieniu z Bogiem, poprzez zachowanie przykazań, tego, co biorę dla siebie. Nasze reagowania zmysłowe skłaniają nas wtedy nie do tego, aby przeżywać proporcjonalną do danego zmysłu przyjemność, lecz aby wskutek takiego zareagowania wspomagać ludzi w ich dążeniu do Boga i w ich ciemnej nocy. Cnota pokory utrwala wobec tego pamięć o Bogu i pragnienie Boga.

Dar umiejętności skłania nas do wiązania z Bogiem wszystkich naszych nadziei. Łatwiej nam wtedy przeżyć nasze pomijanie rzeczy. Łatwiej nam także przeżyć niepokój, że Bóg jest wciąż jeszcze daleko, że nasze więzi z Bogiem są słabe i że tak trudno je utrwalić. Umiemy jednak właściwie oceniać nawet ten dystans. Umacnia nas zapowiedź Chrystusa, że płaczący będą pocieszeni. Płacz bowiem jest znakiem tęsknoty. Tęsknota jest z kolei znakiem, że trwa nasze życie religijne i prawidłowo się rozwija. Jest zarazem znakiem umacniania się nadziei.

Dar pobożności mobilizuje nas do odnoszenia się z czcią do Boga i do ludzi. W porównaniu z tym działaniem, nasza nadzieja nie jest biernym założeniem rąk, czekaniem, wyłączeniem się na przykład z modlitwy. Dar pobożności ożywia w nas bowiem poczucie sprawiedliwości, posłuszeństwo Bogu i właśnie pokutę. W duchu pokuty spełniamy naszą pracę i z większym zapałem pokonujemy związane z nią trudy. Nie unikamy umartwień, łatwiej znosimy ból i cierpienie. Sprawiedliwość skłania nas do postawy czci wobec Boga i do służenia z czcią wszystkim ludziom. Posłuszeństwo ułatwia nam zachowanie przykazań.

Dominującą postawą w tym czynnym oczyszczeniu na drodze oświecenia jest przede wszystkim cierpliwość i zaufanie do Boga, nazywane nadzieją. Czekamy cierpliwie na skutki tego, do czego skłaniają nas dary Ducha Świętego. Tymi skutkami są umacniające się w nas cnoty, głównie pokora, posłuszeństwo i sprawiedliwość. Ufamy Bogu i jemu pozostawiamy decyzję w dziedzinie naszego rozwoju religijnego. Uczymy się liczyć z wolą Boga. Uzgadniamy więc nasze życzenia z życzeniami Bożymi.

I przypomnijmy tu, że zgodność woli człowieka z wolą Boga jest moralną świętością ludzi.

II.    Modlitwa w oczyszczeniu biernym

A.    Ciemna noc miłości

Powtórzmy najpierw, że początek oczyszczenia biernego sytuuje się w połowie drogi oświecenia. Niektórzy teoretycy życia religijnego uważają, że oczyszczenie bierne dokonuje się między modlitwą nabytego skupienia a modlitwą prostego zjednoczenia. Samą ciemną noc miłości przejawiałaby modlitwa wlanego skupienia i modlitwa ukojenia.

Znakami oczyszczenia biernego są: bierna noc zmysłów, wyobraźni i pamięci oraz bierna noc duszy jako oczyszczenie intelektu i woli. Te odmiany oczyszczeń stanowią w naszych przeżyciach ciemną noc miłości.

Stosując odróżnienie oczyszczenia czynnego od oczyszczenia biernego dla scharakteryzowania odmian modlitwy, wypracowanych przez nas w oczyszczeniu czynnym i wywołanych w nas przez Boga w oczyszczeniu biernym, przyjmuje, że całe życie religijne jest objęte oczyszczeniem. Ciemna noc duszy oznaczałaby tu przeżycie trudu uznania i zrozumienia propozycji Boga aż do momentu, w który życzenia Boże staną się już naszymi życzeniami, a prawdy wiary treścią naszego myślenia. W związku z tym, głównymi znakami rozpoznawczymi ciemnej nocy miłości są dwie odmiany modlitwy: modlitwa kontemplacji wlanej czynnej jako modlitwa wlanego skupienia i modlitwa kontemplacji wlanej biernej jako modlitwa ukojenia lub odpocznienia. Modlitwa kontemplacji wlanej biernej jako modlitwa prostego zjednoczenia kończy ciemną noc miłości.

Scharakteryzujmy najpierw te odmiany modlitwy.

1.      Modlitwa wlanego skupienia

Modlitwa wlanego skupienia jest już wyraźnie wywołana w nas przez Boga, blisko związana jednak z modlitwą nabytego skupienia. Polega ona na tym, że inicjatywę w naszym patrzeniu na Boga przejmuje sam Bóg. To już nie tylko my skierowujemy się do Boga, pamiętamy o Nim i trwamy we współobecności. To już Bóg sprawia, że szukamy Go z miłością, że trwamy w spotkaniu z Bogiem, że Go szukamy z tęsknotą, spełniając najgłębszą potrzebę przebywania z Chrystusem. Znaczy to, że Duch Święty swym natchnieniem pogłębia i przemienia nasze wewnętrzne oglądanie Boga i trwanie przy Nim.

Znakiem, że ta modlitwa rzeczywiście jest naszym udziałem, jest powiększenie się lub pomnażanie naszej miłości do Boga. Wymierzenie jednak pogłębiania się i pomnażania miłości nie jest łatwe. Najczęściej określa się je jako głód Boga. Głód oznacza to, że giniemy, umieramy bez wody i przyjmowania posiłku. Podobnie głód Boga oznacza, że swoiście umieramy, giniemy bez obecności Boga. W naszych przeżyciach jawi się to jako znajdowanie sensu swego życia, wprost moc podtrzymującej nas we wszystkim, co robimy. Jest to wprost uzasadnienie życia i działań. Bóg staje się podstawowym i pierwszym motywem naszych działań. Taką motywację także jednak możemy w sobie wypracować. Gdy pojawia się z taką siłą, że dominuje wśród innych motywów, a zarazem wzmaga tęsknotę do Boga, spowiednik może przypuszczać, że jest to modlitwa skupienia wlanego.

Nazywa się też tę modlitwą kontemplacją wlaną czynną. Znaczy to, że już Bóg przekształca naszą modlitwę, lecz że jeszcze i my wpływamy na nią i wnosimy w nią od nas pochodzące elementy. Jeszcze my bowiem wybieramy umartwienie, sprzyjające tej modlitwie, jeszcze my wybieramy dary, którymi chcemy wyrazić Bogu swą miłość. Te dary to określone działania wobec ludzi, nasz pomysł służenia im tym, co według nas jest im potrzebne. Jeszcze nie dokonało się w nas uzgodnienie życzeń Boga z naszymi życzeniami, a właściwie uznanie życzeń Bożych za nasze własne życzenia.

Dodajmy, że zbawiają nas życzenia Boga, a nie nasze umartwienia. Zarazem przyjęcie życzeń Bożych i realizowanie według nich swego życia, jest prawidłowym życiem religijnym.

Modlitwa kontemplacji wlanej czynnej jest znakiem, że może nastąpić modlitwa kontemplacji wlanej biernej, to znaczy uznania życzeń Bożych za swoje. Modlitwa skupienia wlanego, a więc kontemplacji wlanej czynnej, jest bardziej znakiem tego, że dzieje się w nas dopiero etap uzgadniania tego, co Bóg dla nas przewidział, z naszą propozycją naszych odniesień do Boga. Modlitwa ta jest więc znakiem, że trwa w nas ciemna noc duszy.

Ciemna noc duszy - przypomnijmy - jest w naszych przeżyciach przejawem dokonywania w nas przez Boga oczyszczenia biernego. Jeszcze bowiem nie widzimy jasno, że należy podjąć wszystko, co wyznaczają w nas dary Ducha Świętego.

Modlitwa skupienia wlanego, którą Bóg w nas kształtuje, jest skutkiem pełniejszego przejawiania się w nas darów Ducha Świętego. Znaczy to, że zaczynamy rozumieć i chcieć tego, czego Bóg od nas oczekuje, lecz jeszcze nie umiemy w pełni tego odczytać, ani temu zaufać. Propozycja Boga jest często tak różna od naszej propozycji życia, że raczej uważamy swoje życie, a głównie życie religijne, za coś, co się nam nie udało. Wszystko, co zrobiliśmy, wszystkie umartwienia, służba ludziom, wydają się nam nieporozumieniem, błędem, złą drogą. Wydaje się nam, że należy wszystko zacząć od początku, że wszystko, co było do tej pory, jest błędem. W pewnym sensie tak jest. Jednak nie byłoby bez poprzednich etapów aktualnie kształtującej się modlitwy skupienia wlanego.

Z większą siłą funkcjonuje w nas przeżycie, ciemna noc duszy, niż modlitwa wlanego skupienia. Najczęściej zwierzamy spowiednikom ten stan niepokojów i przeżyć. Znakiem pozytywnym dla spowiednika może być nasze poczucie przegranego życia. I nie tym należy się martwić. Należy tylko odszukać w tych zwierzeniach znaków pogłębiania się i pomnażania miłości do Boga. Wciąż podstawowym znakiem jest tęsknota do Boga, swoisty głód Boga, uzasadnianie Bogiem wszystkiego, co robimy.

Właśnie nieważne jest - w pewnym sensie - to, co robimy. Nieważne są nasze osiągnięcia. Osiągnięcia wymierne, jak na przykład już znany nam spokój, radość, skupienie, są wtórne. Bóg właśnie zaczyna nas wyraźniej od nich odzwyczajać i skupiać naszą uwagę na sobie. Zaczyna kształtować nasze prawdziwe odniesienie do Niego.

Osobno omówimy ten etap modlitwy z punktu widzenia ciemnej nocy duszy. Teraz chodzi tylko o scharakteryzowanie samej modlitwy wlanego skupienia.

Powtórzmy, że jest ona bardzo podobna do modlitwy nabytego skupienia. Tak samo skierowujemy się miłującą uwagą na Boga, bet słów i rozmyślań, tak samo trwa w nas pamięć o Bogu i tak samo przebywamy z Chrystusem w tajemnicy wiary. Różnica między modlitwą skupienia nabytego, a skupienia wlanego polega tylko na tym, że Bóg już sprawia w nas, że Go szukamy, że o Nim pamiętamy, że przebywamy wewnętrznie z Chrystusem. Sposobem rozpoznania tej modlitwy jest jej skutek, a mianowicie pogłębienie i pomnożenie się naszej miłości do Boga. Nie łatwo jednak zmierzyć ten skutek. Spowiednik powinien badać raczej, czy owocuje w nas dar bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Te bowiem dary Ducha Świętego wspomagają nas i przejawiają się w początkach biernego oczyszczenia, które ujawnia modlitwa skupienia wlanego.

Nie rozwijając problemów darów Ducha Świętego, gdyż będzie to stanowiło osobny temat, wspomnijmy raz jeszcze, że dar bojaźni Bożej doskonali w nas wewnętrzną równowagę, a więc zarazem prawdę o nas i o Bogu. Odbieramy Boga w Jego ogromnej świętości i z tego względu przeraża nas nasza grzeszność. Poczucie równowagi powinno uchronić nas przed przerażeniem się naszą grzesznością, powinno wywołać w nas przyznanie się do tego, kim jesteśmy. Nazywamy to pokorą. Otóż spowiednik winien badać autentyczność naszej pokory.

Dar umiejętności uczy nas przyznania Bogu pierwszego w nas miejsca i zarazem nadziei, że Bóg szczerze poszukuje z nami kontaktu. Spowiednik powinien badać szczerość naszego zaufania Bogu, z czym wiąże się umiejętność zobaczenia swej roli w życiu religijnym, roli osoby kształtowanej.

Dar pobożności doskonali nasze więzi z Bogiem, właśnie religię. Skieruje nas do Boga w czci i pokucie, która polega na wiernym wypełnianiu przykazań.

Inaczej mówiąc, znakiem, a zarazem sposobem rozpoznawania modlitwy skupienia wlanego, jest moralne życie chrześcijańskie, polegające na pełnieniu przykazań, a głównie przykazania miłości do Boga i bliźniego. Jeżeli spowiednik nie stwierdza tu wykroczeń, może uznać, że zgodnie ze zwierzeniem dzieje się w kimś modlitwa skupienia wlanego, gdy zarazem trwa modlitwa nabytego skupienia. Sami też możemy ze spokojem trwać w wewnętrznej obecności z Bogiem, nie martwiąc się, że nie udają się nam wcześniejsze odmiany modlitwy. Możemy być pewni, że trwamy w kontakcie z Bogiem i że ten kontakt prawidłowo się rozwija wbrew temu, o czym informują nas nasze przeżycia, teraz przecież przejawiające ciemną noc miłości.

Dopowiedzmy też, że życie modlitwy nie polega na osiągnięciach, lecz na nieustannym ogołoceniu, to znaczy na utracie wszystkiego, co nie jest samym Bogiem. A znakiem dla nas jest wciąż tęsknota do Boga. Wyprowadza ona z obojętności, lenistwa, z załamywania się powiązań z Bogiem. Nie my bowiem, lecz już teraz w oczyszczeniu biernym Bóg jest autorem odmian naszej modlitwy i autentycznej więzi z Sobą.

2.      Modlitwa ukojenia lub odpocznienia

Etap kontemplacji zaczyna się już od modlitwy nabytego skupienia. Kontemplacją jest też skupienie wlane. Jest to jednak najpierw kontemplacja wlana czynna, czyli już sprawiana w nas przez Boga, lecz jeszcze my w niej podejmujemy inicjatywę w postaci umartwienia, sprzyjającego tej modlitwie, czy w postaci darów, którymi chcemy wyrazić Bogu miłość. Ta modlitwa kontemplacji wlanej czynnej jest znakiem, że może nastąpić modlitwa kontemplacji wlanej biernej, to znaczy początku uznawania życzeń Bożych za nasze własne życzenia. We wszystkich tych odmianach modlitwy, kontemplacja oznacza, że naszemu wewnętrznemu kontaktowi z Bogiem towarzyszy radość. I właśnie tę radość Bóg zaczyna w nas oczyszczać.

Modlitwa kontemplacji wlanej biernej jako modlitwa ukojenia lub odpocznienia, to skutek, a przedtem ogromny trud uzgodnienia naszej woli z wolą Boga. Zaczynamy to rozumieć i chcieć tego, czego Bóg od nas oczekuje. Nie zawsze jednak w pełni odczytujemy życzenia Boga. Nie zawsze też umiemy im zaufać. Wspiera nas w zaufaniu dar bojaźni Bożej, który wychowuje w nas pokorę i wspiera nas dar umiejętności pogłębiający naszą nadzieję. Przeszkadza nam jednak nasze rozumienie życia religijnego i rozumienie miłości do Boga. W innych też znakach odczytujemy rozwój naszego życia religijnego i rozwój miłości. Mierzymy ten rozwój wciąż stopniem skupienia, pokoju i radości. Zarazem przywykamy do tych skutków wypracowanej przez nas modlitwy. Oczyszczenie bierne dotyczy przemiany tych skutków.

W biernej nocy zmysłów Bóg wyzwala nas z towarzyszących modlitwie emocji, by nauczyć nas pragnienia samego Boga, a nie skutków z Nim spotkania.

W biernej nocy wyobraźni i pamięci Bóg uwalnia nas od przywiązania do naszych projektów życia religijnego, od tego, co wyobrażamy sobie i pamiętamy, że jest naszą właściwą drogą do Boga.

W biernej nocy duszy podlega oczyszczeniu miłość, wiara i nadzieja.

Przywiązani do naszego projektu życia religijnego, przestajemy w oczyszczeniu biernym rozumieć, a potem samym chcieć tego, co w nas się zmienia. Nie chcemy przemiany tak już świetnie zorganizowanego w nas życia religijnego uważając, że bronimy wiążących nas z Bogiem relacji miłości, wiary i nadziei. I powoli pod wpływem darów Ducha Świętego, zgadzamy się na życzenia Boga. Staje się w nas i spełnia modlitwa ukojenia lub odpocznienia. Jest to zgoda naszej woli na to, co Bóg w nas wnosi.

3.      Rozpacz i ateizm

Powtórzmy, że ciemna noc miłości dzieje się między modlitwą nabytego skupienia i modlitwą prostego zjednoczenia, której jeszcze nie omawialiśmy. Zamyka ona bowiem zespół przeżyć, stanowiących ciemną noc. Samą ciemną noc wyrażają dwie odmiany modlitwy, a mianowicie modlitwa kontemplacji wlanej czynnej i modlitwa kontemplacji wlanej biernej. Te odmiany modlitwy przejawiają zupełnie zrozumiały proces psychiczny, który polega na tym, że już szukamy Boga na mocy Jego inicjatywy i wezwania, że już akcentujemy życzenia Boga, lecz jeszcze nie wszystkie umiemy rozpoznać. W modlitwie kontemplacji wlanej czynnej Bóg właśnie powoduje, że Go szukamy, w modlitwie kontemplacji wlanej biernej nasze życzenia są zgodne z życzeniami Boga. Brakuje nam tylko pełnego poznania tych życzeń. Forsujemy więc jeszcze własną propozycję życia religijnego. Jest to zrozumiałe i naturalne, że kierujemy się swoimi rozumieniami odniesień do Boga. Bóg jednak musi w nie ingerować. Ten trud rozpoznania życzeń Bożych przeżywamy jako właśnie ciemna noc.

Podkreślmy więc wyraźnie, że nie rozumiejąc do końca propozycji Bożych, którymi Bóg zmienia nasze odniesienia do Niego, przeżywamy poczucie zagrożenia życia religijnego, poczucie jego utraty. Wywołuje to lęk, że Bóg nie chce z nami kontaktu. Widocznie nie jesteśmy godni trwania w powiązaniach z Bogiem przez miłość. Sprawia nam to ból. Wywołuje bolesne zawstydzenie. Cierpimy. Chcemy jednak ratować swój kontakt z Bogiem. Zwiększamy ilość umartwień, ćwiczeń duchowych. Wprowadza to swoisty popłoch w nasze moralne życie.

Poczucie zagrożenia, przejawiające się w przeżywaniu lęku, bólu, zawstydzenia, że przegrywamy swe życie religijne, to normalne przejawy procesu narastania rozpaczy. Gdy ten proces uzyska etap smutku, nastąpi rozpacz. Gdy łaska i dary Ducha Świętego nas wspomaga męką tego okresu stanie się tylko lęk, ból, zawstydzenie. Należy wtedy cierpliwie ufać Bogu i znosić dokuczającą nam tęsknotę do Boga. Tęsknota bowiem jest zawsze znakiem, że życie religijne pojawia się w nas normalnie.

Pierwszym więc skutkiem braku rozpoznania życzeń Bożych jest narastanie poczucia zagrożenia, a więc pogłębiania się procesu rozpaczy. Jest to typowy przejaw ciemnej nocy miłości. Bóg wyprowadzi nas z niego, to znaczy z tego procesu lęku, bólu i zawstydzenia, gdy nauczymy się kierowania wprost do Boga i zdystansowania radości, spokoju i skupienia. To uczenie się nosi nazwę oschłości. Chodzi o to, aby w życiu religijnym wystarczał nam Bóg, abyśmy bardziej pragnęli Boga niż skutków, wynikających ze spotkania z Bogiem.

Drugim skutkiem braku rozpoznania życzeń Bożych, gdy umęcza nas narastający proces rozpaczy, jest wycofanie się z życia religijnego. Widocznym przejawem tego aspektu ciemnej nocy miłości jest ateizm.

Mamy poczucie, że odnosimy się do Boga szczerze i z całą ufnością. Ukierunkowaliśmy na Boga całe swe życie. Sądzimy jednak, że Bóg nie podejmie oddanej mu miłości. Nie mamy w każdym razie żadnych znaków, że chce podtrzymać z nami kontakt. Wydaje się nam więc, że albo nie mamy szans na pogłębienie życia religijnego z powodu naszej grzeszności, albo po prostu Bóg nie istnieje. Gdyby bowiem istniał, nie mógłby być tak obojętny na kierowaną do Niego miłość. Zaniepokojeni tym wszystkim, psychicznie zmęczeni, nie ufamy swojej tęsknocie i nie ufamy Bogu. Powoli wycofujemy się z nieudanej drogi życia, wprost z życia religijnego. Decydujemy się na porzucenie Boga, na wygasanie tęsknoty, właśnie na ateizm.

Ta postać ateizmu zabiera najwięcej osób Kościołowi i ludziom. Ustają nasze kontakty z Bogiem, gdyż załamała się miłość do Boga. Załamana miłość do Boga, to zarazem pomniejszenie miłości do ludzi. Czujemy się izolowani, odepchnięci. Nie ufamy ludziom, nie umiemy ich pokochać. Nasz ateizm jest krzywą, która dotyka nie tylko nas, lecz także naszych bliskich i wszystkich ludzi, których spotykamy. Nie umiemy obdarować miłością.

Podkreślając to, że ten wtórny ateizm, polegający na wycofaniu się z powiązań z Bogiem, zdarza się najczęściej, zauważmy zarazem, że wymienia się ponadto dwie inne odmiany ateizmu.

Spotykamy się z ateizmem, który ma źródło w pomijaniu problematyki Boga. Dzieje się on w tak zwanych rodzinach racjonalistycznych, w których wykluczenie tematu Boga uważa się za obronę wolności człowieka.

Jest to głębokie nieporozumienie. Wiedza o istnieniu Boga należy do prawidłowo uprawianej filozofii bytu i stanowi jej wniosek. Znaczy to, że wszystkie byty jednakowe mają źródło swego istnienia w bycie, który jest Samym Istnieniem, samą więc w sobie racją realności. Gdyby tej racji nie było, trzeba by przyjąć, że każdy byt jednostkowy jest w swym istnieniu absolutny. Byłby więc zarazem niepochodny i pochodny. Struktura z wykluczających się elementów nie może istnieć. Ponieważ istniejemy realnie, istnieje też przyczyna sprawcza naszego istnienia. Jest nią Samoistne Istnienie, po prostu Bóg. Ta wiedza skłania do poszukiwania bliższych kontaktów z Bogiem. Brak tej wiedzy wyłącza nas z perspektywy Boga w celu bliższego poznania Go i nawiązania z Nim ewentualnej przyjaźni. Pedagogika więc pomijania wiedzy o Bogu, owocuje zwyczajnym ograniczeniem wiedzy, a tym samym szansy człowieka na kontaktowanie się ze wszystkimi istniejącymi bytami. Brak kontaktu z Bogiem jest tym właśnie ateizmem, wynikającym z niepełnej wiedzy o rzeczywistości.

Spotykamy się także z ateizmem, który wynika z uprawiania nauk i studiowania filozofii. Owszem, może się to zdarzyć, gdy nieprecyzyjnie uprawiamy filozofię lub utożsamiamy ją z naukami szczegółowymi. Wnioski bowiem nauk szczegółowych nie są wnioskami filozofii, gdyż filozofia zawsze dotyczy wewnętrznych przyczyn bytów jednostkowych, a nauki szczegółowe tylko własności tych bytów. Filozofia i nauki szczegółowe, uprawiane zgodnie ze swym przedmiotem, nie zawężają obrazu świata, lecz właśnie ten świat ukazują we wszystkich odmianach bytów. Filozofia bytu ujawnia istnienie także Boga jako bytu. Powtórzmy więc, że dobrze uprawiana filozofia nie kieruje nas do ateizmu.

Te dwie odmiany ateizmu są stałym źródłem oddzielenia ludzi od Boga. Najczęściej mamy do czynienia z ateizmem, który jest wynikiem zaniedbania się w kimś jego życia religijnego.

Dodajmy, że dotyczy to nie tylko społeczności czy narodów wychowywanych w jakiejś religii. Dotyczy to wszystkich ludzi, gdyż każdy człowiek staje wobec pytań eschatologicznych i musi rozstrzygnąć problem pierwszego bytu. Negacja tego bytu jest rezygnacją właśnie z życia religijnego, z osobistych kontaktów z Bogiem. Zostawia głęboki ślad w psychice, uczuciowości. Jest doznaniem zawodu, ograniczeniem szans miłości.

Ciemna noc miłości jest kryzysem w życiu religijnym, głębokim udręczeniem psychiki.

Gdy jest procesem lęku, bólu, zawstydzenia, będzie owocowało oczyszczeniem duszy z tego, co nieważne, wprost drugorzędne. Jeżeli nie przekształci się w smutek, przeminie. Wyzwoli nas z niej stała tęsknota do Boga i pomoc Ducha Świętego.

Gdy ciemna noc wyzwoli w nas właśnie smutek i załamanie się nadziei, zaowocuje naszym wycofaniem się z życia religijnego, wprost ateizmem. Jest to właśnie tragiczna sytuacja człowieka, gdyż przestaje on zarazem wierzyć w ufność. Przestaje, gdyż nie wiąże się z nikim miłością, która swoiście usprawiedliwia wiarę i nadzieję. Miłość jest bowiem pierwsza we wszystkich kontaktach z ludźmi. Jest także pierwsza w życiu religijnym. Stanowi to życie. Jej załamywanie się nazywamy właśnie ciemną nocą miłości.

Chroni nas i wyzwala z tej ciemnej nocy modlitwa prostego zjednoczenia, którą musimy uzyskać lub - mówiąc dokładniej - którą Bóg musi w nas wywołać. Jest to modlitwa rozumienia życzeń Bożych. Decyduje się w niej intelektualna wierność Bogu i pewność, że trwa nasze powiązanie z Bogiem. To przekonanie sprawia w nas Duch Święty swym darem rozumu. Już wola i intelekt są otwarte na Boga. Żałujemy, że tak długo trwało nasze dochodzenie do tego etapu kontaktu. Żal nam, że Chrystus musiał swym cierpieniem wysłużyć nam tę modlitwę. Żałujemy jeszcze mocniej za grzechy i głębiej rozumiemy cierpienia Chrystusa. Ożywia się w nas temat męki krzyżowej. Zarazem pogłębia się w nas pragnienie bezpośredniego widzenia Boga. Wzmaga się tęsknota, lecz już umiemy cierpliwie i w tej sprawie czekać na życzenia Boga. Rozumiemy, że uświęca nas wola Boga. Chcemy zarazem ją spełnić.

Uzyskaliśmy już proste zjednoczenie z Bogiem. Jesteśmy spokojni, bez emocji. Nasz los i naszą drogę życiową wyznacza Bóg. Wracamy spokojnie do pracy, pełnimy swoje obowiązki. Wraca zdolność stosowania wcześniejszych odmian modlitwy. Znajdujemy moc w modlitwie ustnej i myślnej. Wszystkimi odmianami modlitwy wyrażamy Bogu miłość. A Bóg, gdy zechce, może nas poprowadzić do modlitwy zjednoczenia bolesnego, ekstatycznego i przemieniającego. Godzimy się na Jego propozycję, chcemy uzgodnienia swojej woli z wolą Boga. Rozumiemy też, na czym to uzgodnienie polega, rozumiemy w pełni prawdy wiary.

4.      Przetrwanie rozpaczy

Ciemna noc, głównie w tych przejawach, które nazywamy procesem narastania rozpaczy, ma charakter ciągu niekonsekwencji. Podstawowym bowiem źródłem ciemnej nocy jest brak umiejętności odczytania do końca życzeń Bożych. Niepokoje więc przeżywa intelekt i zmienia się poziom naszej wiary. Odczuwamy też wtedy potrzebę bezpośredniego widzenia Boga. Tymczasem najgwałtowniejsze reakcje dzieją się w emocjach i uczuciach.

To prawda, że ciemna noc jest zespołem przeżyć. Już jednak w czynnej nocy zmysłów, wyobraźni i pamięci, emocje i uczucia zostały opanowane. Teraz, w ciemnej nocy miłości, podlega oczyszczeniu dusza człowieka, gdyż właśnie wola już podejmuje życzenia Boże w modlitwie kontemplacji wlanej biernej, a zdążając do modlitwy prostego zjednoczenia jeszcze doskonali się nasz intelekt.

Przemiany więc dokonują się w woli i intelekcie, a gwałtowne reakcje dzieją się w warstwie przeżyć, to znaczy w psychice, która jest zespołem zachowań cielesno-duchowych. Wygląda to tak, jakby fizycznie mocniejszy, starszy brat - ciało, stawał w obronie młodszego brata - ducha, słabszego, delikatniejszego, mniej wysportowanego, żyjącego problemami i poezją. Jest nawet wzruszająca ta reakcja psychiki na to, co dzieje się w woli i intelekcie. Jest jednak swoistym zagrożeniem.

Poczucie zagrożenia przejawiające się w lęku, że tracimy kontakt u Bogiem, jest emocją i uczuciem. Nawet ból i zawstydzenie są zespołami uczuć. Należy więc wtedy stosować sposoby opanowania uczuć, by je uchronić przed rozproszeniem i oderwaniem się od wskazań intelektu. Uczuć nie porządkuje decyzja lub informacja intelektualna. Scala je i chroni piękno. Ma ono zniewalającą siłę. Skupia na sobie uwagę i zatrzymuje przy sobie emocje i uczucia. Odwraca je od ich osobnych celów. Broni wobec tego przed swoistą zazdrością o Boga, przed wywołanym zazdrością niecierpliwym i bezładnym stosowaniem umartwień. Piękno wychowuje emocje i uczucia.

W okresie narastania poczucia zagrożenia należy więc kontaktować się z pięknem. Trzeba słuchać muzyki, oglądać dzieła sztuki, przebywać w pięknych krajobrazach. Wydaje się, że rozumieli to zakonodawcy, którzy budowali klasztory właśnie w pięknych krajobrazach i wypełniali kościoły oraz opactwa dziełami sztuki. Pomagało to w przetrwaniu ciemnej nocy.

Dodajmy, że ciemna noc miłości jest skutkiem i znakiem dokonywania w nas przez Boga oczyszczenia biernego. Ingerujemy w ten proces, sami wybieramy umartwienia, sami chcemy kształtować swoje życie religijne. Gwałtownie i wprost emocjonalnie chcemy cofnąć życie religijne do poziomu oczyszczenia czynnego. Bóg nas przed tym broni. Wola i intelekt swoiście to ujmują. Tylko nasze emocje i uczucia z siłą i gwałtownością bronią dotychczasowej pozycji. Nie można im niczego wyjaśnić. Trzeba je właśnie poddać zniewalającej sile piękna. Piękno nie tylko scala i broni emocje przed rozproszeniem. Integruje też całą osobowość człowieka. Wiążąc bowiem z sobą emocje i uczucia, przyciąga także wolę i intelekt.

Chciałoby się powiedzieć, że Bóg obdarował byty własnością piękna także w tym celu, aby przy pomocy piękna przetrwała i dojrzewała nasza miłość dla wiązania nas z ludźmi i Bogiem.

Przeżywając lęk, podlegamy zarazem działaniu darów Ducha Świętego. Dzięki tym, darom, gdy emocje i uczucia trwają przy pięknie, spokojniej myślimy o Bogu. Wyrywa nas z lęku rozważanie pozytywnych stron życia religijnego, a zarazem rozważanie wolności Boga. Zaczynamy też rozumieć samą miłość, to mianowicie, że jest ona relacją, która wiąże nas z Bogiem. W tę relację Bóg wnosi to, czym Bóg nas obdarowuje. Staje się czymś zrozumiałym, że kochający nas Bóg nie użyje swej wolności przeciw nam, że nie odrzuci naszej miłości, lecz ją podejmie, gdyż pragnie stałych z nami kontaktów. Broni nas przed lękiem i jego skutkami pokora, którą wyzwala w nas i doskonali dar bojaźni Bożej. Chroni nas zarazem ufność, która jest owocem daru umiejętności.

Gdy przeżywamy ból, gdy wydaje się nam, że ginie nasze życie religijne, że Bóg nie reaguje na naszą miłość, trzeba ożywiać w sobie postawę pokuty. Wywołuje ją dar pobożności. Wiąże się z pokutą posłuszeństwo i sprawiedliwość. Dzięki posłuszeństwu zaczynamy spokojnie czekać na to, co Bóg w nas niesie. Sprawiedliwość pomaga nam oddzielić i odróżnić to, co pochodzi od nas i od Boga. Czekając na wyjście z niepokoju tęsknimy do Boga. Ta tęsknota i związane z nią cierpienie hartują duszę. Powoli przestajemy bać się bólu i spokojniej zwracamy się do Boga tęskniąc i cierpiąc.

Gdy przeżywamy zawstydzenie, powinniśmy zwierzać swoje niepokoje kierownikowi duchowemu. Lekarstwem na zawstydzenie jest właśnie spowiedź. W tym zwierzeniu poczucia zagrożenia sami też musimy umieć z pokorą dostrzegać swoje zalety. Pokora nie polega bowiem na negacji siebie, lecz na zgodnej z prawdą ocenie. Dodaje nam sił sprawiedliwe spojrzenie na siebie i uznanie za słuszne kierowanie się do Boga. To, co już osiągnęliśmy w oczyszczeniu czynnym, wspomaga naszą nadzieję, że Bóg będzie wspierał nasz wysiłek zmierzania do Niego, czyniąc naszą inicjatywę swoją własną propozycją. Zgodzimy się wkrótce, aby Bóg w ogóle decydował nasz los i nasze szczęście. Czymś charakterystycznym w przeżywaniu zawstydzenia jest oddzielenie szczęścia od życia religijnego. Powoli przestaje nas interesować to, abyśmy byli szczęśliwi. Zaczyna nas interesować Bóg i to, żeby spełniała się wola Boga. Brak oczekiwania szczęścia jest poważnym znakiem, że panujemy nad niepokojami ciemnej nocy.

Z tego, co mówiliśmy o wydobywaniu się z lęku, bólu i zawstydzenia, wynika, że ostatecznie Bóg wyprowadzi nas z ciemnej nocy przy pomocy darów Ducha Świętego. Inaczej mówiąc, Duch Święty, który kształtuje nasze życie religijne, ocali także sferę naszych przeżyć i może nawet przy pomocy piękna zintegruje naszą osobowość.

W ciemnej nocy miłości, także i my możemy sami się bronić w tych dziedzinach, które może kształtować oczyszczenie czynne.

Z lęku wyprowadza nas modlitwa myślna. Poznając w niej prawdy wiary, uczymy się zarazem odróżniania tego, co możliwe, od tego, co realne, marzeń od rzeczywistości. Uczymy się zarazem wiązania emocji i uczuć nie z marzeniami, lecz z prawdą i dobrem. A prawda i dobro zawsze przysługują realnym bytom. Nigdy nie są cechą marzeń i pojęć. Ta modlitwa uczy nas także uwalniania się od złudzeń, uznawania czyjejś wolności, dystansu wobec siebie. To wszystko powoli uwalnia od lęku, który często wynika ze złudzeń i braku odróżniania marzeń od rzeczywistości. Musimy także uświadomić sobie, że obowiązuje nas wobec ludzi, a także wobec Boga, pełna akceptacja i życzliwość. To my musimy znaleźć się na drugim miejscu. Pierwsze miejsce w nas i w naszych celach zajmuje Bóg. Do Boga i do ludzi mamy odnosić się z czcią i szacunkiem. Wspiera nas w tym dar pobożności. Sami też jednak musimy to odkryć i uznać. Pomaga w tym rozważanie zalet ludzi i Boga. Powoli nauczymy się rezygnować z przyjemności i egoizmu. Głównie bowiem próżność każe nam wysuwać na pierwsze miejsce nasze sprawy i nas samych. Przezwyciężamy lęk, gdy Bóg uzyska w nas pierwsze miejsce, gdy będziemy kierowali się Jego życzeniami i Jego wiedzą o człowieku.

Z bólu wyprowadza nas zdystansowanie niepowodzeń. Wyprowadza nas wprost zaufanie Bogu, a zarazem objęcie refleksją tego wszystkiego, co nas boli. Przenosimy wtedy ból z poziomu psychiki i przeżyć na poziom duszy. Tu funkcjonuje myślenia. Spokojne rozumowanie ujawni nam złudzenia, fikcje, marzenia, które braliśmy za rzeczywistość. Intelekt pozwoli nam skonfrontować przyczyny poczucia zagrożenia z realną rzeczywistością, a przede wszystkim z Bogiem. Okaże się, że raczej się mylimy i że Bóg jest mocniejszy niż wszystko, co nam zagraża. Mocne związanie się z Bogiem stanowi sposób przezwyciężania bólu.

Z zawstydzenia wyprowadza nas otwarcie się na Boga, udostępnienia siebie Bogu, wprost przezwyciężenie próżności i egoizmu. To otwarcie się i udostępnienie siebie Bogu jest naturą wiary. Ratuje nas wiara. Z zawstydzenia wyprowadza nas właśnie wiara. Wiemy już, że pogłębia ją dar rozumu ukazując nam przebywanie z Bogiem w nieutracalnym zbawieniu. Aby jednak także przeżywać wiarę zgodnie ze skutkami, które ona wywołuje, trzeba bronić się prawdą o sobie, cnotą pokory. Trzeba spokojnie zgodzić się, że jesteśmy słabi, nieporadni. Trzeba uczyć się ufania Bogu, że nam pomoże, że nasze życie religijne jest przede wszystkim sprawą Boga, a wtórnie naszą sprawą. Nie chodzi tu bowiem właśnie o nasze szczęście, lecz o chwałę Bożą i owocowanie Odkupienia. Takie myślenie wyrywa z zawstydzenia. Pozwala bowiem zrozumieć, że pond sprawiedliwością jest miłość. W miłości inaczej uzasadnia się przebaczenie i opiekę. Nie zasługujemy na opiekę Boga i dar Jego miłości. Bóg nam je daje nie z powodu naszych zasług, lecz przecież dla zasług Chrystusa. Całe nasze życie religijne i dana nam przez Boga miłość są darem. Rozumienie tego i kierowanie się tym rozumieniem wyzwala z zawstydzenia.

Możemy więc przetrwać rozpacz, ten bardzo trudny w naszych przeżyciach zespół przejawów oczyszczenia biernego. Można przetrwać ciemną noc miłości.

5.      Dom człowieka

Życie religijne zaczyna się od momentu chrztu. Na ogół, przyjmujemy sakrament chrztu w dzieciństwie. Już więc w dzieciństwie zaczyna rozwijać się nasze życie religijne. Zanim jednak nauczymy się odmian modlitwy w okresie oczyszczenia czynnego, upłynie kilka lat życia.

Śledząc biografie świętych, uzyskuje się wrażenie, że osiągnięta w młodości dojrzałość religijna nie charakteryzuje się ciężkim przeżywaniem ciemnej nocy. Może po prostu ciemna noc trwa wtedy krócej, a może mamy więcej sił psychicznych, aby nie dać się rozpaczy lub ateizmowi.

Zdarza się jednak, że młodzi ludzie tracą wiarę. Znaczy to więc, że nie przetrwali ciemnej nocy miłości. Nie zaufali tęsknocie do Boga i zabrakło im cierpliwości.

W tym samym czasie, gdy rozwija się od dzieciństwa nasze życie religijne, kształtujemy swój humanistyczny wymiar życia. Znaczy to, że poznajemy i wybieramy wartości, które stanowią zespół naszych najpoważniejszych celów i motywów światopoglądowych rozstrzygnięć.

Jeżeli rozwija się w nas równomiernie życie religijne i humanistyczne, spokojnie wzbogaca się cała nasza wiedza.

Gdy z powodu ciemnej nocy zakwestionujemy istnienie Boga i dotychczas nawiązywane z Nim kontakty, sytuujemy się duchowo wyłącznie w humanizmie, w którym jednak pomijamy osobę Boga. Można tu zauważyć, że humanizm zamknięty na kontakt z Bogiem jest wątpliwym humanizmem, gdyż ogranicza miłość. Zakazujemy sobie kochania Boga. Miłość, poddana temu zakazowi, podlega, na pierwszym miejscu, innej wartości niż osoba. Dopuszczamy do ukochania czegoś bardziej niż osobę. Miłość jest wtedy wychowywana w taki sposób, że pozwalamy jej na powiązanie nas najpierw z rzeczami, ideami lub poglądami, a dopiero później z osobami.

W prawidłowo budowanym humanizmie Bóg nie jest kwestionowany. Gdy budujemy humanizm po przegraniu ciemnej nocy, podstawowym problemem staje się właśnie istnienie Boga. Dodajmy, że ze względu na ateizujące opinie, wierzący także chcą upewnić swój intelekt, że Bóg istnieje. Poszukiwaną i studiowaną dziedziną staje się przede wszystkim metafizyka.

Metafizyka jako filozofia bytu należy do filozofii klasycznej. Kwestionuje się dzisiaj zarówno metafizykę, jak i filozofię klasyczną. Na ich miejsce proponuje się tak zwane filozofie współczesne, które są na ogół idealistyczne. Znaczy to, że punktem wyjścia rozważań czynią idee, poglądy, świadomość człowieka, wprost intelekt, stanowiący miarę i zasadę rzeczywistości. W metafizyce klasycznej miarą i zasadą rzeczywistości jest klasyczny byt jednostkowy, ukonstytuowany z niepowtarzalnie stanowiących go tworzyw. Te tworzywa, jako wewnętrzne pryncypia bytów, stanowiące jedność dzięki urealniającemu je istnieniu, intelekt tylko poznaje. Jego przedmiotem poznania są właśnie wewnętrzne pryncypia bytów. Wszystko inne w tym bycie ujmują zmysły. Ujmują nawet relacje. Typowym ludzkim poznaniem intelektualnym jest ujęcie pryncypiów. Może dlatego metafizyka zawsze niepokoi i pociąga człowieka.

Dodajmy, że gdy nie uprawiamy filozofii bytu, nie używamy intelektu. Gdy jednak rozważamy Boga w religii, uruchamiamy intelekt, gdyż Bóg jest pierwszym pryncypium istnienia. Chciałoby się powiedzieć, że przy braku metafizyki religia pozwala nam używać typowo ludzkich władz poznawczych, właśnie intelektu. Dzięki temu człowiek rozwija się prawidłowo i prawidłowo buduje swój humanizm.

Filozofie współczesne, wyznaczając intelektowi i poznaniu dominującą rolę wśród podmiotów rozważań, odnoszą nas do relacji. Są filozofiami relacji. Relacje do bytów i do wytworów są jednak zmienne, a niektóre z nich w ogóle giną. Filozofia relacji musi podzielać los swego przedmiotu. Filozofie te mijają.

Filozofia bytu ujmuje byty jednostkowe w tym, co je istotowo stanowi. Ujmuje więc to, co czyni rzeczywistość rzeczywistością. Rzeczywistość trwa zawsze. Zawsze więc są aktualne odpowiedzi filozofii klasycznej, gdy dotyczy pryncypiów. Te pryncypia są podstawą własności relacji. Tylko więc filozofia klasyczna może wyjaśnić zmienne relacje. Tylko więc ona odpowiada na zawiłe pytania współczesności. Filozofia idealistyczna jest nieużyteczna, gdy zmieniają się relacje, gdyż była wyłącznie ich analizą.

Metafizyka bytu ujawnia nam i uzasadnia istnienie Boga jako pryncypium istnienia wszystkich bytów jednostkowych.

Gdy intelekt upewni się, że Bóg istnieje, zaczynamy poszukiwać kontaktu z Bogiem. Nie mamy oporów, aby badać historię i odnieść się z życzliwością, a potem z miłością do osoby Chrystusa. Gdy ukochamy Chrystusa, jesteśmy już w chrześcijaństwie.

Chrześcijaństwo jest dlatego tak ważne, że głosi prawdę o Chrystusie jako o Bogu i zarazem Człowieku. Znaczy to, że w Boskiej osobie Chrystusa nieskończenie odległy Bóg przystosował swoje wewnętrzne życie Trójcy Osób do pojemności człowieka. Osoba Chrystusa zapewnia realność kontaktów człowieka z Bogiem, gdyż Chrystus jest w jednej Osobie Bogiem i Człowiekiem. Te kontakty nie są tylko myślne, wykrywane w filozofii. Są realnymi relacjami, stanowiącymi religię, czyli realne więzi człowieka z Bogiem.

Wiedząc to wszystko budujemy swój humanizm w tym, czym on jest. Jest zespołem naszych odniesień przez miłość, wiarą i nadzieję, do wszystkich osób, do ludzi i do Boga. Sytuujemy się wśród osób. Są one naszym podstawowym środowiskiem, naszym domem. Osoby są domem człowieka.

Dom człowieka, nasze przebywanie wśród osób, wypełniamy relacjami miłości, wiary i nadziei. Chronimy te relacje i osoby. Chroniąc relacje, zarazem bronimy istnienia, prawdy i dobra jako bezpośrednich podmiotów naszych odniesień do osób. Aby ochronić istnienie, dbamy o zdrowie, pożywienie, ubranie i mieszkanie osób. Rozwijamy medycynę, uprawy, handel, architekturę. Aby chronić prawdę, zabiegamy o kształcenie osób, o szkoły, uniwersytety, nauki. Aby chronić dobro, podejmujemy odniesienia życzliwe, budujemy wzajemne zaufanie, wierzenie sobie. Pogłębiamy miłość, wiarę i nadzieję. Korzystamy z życia religijnego, albo tylko z humanizmu, budowanego na metafizyce.

Gdy w swoim domu na pierwszym miejscu umieścimy Chrystusa, zaczyna rozwijać się nasze życie religijne. Nasz dom staje się wtedy Kościołem, gdyż jest powiązaniem osób z Chrystusem, co stanowi naturę Kościoła. Jesteśmy wtedy w pełni u siebie. Dom, którym jest nasze przebywanie z Chrystusem, staje się z czasem nieutracalnym trwaniem miłości. Przenosi nas to w szczęście, gdyż szczęściem jest nieutracalna miłość.

Popatrzmy raz jeszcze na dom człowieka. Stanowią go osoby. Wśród osób pierwszy jest Bóg. Wszystkie osoby wiąże miłość. Ukochanie Chrystusa zapewnia trwanie miłości do Boga i do ludzi. Przebywamy wśród ludzi. Dzięki metafizyce umiemy rozpoznać osoby i wszystkie byty jednostkowe. Umiemy cenić istnienie, kierować się prawdą i dobrem. Umiemy odróżnić relacje realne od relacji tylko myślnych. Umiemy, wobec tego, znaleźć się w rzeczywistości oraz wśród bytów sztucznych, wśród osób i w instytucjach, teoriach, wśród dzieł techniki. Nasze życie jest ładem, a Duch Święty, poprzez swoje dary, przemienia i pogłębia nasze powiązania z Bogiem.

Prawdziwy dom człowieka chroni nas i rozwija. Zapewnia osiągnięcie tego, co prawdziwie ludzkie: pozwala nam na trwanie wśród osób.

Gdy nadejdzie ciemna noc miłości, gdy rozwija się nasze życie religijne, mamy w osobach oparcie, pomoc i opiekę.

Gdy nie rozwijamy naszego życia religijnego, ten prawdziwy humanizm także nas chroni i budzi tęsknotę do Boga, do posiadania całego domu człowieka, w którym zawsze jest Chrystus.

Gdy rozwijamy swoje życie religijne, prawdziwy humanizm jest naturalną pomocą, gdyż pomocą w życiu religijnym jest humanistyczny wymiar ludzkiego życia.

6.      Spełnienie drogi oświecenia

Przypomnijmy, że droga oświecenia jest w naszym życiu religijnym okresem podejmowania inicjatyw Boga, z przewagą jednak wciąż naszej propozycji. Prawidłowy rozwój religijny wymaga, byśmy przegrali swoje inicjatywy. Musimy bowiem uzyskać uzgodnienie naszych życzeń z życzeniami Boga. Nie umiejąc ich do końca odczytać, akcentujemy swoje propozycje, swoiście przeciwstawiamy się Bogu, a w jakiś sposób z Nim walczymy. Nie jest to łatwa walka, gdyż Bóg, uwzględniając naszą szczerość, musi doprowadzić do dominacji Jego życzeń. Z naszej strony i ze strony Boga jest to walka o prawidłowość życia religijnego, o jego autentyczność i realność. Ta walka jednak jest dla nas tak ciężka, że aż stanowi ciemną noc miłości.

Ciemna noc miłości zaczyna się od modlitwy nabytego skupienia, a kończy się modlitwą prostego zjednoczenia. Stanowi więc tę noc to wszystko, co dzieje się w modlitwie skupienia wlanego i w modlitwie ukojenia lub odpocznienia. Znaczy to, że jesteśmy już przekonani o słuszności życzeń Bożych, lecz wciąż jeszcze nie umiemy ich do końca rozpoznać. Modlitwa prostego zjednoczenia jest właśnie już pełnym, intelektualnym porozumieniem z Bogiem. Jest odczytaniem życzeń Boga.

Droga oświecenia jest więc inna w swych początkach i inna w swych ostatnich etapach. Ten jej ostatni etap, jej spełnienie, chcemy teraz scharakteryzować.

W podręcznikach wychowania religijnego utożsamia się drogę oświecenia z zespołem oczyszczeń biernych, to znaczy - powtórzmy - dokonywanych w nas przez Boga. Przejawy tych oczyszczeń biernych są znakami rozpoznawczymi tej drogi. Są one następujące, a pod koniec drogi oświecenia ujawniają nasilenie wywołujące stan głębokiego cierpienia.

a) Długotrwała tak zwana oschłość uczuciowa. Ta oschłość to tyle, co brak przejęcia, wzruszeń, entuzjazmu. Nie jest jednak znudzeniem, lecz tym, że nic nas nie cieszy. Jest inną nazwą dystansu wobec rzeczy. Nawet nie cieszy nas skupienie i pokój wewnętrzny. Obojętna jest nam radość, płynąca z modlitwy. A jeszcze tak niedawno skupienie, pokój i radość uważaliśmy za cechy charakterystyczne i owoce naszych odniesień do Boga. Teraz te cechy raczej sprawiają nam cierpienie.

b) Niemożność rozmyślania, a nawet kierowania do Boga aktów strzelistych. Nie znajdujemy w sobie żadnych uczuć, które chcielibyśmy skierować do Boga, żadnych słów i obrazów. Jesteśmy w stanie przebywać wobec Boga w zupełnym milczeniu. Jesteśmy zdolni tylko do modlitwy nabytego skupienia. Uważamy ten stan za zaniedbanie modlitwy, tym bardziej, że po prostu nie mamy jak gdyby nic do powiedzenia Bogu. Wydaje się nam, że zerwała się przyjaźń. Przeżywamy to z ogromnym smutkiem. Chcemy wyjść z tego stanu. Nie wiemy jak. Wszystko bowiem, co robimy, tylko pogłębia cierpienie.

c) Pragnienie Boga w atmosferze czegoś, co się kończy, w jakimś poczuciu przegranego życia. Zarazem niepokojące dociekanie, jaka niewierność, jaki grzech spowodowałby odsunięcie się od nas Boga. Dodajmy, że właśnie jeszcze funkcjonuje w nas próżność i jakaś odmiana pychy. Jeszcze bowiem Bogu przypisujemy odejście od nas. Jeszcze usiłujemy ustalać, kto jest winien. Jeszcze właśnie nie rozpoznajemy wnoszonych przez Boga zmian w nasze odniesienia do Niego. Rozpoznamy to, gdy zacznie w nas funkcjonować modlitwa prostego zjednoczenia.

Podkreślmy, może dla wychowawców życia religijnego, że te trzy znaki oczyszczeń biernych muszą występować razem. Dominacja jednego z nich wskazywałaby na jakieś zagrożenie, na jakąś nieprawidłowość w rozwoju życia religijnego. Znaki te odsyłają do takich skutków działania darów Ducha Świętego, jak pokora, pokuta i nadzieja. Właśnie nie można podejmować pokuty bez nadziei lub sytuować się w nadziei bez podjęcia pokuty. W obu wypadkach musi funkcjonować pokora jako prawidłowe rozpoznanie Boga i siebie oraz kierowanie się tym rozumieniem. Brak któregoś z tych znaków lub skutków darów Ducha Świętego może wskazywać, że zaczęła się lub tylko nam grozi oziębłość. Oziębłość jest początkiem wycofywania się z życia religijnego. Może nas ona poprowadzić w stan opóźnienia, to znaczy cofnięcia się z drogi oświecenia na drogę oczyszczenia. Znaczy to, że przejmujemy inicjatywę w naszym życiu religijnym i tym samym unikamy tego, co Bóg w nas sprawia. Pomocą jest tu właśnie intelekt, ujmujący różnicę między oczyszczeniem czynnym i oczyszczeniem biernym, między oschłością, oziębłością, opóźnieniem. A gdy intelekt nie odkryje tych różnic i nikt nam ich nie określi, ratunkiem jest zaufanie Bogu w pełnej tęsknocie i bezradności, która jest postacią przejmowania życzeń Bożych.

W tym samy czasie naszych zmartwień i trudności podejmujemy szeroką aktywność apostolską, głównie organizacyjną. Jest to zrozumiały odruch jak gdyby zagłuszenia naszych rozterek, uciekania od nich. Sama ta działalność przynosi pozytywne skutki i może nas tym mylić. Taka aktywność apostolska jest bowiem „zlecana” nam przez Boga dopiero w etapie modlitwy zjednoczenia ekstatycznego. Teraz podjęta aktywność apostolska skazuje na niecierpliwość. Sami chcemy przyspieszyć rozwój życia religijnego. Nie umiemy czekać, aż sprawi w nas to Bóg.

Dodajmy tu, dla wierności tekstom ascetycznym, że według św. Jana od Krzyża modlitwa ukojenia lub odpocznienia oraz modlitwa prostego zjednoczenia jest wyprzedzona biernym oczyszczeniem zmysłów i wyobraźni. Po tych odmianach modlitwy następuje bierne oczyszczenie duszy. Z tego względu pierwszą odmianą modlitwy zjednoczenia, po prostym zjednoczeniu, jest modlitwa zjednoczenia bolesnego, po której następuje modlitwa zjednoczenia ekstatycznego. W tej modlitwie Bóg powołuje nas do aktywności apostolskiej - o której mówiliśmy. Św. Jan od Krzyża uważa więc, że modlitwa ukojenia lub odpocznienia oraz modlitwa prostego zjednoczenia są znakiem dokonania się w nas drogi oświecenia.

Nasza rola w drodze oświecenia polega na poddaniu się działaniom Boga. Przeżywamy je boleśnie, nie dlatego, że oczyszczenia te są trudne i bolesne, lecz że trudno nam do końca pominąć siebie. Droga oświecenia to walka o siebie. Ta walka jest zrozumiałym odruchem w perspektywie psychologii, charakterologii, miejsca we wspólnotach. Jest błędem w porządku ascetyki. Bóg bowiem nie pozbawia nas naszej odrębności i indywidualności. Chce tylko, byśmy uznali Jego życzenia za swoje. Wtedy nasze postępowanie będzie podobne do reagowań Boskich na sprawy i uwikłania człowieka. Będą to reagowania słuszne, swoiście bezwzględne, gdyż Bóg lepiej widzi nasz los niż my sami. Cierpienie, które w tym etapie jest naszym udziałem, włącza nas ascetycznie w drogę krzyżową Chrystusa. Ta droga zawsze doprowadza do zmartwychwstania i zbawienia. Najpierw jednak prowadzi do ascetycznej śmierci. Przez śmierć bowiem dochodzi się do widzenia Boga „twarzą w twarz”. Ponadto ziarno, aby wydało owoce, musi najpierw obumrzeć. Ma w nas obumrzeć stary człowiek i ukształtować się nowy człowiek, wciąż jednak w sensie tylko ascetycznym. Polega on na uzgodnieniu naszych życzeń z życzeniami Boga, naszej woli z wolą Boga. A to uzgodnienie jest istotą świętości w sensie moralnym.

Teoretycy życia religijnego podkreślają, że do przetrwania drogi oświecenia potrzebne są dwa czynniki: doświadczony wychowawca życia religijnego i cierpliwa wytrwałość. Ta cierpliwa wytrwałość buduje się na naszych cnotach i nabytych i zarazem dzięki darom Ducha Świętego.

Uwyraźnijmy jeszcze różnice między początkiem drogi oświecenia, a spełnieniem się tej drogi.

Początek drogi oświecenia to oschłość w postaci braku zainteresowania wszystkim, co nie jest Bogiem, to zarazem oschłość w postaci niemożności odbywania modlitwy ustnej, myślnej i afektywnej, ponadto poczucie grzeszności i opuszczenia przez Boga oraz nieustanne, głębokie pragnienie Boga. Wspomaga nas w tym etapie dar bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Owoce tych darów to pokora, nadzieja i trwanie odniesień do Boga, stanowiących religię.

Spełnienie się drogi oświecenia to przede wszystkim pogłębienie się wszystkiego, co Bóg oczyszcza, pogłębienie się niepokoju i cierpień, ciemna noc głównie woli i intelektu. Nasza bezradność i ból ciemnej nocy są dlatego boleśniejsze, że nie możemy w sobie sami niczego poprawić. To bowiem Bóg oczyszcza nas z przywiązania do rzeczy dzięki działaniu daru umiejętności, odrywa nas od psychicznych skutków modlitwy darem rozumu, wzmacnia roztropność w pokucie darem pobożności, nasila tęsknotę darem bojaźni Bożej. Podkreślmy, że dary te wspomagają nas w całej drodze oświecenia. Pod koniec tej drogi wyraźniej działa w nas dar rozumu, który doskonali wiarę i otwiera nas na to wszystko, co przyniesie bezpośrednie po śmierci widzenie Boga. To właśnie dar rozumu skłania nas do zdystansowania sposobów modlitwy, w których główny wysiłek my podejmujemy. W modlitwie bowiem Bóg musi zająć miejsce osoby przemawiającej. Dar rozumu wywołuje w nas umiejętność odejścia od siebie, swoistego zrozumienia, że przyjmując propozycje Boże jesteśmy pełniej sobą. Działamy bowiem w zgodzie ze wszystkim, co stworzone i dla dobra stworzeń, gdyż takie właśnie jest działanie Boga.

Zanim więc nastąpi modlitwa prostego zjednoczenia, czyli pełnego zrozumienia miejsca Boga w naszym życiu, jeszcze jest w nas akcentowanie siebie, jeszcze nie uczyniliśmy siebie pełnym darem dla Boga w takiej wyłączności i wierności, które są pełną czystością. Chcielibyśmy obdarować sobą Boga i zatrzymać sobie nas samych. Nie umiemy uzyskać jedności celów. Jesteśmy zazdrośni o Boga, który według nas nie podejmuje z nami pełnych kontaktów. Dość dziecinnie bronimy miłości w aktach zazdrości. Zazdrość wskazuje właśnie na niecierpliwość. Już nie pragniemy pociech i zarazem ich oczekujemy, tego na przykład, żeby Bóg nas przygarnął, zatrzymał przy sobie. Jeszcze nie umiemy ufać miłości. Znaczy to wszystko, że trwają w nas pozostałości siedmiu grzechów głównych. Bóg musi nas z nich także oczyścić. Wprowadzi nas w modlitwę zjednoczenia właśnie bolesnego. Oczyści nas już w taki sposób, że działania apostolskie w modlitwie zjednoczenia ekstatycznego podejmujemy z motywów Boga, by potem w modlitwie zjednoczenia przemieniającego spełniała się obecność, którą Bóg na zawsze utrwali w naszym życiu po śmierci.

7.      Modlitwa prostego zjednoczenia

W kontemplacji wlanej Bóg pociąga nas ku sobie, przekształca. Już zgadzamy się na dokonywany w nas przez Boga przemiany. Jednak nie wszystko i nie do końca rozumiemy. Potrzebne jest jeszcze takie ukształtowanie intelektu, by nie stawiał on oporu propozycjom Bożym. Pod wpływem darów Ducha Świętego, głównie daru rozumu, pogłębia się nasza wiara, a tym samym pełniejsze rozumienie Boga. Dar rozumu ponadto wyzwala nas z dotychczasowych sposobów modlitwy. Zaczynamy nadążać za tym, co Bóg w nas zmienia. Już powiązana z Bogiem nasza wola skłania nas do uznania w pełni objawionych prawd wiary. Dar rozumu kieruje teraz nasz intelekt ku temu, co nastąpi w życiu wiecznym. Umacnia, pogłębia i czyni czymś prawidłowym nasz dystans wobec rzeczy. Ten dar wiąże nas bowiem z błogosławieństwem oglądania Boga, dostępnego tym, którzy są czystego serca. Czystość serca jest zawsze wiernością.

Decyduje się nasza intelektualna wierność Bogu i pewność, że Bóg jest w nas obecny. Następuje właśnie pełne, lecz jeszcze początkowe, to znaczy proste zjednoczenie.

Dar rozumu wychował nasz intelekt. W wyniku tego nasza wiara stała się pełna i przejrzysta. A tak naprawdę to pogłębiona w nas przez Boga wiara oczyściła intelekt, który dąży do bezpośredniego wiedzenia Boga. Wiara oczyściła także wolę, która pragnie bezpośredniego doznania Boga. W modlitwie prostego zjednoczenia już wspólnie, intelekt i wola, kierują się do Boga.

Powtórzmy, modlitwa prostego zjednoczenia przejawia się w pragnieniu bezpośredniego widzenia i doznawania Boga. Nie jest to jednak dostępne w tym życiu.

Niedostępność Boga, brak bezpośredniego widzenia Go i doznawania, wywołują cierpienie tęsknoty. Pociechą i spotkaniem jest tylko modlitwa.

Modlitwa prostego zjednoczenia to przede wszystkim akty skruchy. Żałujemy, że występowaliśmy przeciw Bogu popełniając grzechy. Ten żal pogłębia się, gdy rozważamy cierpienia Chrystusa, który za nas cierpiał i umarł na krzyżu. Tę modlitwę cechuje podejmowanie tematu Drogi Krzyżowej i coraz większe rozumienie cierpień Odkupiciela. Pragniemy zarazem przestrzec ludzi, aby nie oddalali się od miłości Bożej, aby poznawali i kochali Boga, aby skorzystali z cierpień Chrystusa. Pozwala to kiedyś oglądać i doznawać Boga.

Stosujemy w tej modlitwie zarówno słowa, jak i rozmyślanie, akty strzeliste, wewnętrzne trwanie przed Bogiem, podejmowanie życzeń Bożych, wysiłek zgodzenia się z życzeniami Boga i już rozumienie tego, co Bóg w nas spełnia. Dzieje się w nas modlitwa prostego zjednoczenia, lecz wyrażają ją wszystkie odmiany modlitwy.

Charakteryzując modlitwę ukojenia prostego zjednoczenia raczej o ich osiągnięciach. Zanim to nastąpi, trwa właśnie cały zespół bolesnych przeżyć, stanowiących ciemną noc miłości.

Bierna noc zmysłów i bierna noc wyobraźni oraz pamięci dotyczą - jak wiemy - oczyszczenia uczuć i zmiany projektu życia religijnego. Ma się w nas spełniać projekt Boga. Nasz sprzeciw wobec tego, co Bóg w nas przemienia, jest głównym powodem ciemnej nocy. Bardziej jednak bolesne jest w nas załamywanie się zaufania do Boga i w związku z tym pochodzące od nas kwestionowanie naszej miłości, wiary i nadziei. Bierna noc zmysłów uwalnia nas od emocjonalnego ujmowania naszych więzi z Bogiem. Zaczynamy błędnie przypuszczać, że sama miłość do Boga była nieporozumieniem, że nasza wiara nie doprowadza nas do Boga, że nie ma podstaw nadzieja, oczekiwanie wejścia w piękny świat wewnętrznego życia Trójcy Świętej. Jesteśmy bliscy załamania. Zaczynamy wyobrażać sobie inne cele naszej miłości. Nazywa się to pokusą nieczystości. Nie podejmujemy jednak żadnych decyzji. W naszym życiu jak gdyby nic się nie dzieje. Przeżywamy poczucie zniszczenia i rozbicia. Nie ufamy rozstrzygnięciom intelektu. Nie znajdujemy właściwego przedmiotu dla decyzji woli. Trwa w nas właśnie bierne oczyszczenie duszy.

W języku ascetycznym nazywa się to stanem oschłości, to znaczy brakiem jakiegokolwiek zadowolenia z siebie i pociechy. W tym wszystkim jednak nieustannie pamiętamy o Bogu i pragniemy powiązania z Bogiem przez miłość, zarazem lękamy się, że nie w pełni kierujemy się do Boga. W tym samym czasie, w sposób ogromnie prosty, ujmujemy treść prawd wiary. Widzimy też, że niczego sami nie osiągniemy, że wszystkiego musi dokonać w nas Bóg.

Zagrożeniem w tym etapie jest zgoda na to „odrzucenie” nas przez Boga. Jest to pozorne odrzucenie, ale przeżywamy je jako coś rzeczywistego. Czujemy się swoiście poniżeni, lecz chcemy trwać w tym poniżeniu. Czujemy się odrzuceni i chcemy trwać w wynikającym z tego cierpieniu. Nie chcemy jednak popełnić żadnego grzechu. Ufamy więc Bogu. Zachowujemy się tak, jak byśmy już stracili nadzieję. Jesteśmy zdezorientowani.

Wychowawcy życia religijnego uważają, że najbardziej w tym okresie jest nam potrzebny światły kierownik duchowy. A z naszej strony jest nam najbardziej potrzebna cierpliwość.

I powtórzmy, że zaufanie Bogu i cierpliwość mogą nas wyprowadzić z ciemnej nocy miłości. Te cnoty wspomaga w nas działanie darów Ducha Świętego.

W ciemnej nocy miłości może najpełniej daje się stwierdzić obecność w nas działania Ducha Świętego, twórcy i wychowawcy naszego życia religijnego. Już jesteśmy bezradni, już niczego sami w sobie nie wypracujemy. Już tylko Duch Święty pogłębia naszą miłość, wiarę i nadzieję.

B.    Droga zjednoczenia

1.      Odmiany modlitwy zjednoczenia

Zjednoczenie z Bogiem uważa się za trzecią drogę w życiu religijnym po drodze oświecenia, a wcześniej oczyszczenia.

W naszych ujęciach zjednoczenie także należy do etapu oczyszczenia biernego, poprzedzonego ciemną nocą miłości, które przejawia się w etapie oczyszczenia czynnego. Dodajmy, że ciemna noc duszy dzieje się w obszarze przeżyć i jest skutkiem podejmowania przez nas oczyszczeń biernych, doskonalących i przekształcających oczyszczenie czynne.

Zjednoczenie z Bogiem przejawia się w trzech odmianach modlitwy, które były już sygnalizowane. Są to: modlitwa zjednoczenia bolesnego lub oschłego, modlitwa zjednoczenia ekstatycznego, modlitwa zjednoczenia przemieniającego.

Nasze zjednoczenie z Bogiem kształtuje Duch Święty głównie poprzez dar mądrości. Jest to dar, który oczyszcza i doskonali miłość. Człowiek już rozumie wewnętrzne życie Trójcy Świętej. Umie także je cenić i pragnie brać w nim udział. Mówi się nawet, że nasze życie religijne jest udziałem w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej. Znaczy to, że już wola i intelekt wiążą nas z Bogiem, a raczej do Boga kierują. Znaczy to także, że nie stawiają oporu temu, co Bóg w nas tworzy. A Bóg właśnie wypełnia naszą miłość do Niego swoim wewnętrznym życiem. Inaczej mówiąc, w relację miłości, która wiąże nas z Bogiem, Bóg wlewa treści nadprzyrodzone. Chronimy je naszymi działaniami woli, informowanej przez intelekt, a Bóg chroni je darem mądrości.

Zjednoczenie, pogłębione darem miłości, przejawia się stanem pokoju, wewnętrznego ładu, uwyraźnieniem się naszego synostwa względem Boga. Dar mądrości powoduje w naszej miłości, że staje się ona naszym oddaniem się Bogu, pełnym czci i służby. Zarazem powoduje, że nasza wiara jest jednością rozumienia i umiłowania. Z tego względu jest to etap zjednoczenia. Zarazem pragniemy w nim trwać, w pełnej miłości i wierze. To pragnienie i przejaw głębokiej potrzeby nazywa się nadzieją. Miłość, wiara i nadzieja kierują nas teraz w pełni do Boga. A dary Ducha Świętego wciąż uczą nas odbierania tego, co Bóg w nas wnosi.

Zanim jednak to pełne zjednoczenie nastąpi, Bóg wprowadza nas w kolejne trzy stopnie modlitwy.

1)      Modlitwa zjednoczenia bolesnego lub oschłego

Już dokonało się w nas oczyszczenie bierne na miarę tego, co Bóg chciał w nas przekształcić. Już inaczej działamy, zawsze więc zgodnie z wolą Boga. Nie zostały jednak do końca odrzucone podstawy naszych działań. Nie dokonało się tak pełne nawrócenie, że praktycznie uniemożliwiające odejście od Boga. Pozostały w nas ślady siedmiu grzechów głównych. Bóg musi nas z nich oczyścić.

Modlitwa zjednoczenia bolesnego stanowi wprost powtórzenie wszystkich odmian oczyszczenia, które przeżywaliśmy. Dokonuje się to jednak przy pełnej naszej zgodzie. Rozumiemy, że powinniśmy być wierni Bogu do końca. Chcemy uzyskania tej wierności. Trwamy w powiązaniach z Bogiem, lecz musimy doznać braku skutków tego powiązania. Pokój nastąpi później. Teraz Bóg pozbawia nas skupienia, pokoju i radości. Doznajemy poczucia odrzucenia przez Boga, mimo że sumienie nie wyrzuca nam grzechu. Swoiście więc znowu nie rozumiemy, co się dzieje. Jeszcze musimy wnikać w prawdy wiary i wspomagać się darem rozumu. Tęsknimy do Boga i pragniemy znaków obecności. Pragniemy więc czegoś więcej niż Boga. Powtarza się cała ciemna noc miłości lub może wywołuje swoje skutki tylko ślad jej wcześniejszego przeżywania. Także z tego śladu Bóg musi nas wydobyć. Musi nas przede wszystkim oczyścić ze śladów siedmiu grzechów głównych.

Te ślady polegają na tym, że znowu jak gdyby nic nie rozumiemy, a ignorancja jest naturą pychy. Mamy ochotę pochwalić się swoimi powiązaniami z Bogiem. Brak nam dyskrecji i taktu wobec Boga. To znaki próżności. Pragniemy pociech, to znaczy potwierdzeń ze strony Boga, że jesteśmy kochani. Są to znaki łakomstwa. Wskazuje to na kierowanie się innymi jeszcze celami niż Bóg. Wielość celów jest naturą nieczystości. Czystość polega bowiem na wierności jednemu celowi: Bogu. Inne cele nie mogą być główne. Mogą być tylko środkami do pełniejszego służenia Bogu. Zarazem nie chcielibyśmy z nikim dzielić Bogiem. Chcielibyśmy zamknąć Boga w swym świecie, tylko dla siebie. To przejaw zazdrości. Nie mając pewności, że Bóg jest tylko dla mnie, szukamy swoiście zapomnienia o tej udręce. Właśnie już nam się to zdarzyło, że rzuciliśmy się w wir aktywności apostolskiej. To ślad obżarstwa i pijaństwa, które udręczają nas dotkliwie przed podjęciem drogi oczyszczenia. Niecierpliwimy się, że jeszcze trwa to życie pełne udręk, że jeszcze nie nastąpił pokój zjednoczenia. Budzi się w nas ślad swoistego gniewu wobec wszystkiego, co oddziela od Boga. Mamy ochotę wszystko rzucić, odejść lub czekać, aż Bóg dokona procesu przekształceń. Jest to przejaw lenistwa i jeszcze tu grozi nam straszny stan, który nazwano kwietyzmem. Zaczyna on to, że wykluczamy współpracę z Bogiem, że oczekujemy, aby Bóg wszystko w nas i za nas zrobił. Aż tyle więc w nas śladów wcześniejszych grzechów i niedoskonałości.

Przejawem tej odmiany jest stosowanie wszystkich dotychczasowych sposobów modlenia się, wierne zachowywanie przykazań i tęsknota do Boga przez wierność Duchowi Świętemu. Zarazem nasze udręczenia uwrażliwiają nas na cierpienie Chrystusa. Rozumiemy rolę Krzyża w życiu religijnym. Trwamy przy Krzyżu, nie chcemy go utracić. Trwamy w cierpieniu, w pełnej miłości i nadziei, w heroicznej wierze.

2)      Modlitwa zjednoczenia ekstatycznego

W pełni rozumiemy prawdy wiary. Prawidłowo już funkcjonuje nasz intelekt. W sposób pełny kochamy Boga. Nieodwracalne jest skierowanie naszej woli do Boga. Swoiście trwamy w Bogu, umiejąc już dystansować rzeczy i stworzenia. Zarazem cierpimy z powodu własnych grzechów i grzechów innych ludzi. Wiemy, że to grzechy opóźniają zjednoczenie z Bogiem. Pogłębia się nasz żal, pokuta, rozumienie ceny męki Chrystusa i cierpień Matki Bożej. Trwamy w nieustannej modlitwie, już cierpliwie i w głębokim poczuciu samotności. Pragniemy już tylko Boga.

Przejawem tej odmiany modlitwy jest właśnie nieustanna wewnętrzna modlitwa i zarazem tęsknota do oglądania Boga „twarzą w twarz”.

Charakteryzuje nas tutaj dobre zrozumienie, rozjaśnione światłem Bożym. Charakteryzuje nas zarazem słuszność decyzji i uzgodnienie naszej woli z wolą Boga. Wszystko to otwiera nas na Boga i ludzi. Umiemy nie kierować się do siebie i do celów drugorzędnych. Jesteśmy przygotowani, aby podjąć działania, które będą służeniem ze czcią ludziom i podobną służbą Bogu. Właśnie teraz Bóg zleca nam aktywność apostolską. Mówiąc inaczej, umiemy znaleźć to, co naprawdę ludziom potrzebne. Umiemy rozpoznać ich cierpienie i skutecznie zareagować. Przykładem takich zachowań jest św. Wincenty a Poulo. Aby pomóc chorym, umiał i chciał zorganizować lekarską służbę pomocniczą. Zarazem umiał i miał dość siły na zorganizowanie nauczania wiary. Leczył duszę i ciało człowieka. W tym etapie umiemy właśnie skutecznie pomóc chorym, głodnym, spragnionym, biednym, opuszczonym, uwięzionym, bezdomnym, podróżującym. Umiemy pomóc, gdy Bóg wyznaczy nam to zadanie. Reagujemy na ludzi, na ich potrzeby i sprawy, zgodnie z życzeniem Boga. To nie są już tylko nasze pomysły i nasze działania społeczne. To jest głęboka współpraca z Bogiem, który troszczy się o człowieka, gdyż wie, że tego wszystkiego potrzebujemy.

3)      Modlitwa zjednoczenia przemieniającego

Spełnia się jedność z Bogiem, pełna zgodność naszej woli z wolą Boga, swoiście to samo myślenie, pełny udział w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej. Nasza wiara jest jasna. Panuje w nas pełny, wewnętrzny pokój i trwamy w głębokiej, doskonałej radości. Oglądamy wewnętrznie Trójcę Świętą. Mamy poczucie pełnej obecności Boga. I tylko wciąż brakuje nam bezpośredniego wiedzenia Boga. Wierność życzeniom Bożym sytuuje nas jednak w pełnej cierpliwości. Trwa już niezmienna miłość, którą przeniesiemy w uszczęśliwiające, nieutracalne spotkanie z Bogiem w niebie.

Przejawem tej odmiany modlitwy jest właśnie pokój, radość, skupienie, które Bóg nam udostępnił, gdyż nie pragniemy ich bardziej niż Boga. Nawet nieba nie pragniemy bardziej niż Boga. Dokonało się w nas pełne wychowanie i ukształtowanie życia religijnego.

2.      Modlitwa i dary Ducha Świętego

Życie religijne zaczyna się w momencie uobecnienia się Boga w istocie naszej duszy. Staje się to w momencie chrztu lub przez skierowanie do Boga aktu miłości, co można uważać za chrzest pragnienia. Uświadomienie sobie, że Bóg jest w nas obecny i usłyszenie prawd wiary, mobilizuje całą naszą osobowość w kierunku rozwijania i pogłębiania nawiązanych kontaktów. W porządku przeżyć znakiem, że rozwija się nasze życie religijne, jest poczucie grzeszności wywołane naszym znalezieniem się wobec świętości Boga.

Przypomnijmy te wyjściowe stwierdzenia, aby dodać, że w naszym życiu religijnym wspomaga nas łaska. Przez łaskę uświęcającą rozumiem obecność w nas Boga. Ta obecność jest podstawą nawiązania z nami przez Boga więzi miłości, wiary i nadziei. Te więzi, sprawiane w nas przez Boga, są nazywane cnotami wlanymi. Cnoty wlane pozwalają nam kierować się do Boga. Oprócz łaski i cnót wlanych, obecny w nas Bóg udziela nam darów Ducha Świętego. Te dary stanowią udzieloną nam umiejętności odbierania wszystkiego, co Bóg w nas wnosi. Są więc one niezwykle ważne w naszym oczyszczeniu biernym. Bez darów Ducha Świętego nie moglibyśmy uzyskać przekształceń, które Bóg w nas wywołuje podczas oczyszczenia biernego. Nie moglibyśmy także przetrwać ciemnej nocy miłości.

Dary Ducha Świętego, ułatwiające nam kształtowanie życia religijnego według życzeń Bożych, ponadto wywołują skutki, które są nazywane owocami darów. Najwznioślejsze z tych owoców Ewangelia nazywa błogosławieństwami. To, co ujęte w błogosławieństwa, możemy już obserwować jako specyficzne zachowania człowieka. Na podstawie ujętych w błogosławieństwa owoców rozpoznajemy obecność w nas i przejawianie się poszczególnych darów Ducha Świętego.

Zauważmy tu, że bez darów Ducha Świętego nie byłoby możliwe oczyszczenie bierne, gdyż nie byłoby możliwe przyjęcie tego, co Bóg w nas wnosi. Inaczej mówiąc, łaska, cnoty wlane czyli miłość, wiara i nadzieja oraz dary Ducha Świętego są konieczne do zbawienia, to znaczy do uzyskania pełnego poziomu życia religijnego, które Bóg utrwali, dając nam przez to swą stałą współobecność. Dodajmy ponadto, że nasze szczegółowe zachowanie lub działanie Bóg wspiera łaską uczynkową. Znaczy to, że kierując nas do siebie Bóg także pomaga nam w szczegółowej realizacji życia religijnego.

Duch Święty wnosi w nas swoje dary od momentu, gdy cała Trójca Święta stanie się w nas obecna w momencie chrztu. Dary te jednak nie mogą od razu przejawiać się w naszym życiu, gdyż nie od razu przyjmujemy wszystko, co wnosi w nas oczyszczenie bierne. Zwykle najpierw podejmujemy oczyszczenie czynne, w którym sami inicjujemy nabywanie usprawnień czyli cnót przyrodzonych, takich jak roztropność, męstwo, umiarkowanie, sprawiedliwość, wiedza, a czasem naturalna mądrość. Gdy dzięki wiedzy religijnej i mądrości zaczniemy wsłuchiwać się w życzenia Boga, zaczyna się w nas oczyszczenie bierne, w którym wspomagają nas właśnie dary Ducha Świętego.

Zwracaliśmy już na to uwagę, w początkach oczyszczenia biernego wspomaga nas dar bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. W okresie całego oczyszczenia biernego dodaje nam sił darem męstwa.

1) Dar bojaźni Bożej kształtuje w nas równowagę, a tym samym pokorę, która polega na zgodnym z prawdą poznawaniu siebie i Boga. Dar bojaźni chroni nas przed załamaniem z powodu poczucia naszej grzeszności. Pomaga więc realizować pokutę, która polega na kierowaniu się do Boga, a tym samym na odchodzeniu od grzechu. Wspomaga nasze uczucia, wolę i intelekt w nawróceniu się do Boga. Dar bojaźni Bożej owocuje w nas tym skutkiem, który określa błogosławieństwo: Błogosławieni ubodzy w duchu. Ubóstwo oznacza tu uwolnienie się od rzeczy i wszystkiego, co nie jest Bogiem. Chodzi tu o takie zdystansowanie, dzięki któremu Bóg jest w nas pierwszy, a wszystko inne jest wtórne. W tych warunkach dopiero Bóg zleci nam działania apostolskie, w których pierwszą sprawą stanie się zlecona nam przez Boga służba człowiekowi.

2) Dar umiejętności wspomaga w nas nadzieję. Znaczy to, że uczy nas ujmowania naszego życia z perspektywy Boga. Zarazem wspiera nas w tym, by tej perspektywie zaufać. Sprawia, że nasza tęsknota dotyczy określonego celu, że nie jest poszukiwaniem czegokolwiek. Dar umiejętności wiąże się z błogosławieństwem: Błogosławieni, którzy płaczą. Płacz ten oznacza zanegowanie grzechu i zarazem stan tęsknoty. Jeszcze bowiem nie jesteśmy pewni, że odnajdziemy siebie w życiu religijnym, że nas ono uszczęśliwi. W błogosławieństwie tym zawiera się pocieszenie, że będziemy pocieszeni, że właśnie Bóg nas nie zawiedzie.

3) Dar pobożności wspomaga nasze całe życie religijne i uczy nas trwania w odniesieniu do Boga. Pogłębia w nas postawę czci i służby, przede wszystkim Bogu, lecz także człowiekowi. Umacnia w nas i pogłębia postawę sprawiedliwości. Wiąże się z błogosławieństwem: Błogosławieni cisi. Wspomaga nasze uczucia i naszą wolę w skierowaniu się do Boga, co właśnie stanowi religię. Jest to jednak skierowanie nie tyle emocjonalne i wolitywne, ile raczej realne, prawidłowo wspomagane wysiłkiem naszej woli i uczuć.

4) Dar męstwa buduje naszą wytrwałość w realizowaniu życia religijnego. Dotyczy to zarówno pogłębiania cnót przyrodzonych, korzystania z cnót wlanych, jak wierności darom Ducha Świętego. Dzięki darowi męstwa podejmujemy natchnienia i życzenia Boże. Umiemy skorzystać z pomocy Boga w groźnych nam niebezpieczeństwach. Dar męstwa łączy się z błogosławieństwem: Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości. Chodzi tu o to, że nasza wola już zaakceptowała życzenia Boże, że nasze życie religijne uzyskało poziom modlitwy ukojenia i odpocznienia. Jeszcze jednak nie w pełni odczytujemy treść życzeń Bożych. Jesteśmy dopiero zdecydowani spełnić wszystko, czego Bóg od nas oczekuje. Jesteśmy więc w drodze do modlitwy prostego zjednoczenia.

Modlitwa zjednoczenia, raczej cała droga zjednoczenia, jest kształtowana przez dar mądrości.

5) Dar mądrości wychowuje i pogłębia miłość. Właśnie miłość i z tego powodu dar mądrości, charakteryzują etap zjednoczenia i właściwe temu etapowi odmiany modlitwy. Miłość wymaga pomocy tego daru, a zarazem ten dar ją wywołuje, pogłębia i utrwala. Znaczy to, że miłość jest właśnie relacją przystosowującą i upodabniającą nas do Boga. Dar mądrości owocuje skutkami ujętymi w błogosławieństwo: Błogosławieni pokój czyniący. Zarazem wiąże się ten dar z błogosławieństwem: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie. Gdy jednak odróżnimy na drodze zjednoczenia trzy odmiany modlitwy, zrozumiemy, że chodzi tu o wspomaganie nas także w tych trzech odmianach modlitwy zjednoczenia. Zapamiętajmy więc, że dar mądrości tworzy nasze zjednoczenie z Bogiem przez miłość.

Na drodze zjednoczenia znaleźliśmy się od momentu modlitwy prostego zjednoczenia. Ta modlitwa wyrasta z naszego intelektualnego odczytania treści życzeń Bożych. Wspomógł nas w tym dar rozumu.

6) Dar rozumu, wspomagając nas intelekt w rozumieniu prawd wiary i życzeń Bożych, tym samym pogłębia i doskonali naszą wiarę. Pozwala nam w pełni rozumieć i pragnąć Boga. Przygotowuje nas w ten sposób do oglądania Boga „twarzą w twarz”. Budzi się więc w nas tęsknota do bezpośredniego oglądania Boga. Nie jest to jeszcze możliwe. Wzmaga się więc nasza tęsknota i cierpienie. Ten dar uwrażliwia nas na każdą prawdę, a jest związany z błogosławieństwem: Błogosławieni czystego serca. Czystość zawsze polega na wiernej miłości. Dar rozumu pomaga nam uczynić Boga pierwszą osobą dla naszej tęsknoty i miłości.

Aby oglądać Boga, trzeba znaleźć się w sytuacji, w której nic nas od Boga nie oddziela. Oglądanie Boga jest bowiem zarazem trwaniem w miłości. Aby to wszystko było możliwe, Bóg musi nas oczyścić ze śladów lub korzeni siedmiu grzechów głównych. Wprowadza nas więc w modlitwę zjednoczenia bolesnego. I tu spełnia się błogosławieństwo: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie. Bóg wspomaga nasze siły w przetrwaniu cierpień oczyszczenia. Zarazem rozumiemy cierpienia Chrystusa, Matki Bożej i wszystkie cierpienia ludzi.

Po tym etapie jesteśmy w modlitwie zjednoczenia ekstatycznego. Głosimy radość płynącą z życie religijnego, a zarazem podejmujemy zlecone nam przez Boga działania apostolskie. Z tego względu potrzebna nam jest także pomoc darów Ducha Świętego.

7) Dar rady, wspomagający nas w aktywności apostolskiej jest związany z błogosławieństwem: Błogosławieni miłosierni. Aktywność apostolska, do której Bóg nas kieruje, to przede wszystkim służenie ludziom w tym, co nazywa się uczynkami miłosierdzia. Chodzi tu o reagowanie na to, że ludzie są głodni, chorzy, ubodzy, uwięzieni, samotni, zmartwieni, opuszczeni, podróżujący, zdezorientowani, w sumie cierpiący. Dzięki darowi rady umiemy znaleźć pełny miłości sposób zaradzenia nękającej kogoś biedzie. Miłosierdzie jest takim ujawnieniem miłości, że udzielana pomoc odbudowuje w ludziach ich poczucie godności i braterstwa.

Wreszcie Bóg wprowadza nas w modlitwę zjednoczenia przemieniającego. Doznajemy skutków wszystkich darów Ducha Świętego, a dominuje wśród nich dar mądrości, który wspomagał nas na całej drodze zjednoczenia. Wiąże się on - jak wiemy - z błogosławieństwem czynienia pokoju. Nasze życie religijne i nasza modlitwa zjednoczenia przemieniającego są już pełnym pokoju trwaniem miłości, która wiąże nas z Bogiem w taki sposób, że już nie utracimy powiązań z Bogiem i w ogóle nie chcemy ich utracić. Po prostu nasze życie religijne jest naszym sposobem bycia na ziemi.

3.      Religijna dojrzałość człowieka

Spójrzmy teraz na całość drogi zjednoczenia, od strony jej różnicy z drogą oświecenia i drogą oczyszczenia.

Teoretycy życia religijnego rozumieją przez drogę zjednoczenia wprost dojrzałość religijną człowieka. Ta dojrzałość charakteryzuje się przewagą w nas darów Ducha Świętego. Mówi się też, że obok podejmowania darów charakteryzuje tę drogę zadomowienie się w nas Chrystusa i Ducha Świętego, który już teraz sam wychowuje człowieka. W naszych przeżyciach ta droga to już pełny wewnętrzny pokój i oczekiwanie życia zbawionego, które będzie naszym udziałem po zmartwychwstaniu. Św. Tomasz z Akwinu podkreśla, że cechą drogi zjednoczenia jest pełne przylgnięcie do Boga i radowanie się Bogiem. To przylgnięcie powoduje sam Bóg. Aby jednak ono się stało, Bóg musi jeszcze usunąć wszystko, co utrudnia zjednoczenie w pełni z miłością. To usuwanie przeszkód nazywamy modlitwą zjednoczenia bolesnego, a św. Jan od Krzyża nazywa to ciemną nocą duszy.

Przypomnijmy, że Bóg oczyszcza nas teraz ze śladów siedmiu grzechów głównych, a ponadto z trapiących nas jeszcze niedoskonałości, które są następujące: niepotrzebne ujawnienie swego wewnętrznego życia religijnego, uleganie wizjonerstwu, swoista zuchwałość wobec Boga, nie zawsze opieranie się na motywach Bożych w miłości, wierze i nadziei. Mówi się też, że jeszcze ulegamy swoistej tępocie umysłu, przejawiamy szorstkość, ulegamy roztargnieniom i rozproszeniu. Dar rozumu i dar mądrości oczyszczają nas z tych niedoskonałości.

Dar rozumu - jak wiemy - przygotowuje nas do bezpośredniego widzenia Boga. To widzenie nie jest jeszcze możliwe w tym życiu. Intelekt jednak rozumie już Boga, a wola uzgodniła nasze życzenia z życzeniami Bożymi. Są w nas jednak jeszcze uczucia i emocje, cała sfera przeżyć psychicznych. Ponieważ Bóg jest bytem duchowym, sfera psychiczna i władze zmysłowe nie mogą go doznawać. Obserwujemy więc w człowieku bolesne poczucie nieobecności Boga w psychice. Jest to ciężki stan człowieka w początkach drogi zjednoczenia. Nie tylko intelekt chciałby bezpośrednio widzieć Boga. Cały człowiek chciałby patrzeć w twarz Bożą, odczytać w oczach Bożych radość ze spotkania. Brakuje tego spotkania w psychice ludzkiej. Jest to brak tak dotkliwy, że nazywa się go głodem duszy, umieraniem z pragnienia. Ten stan jest porównany w Psalmach do cierpień łani umierającej na pustyni z braku wody. I człowiek nie może pojąć tej nieobecności Boga. Jeszcze więc znowu daje znać o sobie tęsknota umysłu.

Modlitwę zjednoczenia bolesnego poznajemy po trzech znakach: nie mamy poczucia grzechu, przeżywamy boleśnie niedoznawanie Boga, głęboko pragniemy Boga i tęsknimy do Niego. Nie przetrwalibyśmy tego stanu, gdyby nie dary Ducha Świętego. Te dary powodują, że umiemy zaufać woli Bożej, że trwa w nas głęboka wiara i że godzimy się na pełne cierpień trwanie przy Krzyżu. Krzyż Chrystusa jest teraz oparciem dla nas w naszych udrękach. Odbywamy z Chrystusem drogę krzyżową i jest nam lżej z tego powodu, że uczestniczymy w cierpieniach Chrystusa. Zarazem trwamy w modlitwie. Ta nieustanna modlitwa jest znakiem, że Bóg wysłuchuje naszej prośby o umocnienie miłości, wiary i nadziei, że prowadzi nas przez swoją drogę krzyżową do ascetycznej śmierci celów, które nie są Bogiem, że wobec tego nastąpi zmartwychwstanie w pełnej miłości.

Gdy minie ten okres bolesnego zjednoczenia, nastąpi nasze pełne wypełnienie Bogiem w modlitwie zjednoczenia ekstatycznego. Raduje nas nasz kontakt z Bogiem i mamy poczucie, że nic już tego kontaktu nie może zastąpić. Żal nam tylko, że nastąpiło to tak późno, że Chrystus musiał cierpieć, by naszym udziałem stała się radość zjednoczenia z Trójcą Świętą.

Ta radość zjednoczenia z Trójcą Świętą to już modlitwa zjednoczenia przemieniającego. Jest to najwyższy stopień rozwoju łaski w człowieku, miłości do Boga i powiązania z Bogiem. Jest to, oczywiście, jeszcze etap wiary, jeszcze nie jest to widzenie Boga „twarzą w twarz”. Jest to tylko pełne owocowanie w nas daru mądrości, który otrzymaliśmy już na chrzcie wraz z łaską uświęcającą. Ten dar sprawia zjednoczenie z Bogiem. Dzięki temu zjednoczeniu już Bóg chroni w nas łaskę i miłość, już nie możliwe jest popełnienie jakiegokolwiek grzechu. Z naszej strony ta modlitwa zjednoczenia przemieniającego wyraża się w pragnieniu bezpośredniego oglądania Boga.

Podsumowanie części pierwszej. Nawrócenie i modlitwa

1.      Trzy nawrócenia

Każde skierowanie się do Boga i każde pogłębienie naszych związków z Bogiem jest nawróceniem. Jest bowiem zmianą myślenia i zmianą działań. Całe życie religijne można nazywać nawróceniem, gdyż jest ono nieustannym pogłębianiem miłości do Boga.

W tym ciągu nieustannych nawróceń wyróżnia się trzy etapy, które nazywają się drogą oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. Są to właściwie trzy spojrzenia na jedno rozwijające się życie religijne człowieka, ujęcie tego życia z pozycji charakterystycznych wydarzeń lub osiągniętych przemian.

Dokonujemy krótkiej charakterystyki trzech dróg życia religijnego, tych trzech nawróceń, ujmując je w tym, co przeżywamy i osiągamy kierując się nieustannie do Boga.

1)      Droga oczyszczenia

Początkiem tej drogi jest łaska uświęcająca, którą wnosi w nas sakrament chrztu. Wnosi ją więc Bóg. Z naszej strony mamy do dyspozycji miłość, jeszcze niewyraźnie skierowaną do Boga i dość dużą nieznajomość prawd wiary. Brakuje nam więc uzgodnienia naszych dążeń z życzeniami Boga i nie umiemy jeszcze rozpoznawać religijnych perspektyw człowieka. Ponadto siebie czynimy przedmiotem działań i kierujemy się wyłącznie swoimi rozeznaniami. Pełny rozwój religijny polega na uzgodnieniu naszych życzeń z życzeniami Bożymi, na poznaniu prawd wiary, na uznaniu Boga i bliźnich za przedmiot naszej troski i miłości, na kierowaniu się w całym życiu tym, co Bóg proponuje i w nas wnosi. Uzyskanie takiego skierowania się do Boga i ludzi, takiego więc nawrócenia ku nim, to swoisty program drogi oczyszczenia.

Musimy uwolnić się lub oczyścić z grzechów, poznać swoje wady lub nabyte schematy działań, pomijających Boga i ludzi. Musimy zdystansować siebie, to znaczy te pragnienia, w których wciąż siebie stawiamy na pierwszym miejscu.

Znakiem podjęcia drogi oczyszczenia jest pragnienie współdziałania z łaską trwania modlitwy i umartwienia, z kolei zmniejszenie się zafascynowania rzeczami i tylko skutkami kontaktu z Bogiem i ludźmi, ponadto osłabienie wad, zmniejszenie się niewiedzy religijnej, utrwalenie się łagodności, cierpliwości, cichości i pokory. Jest to w sumie czynne oczyszczenie zmysłów, czynne oczyszczenie wyobraźni i pamięci, czynne oczyszczenie duszy.

Uzyskujemy zarazem pierwsze efekty pracy nad sobą:

Pierwszy stopień pokory: coraz wierniejsze realizowanie wskazań i życzeń Bożych. Dystansujemy wszystkie rzeczy. Dystansujemy się na cierpienie, niepowodzenia i wzgardę dla Chrystusa, jeżeli w ten sposób uchronimy się przed grzechem ciężkim.

Pierwszy stopień miłości: chronienie powiązań z Bogiem przez oddalenie się od rzeczy, wierność więc łasce uświęcającej.

Pierwszy stopień modlitwy: modlitwa ustna i modlitwa myślna, głównie w formach liturgicznych, ponadto modlitwa aktów strzelistych.

2)      Droga oświecenia

Pogłębia się nasze przywiązanie do Boga i rozumienie Boga. Znaczy to, że pogłębia się w nas miłość i wiara.

Już Bóg zaczyna kierować nas do siebie. Zaczyna także przemieniać nasze do Niego odniesienia. Zaczyna się w nas bierne oczyszczenie zmysłów oraz bierne oczyszczenie wyobraźni i pamięci.

Znakiem, że zaczęła się w nas droga oświecenia, jest przede wszystkim oschłość, to znaczy brak radości, skupienia i pokoju. Nie możemy w skupieniu rozmyślać, nie umiemy skierować do Boga aktu miłości, wiary i nadziei. Nie udaje się nam więc modlitwa myślna i modlitwa aktów strzelistych. Wchodzimy w stan nabytego skupienia, lecz nie ufamy temu sposobowi modlitwy. Przeżywamy bowiem poczucie opuszczenia przez Boga, a zarazem bolesną tęsknotę do Boga. Nieustannie jednak zwracamy się wewnętrznie do Boga i niepokoimy się, że nie służymy Bogu zgodnie z Jego życzeniami. Czujemy się zagubieni, gdyż nic nas nie cieszy i nie mamy pewności, że utrwala się nasze powiązanie z Bogiem.

Ten stan nie mija i więcej, dalej się pogłębia. Wchodzimy powoli w końcowe etapy drogi oświecenia. Dokonuje się w nas bierne oczyszczenie duszy. Znaczy to, że Bóg uczy naszą wolę wierności swoim życzeniom i zarazem uczy intelekt wniknięcia w pełną treść prawd wiary. Jeszcze wyraźniej dystansujemy wszystkie rzeczy i jeszcze głębiej przeżywamy poczucie opuszczenia nas ze strony Boga. Dokucza nam poczucie grzeszności, nie mamy jednak świadomości popełnienia grzechu ciężkiego. Ratuje nas w tym wszystkim tęsknota do Boga i zarazem sprawia cierpienie. Chcielibyśmy bowiem mieć za sobą te udręki i znaleźć się już wobec Boga „twarzą w twarz”.

Droga oświecenia to prawie zasadniczy zespół oczyszczeń biernych. Uzyskujemy więc kolejne efekty pracy nad sobą, a raczej efekty tego, czego dokonał w nas Bóg:

Drugi stopień pokory: wewnętrzne odejście od wszystkich rzeczy tego świata. Decydujemy się na życie w ubóstwie, poniżeniu i cierpieniu dla Chrystusa, jeżeli w ten sposób uchronimy się przed najmniejszą nawet niewiernością Bogu, przed najmniejszym więc grzechem powszednim.

Drugi stopień miłości: kierujemy się życzeniami Boga, rozumiemy te życzenia. Naszą stałą orientacją jest Bóg. Uzyskaliśmy tę orientację przy pomocy dokonywanych w nas przez Boga oczyszczeń biernych.

Drugi stopień modlitwy: jest to modlitwa nabytego skupienia, modlitwa skupienia wlanego w postaci kontemplacji wlanej czynnej i kontemplacji wlanej biernej oraz prostego zjednoczenia. Skupienie nabyte i proste zjednoczenie to granice drogi oświecenia i zarazem oczyszczenia biernego. Same oczyszczenia bierne przejawiają się w modlitwie skupienia wlanego czynnego i modlitwie skupienia wlanego biernego, którą nazywamy też modlitwą ukojenia lub odpocznienia. Niekiedy mówi się, że oczyszczenia bierne dzieją się między modlitwą wlanego skupienia i modlitwą odpocznienia.

3)      Droga zjednoczenia

Wiemy już, że droga zjednoczenia zaczyna się od modlitwy zjednoczenia bolesnego. Niekiedy autorzy teorii życia religijnego w początkach drogi zjednoczenia sytuują bierne oczyszczenie duszy. Owszem, jest to uzdrowienie nas ze śladów i korzeni siedmiu grzechów głównych. Znowu w jakiś sposób nie rozpoznajemy życzeń Boga i dokonywanych w nas przez Boga przemian. Mamy poczucie, że nie jesteśmy wierni życzeniom Boga. Znowu dokucza nam poczucie grzeszności, wynikające z kontemplowania świętości Boga. Wiemy jednak, że już nigdzie poza Bogiem nie znajdziemy pokoju i szczęścia. Mamy poczucie powiązania z Bogiem. Powoli poczucie to pogłębia się, wchodzimy w pełny stan pokoju. Już dominują w nas dary Ducha Świętego i stają się naszym udziałem owoce tych darów, ujęte w osiem błogosławieństw.

Znakiem, że trwamy na drodze zjednoczenia, jest całkowite zaufanie woli Bożej, heroiczna lecz radosna wiara, wbrew trudnościom wewnętrzne przybywanie z Chrystusem w Ogrójcu, wnikanie w tajemnicę Krzyża, znoszenie cierpień, tęsknoty, aktywność apostolska często jako życie wynagradzające za grzechy i zaniedbania innych, nieustanna modlitwa. Trwa przy Bogu nasza myśl i nasza miłość. Doświadczają nas ciężko pokusy przeciw miłości, wierze i nadziei, lecz chroni nas dar rozumu, dar męstwa, dar rady. W ogóle do końca już sam Bóg tworzy i umacnia nasze z Nim powiązania.

Trzeci stopień pokory: Już we wszystkim naśladujemy Chrystusa. Odnosimy się do siebie i do ludzi, tak jak Chrystus odnosił się do człowieka w swym ziemskim życiu. Miłość, wiara i nadzieja pozwalają nam kierować się we wszystkim motywem Boga. Jesteśmy zdecydowani znosić ubóstwo, poniżenie i cierpienie dla Chrystusa, jeżeli to zapewni nam stałe powiązanie z Bogiem.

Trzeci stopień miłości: kochamy Boga dla samego Boga. Jesteśmy ponadto pewni swego na zawsze złączenia z Bogiem. Jest to zgodność naszej woli z wolą Boga, odczytaną w Chrystusie.

Trzeci stopień modlitwy: modlitwa zjednoczenia bolesnego, zjednoczenia ekstatycznego i zjednoczenia przemieniającego.

Niektórzy teoretycy życia religijnego wymieniają siedem znaków, które upewniają, że Bóg w nas przebywa: 1) sumienie nie wyrzuca nam grzechów, 2) raduje nas słuchanie Słowa Bożego, 3) umiłowanie mądrości Bożej podanej w Ewangelii, 4) potrzeba nieustannej modlitwy i trwanie w nieustannej modlitwie, 5) wewnętrzna radość i całkowite zaufanie Bogu we wszystkim, 6) poczucie wewnętrznej wolności, 7) mówienie o Bogu, wprost zdominowanie tematem Boga i motywowanie Bogiem wszystkich działań.

2.      Zestawienie odmian modlitwy

Przypomnijmy najpierw, że przez modlitwę rozumiemy sposoby przejawiania się naszych powiązań z Bogiem i zarazem prośbę, aby te powiązania trwały. Prośba, kierowana do Boga, aby Bóg chronił i utrwalał nasze z Nim powiązania, ujawnia nasze otwarcie się na dokonywane w nas przez Boga oczyszczenie bierne. Poddając się temu oczyszczeniu sami też do niego się przygotowujemy. Przyjęte więc rozumienie modlitwy pozwala nam ułożyć wszystkie odmiany modlitwy na linii oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego. Dotyczy to jednak tych odmian modlitwy, które określa pierwsza część podanej tu definicji, to znaczy modlitwy jako sposobu przejawiania się naszych powiązań z Bogiem. Te odmiany modlitwy krótko wymienimy, by z kolei podjąć rozważania nad modlitwą i jej odmianami w związku z określeniem, że modlitwa jest prośbą o trwanie w nas powiązań z Bogiem.

Dodajmy, że dokonywane w nas przez Boga oczyszczenie bierne stanowi zarazem podjęcie przez Boga naszego wysiłku ascetycznego w oczyszczeniu czynnym. To nakładanie się propozycji Boga na naszą wersję życia religijnego wywołuje stan niepokoju, który nazywamy ciemną nocą miłości. Trwa on do momentu, w którym Bóg doprowadzi do uzgodnienia naszych życzeń ze swoimi życzeniami i do naszego pełnego odczytywania treści prawd wiary. Jest znamienne i ciekawe, że odmiany modlitwy, przejawiające naszą ciemną noc miłości, nazywają się kontemplacją. Znaczy to, że jeszcze wtedy wiążemy miłość z radością i że dopiero na drodze zjednoczenia miłość wiąże się z pokojem. W tej sytuacji tę samą w nas pozycję uzyskuje radość, jak i cierpienie. Są one wtórne w stosunku do takiego przeżywania naszych powiązań z Bogiem, w którym Bóg jest pierwszy, wybrany i miłowany dla Niego samego. Odmiany modlitwy z okresu ciemnej nocy miłości osobno więc zasygnalizujmy.

Modlitwa jako sposoby przejawiania się
naszych powiązań z Bogiem

1.         Etap oczyszczenia czynnego:

-      modlitwa ustna,

-      modlitwa myślna,

-      modlitwa afektywna,

-      modlitwa skupienia nabytego lub prostego wejrzenia lub kontemplacji nabytej.

2.         Etap oczyszczenia biernego:

A.   Ciemna noc miłości

-      modlitwa skupienia wlanego lub kontemplacji wlanej czynnej,

-      modlitwa ukojenia lub odpocznienia lub kontemplacji wlanej biernej (po biernym oczyszczeniu woli).

Dopowiedzmy tu, że ciemna noc miłości przejawia się zasadniczo w modlitwie skupienia wlanego i modlitwie ukojenia lub odpocznienia. Jednak zaczyna się ciemna noc duszy w modlitwie skupienia nabytego, a kończy się modlitwą prostego zjednoczenia lub kontemplacji wlanej biernej po okresie ciemnej nocy duszy. Niektórzy więc autorzy modlitwę prostego zjednoczenia włączają do odmian modlitwy z okresu ciemnej nocy miłości, inni natomiast autorzy sytuują tę modlitwę już w początkach drogi zjednoczenia. W naszych rozważaniach uważamy tę modlitwę za etap zamykający ciemną noc miłości. W związku z taką klasyfikacją umieszczamy tę modlitwę w etapie ciemnej nocy miłości:

-      modlitwa prostego zjednoczenia lub kontemplacji wlanej biernej (po biernym oczyszczeniu intelektu).

B.   Droga zjednoczenia:

-      modlitwa zjednoczenia bolesnego lub oschłego,

-      modlitwa zjednoczenia ekstatycznego,

-      modlitwa zjednoczenia przemieniającego.

Modlitwa jako prośba o trwanie
naszych powiązań z Bogiem

  1. Modlitwa uwielbienia
  2. Modlitwa dziękczynienia
  3. Modlitwa przebłagania

4.    Modlitwa błagalna

W związku z czterema odmianami modlitwy jako prośby, zwróćmy uwagę, że na ten temat funkcjonują w Polsce dwie opinie, mianowicie o. Jacka Woronieckiego i o. Barnharda Haeringa.

O. Jacek Woroniecki wyróżnia cztery odmiany modlitwy: modlitwa chwalebna, modlitwa dziękczynna, modlitwa przebłagalna, modlitwa błagalna. Modlitwa chwalebna bierze swą nazwę z przedmiotu modlitwy, którą jest chwała i cześć Bogu. Według o. Jacka Woronieckiego modlitwa ta uczy nas służenia Bogu i zarazem bezinteresowności. Uwalnia nas od egoizmu i utylitaryzmu. Kieruje bowiem naszą uwagę i nasze działania na Boga. Ta modlitwa zarazem przekształca się w modlitwę dziękczynną. Jesteśmy wdzięczni Bogu za obdarowanie nas łaską uświęcającą, za nadzieję oglądania Boga po śmierci, za sakramentalne środki uświęcania, za cały świat i za nas samych, wyróżnionych miłością ze strony Boga. Uświadamiamy sobie także, że dar miłości ze strony Boga ma źródło w nieskończonym miłosierdziu Bożym. Nie zasługujemy bowiem na tę miłość z powodu naszych grzechów. Wchodzimy więc w trzecią odmianę modlitwy, w modlitwę przebłagalną przepraszając Boga za grzechy. Z kolei rodzi się w nas błaganie, aby Bóg wspomagał nas w uzyskaniu nawrócenia i zbawienia. Zarazem prosimy o to dla innych osób, żywych i zmarłych. Modlitwa błagalna ma źródło w poczuciu naszej zależności od Boga zarówno w dziedzinie nadprzyrodzonej, jak i przyrodzonej. O. Jacek Woroniecki uważa, że przedmiotem modlitwy jest Bóg i Jego chwała. Wymienia też tematy modlitwy: życie duchowe człowieka, zbawienie duszy, łaska, oglądanie Boga po śmierci, środki osiągania zbawienia, życie moralne, potrzeby doczesne. Ciekawie też rozwiązuje temat szkół modlitwy. Sądzi, że szkołą modlitwy jest liturgia, Msza święta, modlitwa Chrystusa (Ojcze nasz) i modlitwa Matki Bożej (Wielbij duszo moja Pana).

O. Bernhard Haering wyróżnia pięć odmian modlitwy: modlitwa uwielbienia, modlitwa oczekiwania jako gotowości przyjęcia Boga, modlitwa dziękczynienia, modlitwa zadośćuczynienia i pokuty, modlitwa wynagradzająca. Swoje rozważania o tych odmianach modlitwy o. Bernhard Haerling poprzedza dwoma ważnymi tematami: jest to temat modlitwy w imię Chrystusa i modlitwy jako świadomej gotowości udzielania odpowiedzi na obecność Boga.

W temacie modlitwy w imię Chrystusa chodzi o zwrócenie uwagi, że właśnie modlitwa chrześcijańska charakteryzuje się naszym skierowaniem do Boga poprzez lub w imię Chrystusa, by w ten sposób poznać Ojca. Wszystkie, właśnie przede wszystkim liturgiczne modlitwy są kierowane do Boga „przez Pana naszego Jezusa Chrystusa”.

Rozważając modlitwę jako świadomą gotowość udzielania odpowiedzi na obecność Boga, o. Bernhard Haerling właściwie podaje określenie, a nawet definicję modlitwy. Wyjaśnia też, że obecność polega na świadomej wzajemności. Dodajmy, że jego określenie modlitwy i obecności jest bliskie rozważanemu w tym studium rozumieniu modlitwy jako przejawiania naszych powiązań z Bogiem i jako prośby o trwanie tych powiązań. O. Bernhard Haerling wyróżnia i omawia modlitwę jako zareagowanie na obecność Boga w nas, w Jezusie Chrystusie, w chrzcie, bierzmowaniu, sakramencie pokuty, olejem namszczenia, w kapłaństwie, małżeństwie, rodzinie, w chorych, biednych, w przyjaźni.

Podstawą odróżnienia pięciu odmian modlitwy jest ich temat, to znaczy modlitwa o coś. O. Bernhard Haering zwraca też uwagę na przedmiot modlitwy, to znaczy do kogo kierujemy modlitwę. Kierujemy naszą modlitwę do Boga Ojca, do Chrystusa, do Ducha Świętego, do Matki Bożej i świętych. w związku z modlitwą do Chrystusa, omawia tak zwaną modlitwę do Jezusa, wyrażaną w zdaniu „Jezus, Synu Dawida, ulituj się nade mną”.

Dodajmy ponadto, że rozważając w tej książce modlitwę jako prośbę o trwanie naszych powiązań z Bogiem, posłużymy się odróżnieniem, stosowanym przez o. Jacka Woronieckiego i o. Bernharda Haeringa, przedmiotu w sensie tego, o co się modlimy i przedmiotu, a raczej osoby, do której kierujemy modlitwę. W omówieniu odmian tej modlitwy uwzględniamy ponadto jej dwa aspekty, wynikające z oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego. Będzie to zarazem kojarzyło rolę darów Ducha Świętego w modlitwie uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania i w modlitwie błagalnej.

Część druga.
MODLITWA UPRASZAJĄCA TRWANIE ŻYCIA RELIGIJNEGO

I.     Odmiany odnoszenia się do Boga

1.      Modlitwa uwielbienia

Przedmiotem modlitwy uwielbienia jest sam Bóg, z którym każdy kontakt, także więc przez modlitwę, nawiązujemy w osobie Chrystusa. Bóg w tym wypadku jest zarazem tematem modlitwy, jak i tym, o co się modlimy. Tym tematem jest więc chwała i cześć Boga, On sam, ujmowany z pozycji naszej czci w całej swej chwale, rozpoznawanej przez nas w Jego dziełach. Tym dziełem jest świat, a przede wszystkim człowiek, wyróżniany osobistą przyjaźnią Boga.

Modlitwa uwielbienia ma źródło w rozumności człowieka i z tego względu już występuje w oczyszczeniu czynnym. Trwa także i jest doskonalsza w oczyszczeniu biernym, w którym kształtuje w nas modlitwę sam Duch Święty. Wiemy o tym z Listu św. Pawła do Rzymian (8,26): „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”.

Rozpoznawanie chwały Bożej wymaga intelektu, który jest w człowieku podmiotem poznania. Intelekt zarazem wyróżnia człowieka. Uważa się, że pierwsze zetknięcie intelektu z otaczającym nas światem wywołuje w całym człowieku najpierw zdumienie, swoiste zaskoczenie, podobne do zdziwienia, zarazem zachwyt. To zdumienie i zachwyt dotyczą wprost istnienia świata, a w nim ludzi, jako właśnie istniejących wywołujących w nas miłość. Zdumiewające nas istnienie świata i ludzi kieruje właśnie do Boga, którego odbieramy jako przyczynę istnienia i zarazem Osobę, wywołującą w nas miłość. Powoduje to, że odnosimy się do Boga z uwielbieniem, gdyż takie odniesienie wynika z przeżywanej miłości i intelektualnego zdumienia.

Zauważmy tu, że według Arystotelesa zdumienie lub zaskoczenie i zdziwienie są powodem podjęcia refleksji filozoficznej, że wobec tego w tym samym zdumieniu ma źródło metafizyka i modlitwa. Inaczej mówiąc, w tym samym intelekcie ma źródło ujmowanie istnienia i odnoszenie się z uwielbieniem do Boga, Stwórcy istnienia i miłującej nas Osoby.

Trzeba tu dopowiedzieć, że nasze ludzkie poznanie jako proces jest działaniem zmysłowych i umysłowych władz człowieka, a jako wynik kontaktu poznawczego jest ujęciem wszystkiego, co stanowi realne byty. W tym, co stanowi byty, pierwsze i podstawowe jest właśnie istnienie, ogarniające istotę, która, gdy jest istotą człowieka, zawiera intelekt. Właściwym przedmiotem intelektu jest zawsze to, co w bytach istotne, gdy istnieje. Intelekt więc wtedy działa, gdy ujmujemy istnienie i to, czym jest dany byt. Nic więc dziwnego, że intelekt ludzki rozpoznaje Boga jako Stwórcę istnienia i Samo w Sobie Istnienie. Nic więc dziwnego, że zachwyca się i zdumiewa istnieniem i że z uwielbieniem odnosi się do Boga.

Modlitwa uwielbienia jest wprost pierwszym odniesieniem się człowieka do Boga. Jest ujawnieniem się naszej rozumności i intelektualnego poznawania bytów. Św. Tomasz z Akwinu mógł powiedzieć, że rozumienie, jako skutek działania przedmiotu poznania na intelekt, jest warunkiem modlitwy, i że tym warunkiem jest zarazem potrzeba kochania, to znaczy odnoszenia się z miłością do Boga i spodziewania się daru miłości.

W etapie oczyszczenia czynnego powtarzamy najpierw słowa uwielbienia Boga w modlitwie ustnej. Z imionami Osób Trójcy Świętej łączymy słowo „chwała” i uzyskujemy ogromnie prostą i zarazem piękną modlitwę: „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu”. Powtarzamy też pieśń aniołów: „Święty, święty, święty” wielbiąc wyjątkową pozycję Boga wśród osób. Składania Bogu chwały uczy nas cała liturgia, a przede wszystkim pełne uwielbienia odnoszenie się Chrystusa do Ojca. Z czasem zaczynamy wnikać w treść modlitwy uwielbienia. Zaczynamy też rozważać świat dziwiąc się pięknu gór, nastrojowi morza, sile żywiołów, pięknu gwiazd i słońca. Takie tematy podsuwają nam Psalmy i zarazem wskazują na Stwórcę tego, co nas rozważań zarówno z modlitwy ustnej, jak i z metafizyki. Gdy rozumiemy życzliwe ze strony Boga ustanawianie bytów w ich istnieniu i gdy dzięki modlitwie myślnej przeniesiemy swą uwagę z rzeczy stworzonych na ich Stwórcę, przeżywamy radość, zdumienie, zachwyt i czyniąc je treścią uczuć wchodzimy w modlitwę afektywną. Już sami formułujemy w krótkich zdaniach nasze uwielbienie Boga, zawierające słowa, myśli, uczucia. Kierując się często do Boga w ten sposób, nabywamy umiejętności wewnętrznego trwania przed Bogiem w modlitwie nabytego skupienia.

W etapie oczyszczenia biernego Bóg wprowadza nas najpierw w modlitwę skupienia wlanego. Znaczy to, że sam powoduje nasze skierowanie się do Niego. Jest to w naszych przeżyciach jakby odpowiedź, że Bóg cieszy się kierowanym do Niego przez nas uwielbieniem. Ta odpowiedź wywołuje w nas radość, skupienie i pokój, którymi niedługo się cieszymy. Właśnie Bóg odbiera nam te skutki kontaktów z Sobą, aby Jego odpowiedź była pełna i czytelna. Swoiście chce być przedmiotem uwielbienia sam w sobie. Traktując poważnie naszą modlitwę uwielbienia, musi nas wprowadzić w kontemplację wlaną bierną i powodować dotkliwe w przeżyciach oczyszczenia. Ich celem jest doprowadzenie do uzgodnienia naszych życzeń z życzeniami Boga. Wtedy bowiem modlitwa uwielbienia spełni się z uwielbieniem samego Boga. Wniesie w nas znowu ukojenie i odpocznienie. W tych warunkach nic nie zakłóca postawy i modlitwy uwielbienia.

Do momentu modlitwy ukojenie lub odpocznienia w etapie oczyszczenia biernego, dzieje się w nas ciemna noc miłości. Bóg oczyszcza w nas, to znaczy skierowuje do Siebie nasze uczucia w biernym oczyszczeniu zmysłów, skierowuje ku sobie treść naszej wiedzy w biernym oczyszczeniu wyobraźni i pamięci. Wiąże z sobą naszą wolę i pozwala w pełni zrozumieć prawdy wiary w biernym oczyszczeniu duszy. Korzystając ze swego intelektu rozumiemy te przemiany i właśnie wielbimy Boga za dar tych przemian, dzięki którym pogłębia się nasza miłość do Boga. W ciemnej nocy miłości także więc kierujemy się do Boga w modlitwie uwielbienia.

Doskonalsza i już nieustanna jest w nas modlitwa uwielbienia na drodze zjednoczenia. Nasze rozpoznawanie chwały Bożej i rozumienie Boga są bowiem teraz udoskonalone darem rozumu. Znaczy to, że nie tylko własnymi siłami dzięki intelektowi i metafizyce rozpoznajemy kim jest Bóg, lecz także sam Bóg swoiście ujawnia nam siebie. Z Jego pomocą zrozumieliśmy do końca prawdy wiary, Boga samego w sobie w takie sposób, że podstawową tęsknotą stało się w nas oglądanie Go „twarzą w twarz”. Ta perspektywa i szansa głęboko motywują zwracanie się z uwielbieniem do Boga. To uwielbienie jest swoistym wyrazem modlitwy prostego zjednoczenia. W tej modlitwie zawiera się też tęsknota. Pozwala ona przetrwać wszystkie udręki modlitwy zjednoczenia bolesnego. Wiemy, że oczyszczenie w tej modlitwie przygotowuje nas do pełniejszego kontaktowania się z Bogiem. Mimo udręk wyrywa się z nas pieśń uwielbienia. Nasila się ona i brzmi już z dużą siłą w modlitwie zjednoczenia ekstatycznego. Chwałę Bożą głosi nasza aktywność apostolska. Jest ona jakby konsekwencją naszych uwielbiających Boga odniesień do Niego.. A potem, gdy nastanie zjednoczenie przemieniające, już w pełni wewnętrznego pokoju wielbimy Boga w każdej sytuacji i we wszystkich spełnianych działaniach. Modlitwa uwielbienia to w zjednoczeniu przemieniającym właśnie mówienie o Bogu, miłowanie Jego mądrości, radosne słuchanie Słowa Bożego, nieustanne uwielbienie.

Raz jeszcze zwróćmy uwagę na związek modlitwy uwielbienia z rozumnością człowieka, który z życzliwością, wręcz z miłością odnosi się do tego, co istnieje i do Boga, który sprawia istnienie. Pomijając aspekt metafizyczny, zawsze zresztą obecny tam, gdzie dokonuje się rozumienie, zaakcentujemy aspekty właściwe działaniu darów Ducha Świętego. Przypomnijmy więc, że św. Tomasz Apostoł, gdy rozpoznał i zrozumiał zmartwychwstanie Chrystusa wkładając palce w rany Jego rąk i boku, wypowiedział całe swe uwielbienie Bogu w zdaniu: „Pan mój i Bóg mój”. Św. Franciszek z Asyżu poszerzając to zdanie wielbił Boga wnikając w treść wypowiadanych słów: „Bóg mój - moje wszystko”. Modlitwa uwielbienia przyjęła piękną postać w ulubionej pieśni św. Kazimierza Jagiellończyka: „Już od rana rozśpiewana chwal, o duszo, Maryję”. Przypomnijmy tu ponadto raz jeszcze pieśń aniołów: „Święty, święty, święty”, a także naszą codzienną modlitwę: „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu”. Warto zwrócić uwagę na to, że do polskiej tradycji należy rozpoczynanie dnia pieśnią: „Kiedy ranne wstają zorze”. W tej pieśni znajdujemy zdanie: „Bądź pochwalon Boże wielki”. A podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu śpiewa się w Polsce modlitwę: „Niech będzie Bóg uwielbiony, niech będzie uwielbione święte imię Jego, niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek”.

W liturgii Kościoła katolickiego, a głównie we Mszy świętej jest wiele aktów czci i uwielbienia Boga. Kościół uczy nas oddawania czci Bogu pogłębiając naszą modlitwę uwielbienia.

Modlitwa uwielbienia, wyrastająca z naszego rozumienia istnienia, pod wpływem darów Ducha Świętego, może głównie daru pobożności, daru rozumu i daru mądrości staje się modlitwą uwielbienia, wyrastającą teraz z pogłębionej i utrwalonej miłości do Boga. Wyraża tę miłość. Miłość bowiem ma swoje źródło w istnieniu, które nasz intelekt ujmuje i rozumie. Miłość jest wobec tego relacją łączącą byty rozumne, właśnie osoby. Miłość i intelekt są więc warunkami modlitwy uwielbienia. Ta modlitwa zarazem angażuje i wyraża to, co najszlachetniejsze i najcenniejsze: istnienie, rozumność i miłość.

2.      Modlitwa dziękczynna

Modlitwa dziękczynna wyrasta z modlitwy uwielbienia gdy zaczniemy uświadamiać sobie bardziej szczegółowo powody naszej wdzięczności wobec Boga. Jeżeli według B. Gaeringa „modlitwa jest świadomą gotowością udzielania odpowiedzi na obecność Boga”, to powodem naszej wdzięczności stają się najpierw różne odmiany obecności Boga. Wyrażając swą wdzięczność Bogu właśnie przemieniamy modlitwę uwielbienia w modlitwę dziękczynienia.

Według B. Haeringa nasze dziękczynienie dotyczy obecności Boga w Chrystusie. Jest to obecność wspaniała i niezwykła: Chrystus jest w jednej osobie zarazem Bogiem i Człowiekiem. Wiemy, że przystosowanie w Chrystusie natury Bożej do natury ludzkiej umożliwia nam udział w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej. Umożliwia więc świętość i zbawienie. Chrystus wcielony przywrócił nam utraconą w Raju miłość Ojca. Przez swe cierpienie i śmierć na krzyżu odkupił nas, to znaczy dla ofiary Chrystusa Bóg nam wybaczył odrzucenie Jego miłości. Chrystus zmartwychwstały skierował i wprowadził naszą miłość w otwarte ramiona Boga Ojca. Modlitwa dziękczynienia jest wypełniona naszą wdzięcznością za Wcielenie, Odkupienie i Zmartwychwstanie Chrystusa.

Nasze dziękczynienie dotyczy też obecności Chrystusa w macierzyństwie i osobie Matki Bożej. Bóg Ojciec za sprawą Ducha Świętego uczynił swego Syna Synem Matki Bożej. Maryja urodziła Chrystusa, wychowała Go, a potem uczestniczyła w Jego działalności nauczycielskiej. Razem z Nim przeżywała aresztowanie, drogę krzyżową, śmierć na krzyżu i Zmartwychwstanie. Teraz już uwielbiona w niebie, budzi naszą wdzięczność i z tego powodu, że w dalszym ciągu jest Matką Chrystusa i nas stanowiących Kościół. Wspomaga nas, uprasza łaski, nawet widzialnie objawia się niektórym ludziom, aby nas przestrzec, ochronić, zachęcić do wierności Bogu. Jest ponadto tak wspaniałym spełnieniem się Odkupienia i przykładem dla nas wierności Bogu, że nasza modlitwa dziękczynienia staje się zarazem modlitwą uwielbienia.

Modlitwa dziękczynienia obejmuje obecność Chrystusa w Kościele. Gdy ujmujemy Kościół jako wspólnotę osób, Chrystus jest w tej wspólnocie osobą pierwszą i zasadą powodującą jedność. Gdy ujmujemy Kościół jako Ciało Mistyczne Chrystusa, jest On Głową Kościoła, w którym Duch Święty jest Duszą Ciała Mistycznego. Znaczy to, że należąc od Kościoła jesteśmy więcej niż wspólnotą osób, jesteśmy bowiem częściami mistycznymi organizmu, w swoisty sposób Chrystusem w Jego Ciele, zastępując aktualnie Chrystusa uwielbionego w potrzebnym ofierze Mszy świętej cierpieniu. Modlitwa dziękczynienia dotyczy tych wszystkich wydarzeń i zarazem nas, wyróżnionych tak wysokim sposobem powiązania człowieka z Bogiem, gdy człowiek ukocha Chrystusa.

Wciąż przypominajmy, że taką samą pozycję zajmuje każdy człowiek, jeżeli tylko pragnie dobra i prawdy, gdy więc nie uświadamia sobie, że dążąc do dobra i prawdy jest w zasięgu Chrystusa. Być w zasięgu Chrystusa, to być osobą kochaną. Kościół z tego względu jest domem człowieka, gdyż domem ludzi są kochające ich osoby.

Stanowiąc Kościół, to być na zawsze osobą kochaną, gdyż Chrystus utrwala powiązanie przez miłość w nieskończoną obecność gdy nie wycofamy się z miłości do Niego. Budzi więc wdzięczność ta uszczęśliwiająca nas perspektywa i uwielbienie Boga czyni modlitwą dziękczynienia.

Obecność Chrystusa w Eucharystii, to kolejny powód modlitwy dziękczynienia. Ta obecność jest specyficzna, gdyż dostępna w widzialnym znaku Chleba i Wina. Budzi naszą wdzięczność to, że Chrystus stając się człowiekiem ukrył swą Boskość, by nas o niej przekonać i z nią związać poprzez czytelne dla nas człowieczeństwo. Teraz, w Eucharystii, Chrystus kryje swe człowieczeństwo, by udostępnić nam swą Boskość w znaku chleba, gdy kapłan wypowie nad tym chlebem słowa Chrystusa: „To jest... Ciało moje”. Chrystus jest więc w Eucharystii nieomylnie obecny i codziennie dostępny. Chce, byśmy Go przyjmowali w Komunii świętej. A chroniony w tabernakulum jako Chleb wciąż czeka, byśmy Go odwiedzali, zwierzali Mu swoje troski i miłości. byśmy w Nim szukali mocy i realnego wzmocnienia Jego wierną obecnością. Chrystus zna bowiem naturę miłości. Wie, że boli nieobecność osoby kochanej. Jest więc wciąż obecny w Eucharystii ze względu na naszą potrzebę widzialnego znaku, że ta obecność się spełnia. Eucharystię uzyskujemy dzięki Mszy świętej. Naszą więc modlitwę dziękczynienia wypełniamy wdzięcznością zarówno za Mszę świętą, jak i za przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa.

Modlitwa dziękczynienia obejmuje także obecność Chrystusa w innych sakramentach: w chrzcie i bierzmowaniu, w sakramencie pokuty i olejem namaszczenia, w kapłaństwie i małżeństwie. Chrzest wprowadza w nas łaskę uświęcającą, a bierzmowanie czyni nas przygotowanymi do pełnego świadczenia o Chrystusie. Sakrament pokuty gładzi nasze grzechy w taki sposób, że już nie istnieją i nas nie obciążają, a sakrament olejem namaszczenia uwalnia nas od wszystkich win popełnionych zmysłami. Stajemy więc wobec Boga, tym bardziej gdy jest to spotkanie po naszej śmierci, oczyszczeniu w duszy i ciele, swoiście gotowi do zmartwychwstania jako jedność duszy i ciała. Powracamy do pełnego, niczym nie skażonego życia. Kapłaństwo czyni charyzmatycznie wybrane osoby w ich posłudze znakiem zbawiającego nas Chrystusa, uświęcającego nas Ducha Świętego i Ojca przywracającego nam swoją miłość. Sakrament małżeństwa wprowadza Boga w osobowe więzi łączące rodziców, uczestniczących w stwarzaniu człowieka przez Boga i rodzeniu przez nich człowieka, aby stały mu się dostępne miłość i zbawienie. Aż tyle powodów wdzięczności może wypełnić naszą modlitwę dziękczynienia.

Chrystus jest obecny także w chorych i ubogich. Ta obecność jest przedmiotem szczególnego dziękczynienia, gdyż jest wdzięcznością za swoiste poświęcenie uwagi tym osobom, które w swej sytuacji najbardziej potrzebują obecności człowieka, a szczególnie właśnie Chrystusa. Chrystus wprost identyfikuje się z chorymi i biednymi, a dokuczające nam utrapienia uczynił nawet tematem Sądu Ostatecznego. Gdy się spokojnie pomyśli o fakcie, że służąc chorym i ubogim spotykamy w nich Chrystusa, musi to budzić właśnie wdzięczność i za spotkanie, i za to, że Chrystus jest przy nas, gdy dokucza nam choroba lub bieda. Tę prawdę o obecności Chrystusa w chorych i ubogich, św. Wincenty a Paulo uczynił zasadą życia zakonnego powołanych przez siebie zgromadzeń. Należy tu wziąć pod uwagę nie tylko choroby ciała, lecz także schorzenia duszy, to znaczy grzech. Leczymy chorych ciała, a Chrystus przez nasze miłosierdzie wydobywa nas swym miłosierdziem z grzechu. Modlitwa dziękczynienia obejmuje tę szansę pełnego uzdrowienia człowieka, uleczenia jego duszy i ciała. Chrystus traktuje nas jako jedność duszy i ciała. Sam też jest jedną Osobą o Boskiej i ludzkiej naturze. Rozważając obecność Chrystusa w chorych i ubogich obejmujemy modlitwą uwielbienia także Wcielenie Chrystusa.

Według B. Haeringa Chrystus jest obecny w przyjaźni, która łączy ludzi, a także ludzi z Bogiem. Jest, oczywiście, obecny w człowieku w etapie jego oczyszczeń biernych. B. Haering mówi jednak tylko o przyjaźni. Samą bowiem obecność uważa za świadomą wzajemność. Każda więc odwzajemniona przyjaźń przywołuje Chrystusa. Wiemy, że przyjaźń jest odmianą typowo ludzkiej miłości, która polega na służeniu dobru drugiej osoby. Znakiem rozpoznawczym jest to, że obdarowując miłością już nie wymagamy jej potwierdzeń, już nie cierpimy z powodu nieobecności, gdyż wiemy, że nie jest ona odejściem. Chodzi nam ponadto bardziej o realizowanie się życzeń osoby wybranej niż o nas. Ta przyjaźń jest darem i budzi naszą wdzięczność. Tą przyjaźnią obdarowuje nas także Bóg. Jest w niej przekonanie, że jesteśmy kochani. Modlitwa dziękczynienia obejmuje tę prawdę i wprost Chrystusa.

Nie ulega ponadto wątpliwości obecność Boga w nas, gdy ukochamy Chrystusa. W modlitwie dziękczynienia obejmujemy wdzięcznością to, że Bóg swą łaską uświęcającą pobudza nas do skierowania się do Niego. To skierowanie zapoczątkowuje nasze życie religijne. Jego pierwszym przejawem jest żal, że swoimi grzechami oddalamy się od świętości Boga. Żal skłania do pokuty, a dary Ducha Świętego wywołują w nas pokorę i nadzieję. Przechodzimy powoli przez oczyszczenie czynne w stany oczyszczenia biernego. Po wysiłku oczyszczenia, dzięki oświeceniu osiągamy zjednoczenie z Bogiem. Zmieniają się sposoby naszej modlitwy. Uzyskujemy pewność, że już nie utracimy powiązania z Bogiem przez miłość. Całe więc życie religijne wywołuje wdzięczność i modlitwę dziękczynienia.

Modlitwa, dziękczynienia, skierowana do Boga, wymaga już bardziej szczegółowego odróżnienia osób, do których się kierujemy. Inne powody wdzięczności wyrażamy Bogu Ojcu, inne Synowi i Duchowi Świętemu, Matce Bożej, świętym, aniołom. Te powody to głównie właśnie obecność Chrystusa wśród nas i w nas. Wyróżnianie osób, do których kierujemy modlitwę i odmiany obecności, zmieniają modlitwę chwalebną w modlitwę dziękczynienia.

3.      Modlitwa przebłagania

Zwróćmy najpierw uwagę na to, że ujmowana od naszej strony modlitwa także jest jedna. Zmienia ją tylko bardziej szczegółowe określenie osoby, do której ją kierujemy i to, o co się modlimy.

Modlitwa uwielbienia odnosi się do Boga w taki sposób, że Bóg jest tematem tej modlitwy i zarazem tym, o co się modlimy.

W modlitwie dziękczynienia uświadamiamy sobie powody wdzięczności i dlatego wyraźniej kierujemy się do poszczególnych osób Boskich. W sumie modlitwa dziękczynienia jest wyznaczana zespołami dobra, za które jesteśmy wdzięczni.

Modlitwa przebłagania różni się od modlitwy dziękczynienia tym, że szukamy pomocy u Boga z powodu różnych zespołów zła, które nam zagrażają lub które popełniliśmy.

Dobro więc - mówiąc najkrócej - jest motywem naszego przejścia najpierw z modlitwy uwielbienia w modlitwę dziękczynienia. Świadomość zła przenosi nas z kolei z modlitwy uwielbienia w modlitwę przebłagania.

To przebłaganie zawiera w sobie zarazem zadośćuczynienie za grzechy i modlitwę wynagradzającą. B. Haering wprost odróżnia obok modlitwy przebłagania, osobno modlitwę zadośćuczynienia i modlitwę wynagradzającą. Wydaje się jednak, że modlitwa przebłagania zawiera wskazane przez B. Haeringa elementy.

Modlitwa przebłagania jest naszym skierowaniem się do Boga, do Osób Trójcy Świętej. Stanowi ją nie tyle temat „o co” się modlimy, lecz to, „za co” przepraszamy Boga.

Staramy się przebłagać Boga najpierw za nasze grzechy. Świadomość bowiem własnej grzeszności zjawia się w początkach życia religijnego. Ta świadomość, dzięki łasce i darom Ducha Świętego, wprowadza nas w stan pokuty i zadośćuczynienia. Już teraz zawsze, przez całe życie będziemy żałowali zaniedbań w życiu religijnym, będziemy podejmowali pokutę, by się oczyścić i móc przybliżyć się do Boga. Tak reagujemy w oczyszczeniu czynnym. Z większą wrażliwością na grzech i na świętość Boga będziemy podejmowali pokutę w oczyszczeniu biernym. Będziemy też starali się, w miarę swych rozumień i podjętych natchnień Bożych, zadośćuczynić za grzechy. Różne odmiany modlitwy, przejawiające nasze powiązanie z Bogiem, będą zarazem napełniane przebłaganiem Boga za grzechy. Modlitwa przebłagania za nasze własne grzechy jest zarazem modlitwą zadośćuczynienia.

Staramy się przebłagać Boga także za grzechy innych ludzi, gdy uświadomimy sobie, jak wielkim szczęściem dla człowieka jest trwanie w powiązaniu z Bogiem przez miłość. Chcemy, aby doświadczyły tego osoby, które kochamy i aby to szczęście stało się udziałem wszystkich ludzi. Chodzi nam z czasem o to, aby miłością wszystkich ludzi był uwielbiony Bóg. Nasza modlitwa przebłagania staje się z tego względu modlitwą wynagradzając- za grzechy innych ludzi. Wiążemy z nią zarazem umartwienie, własne cierpienie, akty pokuty. Modlitwa przebłagania z akcentem wynagradzania, przejawia zarazem naszą potrzebę głoszenia wszystkim radości, że Bóg nasz kocha. Chcemy w ten sposób wszystkich właśnie zbliżyć do Boga i z Nim powiązać. Wydaje się, że ta modlitwa wiąże się w tym wypadku z modlitwą zjednoczenia ekstatycznego.

Modlitwa przebłagania, podobnie jak modlitwa uwielbienia i dziękczynienia, wypełnia wszystkie rodzaje modlitwy z etapu oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego.

W etapie oczyszczenia czynnego rozumiana świętość Boga wywołuje w nas żal za grzechy. Zarazem zmartwimy się tym, że nasze grzechy były powodem męki Chrystusa w Ogrójcu, na drodze krzyżowej i na Kalwarii. Żal za grzechy nie jest więc i nie powinien być skupieniem uwagi na sobie, lecz sposobem dostrzegania Chrystusa, tajemnicy i roli Wcielenia, dzięki któremu dokonało się Odkupienie i Zbawienie. Wywołana żalem za grzechy pokuta jest przecież metanoją, to znaczy przemianą myślenia i stałym kierowaniem się w decyzjach ku temu, co prawdziwe i dobre, a tą drogą zbliżenie się do Boga. Modlitwa przebłagania kieruje nas do sakramentu pokuty, co jest cechą oczyszczenia czynnego. Przybliżanie się do Boga skłania nas do przyjmowania Komunii świętej, gdy zbliżenie do Boga nie może być tylko nastrojem i pragnieniem. Musi być realnym kontaktem, a raczej pogłębianiem się tego kontaktu mocą Eucharystii.

W etapie oczyszczenia biernego najpierw dana jest nam ciemna noc miłości. Bóg kształtuje nasze z Nim powiązania przez miłość. Modlitwa przebłagania wyraża naszą gotowość na przyjęcie tego, co Bóg w nas zmienia. Jest wprost potrzebnym elementem w odmianach modlitwy z okresu ciemnej nocy. Pomaga nam zaakceptować to, co Bóg przemienia w nas w biernym oczyszczeniu zmysłów, wyobraźni, pamięci i duszy. Bierne oczyszczenie duszy daje w wyniku uzgodnienie naszej woli z wolą Boga i pogłębienie intelektu, a raczej takie jego oczyszczenie, że w pełni rozumiemy prawdy wiary. Modlitwa przebłagania obejmuje żalem wszystko to, czym utrudnialiśmy Bogu Jego miłosierne staranie o prawość i właściwe odniesienie do miłości. A potem modlitwa przebłagania wyraża to, że tak późno doszliśmy do rozumienia szans naszej miłości.

Ta modlitwa towarzyszy nam w naszym trwaniu przy Krzyżu, w etapie modlitwy zjednoczenia bolesnego. Skłania nas do zadośćuczynienia i wynagradzania ludziom i Bogu za wyrządzone przez nas krzywdy.

Gdy Bóg wprowadzi nas w modlitwę zjednoczenia ekstatycznego, głosimy radość, że Bóg w nas mieszka, że możemy słuchać Słowa Bożego, uwielbiać Jego mądrość zawartą w Ewangelii. Z radością opowiadamy o Bogu i wciąż z tym elementem żalu i przebłagania, że wszystko stało się tak późno, że dopiero teraz rozumiemy Boga i że wiąże nas z Nim miłość. A przecież dar rozumu wywołał w nas tęsknotę do oglądania Boga „twarzą w twarz”, przeżywamy żal, że jeszcze się to nie stało. Niecierpliwie pragniemy znalezienia się już po drugiej stronie życia. Na szczęście towarzyszy nam i tu modlitwa przebłagania, dzięki której pozostajemy wierni woli Boga. Bóg sam decyduje o tym, kiedy nas przenieść w nieutracalność zbawienia.

W etapie modlitwy zjednoczenia przemieniającego, gdy dar mądrości utrwalił na zawsze nasze więzi z Bogiem, modlitwa przebłagania staje się przede wszystkim wynagradzająca. Towarzyszymy Chrystusowi w tajemnicach Jego ziemskiego życia, towarzyszymy Matce Bożej w jej trudnych chwilach wywołanych uczestniczeniem w męce i śmierci Chrystusa. Przeżywamy żal, że nasze grzechy i grzechy innych ludzi były powodem cierpień osób tak bardzo przez nas kochanych. I także do nich tęsknimy. Modlitwa przebłagania wciąż chroni nas przed naruszeniem wierności woli Bożej.

W modlitwie zjednoczenia przemieniającego już wyraźnie modlitwa przebłagania przemienia się z powrotem w modlitwę uwielbienia, której tematem i tym, o co się modlimy, jest już sam Bóg.

4.      Modlitwa błagalna

Chciałoby się powiedzieć, że modlitwa błagalna to nie tylko najczęstsza modlitwa ludzi, lecz także najbardziej dla nas typowa. Jest to zarazem modlitwa najbogatsza w różne wątki, gdyż ukazuje wyraźnie „do kogo” się modlimy, „o co” i „za kogo”. Wyraża wszystkie nasze sprawy, cały nasz los bytów niedoskonałych.

O. Jacek Woroniecki zwraca uwagę, że w modlitwie blagalnej ujawnia się nasza zależność od Boga jako Stwórcy i zarazem wszechmogącej Osoby. Zależymy więc od Boga, który może nas obdarować wszystkim, o co prosimy. W tej modlitwie spełnia się wyraźnie wątek, który nazywamy tym „do kogo” się modlimy. Jest to Bóg wszechmogący i kochający. Modlimy się o coś. Tematem tej prośby jest wszystko, co wynika z naszej zależności od Boga w dziedzinie przyrodzonej i nadprzyrodzonej. Modlimy się więc o potrzeby doczesne, na które wskazuje Modlitwa Pańska. Modlimy się także o życie duchowe, zbawienie, o trwanie w łasce uświęcającej, o oglądanie Boga po śmierci. Modlimy się ponadto o środki do rozwijania życia duchowego, do uzyskiwania zbawienia. Potrzebna nam też pomoc w życiu moralnym, we wszystkich odmianach nawrócenia. Wszystkie te tematy prośby w modlitwie błagalnej dotyczą nas i zarazem innych ludzi. Modlimy się więc także i „za kogoś”, za bliźnich żywych i zmarłych.

Ta wielowątkowość i wielotematyczność modlitwy błagalnej właśnie ukazuje człowieka, wprost nas w naszej ludzkiej sytuacji. Jest to sytuacja ciągłych potrzeb, braków, niedoskonałości. Modlitwa błagalna to przywoływanie Boga do miejsc i sytuacji, w których nam ciężko, w których cierpimy.

Cierpiąc prosimy o pomoc Boga i ludzi. Odczuwając potrzeby, których nie można spełnić bez pomocy innych osób, odwołujemy się do nich, do Boga i do ludzi. Modlitwa błagalna jest głęboko wychowawcza, gdyż skłania do poszukiwania osób, otwarcia się wobec nich, zaufania im. Ponieważ otwarcie się wobec innych, ufanie im, współprzebywanie z nimi, gdy doznajemy ich pomocy, to znaki nawiązywania się i pogłębiania miłości, można powiedzieć, że modlitwa błagalna jest sposobem uzyskiwania i pogłębiania miłości.

Jest to modlitwa najczęstsza, gdyż bardzo wcześnie się jej uczymy. Już małym dzieciom każemy modlić się o zdrowie dla mamy i taty. Prosić o to, co według nas potrzebne naszym bliskim i znajomym. Dzięki tej modlitwie uwrażliwiamy się na cierpienia i potrzeby ludzi. Zarazem uczymy się nasze wszystkie sprawy zgłaszać Bogu. Skutkiem tych działań jest nabywane przekonanie, że o wszystkim w naszym życiu decyduje Bóg.

Należy ukazać negatywne i pozytywne elementy tej postawy. To prawda, że wszystko zależy od Boga. Nie znaczy to jednak, że Bóg zastępuje nas w naszych działaniach i obowiązkach. To my musimy wykonać naszą pracę i jej efekt zależy od naszej umiejętności, pilności i poczucia obowiązku. Dodajmy też, że modlitwa błagalna może wywołać w nas błędne przekonanie o kierunku zależności: Bóg wtedy nam pomoże, gdy o to poprosimy, nasza więc prośba jest przyczyną udzielania nam przez Boga pomocy. Gdy nie uzyskamy pomocy Boga, dziwimy się i wprost mamy żal do Boga, że nie spełnia naszej prośby. Ten żal ujawnia właśnie błąd w naszym odniesieniu do Boga: Bóg wykonuje nasze modlitewne polecenia.

To uzależnienie od siebie Boga w modlitwie błagalnej jest negatywnym elementem wychowawczym. Znaczy to, że wyrażana w tej modlitwie nasza zależność od Boga i potrzeba błagania Boga o pomoc, są przez nas przeżywane na sposób wyakcentowania naszej ważnej roli w związkach z Bogiem. Kształtuje się związek swoiście sprawiedliwościowy, wprost służbowy. Zapominamy o tym, że jedynym powodem naszego odniesienia do Boga i uprawnienie do kontaktów z Bogiem jest to, że Bóg nas kocha. To, że jesteśmy kochani, jest także podstawą modlitwy błagalnej. Dopowiedzmy tu wyraźnie, że błędem tej modlitwy jest wymaganie od Boga pomocy z powodu samego zgłoszenia modlitewnej prośby oraz to, że nie zawsze odróżniamy działania i skutki, których my jesteśmy autorami. Swoiście zlecamy Bogu wykonanie obowiązujących nas prac i zadań.

Pozytywnym elementem modlitwy błagalnej jest to, że o wszystko Boga prosimy. Wyrażamy w ten sposób w pewnym dziecięcym i dojrzałym zaufaniu, że Bóg wszystko spełni, o co poprosimy, nie dlatego, że prosimy i skłaniamy Go do spełnienia prośby, lecz, że prosząc, wyrażamy całą swą bezradność i zależność oraz zaufanie do mocy i miłości Boga. Modlitwa błagalna jest więc głęboko wychowawcza. Jest bowiem ciągłym uzgadnianiem naszych działań z działaniami Boga. Wychowuje nas do uzgodnienia naszych życzeń z życzeniami Bożymi. Od wczesnego dzieciństwa uczy nas umiejętności przyjmowania oczyszczeń biernych, gdyż ciągłego dostosowywania naszych próśb do oczekiwanych spełnień ze strony Boga.

Należy więc podkreślić, że modlitwa błagalna nie stanowi procesu uzgodnień w ramach jakiejś chłodnej umowy. Nie jest tak, że Bóg daje nam tylko to, o co prosimy. Modlitwa błagalna to po prostu odwoływanie się do Boga kochającego i jak gdyby ciągłe akcentowanie, że wszystko, co nas spotyka, jest darem Boga. Modlitwa błagalna jest w ten sposób budzeniem i manifestowaniem miłości. Przypomina właśnie dziecięce odniesienia do rodziców. Wiadomo, że rodzice kupują dzieciom wszystko, co im potrzebne i że kupują im zabawki. Dzieci ponadto domagają się zabawek, które bezpośrednio zobaczyły. I proszą o nie. I często kupujemy im te zabawki. Modlitwa błagalna wyraża nasze dziecięce odniesienie do Boga. Uczy nas tego odniesienia. Uczy nas odnoszenia się do Boga z miłością i pełną ufnością. Uczy nas uzgadniania naszych próśb z życzeniami Boga. Właśnie od dzieciństwa przygotowuje do umiejętności modlitwy kontemplacji wlanej biernej jako modlitwy ukojenia, w której nasza wola jest zgodna z wolą Boga.

Modlitwa błagalna przygotowuje nas także do przetrwania modlitwy zjednoczenia oschłego. Wtedy Bóg oczyszcza nas ze śladów i korzeni siedmiu grzechów głównych. Jednym ze śladów tych grzechów jest zuchwałość wobec Boga. Polega ona na tym, że w życiu religijnym jeszcze korzystamy z własnych pomysłów, nie uzgodnionych z tym, co wynika ze skutków daru rozumu. Właśnie rozumiemy to, że Bóg tworzy nasze odniesienia do Niego, lecz wciąż także sami chcemy je kształtować. Bóg musi nas oczyścić z tego, przecież niedoskonałego pomysłu. Te oczyszczenia sprawiają, że nasze zjednoczenie z Bogiem jest oschłe w początkowym swym etapie. I właśnie modlitwa błagalna może nas uchronić przed tym oschłym i bolesnym stanem zjednoczenia. Może nam służyć gotowością duszy do nieutracalnego uzgodnienia z Bogiem tego, co chcę robić. Zjednoczenie bolesne może trwać krótko, gdy skorzystamy z modlitwy błagalnej.

Modlitwa błagalna, podobnie jak modlitwa uwielbienia, dziękczynienia i zjednoczenia, jest naszym sposobem odnoszenia się do Boga w całym naszym życiu religijnym. Może tylko zmieniać się to, „o co” prosimy, zależnie od poziomu życia religijnego i przejawiających go odmian modlitwy, wyrażających albo oczyszczenie czynne, albo oczyszczenie bierne. W każdym etapie i na każdym poziomie życia religijnego, modlitwa błagalna ujawnia ogromną wobec nas miłość Boga i ujawnia naszą postawę zaufania do Boga, ciągłego, jak u dziecka, zwracania się ze wszystkim do Boga i przedstawiania Mu spraw ważnych i nieważnych, wszystkich. Modlitwa błagalna, to przeżywanie Boga jako obecnego we wszystkim, czym żyjemy. To zarazem pewność, że zawsze otrzymamy to, co potrzebne, niezależnie od tego, czy o to prosimy, i że często otrzymamy także to, o co modlimy się, zostawiając jednak Bogu prawo decyzji. Modlitwa błagalna jest ponadto nieustanną lekcją faktu, że Bóg jest pierwszy i że z miłością prowadzi nas, jak dzieci, po trudnych drogach życia poprzez ciemną noc miłości do pełnego z Sobą zjednoczenia.

5.      Trynitarny charakter modlitwy

Zwracaliśmy już uwagę na to, że modlitwa chrześcijańska jest modlitwą w imię Jezusa Chrystusa. Do tego swoiście pierwszego znaku rozpoznawczego modlitwy chrześcijańskiej, należy dodać jej drugi znak. Jest nim właśnie trynitarny charakter modlitwy. Znaczy to, że modlitwa kierowana do Boga w imię Jezusa Chrystusa jest zawsze kierowana do Trzech Osób Boskich: Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Przypomnijmy też, że Kościół katolicki uczy nas zawsze modlitwy do Trójcy Świętej w imię Jezusa Chrystusa. Znak Krzyża świętego, którym rozpoczynamy dzień pracy i każdą pracę, każdą też modlitwę, polega na wypowiedzeniu imion Trzech Osób Trójcy Świętej. Z imion Bożych ułożona jest wspaniała modlitwa: „Chwała Ojcu”, którą wplatamy w dziesiątki „Zdrowaś Maryjo”, stanowiące różaniec, ulubioną modlitwę Polaków i świętych. „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu” zamyka każdy Psalm w modlitwie liturgicznej. Kościół więc wciąż kieruje naszą uwagę i miłość do Ojca i Syna i Ducha Świętego przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Dodajmy bowiem, że każda modlitwa we Mszy świętej, każda ponadto modlitwa liturgiczna i prywatna, jest kierowana do Boga w imię Jezusa Chrystusa.

Te dwa elementy modlitwy, to znaczy nasze kierowanie się do Osób Trójcy Świętej i to kierowanie się przez Jezusa Chrystusa, wprowadzają nas w całą głębię chrześcijaństwa.

Podstawową prawdą chrześcijaństwa jest to, że nasz kontakt z Bogiem dokonuje się w Jezusie Chrystusie, przez Chrystusa i dzięki Chrystusowi. Nasz kontak z Bogiem w Chrystusie polega na tym, że Chrystus jest zarazem Bogiem i człowiekiem. Znaczy to, że w Nim, jako w jednej Osobie Boskiej została przystosowana do pojemności ludzkiej natura Boga. Znaczy to też, że Chrystus jest swoistym „miejscem”, w którym nasza ludzka natura może przejmować to, co Bóg w nas wnosi. Chrystus jest z tego względu koniecznym „pomostem” między Bogiem i nami. Każde powiązanie człowieka z Bogiem dzieje się więc w Chrystusie. Prawda ta ma swoje zrozumienie i piękne rozwiązanie w tajemnicy Wcielenia i Odkupienia. Wcielenie to Bóg otwierający się wobec nas na nowo, po naszym odrzuceniu w Raju ojcowskiej miłości Bożej. Odkupienie to nasze wejście na powrót w ojcowską miłość Bożą, gdy Chrystus odkupił nas z grzechów przez swoją mękę i śmierć na krzyżu, a sam zmartwychwstaniem potwierdził, że rozpoczął się i realnie trwa nasz udział w życiu Trójcy Osób Boskich. Mamy ten udział w wewnętrznym życiu Boga, gdy ukochamy Chrystusa i gdy dzięki pomocy Ducha Świętego trwamy w tej miłości. Dodajmy, że powiązani miłością z Chrystusem stanowimy Kościół, którego duszą jest Duch Święty, a Głową Chrystus. Stanowiąc taką wspólnotę osób, swoiście niewidzialną, jesteśmy z Chrystusem ukryci w Bogu, jak to określa św. Paweł. Nasze więc życie osób, stanowiące Kościół jest zespołem powiązań właśnie z osobami Trójcy Świętej. Wszystko to stało się przez Chrystusa i dzięki Chrystusowi na życzenie Ojca za sprawą Ducha Świętego.

Na ogół mówimy krótko, że modlimy się do Boga, że nasze życie religijne jest zespołem realnych relacji, wiążących człowieka z Bogiem. Mówimy prawdę. To jest nasze powiązanie z Bogiem. Wystarcza ono, jako stwierdzenie, do wyjaśnienia życia religijnego, nawet do wyjaśniania i opisywania modlitwy, która jest przejawianiem się sposobów naszego powiązania z Bogiem i prośbą, aby te powiązania trwały. Wystarczy to wszystko do zrozumienia i właśnie wyjaśniania życia religijnego. Nie wystarczy to do realizacji naszych powiązań z Bogiem przez miłość, nie wystarczy do uzyskania świętości. Świętość bowiem, jako zgodność naszej woli z wolą Boga, wymaga przecież działania darów Ducha Świętego, wysłużonej nam przez Chrystusa i udzielonej przez Niego łaski uświęcającej, wymaga zarazem i przede wszystkim pospania ze strony Ojca i Chrystusa do nas i do Kościoła Ducha Świętego, byśmy mogli stanowić jedność na miarę jedności Ojca, Syna i Ducha Świętego. Wiążemy się z miłością z jednym Bogiem, który jest Ojcem, lecz zawsze przez Chrystusa i w Chrystusie, mocą uświęcających nas działań Ducha Świętego. Nasze więc powiązanie z Bogiem jest powiązanie z Osobami Trójcy Świętej. Odniesienia do Osób Boskich stanowią i kształtują nasze życie religijne, a w nim naszą modlitwę w jej wszystkich wspaniałych odmianach.

W etapie oczyszczenia czynnego jeszcze wciąż przeważa nasza inicjatywa w umartwieniu i pokucie. Owszem, wyzwala je Duch Święty swymi darami. Lecz nie do końca uznajemy je za swój sposób bycia. W ciemnej nocy miłości zaczynamy powoli przyjmować życzenia Boże i prawdy za swój punkt widzenia. Modlitwa prostego zjednoczenia, nazywana także modlitwą kontemplacji wlanej biernej, jest już etapem pełnego uzgodnienia z Bogiem naszej woli i intelektu: zgadzamy się na życzenia Boże i rozumiemy do końca prawdy wiary, którymi orientujemy swoje całe już życie. Wtedy następuje droga zjednoczenia z Bogiem.

Etap oczyszczenia biernego, a więc kierowanie się życzeniami Bożymi, zaczął się wyraźnie w okresie ciemnej nocy miłości. Najpełniej przebiega i owocuje na drodze zjednoczenia. W modlitwie zjednoczenia oschłego już nic nie narusza naszych więzi z Bogiem. Wszystkie oczyszczające nas działania Boga, umartwienia, pokusy jako ukazywane nam inne perspektywy życia, stanowią tylko cierpienie. W tym cierpieniu dojrzewamy i umacniamy tęsknotę do Boga. W modlitwie zjednoczenia ekstatycznego umiemy dzięki darom Ducha Świętego rozpoznać realne potrzeby ludzi i służyć pomocą zgodnie z tym, czym Bóg chce nam pomóc i nas ochronić. A potem, w modlitwie zjednoczenia przemieniającego wyraźnie już odnosimy się do Osób Trójcy Świętej i w kontakcie z Trójcą Świętą służymy ze czcią ludziom i Bogu. Manifestuje się w ten sposób więź miłości, która właśnie przejawia się w czci i służeniu, to znaczy podjęciu tego, czego naprawdę życzy sobie Bóg i czego naprawdę potrzebują ludzie. Miłość jest zawsze otwarciem się wobec drugiej osoby, pozostawaniem w jej zasięgu i upodobnieniem się osoby ludzkiej do Ojca, Syna i Ducha Świętego, do Osób Trójcy Świętej.

Całe nasze życie religijne, a wobec tego także nasza modlitwa we wszystkich swych odmianach, to utrwalanie relacji miłości, wiary i nadziei z Osobami Trójcy Świętej. Całe nasze życie religijne i nasza modlitwa mają więc charakter trynitarny.

II.    Kryzys modlitwy

1.      Źródła kryzysu modlitwy

Podstawowym źródłem kryzysów w modlitwie jest samo przeżywanie modlitwy. Można powiedzieć, że tym źródłem kryzysów jest wprost człowiek, przeżywający swoją modlitwę.

Przeżycie jest najpierw odebraniem przez władze zmysłowe doznań zewnętrznych i wewnętrznych, np. usłyszanych informacji o Bogu, z kolei jest odniesieniem do nich naszych uczuć i emocji, skłaniających nas lub zniechęcających do podejmowania kontaktów z Bogiem, wreszcie jest to łączenie doznań i uczuć oraz emocji w całość, nie zawsze spójną, przez zmysłową władzę kontrolnej oceny (vis cogitativa). Przeżycie dzieje się więc w psychicznej warstwie człowieka, do której wnosi swą informację także intelekt. Jest to informacja o Bogu. Ponieważ Bóg jest pryncypium i przyczyną istnienia, może Go ujmować wyłącznie intelekt. Samego powiązania doznań, uczuć i emocji z intelektualną informacją o Bogu dokonuje zmysłowa władza konkretnej oceny i sytuuje całe przeżycie w naszej psychice. W obszarze psychiki przeżywamy także nasze realne powiązania z Bogiem i przejawy tego powiązania, które stanowią modlitwę. Z tego względu także modlitwa staje się przedmiotem przeżywania. Powiązana z doznaniami, uczuciami i emocjami podlega kryzysom.

Źródłem kryzysów modlitwy jest także niedoskonałość lub niepełność informacji o Bogu. Brakuje nam wystarczającej wiedzy filozoficznej i teologicznej. Uzupełniamy tę wiedzę właśnie uczuciami. Niekiedy nawet sądzimy, że nasze realne powiązania z Bogiem są tylko przeżyciem, przedmiotem uczuć i emocji. Na podstawie stanu przeżyć oceniamy poziom swego życia religijnego i odmian modlitwy.

Trzeba więc zaraz powiedzieć, że powiązania z Bogiem są realne i należą do rzeczywistości. O ich trwaniu i poziomie nie decydują przeżycia. Realnym znakiem, że trwa w nas życie religijne i że pogłębia się w nas modlitwa, są sakramenty, które znaczą i sprawiają realne uobecnianie się w nas Chrystusa. Dzięki Chrystusowi, gdy odnosimy się do Niego z miłością, kocha nas Bóg Ojciec, uświęca nas Duch Święty i przebywają w nas Osoby Trójcy Świętej. Ten stan kontaktów z Bogiem jest dopiero stanem łaski uświęcającej. Musimy jeszcze dokonać w sobie oczyszczenia czynnego, poddać się oczyszczeniom biernym, kierować się cnotami wlanymi i darami Ducha Świętego. Musimy pozwolić Duchowi Świętemu na wprowadzenie nas w odmiany modlitwy zjednoczenia.

Kolejnym źródłem kryzysów w modlitwie są decyzje woli, kierującej się w nas informacjami intelektu. Stawiamy właśnie opór temu, co wnosi w nas Bóg w oczyszczeniu biernym. W początkach życia religijnego nie działa w nas jeszcze wyraźnie dar rozumu, który pozwala do końca rozumieć prawdy wiary. Dominuje nasza interpretacja i nasz projekt realizowania kontaktów z Bogiem. Nie poddajemy się więc przemianom, wywoływanym w nas przez Boga w oczyszczeniu biernym. Wprowadza nas to w ciemną noc duszy, a ta ciemna noc jest właśnie przeniesieniem życia religijnego w obszar przeżyć.

Możemy tu dodać, że kolejnym źródłem kryzysów modlitwy jest wprost ciemna noc miłości. Są to kryzysy skomplikowane tak dalece, że aż nazywamy je rozpaczą lub ateizmem. Znamy jednak sposoby ich przezwyciężania.

Dodajmy, że chodzi tu o ateizm, który polega na wyniszczeniu tęsknoty do Boga z powodu ciemnej nocy miłości. Nie chodzi natomiast o ateizm z powodu wychowania w rodzinach niewierzących, ani też o ateizm, wywołany rozważaniami filozoficznymi, gdy rozważania te nie są wystarczająco precyzyjne lub nie są oparte na metafizyce bytu. Święty Paweł mówi także o skazaniu kogoś przez Boga na stałą niewiedzę lub głupotę, gdy ktoś z powodu lenistwa lub nieumotywowanego uporu nie chce podjąć kontaktów z Bogiem. Bóg zostawia go w tej sytuacji w tym oddaleniu, chyba że ktoś - dodajmy - uprosi modlitwą nawrócenie, to znaczy przyjęcie propozycji z życzeń Bożych.

Nie rozważamy tu jeszcze poszczególnych źródeł kryzysów modlitwy. Mówimy w ogóle o źródłach kryzysów, którymi są nasze przeżycia. Polegają one wciąż na tym, że tym przeżyciom poddajemy realność więzi z Bogiem. Powinno być odwrotnie. To realne kontakty z Bogiem powinny wyznaczać przeżycia. Dzieje się jednak inaczej. Samo przeżywanie realnych kontaktów z Bogiem czynimy sposobem sprawdzania rzeczywistości. O jej prawdziwości rozstrzygają więc nasze doznania zmysłowe, uczucia, emocje, decyzje, nasza wiedza, nie zawsze dokładna i zgodna z rzeczywistością. W tym sensie właśnie człowiek jest źródłem kryzysów modlitwy.

Dominuje więc w źródłach kryzysów modlitwy przewaga uczuć i emocji nad rzeczywistością. Znaczy to, że samemu przeżyciu przypisujemy pozycję czegoś pierwszego i rozstrzygającego.

Należy zwrócić uwagę, że intelekt i wola, a w związku z nimi rozumienia i decyzje należą do duszy. Źródłem uczuć i emocji jest głównie to, co fizyczne. Z tego względu uczucia i emocje sytuują się w psychice, jako wypadkowej działań cielesnych i duchowych. Arystoteles wprost mówi, że źródłem uczuć i emocji jest ciało. Tylko Platon czyni duszę ich źródłem. Według Arystotelesa intelekt i wola powinny kierować uczuciami. Uzyskanie tego nazywa się wychowaniem. Nie zmienia to faktu, że uczucia i emocje są swoiście niezależne od intelektu i woli. Wymagają więc specyficznego wychowania.

Uczucie jest skutkiem zafascynowania pięknem przedmiotu. Temu zafascynowaniu ulegają zmysły zewnętrzne i wewnętrzne. Ponieważ wiemy, jakie są zmysły, wiemy też, jakie są typy uczuć. Ponieważ jednak przedmiotów wywołujących uczucia jest wiele, odczuwamy w sferze psychiki swoiste rozdarcie, to znaczy zafascynowanie się zarazem wieloma przedmiotami. Dezintegruje to psychikę. Pierwszym więc sposobem porządkowania i wychowania uczuć jest ich integracja czyli scalenie. Zgodnie z wrażliwością zmysłów zewnętrznych i wewnętrznych na piękno należy integrować je pięknem.

Tomasz Merton radzi, aby scalać uczucia mocnym bodźcem piękna i w ten sposób skupić je przy jednym fascynującym przedmiocie. Może to być muzyka, plastyka, krajobraz, nawet piękno myśli, Ewangelii, piękno Boga. Skutkiem oddziaływania na kogoś pięknem jest nie tylko scalanie uczuć, lecz także uzyskanie wrażliwości na dobro. Merton sądzi, że właśnie piękno wychowuje sumienie, to znaczy utrwala w nas skierowania do dobra.

Święta Teresa z Avila uważa, że doznania, uczucia, emocje nie podlegają intelektowi i woli tylko w początkowych etapach życia religijnego. Na drodze zjednoczenia służą nam wzbogacając realne więzi z Bogiem. W okresie oczyszczenia czynnego, a głównie oczyszczenia biernego, dusza porwana przez Boga, pomija zmysły i uczucia sytuując je w ekstazie. Ekstaza bowiem to wyłączenie działań zmysłowych i uczuć z procesu poznania i decyzji w intensywnym kontakcie z Bogiem.

Długo więc, bo aż do etapu drogi zjednoczenia musimy chronić i wychowywać uczucia bodźcem piękna.

Aż do tej chwili mówimy o przeżyciach jako czymś negatywnym w życiu religijnym. Mówimy też, że wprost człowiek jest źródłem kryzysów modlitwy. Jego rozumienia, decyzje, uczucia, emocje utrudniają pogłębianie się i utrwalanie kontaktów z Bogiem. Tak to wygląda, gdy rozpatrujemy życie religijne od strony człowieka, od strony jego przeżyć.

Możemy jednak ująć kryzysy modlitwy od strony Boga. Widzimy je wtedy jako coś pozytywnego, jako przejaw poddawania się dokonywanym w nas przez Boga oczyszczeniom biernym. Cała osoba ludzka ma być zjednoczona z Bogiem, cały człowiek, który jest duszą i ciałem, scalonymi jednym aktem istnienia. Zapoczątkowujące nas istnienie wyznacza proces scalenia psychiki i działań wszystkich elementów, stanowiących człowieka. Tego scalenia dokonujemy już sami w oczyszczeniu czynnym, zresztą w każdym odpowiedzialnym wychowaniu, które przejawia się w wewnętrznym ładzie i skierowaniu do dobra. W oczyszczeniu biernym Bóg pomaga nam w uzyskaniu pełnej wewnętrznej jedności, właśnie wewnętrznego ładu i skierowania do tego dobra, którym jest On sam. Bóg bowiem jest celem i spełnieniem życia religijnego. A wprowadza nas w oczyszczenie bierne, gdy szczerze Go szukamy i gdy właśnie z Bogiem chcemy trwale powiązać się miłością. Bóg wtedy kształtuje naszą miłość na miarę swojej propozycji. Skutkiem tego są wtedy nasze kryzysy w modlitwie, które są przyjmowaniem życzeń i propozycji Boga, a z naszej strony często bolesnym odchodzeniem od naszych propozycji i umiłowań, gdy emocje dość silnie powiązały nas z naszymi propozycjami i umiłowaniami.

Trzeba więc znać źródła kryzysów modlitwy i same kryzysy, aby przetrwać wszystkie oczyszczenia i ciemną noc miłości, jeżeli zgodnie z naszą tęsknotą Bóg zechce nas wprowadzić w etap pełnego zjednoczenia z Osobami Trójcy Świętej.

2.      Choroba skrupułów

Kryzysy modlitwy obserwujemy na wszystkich jej etapach. Znaczy to, że w całym życiu religijnym, jako procesie pogłębiania się i utrwalania w nas miłości do Boga, stawiamy opór Bogu, nie umiemy uznać życzeń Bożych i nie jesteśmy w stanie w pełni ich zrozumieć. Z każdą więc odmianą modlitwy wiąże się właściwy dla niej kryzys.

Najgroźniejszy jednak jest ten kryzys, który dopada nas w samym momencie początku życia religijnego. Może bowiem zniszczyć życie religijne zanim się ono rozwinie i umocni. Ten niszczący kryzys, a raczej często długotrwała choroba duszy, to właśnie skrupuły.

Przypomnijmy najpierw, że życie religijne jest łączącą nas z Bogiem realną więzią miłości, wiary i nadziei. Zaczyna się ono w momencie chrztu. Może to być chrzest realny przez polanie wodą i może to być także chrzest pragnienia, który polega na skierowaniu do Boga naszej miłości, na skierowaniu wprost lub choćby w postaci naszego szczerego poszukiwania prawdy i czynienia dobra. Jest to jednak życie religijne jeszcze nie rozwijane, jak gdyby tylko zapoczątkowane. Owszem, jest w nas cała Trójca Święta, lecz jeszcze nie działają w nas cnoty wlane i dary Ducha Świętego. Nie służymy jeszcze ludziom przejawianiem się w nas obecności Boga. Nie służymy im przykładem miłości, wiary i nadziei.

Proces pogłębiania się i utrwalania w nas miłości do Boga zaczyna się w momencie uświadamiania sobie świętości Boga i naszej grzeszności. W modlitwie uwielbienia adorujemy świętość Boga i zarazem przeżywamy głębokie zawstydzenie z powodu naszych grzechów. Bóg chroni nas w tym przeżyciu, Dar bojaźni Bożej wyzwala w nas cnotę równowagi, swoistej prawdy o wszystkim, to znaczy pokorę. Pozwala nam ona spokojnie stwierdzić różnicę między Bogiem a nami. Ta różnica może nas przerazić i załamać. Chroni nas jednak zaraz dar umiejętności, który uczy nas prawidłowego odniesienia do Boga i do nas samych. A dar pobożności wprowadza nas w pokutę skłaniającą do czci wobec Boga i do zadośćuczynienia za grzechy. Jesteśmy jednak dopiero u początków oczyszczenia czynnego. Jeszcze wciąż my podejmujemy inicjatywy w umartwianiu i pokucie. I jeszcze nie umiemy ufać Bogu. Jeszcze słaba jest w nas nadzieja, która kształtuje w nas także dar umiejętności. Jeszcze ujmujemy swoje życie religijne w kategoriach tylko sprawiedliwości. Z pozycji tej sprawiedliwości zasługujemy na odrzucenie. Ta myśl o odrzucenia skłania nas do tego, by ratować się przy pomocy pokuty. Chcemy uwolnić się od grzechu. Korzystamy z sakramentu pokuty. Często przystępujemy do spowiedzi. Nie pamiętamy jednak, że grzechy odpuszczone już nie istnieją. Trwa w nas pamięć o tych grzechach. Nie bierzemy pod uwagę miłości i miłosierdzia Bożego. Patrzymy na swoje życie religijne z pozycji właśnie przeżycia. W przeżyciu swoiście decydujemy los naszych kontaktów z Bogiem. Wciąż przeżywamy żal, że grzeszyliśmy. Nieustannie myślimy o swoich grzechach, a nie o Bogu. Przyzwyczajamy się do rozważania grzechów. Powoli zaczynamy mniej myśleć o Bogu. Z czasem myślimy już tylko o swoich grzechach przerażeni, załamani, smutni. Nie mamy pewności, czy wszystkie grzechy objęliśmy żalem, czy żal był wystarczający. Udręcza nas nasza grzeszność, staje się jedynym przedmiotem rozważań. Trwa już w nas właśnie choroba skrupułów.

Powtórzmy, że choroba skrupułów polega na stałym myśleniu o grzechach. Nie myślimy o Bogu i nie kierujemy się do Boga.

Skrupulantów poznajemy po tym, że dokładnie, zbyt dokładnie opisują swoje grzechy. Spowiednik słuchając naszych oskarżeń, często także skupia uwagę na naszych grzechach, ostro nas gromi i w ten sposób pogłębia nasz lęk, ból i przerażenie. Przyzwyczaja nas także do myślenia o grzechach, a nie o Bogu.

Przed chorobą skrupułów musi nas bronić spowiednik i kierownik duchowy. Powinni oni w naszych zwierzeniach, w naszym lęku, bólu i przerażeniu poszukiwać stopnia żalu, tęsknoty i cierpienia. Proporcjonalnie do stopnia żalu, tęsknoty i cierpienia powinni kierować naszą uwagę na Boga, na Jego świętość, którą Bóg chce z nami dzielić. Powinni zakazać nam myślenia o grzechach. Powinni nakazać nam myślenie o Bogu i spowiadanie się z przebiegu modlitwy. Na spowiedzi zwykle oskarżamy się ze swych grzechów. Jednak w okresie choroby skrupułów powinno się zakazać spowiadanie się z grzechów. Jest to terapia, w której trzeba nauczyć kogoś, że Bóg jest większy niż grzechy, że jest pierwszy i jedyny.

U dna choroby skrupułów, jako dominacji poczucia grzeszności, leży właściwie egoizm i nasza próżność, często pycha. Ma ona postać przerażenia, lecz w gruncie rzeczy stawiania siebie na pierwszym miejscu, rozważania siebie. Myślę o sobie, przejmuję się sobą. Nie pamiętam lub nie wiem, że Bóg kieruje się do mnie, że chce mnie oczyścić i zbawić. Nie biorę pod uwagę objawionych nam przecież życzeń Bożych. Właśnie nie myślę o Bogu. Myślę o sobie, o swoich grzechach. Nie ożywiono we mnie żalu, tęsknoty i cierpienia.

Nie pamiętamy lub nie wiemy, że rytm życia religijnego to nieustanne nawrócenie, ciągłe powstawanie z grzechów, ciągłe przybliżanie się do Boga, nieustanna zmiana myślenia i decyzji w kierunku wyboru Boga. Jest to przecież nawet przemiana odmian modlitwy, droga do pełnego zjednoczenia z Bogiem. Wciąż musimy odchodzić od grzechów, także od tego, co mniej doskonałe, od tego, co lepsze, wprost od Boga. Zatrzymanie się na swoich grzechach, a nawet na danym stopniu modlitwy, uniemożliwia pójście dalej w kierunku pełnego spełnienia życzeń Bożych.

W początkach życia religijnego, a tym bardziej w okresie skrupułów, popełniamy na ogół te same grzechy. Oskarżamy się z tych grzechów na spowiedzi. Po jakimś czasie spowiednik uświadamia sobie, że mimo spowiedzi nie następuje w nas poprawa. Nie śledząc w nas stopnia żalu za grzechy, tęsknoty do Boga i cierpienia, jedynie zmartwiony naszą grzesznością i brakiem poprawy odmawia rozgrzeszenia. Mechanicznie posłużył się podręcznikowym zaleceniem, nie dostrzegł, że spowiadający się jest dotknięty chorobą skrupułów. Penitent odchodzi od konfesjonału z poczuciem, że grzechy oddalają go na zawsze od Boga, że ich nie pokona, że przegrał. Może się zdarzyć, że już nigdy nie wróci do konfesjonału, że nie przełamie swojego głębokiego zawstydzenia. Pozostanie z poczuciem, że został odsunięty, odepchnięty, że Bóg nie chce nawiązania z nim kontaktów. Czuje się samotny, izolowany. Przechodząc koło kościoła już do niego nie wstępuje. Ma poczucie, że przegrał swoje życie religijne. Jeżeli jednak tęskni choćby do spowiedzi, której się lęka, to tęskni do Boga. To zarazem znak, że dotknęła go tylko choroba skrupułów.

Osoby dotknięte chorobą skrupułów, popełniając te same grzechy właśnie trzeba rozgrzeszyć, trzeba często, nawet codziennie je spowiadać. Grzechy są odpuszczone. Chodzi o to, aby pomóc tym osobom w pokonaniu poczucia grzeszności, które zbyt mocno usytuowało się w przeżyciu. Trzeba te osoby spowiadać właśnie z przebiegu modlitwy, z tego, co zrobili dobrego dla kogoś. Trzeba więc ich uczyć myślenia o Bogu poprzez modlitwę i poprzez służenie ludziom. W okresie skrupułów nie nauczą się tego sami w modlitwie myślnej. Nie są przecież w stanie zdystansować tematu grzechu. Jest im potrzebne czynne oczyszczenie zmysłów i wyobraźni. W to oczyszczenie musi ich wprowadzić spowiednik lub wychowawca życia religijnego.

Dotknięci chorobą skrupułów mają przed sobą dwie drogi: nawrócenie albo obojętność.

Nawrócenie to pójście dalej, przekroczenie etapu modlitwy, na którym się znajdujemy. Początek życia religijnego, początek okresu pierwszego nawrócenia to uświadomienie sobie świętości Boga i własnej grzeszności. Poczucie grzeszności jest prawidłowym znakiem przeżywania swych odniesień do Boga. Doznajemy tego poczucia dość często, jeszcze nawet w okresie modlitwy bolesnego zjednoczenia. Błędem jest jednak zatrzymanie się w tym poczuciu. Zawsze bowiem jest błędem brak postępu wewnętrznego, przechodzenia z niższych etapów modlitwy do modlitwy zjednoczenia. Znakiem, że to przechodzenie dalej się w nas dokonuje, jest zawsze oschłość, to znaczy brak zadowolenia z tego, co robimy, z danego sposobu modlitwy.

Oschłość jest trudnym przeżyciem. Jest jednak napędem w poszukiwaniu, kierowaniu się ku czemuś lepszemu. Oschłość więc zawsze towarzyszy naszym wysiłkom ulepszania i pogłębiania modlitwy. Towarzyszy oczyszczeniu czynnemu. Podobnie pojawia się w oczyszczeniu biernym. Tu także trzeba minąć te odmiany modlitwy, które jeszcze nie są modlitwą zjednoczenia przemieniającego. Oschłość towarzyszy więc wszystkim odmianom nawrócenia.

Samo nawrócenie - powtórzmy - to przekroczenie etapu powiązań z Bogiem, dystansowanie nawet siebie, zmiana myślenia i decyzji, wybór tego, czego życzy sobie Bóg w rozumianych przez nas prawdach wiary, gdy wspomaga nas dar rozumu, jest to zawsze wybór Boga i pełniejsze z nim powiązanie.

Obojętność to wybór siebie, jakiejś swojej sprawy, przeżywanie jej, na przykład przeżywanie swojej grzeszności. Zmartwiony sobą, przerażony w gruncie rzeczy siebie stawiam na pierwszym miejscu. Pomijam innych ludzi, ich sprawy. Pomijam zarazem Boga. Przejęty swoją grzesznością nie pamiętam, że Chrystus wysłużył nam zbawienie, że Bóg Ojciec kieruje do nas miłość, że Duch Święty chce nas tak ukształtować, by stawał się coraz pełniejszy nasz udział w wewnętrznym życiu Boga. To przecież Duch Święty przez dar bojaźni Bożej, umiejętności i pobożności uwyraźnia w nas świętość Boga i naszą grzeszność. Powinna wyzwolić się w nas pokora, nadzieja i pokuta. Tymczasem nasz egoizm zatrzymał nas przy przeżyciu grzeszności. Zmieniliśmy cel rozważań w modlitwie myślnej. Tym celem jest Bóg. Tym celem stały się nasze sprawy. Uwikłały nas tak dalece, że stały się w nas chorobą skrupułów.

Jest to straszna choroba, często śmiertelna, gdy wywoła w nas obojętność. Często nam to grozi, gdy nie pójdziemy w kierunku nawrócenia. Choroba skrupułów dopada nas w samym początku pierwszego nawrócenia. To, co jest początkiem nawrócenia, właśnie przeżycie świętości Boga i naszej grzeszności, może stać się początkiem odejścia od Boga, gdy przedmiotem naszej uwagi i rozmyślań stanie się nie Bóg, lecz nasze przeżycie.

W dramacie choroby skrupułów ogromnie ważna jest miłość bliźniego ze strony spowiedników i wychowawców życia religijnego, zarazem ich wiedza i umiejętność, ich wewnętrzne skierowanie do Boga, pozwalające na wykrywanie w kimś stopnia jego tęsknoty do Boga. Ta tęsknota do Boga zawsze ratuje człowieka. Tylko ona może nas wyprowadzić ze stanu skrupułów, gdy ponadto ktoś wspiera nas w tym miłością. Ta miłość uwrażliwi nas na poddawanie się darom Ducha Świętego i oczyszczeniu biernemu.

3.      Zaniedbanie uczuć (Kryzysy modlitwy w oczyszczeniu czynnym)

W oczyszczeniu czynnym, w którym głównie człowiek podejmuje inicjatywy dotyczące życia religijnego, nie ma na ogół wielkich kryzysów modlitwy. Wiemy już, że u samych początków życia religijnego dopada nas głęboki kryzys modlitwy, którym jest choroba skrupułów. Jeżeli przezwyciężymy ten kryzys lub w ogóle nie popadniemy w skrupuły, grożą nam tylko skutki zaniedbania uczuć. Niezależnie od stanu uczuć czujemy się raczej pewni siebie i sądzimy, że poradzimy sobie z wszystkimi kłopotami.

Przypomnijmy, że od początku życia religijnego wspomaga nas dar bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Wyzwalają one w nas pokorę, nadzieję i pokutę. Przypomnijmy zarazem, że w okresie oczyszczenia czynnego nie odczytujemy jeszcze propozycji Boga, że w naszych dziedzinach i w naszej modlitwie pełno jest naszych pomysłów i decyzji.

Pokora jest cnotą wewnętrznej równowagi i powinna bezpiecznie przeprowadzić nas przez trudne przeżycie świętości Boga i naszej grzeszności. Tymczasem wypełniamy pokorę własnymi opiniami i ocenami, złą teologią łaski i grzechu. W wyniku tego popadamy niekiedy wprost w skrupuły, lub gdy Bóg nas od nich ustrzeże, nie mamy odwagi i sił, by podjąć intensywniejsze życie religijne.

Zachęca nas do niego i skłania nadzieja. Także jednak nadzieję wypełniamy swymi pomysłami, marzeniami o osiągnięciu wyjątkowej świętości, czasem nawet o czekających nas widzeniach lub czynieniu cudów.

Te dziecinne marzenia nie są groźne i czasem o tyle się przydają, że skłaniają nas do pokuty, którą także wypełniamy swoistą pomysłowością, odwagą, nawet brawurą. Podejmujemy surowe umartwienia, które niekiedy niszczą zdrowie, potrzebne nam przecież do wskazanych przez Boga działań apostolskich, gdy znajdziemy się w etapie modlitwy zjednoczenia ekstatycznego.

W sposób więc bardzo dziecinny realizujemy oczyszczenie czynne i mimo wszystko nabywamy cnót, czyli usprawniamy się w rozpoznaniu i wyborze tego, co dobre.

Wciąż wspomagają nas dary Ducha Świętego i powoli przechodzimy z etapu modlitwy ustnej w modlitwę myślną, modlitwę afektywną, modlitwę nabytego skupienia.

Skutkiem modlitwy myślnej jest według Tomasza Mertona przede wszystkim zdystansowanie rzeczy ludzkich, a nawet Boskich, zdystansowanie także siebie, wychodzenie z dziecinnych odniesień do siebie i do Boga. Poważniej i bardziej autentycznie funkcjonuje w nas pokora, nadzieja i pokuta. Skutkiem jednak tego zdystansowania jest także oddzielenie się emocji i uczuć od tego, co istotne w naszych odniesieniach do Boga i w przejawiających te odniesienia odmianach modlitwy. Bóg bowiem chce nas przeprowadzić z obszaru tylko przeżyć w samą rzeczywistość powiązań z Trójcą Świętą. Bóg korzysta z normalnego procesu naszego przechodzenia od tego, co drugorzędne, do tego, co istotne. Uczucia są ważne w naszym życiu, lecz nie są istotne w powiązaniu z Bogiem. Nie będą już wtedy przeszkadzały, zatrzymywały przy sobie, lecz będą wspomagały nasze siły w modlitwie i działaniach apostolskich. Teraz są oddzielone, osobne. To ich oddzielenie jest dla nas zagrożeniem.

Pozbawione uczuć nasze przeżywanie więzi z Bogiem jest swoistym trudem. Życie religijne i modlitwa wydają się nam suche, nieciekawe, często nudne. Nic nas nie ciągnie do życia religijnego i modlitwy. Bóg nas zachęca swymi pociechami, jest to skupienie na modlitwie, wewnętrzna radość, pokój. Ten pokój nas uspokaja. Raduje nas przebywanie wobec Boga w modlitwie nabytego skupienia. Minęliśmy już bowiem modlitwę afektywną, w której dołączaliśmy uczucia do słów i myśli. Wciąż trwająca modlitwa myślna oddziela nas od uczuć. Skupienie bowiem, radość i pokój nie są uczuciami, są stanem intelektu i woli.

Oddzielenie uczuć polega na zerwaniu ich związku z intelektem i wolą, a przede wszystkim na zerwaniu tego związku z wolą. Intelekt przekazuje woli swoje rozumienie, wola jednak nie przekazuje swych decyzji uczuciom, gdyż ani intelekt, ani wola nie mogą ukazać uczuciom Boga jako przedmiotu ich dążenia. Intelekt rozumie Boga i jego życzenia, rozpoznane w Ewangelii, wola akceptuje informacje intelektu. Uczucia pozostają na uboczu, oddzielone, osobne, samotne. I tu zaczyna się dramat, zaczynają pojawiać się skutki zaniedbań uczuć.

Uczucia mają swoje osobne i bezpośrednie przedmioty dążeń. Oddzielne od tego, czym żyje intelekt i wola, zaczynają kierować się do swych bezpośrednich przedmiotów. Są bowiem czymś żywym w żywym człowieku. Ich skierowanie do właściwego im przedmiotu owocuje fascynacją. Tym właściwym dla nich przedmiotem jest piękno, które właśnie funkcjonuje. Uczucia pobudzają emocje, które psychologowie wiążą ze sferą fizjologiczną. Piękny przedmiot fascynuje, wywołuje burzę w sferze fizjologicznej i emocjonalnej, zarazem w psychice, w której sytuują się uczucia. Jest to normalna struktura fascynacji. Przeżywamy jednak niepokój, gdyż tym, co nas fascynuje, nie jest Bóg. Czujemy się winni. Wydaje się nam, że nie jesteśmy wierni Bogu fascynując się tak mocno czymś innym.

Owszem, fascynujące nas piękne przedmioty mogą pociągnąć swą siłą intelekt i wolę. Może się zdarzyć, że dla tych przedmiotów odejdziemy od Boga. Nie musi tak być, ale tak się zdarza. Dzieje się to w okresie właśnie oczyszczenia czynnego i nawet w okresie ciemnej nocy miłości. Uczucia nie zagrażają nam, jak wiemy, na drodze zjednoczenia. Jesteśmy wtedy już tak zaprzyjaźnieni z Bogiem, że nic nie zerwie łączącej nas z Bogiem miłości.

W tradycyjnych ascetykach przestrzega się przed tymi fascynacjami. Zaleca się uciekanie od nich i nie uleganie uczuciom. Może dlatego zakonnice opuszczają oczy, by ich uczuć nie porwało spotkane piękno. I może z tych samych powodów podobnie zachowują się zakonnicy. Chodzi tu o piękno ludzkie, o urodę mężczyzn i kobiet, o fascynację rzeczami i pieniądzem. Pozwala się zakonnicom i zakonnikom na fascynowanie się krajobrazem i sztuką, zresztą także w umiarkowany sposób.

W nowych ascetykach formułuje się dwie propozycje w odniesieniu do uczuć:

Pierwsza propozycja polega na uzyskiwaniu takiego wychowania naszych odniesień do ludzi, by ich piękno budziło w nas potrzebę szukania ich dobra, a nie czegoś dla nas, by zafascynowanie skłaniało do otoczenia kogoś opieką, służenia mu naszą wiedzą i uwagą, ponadto, byśmy reagowali na zafascynowanie tak, jak reagujemy na głodnych, spragnionych, pozbawionych dochodów, smutnych, uwięzionych, podróżujących. Mamy bowiem ze czcią służyć ludziom, gdyż na tym polega miłość.

Druga propozycja polega na uzyskaniu scalenia emocji i uczuć mocnym bodźcem piękna sztuki. Chodzi o to, aby emocje i uczucia nie rozproszyły się w dążeniu do wielu fascynujących przedmiotów, lecz aby stanowiły jedną, zwartą warstwę przeżyć. Właśnie sztuka utrzymuje je w tym stanie. Mogą wtedy czekać aż do etapu naszego zjednoczenia z Bogiem nie odciągając nas od Boga.

Zaniedbanie uczuć to - w okresie braku ich udziału w dążeniach intelektu i woli - pozwolenie im na osiągnięcie ich własnych przedmiotów fascynacji, zarazem nie scalenie ich jednym, mocnym bodźcem piękna, tego jednak piękna, które nie odciągnie od Boga, lecz pozwoli uczuciom przetrwać okres naszych oczyszczeń czynnych.

Uczucia i emocje nie mogą zafascynować się Bogiem. Mogą jednak nas wspomagać w przeżywaniu realizującej się w nas pokory, nadziei i pokuty. Mogą też wzmocnić naszą cierpliwość i otwarcie się wobec wychowawcy życia religijnego. Mogą więc swoiście uczestniczyć w naszym oczyszczeniu czynnym, gdy nie dopuścimy do ich zaniedbania.

A zaniedbanie uczuć - powtórzmy - to w sytuacji ich oddzielenia od intelektu i woli pozostawienie ich wobec wielu przedmiotów fascynacji.

Uczucia należy scalać jednym, wielkim przeżyciem piękna i sztuki i wspomagać nimi pokorę, nadzieję, pokutę, cierpliwość i otwarcie na ludzi głodnych, spragnionych, chorych, tych wszystkich , którym ze czcią mamy służyć, gdyż tym właśnie jest miłość do ludzi i do Boga.

4.      Kryzys modlitwy w ciemnej nocy

1)      Przeżycie umartwienia

Kryzysy modlitwy także w okresie ciemnej nocy różnią się od modlitwy przejawiającej życie religijne, różnią się więc od samej ciemnej nocy w tym, czym ona jest.

Przypomnijmy, że ciemna noc jest w swej strukturze procesem przejmowania przez Boga inicjatywy w naszym życiu religijnym. Maleje nasza inicjatywa. Proces ten przejawia się w omawianych już odmianach modlitwy. Jest to modlitwa wlanego skupienia i modlitwa ukojenia. Granice ciemnej nocy stanowi modlitwa nabytego skupienia i modlitwa prostego zjednoczenia. W procesie ciemnej nocy chodzi o to, że najpierw Bóg powoduje poszukiwanie Go i nasze kierowanie się do Niego, z kolei doprowadza do uzgadniania naszych życzeń ze swoimi życzeniami. Cały ten proces wymaga właśnie z naszej strony przyjmowania inicjatyw Boga i porzucania swoich własnych. Zawsze bowiem „On ma wzrastać, a ja stać się małym”. W spokojnym przebiegu tego procesu przeszkadza właśnie przeżycie.

Ciemna noc jako przeżywanie naszych odniesień do Boga jest dramatycznym procesem, który może doprowadzić, jak wiemy, do rozpaczy albo ateizmu. Ponieważ ciemna noc dzieje się w przeżyciach, doznajemy skutków przede wszystkim umartwienia nie widząc jasno celów tych umartwień, podejmowanych przez nas lub wprowadzanych w nas przez Boga. Jest nam dany w przeżyciu jedynie przebieg umartwień zarówno w oczyszczeniu czynnym, jak i oczyszczeniu biernym. Ciemna noc jest przecież spotkaniem się tych dwu oczyszczeń.

Uwyraźniamy to, że kryzys modlitwy dlatego różni się od bolesnych etapów ciemnej nocy, że jest przeżywaniem kilku zarazem wydarzeń. Przeżycie bowiem jest w samej strukturze sumą lub swoistą całością tych umartwień, które dominują. Dzieje się w nas umartwienie czynne i umartwienie bierne. Przeżywamy je jako jeden stan przemian, których cele są dla nas zakryte. Nie widzimy ich i nie umiemy przewidzieć w oczyszczeniu biernym. Samo też przeżycie umartwienia czynnego różni się od przeżycia umartwienia biernego, to znaczy - znowu przypomnijmy - stosowanego wobec nas przez Boga.

Umartwienie w okresie oczyszczenia czynnego ma na celu uzyskanie usprawnienia się w wyborze dobra. Skutkiem tego usprawnionego wyboru są cnoty, dzięki którym nie popełniamy grzechów.

To umartwienie w okresie oczyszczenia czynnego możemy zrozumieć przy pomocy porównania z przeprowadzeniem porządków w swoim mieszkaniu. Mamy swoje urządzone mieszkanie. Znajdują się w nim meble i sprzęty, ustawione według naszego pomysłu we właściwych dla nich miejscach. Czyścimy meble i sprzęty, odnawiamy je, wnosimy do mieszkania jakieś nowe, potrzebne nam rzeczy. Mieszkanie wygląda czysto i ładnie. Czujemy się w nim dobrze, coraz lepiej. Gdy jakiś przedmiot się zabrudzi lub popsuje, czyścimy go, naprawiamy, doskonalimy.

Podobnie w życiu religijnym czyścimy nasze sumienie, naprawiamy zaniedbania, wprowadzamy nowe umartwienia, by uzyskać jakąś sprawność, jak nowy sprzęt, potrzebny nam, tak sądzimy, w naszym życiu religijnym. Doskonalimy zawartość naszej duszy i psychiki. Na ogół niczego nie zmieniamy w mieszkaniu, w naszej duszy i psychice. Usuwamy jedynie to, co zbyteczne lub zniszczone. Uzyskujemy nowe cnoty i naprawiamy to, co niszczył w nas grzech. Do tego przytulnego mieszkania wciąż zapraszamy Boga. Prosimy nawet, aby Bóg był w nas pierwszą osobą i kierował nami. Prosimy, aby kształtował naszą miłość. Gdy ta prośba jest szczera, Bóg traktuje ją poważnie, przychodzi, czuje się gospodarzem naszego życia religijnego i zaczyna je kształtować według swojego pomysłu. W tym momencie zaczyna się właśnie dramat.

Umartwianie w okresie oczyszczenia biernego, to znaczy wywoływanego w nas przez Boga, ma na celu takie ukształtowanie miłości, by faktycznie łączyła nas z Bogiem. Bóg musi zastosować odpowiednie środki, które nakierują naszą miłość na Niego samego i uczynią ją „miejscem”, w które Bóg wprowadzi swoją miłość. Nasza miłość musi więc pominąć swoje cele , wiele różnych przedmiotów, które nie są Bogiem. Ma stać się wolna, zdolna przede wszystkim do prawie ograniczonego powiązania się z miłością Boga. To pomijanie naszych osiągnięć budzi nas niepokój. Narasta w nas poczucie zagrożenia. Przeżywamy lęk, że rozpada się budowane przez nas życie religijne. Pojawia się w nas zawstydzenie, że nie udało się nam ochronić swego życia religijnego. Wydaje się nam, że Bóg nie podejmuje naszej miłości. W ogromnym bólu porzucamy życie religijne. Tak właśnie przebiega rozpacz. Nie jest groźna, gdy nie opanuje nas smutek. Smutek bowiem izoluje człowieka, zamyka go, oddziela od informacji intelektu, od kierowanych intelektem decyzji, a także od wpływu Boga. To właśnie smutek wprowadza nas w ateizm. Przed smutkiem broni nas tęsknota, gdy podejmujemy ją w okresie bólu.

To umartwienie w okresie oczyszczenia biernego możemy zrozumieć przy pomocy porównania z przeprowadzeniem w naszym mieszkaniu generalnego remontu, raczej malowania mieszkania. Z naszego urządzonego mieszkania usuwamy właśnie meble i sprzęty. Wszystko zmienia swoje miejsce. Stwierdzamy ze zdumieniem, że za pięknymi, czyszczonymi meblami znajduje się kurz i pajęczyna. Aby je usunąć, trzeba myć ściany, a często je ścinać, by usunąć zniszczone tynki. Powstaje nowy kurz, osiadający na sprzętach i książkach. Nakrywamy je, chronimy, kurz wciska się wszędzie. Rzeczy wymagają nowych przesunięć, by znalazło się miejsce dla narzędzi i farb potrzebnych do odnowienia mieszkania. Pozostają na miejscu tylko ściany mieszkania, tylko nasza dusza. Wszystkie w niej meble i sprzęty są przesunięte. Gubimy się w tym nowym, tymczasowym układzie. Czujemy się niepotrzebni, wprost przeszkadzamy malarzom. Gdy wymaluje się ściany, okna i drzwi, wnosimy powoli meble i sprzęty. Okazuje się, że jest ich za dużo, że niektóre są zbyteczne, że należy je usunąć, aby nabyły właściwego blasku te, które są cenne i potrzebne. Ktoś nam pomaga w uporządkowaniu, oczyszczeniu i ustawieniu mebli i sprzętów. Nie czujemy się dobrze w nowej kompozycji wnętrza. Już jednak boli nas niedoskonałość szczegółów na pięknie odmalowanej ścianie, ślad farby na połysku stołu, starcie farby na płaszczyźnie drzwi, niedoczyszczona lampa. Już właśnie funkcjonuje stan odnowionego mieszkania. Wrażliwiej odbieramy braki może niezauważalne dla innych. Podnosi się poziom naszych oczekiwań i wymagań.

Podobnie w życiu religijnym Bóg gruntownie odświeżył wnętrze naszej duszy, zastosował przewidziane przez siebie, korzystne dla nas umartwienia, które usunęły niewidoczny dla nas kurz i zniszczenia. Usunął zbyteczne meble, nasze odniesienia, które od Niego oddalały. Zmienił układ tych odniesień. Stał się dosłownie gospodarzem naszej duszy. Ukształtował tak naszą miłość, że jest w niej miejsce na to wszystko, co Bóg w nas wnosi. Muszą to być cnoty wlane i dary Ducha Świętego, bez których nasze życie religijne, wnętrze naszej duszy byłoby martwe, urządzone bez spajającej je zasady. Byłoby tylko nagromadzeniem działań. Uwrażliwił nas ponadto na nawet drobne niedoskonałości, które nas teraz bolą, a których dawniej nie dostrzegaliśmy. Spowodował, że dominuje w nas miłość, że naszym mieszkaniem nie są ściany i meble, nasza dusza i nasze cnoty, lecz sam Bóg i wiążąca nas z Nim miłość. Jeszcze tego do końca nie ujmujemy, jeszcze żal nam pominiętych działań, jeszcze trwa w nas ciemna noc miłości.

Pamiętanie o osiągnięciach oczyszczenia czynnego, zarazem trud akceptowania przemian, spowodowanych oczyszczeniem biernym, to właśnie bolesne przeżycie umartwienia, trudny kryzys modlitwy w ciemnej nocy miłości. Ten kryzys - powtórzmy - polega na tym, że umarwienie czynne i u martwienie bierne przeżywamy jako właśnie jedno umartwienie. Rozumiemy, to, co sami podejmujemy. Nie rozumiemy tego, co ponadto w nas się dzieje. Wynika to z tego, że albo nie znamy dostatecznie ascetycznej drogi człowieka do Boga i nie wiemy o tym, że także Bóg nas oczyszcza i że to, czego nie rozumiemy, jest umarwieniem, inicjowanym w nas przez Boga, albo wynika to z tego, że widząc to wszystko jeszcze nie ufamy całkowicie Bogu. Jeszcze mocna jest w nas próżność, jeszcze sami chcemy kształtować swoje życie religijne. Sądzimy, że zrobimy to najlepiej. Nie pamiętamy lub nie wiemy, że Bóg doskonalej ukształtuje naszą miłość, że musi w nią wnieść swoją miłość, by nasze powiązanie z Nim było więzią o dwu wątkach: ludzkim i Boskim, tak jak nasza miłość do ludzi jest sumą tego, co my wnosimy, i tego, co wnosi druga kochająca nas osoba. Nie umiemy także do końca liczyć się z tym, że w miłości druga osoba, a w życiu religijnym Bóg, jest w nas osobą pierwszą, której ze czcią mamy służyć. Taka jest bowiem natura miłości, że pomija się siebie, że czyni się swoim domem kogoś drugiego, że Bóg jest wszystkim w nas i dla nas. Słusznie i mądrze modlił się św. Franciszek, gdy wciąż powtarzał: „Bóg mój moje wszystko”. Taki jest sens wypowiedzi także św. Jana Chrzciciela: „On ma wzrastać, a ja stać się małym”.

To skomplikowane przeżycie umartwienia powoduje taki kryzys modlitwy, że właśnie nie rozumiejąc, co w nas się dzieje lub nie ufając do końca Bogu, przestajemy się modlić. Jeżeli jest to trudność dokonywania rozmyślań w modlitwie myślnej, to nic nie grozi naszemu życiu religijnemu. Jeżeli jest to jednak zaniedbanie trwania w obecności Boga, grozi nam wygasanie tęsknoty i związane z tym wycofanie się z życia religijnego w ateizm. Gdy trwa tęsknota, dzieje się w nas tylko rozpacz, dokonująca się w obszarze przeżyć i nie groźna, jeżeli nie przekształci się w smutek.

Ratunkiem w tym kryzysie jest cierpliwe zaufanie Bogu i właśnie chronienie tęsknoty. Wspomaga ją nabywanie wiedzy ascetycznej, a przede wszystkim modlitwa wbrew nastrojom, naszym niechęciom i brakowi skutków modlitwy. Naszą tęsknotę chroni także wewnętrzna zgodna na samotność miłości, na brak szczęścia, które spełnia się we wzajemnej miłości ze strony Boga. Tej wzajemności możemy być pewni nawet o tym nie wiedząc lub się jej nie spodziewając. Bóg bowiem jest miłością, a stając się naszym mieszkaniem i udzielając nam siebie wypełnia nas właśnie miłością.

Można by powiedzieć, że skutkiem ciemnej nocy miłości jest przemiana, która daje się następująco określić.

W oczyszczeniu czynnym Bóg czyni sobie w nas mieszkanie, gdy ukochamy Chrystusa. Uczy nas tego Ewangelia św. Jana. My jesteśmy mieszkaniem Boga.

W oczyszczeniu biernym Bóg jest naszym mieszkaniem. Wnosi nas w siebie. Mieszkamy w Bogu uczestnicząc w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej. Wynika to z wypowiedzi św. Pawła, że jesteśmy z Chrystusem ukryci w Bogu. Jest to ponadto zgodne z przeżyciem miłości, dzięki której mieszkaniem człowieka są osoby, a nie rzeczy, idee, teorie, poglądy, w sumie kultura. Wszystko to jest tylko drogą do osób, także do osób Trójcy Świętej, prawdziwego domu człowieka.

2)      Przemiana celów życia

W okresie ciemnej nocy nie tylko nie widzimy celu umartwień, wynikających z oczyszczenia biernego. Nie widzimy także, i przede wszystkim, celu życia. Ten cel umartwień i cel życia są czytelne w okresie oczyszczenia czynnego. Są swoiście zakryte właśnie w ciemnej nocy, w której dominuje oczyszczenie bierne.

Przypomnijmy najpierw, że przemiana celów życia, zrozumiała i prawidłowa w życiu religijnym, zaczyna się od podjęcia modlitwy myślnej. Skutkiem tej modlitwy jest zdystansowanie rzeczy, swoiste odejście od wszystkiego, co nie jest Bogiem. To odchodzenie nasila się, trwa dość długo. W okresie oczyszczenia czynnego nie dziwi nas, a nawet raduje. Jest dla nas znakiem, że ugruntowują się w nas cnoty, że wyraźnie i zdecydowanie przybliżamy się do Boga. Wybór Boga rekompensuje nam to, co pomijamy. Czujemy się spokojni i nawet mierzymy rozwój swego życia religijnego ilością pominiętych celów. Jasno rysuje się przed nami Bóg, jako jedyny cel życia. Dla Niego podejmujemy umartwienia ułatwiające nam zdystansowanie rzeczy.

W tej radującej nas sytuacji, w uporządkowanym życiu religijnym, nagle pojawia się niepokój. Nasze bowiem wysiłki nie dają zaplanowanych wyników. Nawet więcej, nasze wysiłki są jak gdyby stopowane, a podjęte umartwienie daje niekiedy zupełnie odwrotny skutek. Właśnie zaczęło się w nas oczyszczenie bierne. Bóg nawet korzysta z naszej inicjatywy w oczyszczeniu czynnym, lecz używa tego umartwienia dla osiągnięcia przez siebie zamierzonego skutku. Wprowadza też nowe umartwienia, takie jak odebranie nam skupienia, radości i wewnętrznego pokoju, by naszą miłość jeszcze dokładniej skierować do siebie. Te nowe umartwienia, a głównie ich cele, nie są dla nas zrozumiałe, gdyż nie my jesteśmy ich autorami. Wydaje się nam, że nie panujemy nad przebiegiem naszego życia religijnego, że je tracimy. Wiadomo, że wywołuje to w nas lęk, zawstydzenie, ból i prowadzi, w obszarze przeżyć, do głębokiej rozpaczy. Sądzimy, że przegraliśmy życie, że cel, którym jest Bóg, jest dla nas niedostępny. I gdy w okresie bólu zaufamy tęsknocie, przejdziemy do dalszych etapów życia religijnego. Gdy w okresie bólu zdecydujemy się na izolujący nas smutek, nastąpi odejście od Boga, bolesna utrata wybranego celu życia. Nazywamy to w ascetyce ateizmem, jako skutkiem wygaśnięcia tęsknoty do Boga.

Jeżeli pozostaniemy w tym stanie odejścia od Boga, jako przedmiotu miłości, znajdziemy się w życiu bez perspektyw, bez określonych celów, w swoistej pustce. Grozi nam ta perspektywa, gdyż z powodu modlitwy myślnej uzyskaliśmy umiejętność dystansowania wszystkiego, co nie jest Bogiem. Odeszliśmy od Boga. Zagubił się więc ten cel życia, którym był Bóg. Uzyskane usprawnienia są nieodwracalne. Już nic nie będzie nas cieszyło. Już nic, poza pięknem, nas nie zafascynuje. Będziemy czuli się zawstydzeni, oszukani, osamotnieni, właśnie samotni. Będziemy uważali nasze życie za nieudane. Nie będziemy umieli nikomu zaufać, nikogo pokochać. Dosłownie utracimy cel życia.

Tragiczny jest los tych, którzy nie przetrwali ciemnej nocy miłości do Boga, którzy więc nie zaufali tęsknocie, nie poszli dalej, do etapu modlitwy prostego zjednoczenia i na drogę zjednoczenia. Właśnie w okresie ciemnej nocy trzeba najbardziej chronić ludzi, pomagać im w przetrwaniu poczucia zagrożenia. Trzeba nauczyć ich cierpliwości i zaufania Bogu.

I aż dziwi to, że ciemna noc jest groźna dla ludzi o temperamencie cholerycznym. Cholerycy bowiem szybko reagują, szybko podejmują decyzję. Mogą właśnie zdecydować porzucenie życia religijnego. Cholerycy jednak także szybko decydują się na podjęcie życzeń Bożych, odczytywanych w darach Ducha Świętego. Jest im więc bardzo potrzebne zaufanie Bogu. Ciemna noc jest może mniej groźna dla ludzi o temperamencie melancholicznym.

Melancholicy wolniej reagują, wolniej podejmują decyzje. Umieją czekać, są cierpliwi. Nie porzucają Boga doznając trudności i niepokojów. Wolniej też jednak reagują na dary Ducha Świętego. Grozi im wydłużenie się każdego etapu życia religijnego.

Sangwinicy to na ogół połączenie temperamentu cholerycznego z melancholicznym. W wyniku tego nie podejmują szybkich decyzji i zarazem ich nie opóźniają. Może nawet są jak gdyby najbardziej podatni na podjęcie oczyszczeń biernych. Cechuje ich podobno gwałtowna emocjonalność i z tego względu mocniejsze jest w nich przeżycie. W obszar przeżyć przenoszą swoje doniesienia do Boga. To przeżycie jest dla nich zagrożeniem.

Wszystkim więc potrzebna jest obecność Ducha Świętego i moc Jego darów.

Jeżeli pozostaniemy w stanie powiązań z Bogiem, jeżeli więc przetrwamy ciemną noc, jeżeli poprzez tęsknotę dojdziemy do modlitwy prostego zjednoczenia, nasze życie religijne będzie trwało, pogłębiało się, będzie umacniała się w nas miłość łącząca nas z Bogiem. Nasze życie w dalszym ciągu będzie integrował cel, którym jest Bóg.

Bóg jest celem pierwszym i ostatecznym. Aby ten cel osiągnąć, musimy w życiu religijnym osiągnąć wiele celów pośrednich. Często się zdarza, że te pośrednie cele stają się, na danym etapie, celami pierwszymi. Musimy je porzucać, gdy przechodzimy do kolejnego etapu modlitwy. Niekiedy przywiązujemy się do nich tak mocno, że aż Bóg musi nas od nich oddzielić w oczyszczeniu biernym. Całe więc życie religijne to utrata aktualnych celów życia, nieustanna ich przemiana.

Przypomnijmy krótko, że po modlitwie ustnej wypracowujemy w sobie modlitwę myślną. Daje ona pogłębione rozumienie Boga, raduje nas i - jak wiemy - uczy dystansu wobec rzeczy. Cieszą nas uzyskiwane rozumienia, usprawnienia w wyborze dobra. Następuje jednak etap modlitwy afektywnej. Włączyliśmy w rozmyślania uczucia i decyzje. Dobrze nam w tym pełnym kierowaniu się do Boga. W modlitwie nabytego skupienia nie udaje się nam ani modlitwa myślna, ani modlitwa afektywna. Trwa nieustanna utrata bezpośrednich celów. A w okresie ciemnej nocy miłości Bóg zabiera nam najpierw radość, skupienie, pokój. Naszym stanem jest oschłość, niepokój, lęk, zawstydzenie, ból, pełne poczucie zagrożenia. Oddala się pierwszy i ostateczny cel życia. Oddala się jednak tylko w obszarze przeżyć. Bóg w dalszym ciągu realnie nas kieruje do siebie. Mylą nas tylko odebrane nam aktualne cele osiągniętych etapów modlitwy, a właśnie do tych celów przywykliśmy. Ich utrata w ciemnej nocy wydaje się nam utratą Boga. Bardziej jeszcze ufamy sposobom umartwienia, przeżywaniu drogi do Boga niż samemu Bogu. Jeszcze wciąż ważniejsze są dla nas dodatkowe skutki kontaktu z Bogiem niż sam ten kontakt. Bardziej ufamy przypadłościom, dodatkom, ozdobom, niż temu co istnieje. Jeszcze nie umiemy odnosić się wyłącznie do Boga, do samego Boga, w tym, kim jest. Utrata tych dodatkowych skutków i celów niepokoi nas, przeraża. Przypadłości ukrywają to, co istotne. Tracąc je uważamy, że tracimy także Boga.

W naszym naturalnym poznaniu ujmujemy najpierw to, co drugorzędne, przypadłościowe. Gdy uznamy to za jedyne i istotne, przegramy swoje życie religijne. Gdy Duch Święty pomoże nam rozumieć i wybierać Boga, tylko Boga, nasze życie religijne będzie zdążaniem do jedynego, ostatecznego celu, do Boga. Te utracone cele pośrednie wrócą w etapie drogi zjednoczenia. Będą nam pomagały w służeniu ludziom. Teraz musimy je utracić, aby najpełniej i najmocniej powiązać się z Bogiem.

Ta nieustanna utrata celów życia w różnych odmianach modlitwy, na drodze oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia, w etapie oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego, głównie w okresie ciemnej nocy, jest raczej przemianą celów. Ta przemiana jest jednak swoistą agonią aktualnych przeżyć, przywiązania do czegoś, co już musimy porzucić dla cenniejszego i wskazanego przez Boga celu. Sytuując nas w swoistej agonii przeżyć, nabywa pozycji kryzysu. Ten kryzys jest najgroźniejszy w okresie ciemnej nocy. Bóg nas nie porzuca. Jest to tylko próba wierności. Nie znaczy to, że Bóg poddaje nas takiej próbie. To raczej my nie zauważyliśmy, że cele pośrednie nie są Bogiem. Raczej właśnie mierzyliśmy pośrednimi celami trwanie miłości. Nie zawsze bowiem pamiętamy, że miłość chronią osoby, a nie znaki miłości i towarzyszące jej przejawy. Tylko sam Bóg chroni naszą miłość, tę miłość, która nas z Nim wiąże, stanowiąca nasze życie religijne.

W ciemnej nocy miłości dokonuje się w sposób pełniejszy nasze tak zwane ogołocenie. Jest to po prostu uzyskiwanie pełnego ubóstwa. Nie mamy już niczego, wszystko utraciliśmy, wszystkie umiłowane cele. Pozostał nam jedynie Bóg. Posiadamy tylko Boga, a dokładniej mówiąc posiada nas Bóg, tylko nas i naszą miłość bez żadnych dodatkowych ozdób i posagu usprawnień. To ogołocenie nas peszy. Przywykliśmy do przynoszenia darów osobom kochanym. Są one naprawdę znakiem miłości. Bóg także ich oczekuje, ale zgodnie z miłością, wprowadza nas samych w swą miłość. I daje nam tylko Siebie, jako Osobę, aż Siebie.

Przeżycie ogołocenia to właśnie w naszym przeżyciu utrata wszystkich celów, które nie są Bogiem. Wywołuje to kryzys modlitwy. Właśnie nie umiemy i nie możemy się modlić słowami i myślą. Bóg pragnie pełnego powiązania osób, współobecności. Ta współobecność jest teraz modlitwą, pełną zgodnością naszej miłości z miłością Boga. Zanim to nastąpi, musi dokonać się w nas pełne ogołocenie, właśnie utrata, a raczej przemiana celów życia.

Przetrwania kryzysu modlitwy, wywołanego utratą, a raczej przemianą celów życia, jakże czytelnie uczył swych braci św. Franciszek z Asyżu, wyjaśniając im, czym jest radość doskonała.

Gdy bracia spełniają swe obowiązki, gdy wrócą do klasztoru zmęczeni po trudach działalności apostolskiej, a przełożony klasztoru zamiast ich pochwalić powie im, że ich nie zna, gdy wyrzuci ich na ulicę, skrzyczy, a nawet pobije i nie uwierzy, że są braćmi ojca Franciszka, wtedy spełnia się radość doskonała.

Radość doskonała jest właśnie nie zatrzymaniem niczego dla siebie, utratą wynagrodzenia i nawet wdzięczności, jest oddaniem wszystkiego i nie otrzymaniem niczego w zamian. Nagrodą nie jest nawet Bóg. Bóg jest bowiem tylko celem i przedmiotem miłości. Jest jedynym miejscem w domu człowieka.

Aż na ten poziom wprowadza nas przemiana celów życia, gdy przetrwamy wywołany tą przemianą kryzys modlitwy. Przetrwamy ten kryzys, gdy będziemy cierpliwie i bezwzględnie ufali Bogu.

3)      Psychika nie doznaje Boga

Przypomnijmy znowu, że życie religijne jest realną relacją, która łączy człowieka z Bogiem. Realnym przejawem pogłębiania się tej relacji są odmiany modlitwy. Wymagają one podejmowania umartwień, które sami obmyślimy i które inicjuje w nas Bóg. Ze względu więc na dwa podmioty życia religijnego: Boga i człowieka, przemiany modlitwy dokonują się na linii oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego. Najtrudniejszy dla człowieka jest ten etap, w którym Bóg już całkowicie przejmuje inicjatywę i wprowadza nas w pełne oczyszczenie bierne.

Tak opisane życie religijne jest ujęciem go w jego bytowej strukturze. Jako układ realnych relacji dzieje się jednak w całym człowieku. Angażuje więc także nasze przeżycia.

W obszarze przeżyć życie religijne jawi się jako zespół propozycji ze strony intelektu, podejmujących te propozycje działań woli, objętych emocjami i uczuciami. W obszarze przeżyć te emocje i uczucia właśnie dominują. Stają się też napędem aktywności intelektualnej i podejmowania decyzji. Są uspokajane i scalane naszym skupieniem na modlitwie, radością i pokojem. Dzieje się to głównie w etapie oczyszczenia czynnego. Gdy Bóg dokonuje w nas oczyszczenia biernego, nasze pomysły intelektualne przestają być słuszne. Intelekt przyjmuje to, co wnosi dar rozumu. Ten intelekt jest jednak aktywny i nie do końca zorientowany. Broni swych propozycji, mimo że propozycje Boga są inne. Podobnie reaguje kierująca się wskazaniami intelektu wola. Zdezorientowanie ogarnia także emocje i uczucia. Gdy ten stan gwałtownie się nasili, przeżywamy ciemną noc miłości.

Ciemna noc miłości dzieje się więc w obszarze przeżyć. Jest wywołana przez intelekt, który broni swego projektu życia religijnego, choć już nie jest go całkiem pewny. Jest wywołana także przez wolę, która podlegając intelektowi nawiązuje teraz do miłości, pełniej ukierunkowującej nas do Boga. Ta ciemna noc jest ponadto wywołana stanem uczuć i emocji, które nie mogą fascynować się bezpośrednio Bogiem. Reagują bowiem na to, co daje się ujmować zmysłowo, zarówno przez zmysły zewnętrzne, jak i przez zmysły wewnętrzne, głównie przez wyobraźnię. Nie mając swego bezpośredniego przedmiotu, i gdy w tym czasie nie scali ich piękno, uczucia i emocje powodują przekonanie, że rozbija się jakość ludzkiego przeżycia. W pewnym stopniu to się dzieje. Jest to jednak stan przejściowy, stan przechodzenia na drogę zjednoczenia, na której ta jedność powróci.

Emocje i uczucia, zarazem zmysły człowieka, nie doznają bezpośrednio Boga jako przedmiotu swych fascynacji. Nie doznaje Boga psychika. Aby ten fakt zrozumieć, musimy na chwilę odwołać się do bytowej struktury człowieka.

Człowiek jest jednością wielu podporządkowanych sobie elementów. Tę jedność nadaje mu ogarniający wszystkie elementy współstanowiące człowieka, należący do tej kompozycji akt istnienia. Ten akt istnienia przede wszystkim urealnia wszystko, co człowieka stanowi. Jest więc pierwszy wobec innych, komponujących człowieka elementów. Jest pierwszy i zarazem określony aktualizowaną przez siebie sferą, która powoduje istotową zawartość człowieka. Tę istototową zawartość wyznaczają zewnętrzne wobec istoty przyczyny celowe, to znaczy inne, otaczające nas byty stworzone, a aktualizuje tę istotową zawartość sam akt istnienia, który jest zawsze zarazem czynnikiem urealniającym człowieka, stworzonym przez Boga. Stwarza nasze istnienie Bóg jako Istnienie Samoistne. Istotową zawartość człowieka nasze istnienie konstytuuje więc jako duszę i ciało.

Sama dusza jest formą, to znaczy czynnikiem tożsamości człowieka, formą zarazem powiązaną z tak zwaną możnością intelektualną, która podmiotuje duchowe władze człowieka, takie jak intelekt i wola. Intelekt jest kresem relacji poznania, to znaczy odbierania tego, czym są oddziałujące na nas byty. Wola jest podmiotem kierowania się do bytów jako dobra, gdy intelekt ukaże je woli jako dobro.

Samo ciało jest dostosowanym do formy i zaktualizowanym przez istnienie materialnym podmiotem, w którym wywoływane są różne od tego materialnego podmiotu, lecz także materialne własności, nazywane przypadłościami. Ciało jest więc zespołem przypadłości fizycznych, scalanych podmiotującą je możnością materialną. Jest tymi przypadłościami łącznie z tą możnością, która jako możność nie stanowi czegoś samodzielnego. Samodzielność i aktualność ciało uzyskuje od formy. Dzięki temu niesamodzielne bytowo ciało stanowi jedność z duszą, gdy te dwa elementy urealnia akt istnienia.

Inna jednak kompozycja duszy i inna koncepcja ciała są podstawami innych ich własności i relacji. Dusza jest podmiotem intelektu i woli, co już wymieniliśmy. Ciało jest podmiotem takich własności, jak rozciągłość, jakość, wymiary. Z nich powstają kompozycje przypadłości, stanowiące organa ciała. Ich funkcjonowanie wspierają różnorakie przyczyny celowe, które, jak np. powietrze, przenikają ciało. Nasze ciało, takie jakie odbieramy w poznaniu zmysłowym, to suma przypadłości fizycznych, podmiotującej je możności materialnej i przyczyn celowych. Można by powiedzieć, że swoiście nie widzimy wprost ciała ludzkiego. Widzimy je łącznie z przenikającymi je przyczynami celowymi. Dopiero po zmartwychwstaniu zobaczymy nasze ciała w ich pięknie, gdy bez wspomagających ich działania przyczyn celowych, tych przede wszystkim, które są katalizatorami procesów biologicznych.

Dusza więc i ciało są podmiotami różnych własności, a tym samym innych relacji, wiążących nas z otaczającymi nas bytami. Są jednak w nas takie relacje, których podmiotem jest łącznie dusza i ciało. Działanie intelektu i woli podmiotuje dusza. Działania lub procesy biologiczne podmiotują w nas ciało. Efektem wspólnych działań duszy i ciała są uczucia. Sytuują się one w psychice, jako sferze wspólnych skutków działań ciała i duszy. W psychice znajdują się także przeżycia. Uczucia zależą od emocji, które mają źródło w fizjologicznej sferze człowieka. Uczucia zależą zarazem od naszego poznania i decyzji. Są izolowane od działań intelektu i woli lub są z nimi głęboko związane. Zależnie od tego przeżywamy poczucie sukcesu lub rozdarcia. W przeżywaniu decyduje się także nasza osobowość. Jest ona zespołem odniesień w sferze psychiki, to znaczy tym, co w sobie zatrzymaliśmy i czym na co dzień żyjemy. W sferze psychiki funkcjonuje taż nasza wiedza, której nabywa intelekt. Znajdują się tu także procesy decyzji. Cała psychika jest wobec tego kulturowa, zależna od dominujących dzieł i dziedzin, z którymi wiążemy się przez poznanie i decyzje, a ponadto przez uczucia i emocje. Wszystkie bowiem relacje do rzeczy, a tym samym do wiedzy, są kulturowe.

Nie jest kulturowym, lecz realnie bytuje jako podmiot sam człowiek, stanowiący ogarnięte istnieniem duszę i ciało. Realne są przypadłości i relacje wiążące nas z bytami. Realne jest więc poznanie, decyzje, wymiary, miłość, wiara i nadzieja, gdyż są powiązaniem nas przez realne własności z realnymi bytami.

Nie są realne, a tym samym są kulturowe, tylko myślane, wszystkie nasze relacje do wytworów, a więc do rzeczy, wiedzy, nauk, światopoglądów, dzieł techniki, skomponowanych myślą z ujęć lub z tego, co istnieje. Te jednak relacje głównie wypełniają naszą psychikę. Są także objęte emocjami i uczuciami. Nazywamy to właśnie doznawaniem lub przeżywaniem.

Bóg, który jest Samoistnym Istnieniem, nie jest bezpośrednio dostępny doznaniom psychiki, ani nawet bezpośredniemu ujęciu przez intelekt. Intelekt ujmuje tylko istnienie i istotę bytów, z którymi kontaktują nas władze zmysłowe. Istnienie Boga wyrozumowujemy na podstawie poznania istnienia bytów. O wewnętrznym życiu Boga dowiadujemy się z Objawienia. Wiedza wyrozumowana należy do metafizyki. Wiedzę objawioną wyjaśnia teolog posługując się metafizyczną wiedzą o realnych bytach. Ta wiedza jednak nie wystarcza psychice.

W sferze psychiki jesteśmy przyzwyczajeni do bezpośrednich doznań przedmiotów, które przeżywamy i którymi fascynują się uczucia poprzez władze zmysłowe. A raczej uczucia są skutkiem fascynacji doznawanych przez władze zmysłowe. Bóg nie może być przedmiotem fascynacji zmysłów, doznań psychicznych i przeżyć. Cała więc psychika jest głodna Boga. Otrzymuje tylko częściowe informacje intelektu, których nie może pojąć, gdyż władze umysłowe człowieka nie stanowią psychiki. Tylko działanie tych władz przebiega przez psychikę. Przedmiot i skutki ujęcia Boga przez intelekt i wolę są poza obszarem psychiki. Psychika upomina się o to, czego bezpośrednio doznaje lub wyrozumowuje intelekt i wybiera wola. Psychika jednak nie bierze udziału nawet w naszych rozumieniach. One dzieją się w intelekcie, jako ujęcie pryncypiów bytu, właśnie istnienia i istoty. Psychika nie może przeżywać istnienia i istoty. Może przeżywać człowieka od strony tego, co fascynuje zmysły i budzi uczucia.

Psychika człowieka jest właśnie głodna Boga. Chce Go doznawać nasze przeżycie. Bóg z racji swej struktury, jako Istnienie, nie może stać się przedmiotem bezpośredniej fascynacji zmysłów. Nasze uczucia dotyczą więc tylko wyobrażeń Boga i wiedzy o Nim. Człowiek zarazem tęskni do Boga. Tęsknota jest elementem cierpienia dodanym do bólu. Jest więc naturą nadziei. Tęsknota zarazem porusza psychikę. Jest w niej uczuciem, gdy wspiera ją wyobrażenie i wiedza, wprost nadzieją. Poruszając psychikę wywołuje taki poziom głodu, który w Psalmach jest porównywany do agonii sarny, umierającej z pragnienia na pustyni.

Ten stan tęsknoty, bolesny głód Boga, jest w psychice właśnie ciemną nocą duszy. Ma poziom aż rozpaczy, gdy ufamy Bogu. Wprowadza w ateizm, gdy załamie się w nas nadzieja.

Musimy przetrwać ciemną noc, przetrwać głód Boga wspomagając się właśnie nadzieją, że spełni się miłość i będzie nam dany Bóg, ku któremu otwiera nas wiara. Nie możemy oczekiwać pojawienia się Boga w psychice. Bóg przebywa w istocie naszej duszy.

W naszych władzach duchowych działają dary Ducha Świętego. W relacje naszej miłości do Boga, wiary i nadziei Bóg wlewa ze swej strony miłość, wiarę i nadzieję. To, co dzieje się we władzach, ujmujących relacje i samego Boga, przebiega - jak wiemy - przez psychikę. Psychika to wyczuwa i przeżywa. Nie ma w niej władz ujmujących Boga. Cierpi więc. Cierpienie jest głównym przeżyciem w ciemnej nocy miłości.

Teoretycy życia religijnego słusznie uważają, że przeżycia, uczucia i emocje nie są znakiem naszych realnych powiązań z Bogiem przez miłość, wiarę i nadzieję. Znakiem, że trwają nasze powiązania z Bogiem, są tylko sakramenty.

4)      Ból i cierpienie

Uważa się, że charakterystyczne dla ciemnej nocy miłości narastanie rozpaczy osiąga swą granicę w bólu, jeżeli narastanie rozpaczy określimy takimi etapami, jak lęk, zawstydzenie i właśnie ból. Gdy ból przerodzi się w smutek, następuje ateizm. Gdy zwiążemy z bólem tęsknotę, przezwyciężymy rozpacz i znajdziemy się u początku drogi zjednoczenia, która następuje po ciemnej nocy.

Tęsknota jest zawsze sposobem przetrwania jakiegokolwiek kryzysu. Wprowadza właśnie w nadzieję. Powiązana z bólem wyzwala cierpienie, jeżeli, oczywiście, uda się nam objąć ból refleksją intelektualną i ukazać jako swoiste dobro.

Cierpienie ma więc dość złożoną strukturę. Jest to ból połączony z tęsknotą, objęty refleksją intelektualną i ukazany woli jako dobro. Jest więc przeżyciem, które odrywa ból od emocji i uczuć, wyobraźni i doznać zmysłowych, i zarazem skierowuje ból do intelektu i woli. Inaczej mówiąc, cierpienie i ból przeniesiony na poziom duszy. Jako przeżycie przebywa w obszarze psychiki, lecz już czerpie pomoc właśnie z intelektualnych rozważań i funkcjonowania wobec woli jako dobro.

Cierpienie jest trudnym przeżyciem, jest wprost głównym przeżyciem w ciemnej nocy miłości. Ciemna noc to wydarzenia w obszarze psychiki. Przenikające psychikę cierpienie i sama psychika już są przedmiotem rozumienia, już są właśnie wspomagane mocą duszy.

Można by krótko powiedzieć, że nasze przeżycia są bólem, gdy w swych utrapieniach szukamy pomocy w emocjach i uczuciach, w zmysłowej fascynacji pięknem. To piękno scala i chroni uczucia, lecz nie uwalnia nas od bólu.

Nasze przeżycia są cierpieniem, gdy w swych utrapieniach szukamy pomocy w intelekcie i woli, w rozumieniu więc bólu i jego celu, zarazem w ujęciu go jako dobra dla nas.

Przeżycie nie jest nigdy znakiem, że trwa nasze powiązanie z Bogiem przez miłość, wiarą i nadzieję. Tym znakiem nie jest także cierpienie. Gdy jednak połączymy je z nabytą w oczyszczeniu czynnym pokorą, jako sprawnością równowagi i zgodnego z prawdą ujęcia Boga i siebie, gdy połączymy to cierpienie z nabytą także w oczyszczeniu czynnym sprawnością nadziei, a więc budowania oczekiwań na tęsknocie do Boga, gdy ponadto połączymy cierpienie z pokutą, która stanowi podejmowanie życzeń Bożych, cierpienie może pełnić w naszym życiu religijnym rolę umartwienia. W dalszym ciągu nie będzie znakiem trwania naszego życia religijnego, będzie jednak, jako umartwienie, tym sposobem czynnego oczyszczenia, które ogarnia całą psychikę. Podlegając intelektowi i woli będzie doskonaliło wszystkie nasze przeżycia. Będzie zarazem całą psychikę, w okresie ciemnej nocy, poddawało korzystnej dla nas kontroli intelektu i woli.

Musimy tu dodać, że pokorę, nadzieję i pokutę kształtują w nas dary Ducha Świętego: dar bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Kierujący przeżyciami i teraz i całą psychiką intelekt jest także wzmacniany darem rady, który już skłania intelekt do pełniejszego poznawania prawd wiary. Intelekt uzyskuje szerszą perspektywę i czyni cierpienie, jako umartwienie, sprawą Boga. Dodajmy też, że dar pobożności wzmacnia zarazem wolę, skłaniając ją do pokuty w tym samym czasie, gdy intelekt ukazuje woli ból jako dobro. Należy także dodać, że fascynowane pięknem emocje chronią dar męstwa i zarazem dar bojaźni Bożej, uwalniając nas od lęku z powodu naszej grzeszności, jako odmianę pokoju, który pozwala spokojnie pamiętać o Bogu.

Dar męstwa, chroniąc nas przed lękiem, doskonali po prostu naszą cierpliwość, która w obszarze psychiki sprzyja pojawianiu się tęsknoty i poddaniu bólu opiece intelektu. Dzięki więc cierpliwości i tęsknocie, ból staje się cierpieniem. Tę tęsknotę zawsze wspomaga żal za grzechy i pokuta.

Tak bogato ukonstytuowane cierpienie jest więc umartwieniem, swoiście korzystnym dla psychiki w okresie jej ciemnej nocy. Uszlachetnia wszystkie nasze przeżycia.

Ten nowy poziom przeżyć może jednak stać się dla nas zagrożeniem. Możemy bowiem uznać przeżycia za znaki pogłębiania się, nawet utrwalania się w nas naszych powiązań z Bogiem. Mamy nieustanną potrzebę posługiwania się znakami i szukania w nich potwierdzenia trwania miłości. Przywykliśmy także do ujawniania miłości w znakach. Znaki i dary, a raczej dary jako znaki, są wobec ludzi sposobem ujawniania naszej do nich miłości i rozpoznawania ich miłości do nas. Jest to wprost konieczny język humanizmu. Ten język nie jest przydatny w odniesieniu do Boga. W okresie ciemnej nocy Bóg właśnie zabiera nam znaki, takie jak skupienie, radość, pokój, którymi nas obdarowywał głównie w oczyszczeniu czynnym. W oczyszczeniu biernym chce nam dać wprost miłość. Nawyk posługiwania się znakami skłania nas, w okresie ciemnej nocy, by uszlachetnione przeżycia i spokojnie przeżywane cierpienie uznać za nowe znaki, za nowy język Boga, poprzez który Bóg informuje nas, że w dalszym ciągu nas kocha.

Wspaniałe, oczyszczające nas cierpienie może nas cofać z oczyszczeń biernych w oczyszczenie czynne, na niższy więc etap odmian modlitwy, gdy to cierpienie uznamy za znak, a nie za dosłownie umartwienie.

Cierpienie nie staje się wobec tego swoistym kryzysem modlitwy w okresie ciemnej nocy miłości. Skutkiem tego kryzysu może być zatrzymanie się na tych etapach modlitwy, które nie są jeszcze modlitwą prostego zjednoczenia, zamykającą okres ciemnej nocy. Cierpienie bowiem, jako chronienie przez intelekt naszego bólu tęsknotą i cierpliwością, zarazem zrozumieniem bólu jako dobra i jako dobro ukazywanego woli, wciąż jednak pozostaje w związkach z emocją i uczuciami. Z powodu tego związku z uczuciami, jak gdyby potrzebuje zasilenia fascynacją. Cierpiąc, wciąż jakby pragniemy zafascynowania się Bogiem. Jest to szlachetna potrzeba i zrozumiałe pragnienie. Nie jest jednak możliwe do zrealizowania. Bóg nie daje się doznawać władzom zmysłowym, których odpowiedzią jest fascynacja. Intelekt usiłuje zaradzić brakowi tej fascynacji w obszarze duszy. Odpowiednikiem fascynacji jest dla intelektu kontemplacja.

Dodajmy, że wszystkie odmiany modlitwy w okresie ciemnej nocy są nazywane kontemplacją.

Kontemplacja to zatrzymanie się z uwagą na rozważanym przedmiocie. Możemy więc zatrzymać swą uwagę na rozważanym przez intelekt Bogu. Kontemplacja dotyczy jednak wtedy treści rozumienia, a nie samego w sobie Boga, którego nasz intelekt rozpoznaje poprzez rozumowania, dotyczące istnienia bytów stworzonych.

Temat kontemplacji wymaga osobnego rozważenia. Teraz stwierdźmy tylko, że kontemplacja może być świadczeniem ze strony intelektu i woli, że trwają łączące nas z Bogiem relacje miłości, wiary i nadziei. To świadectwo uspokaja psychikę, lecz jej nie wystarcza. Nasza psychika pragnie wprost Boga, jest godna Boga. Jako psychika nie może jednak Boga doznawać, gdyż nie ma w niej nawet duchowych władz poznawczych. Poza psychiką, w samej duszy znajduje się intelekt, wyrozumowujący istnienie i naturę Boga, to znaczy Boga powiązanego z nami ze wszystkim, co stworzone, Boga więc immanentnego, przenikającego wszystko, a zarazem transcendentalnego, nie będącego elementem współstanowiącym byty. Bóg przebywa w istocie naszej duszy. Jednak rozpoznany może być tylko przez intelekt. Intelekt może o tym poinformować wolę. Nie może przekazać tej informacji emocjom i uczuciom. Sam proces poznawania przebiega przez obszar psychiki. Jednak treści tego procesu nie mogą ująć władze zmysłowe. Bóg nie może stać się przedmiotem naszej fascynacji, której psychika tak głęboko i boleśnie potrzebuje. Bóg, a raczej rozumienie Boga, może być przedmiotem kontemplacji, co jednak nie wystarczy psychice w okresie ciemnej nocy. Wystarcza jej w etapie oczyszczenia czynnego.

Trwa więc w nas umęczenie, niezaspokojona potrzeba bezpośredniego widzenia Boga. To widzenie kiedyś nastąpi. Teraz, w okresie ciemnej nocy, naszym losem jest cierpliwość i tęsknota. Są one jednak elementami cierpienia. Naszym więc losem teraz, w ciemnej nocy, jest cierpienie.

Cierpienie może wywołać w nas głęboki kryzys modlitwy. Może nas jednak, jako umartwienie, przeprowadzić ku końcowi ciemnej nocy. Wspomaga nas w tym właśnie intelekt, rozumiejący Boga i wspomagany w tym rozumieniu darem rady. Gdy odpowiemy na dar rady, uda się nam przejść do etapu modlitwy prostego zjednoczenia. Ta modlitwa ujawni to, że już funkcjonuje w nas także dar rozumu. Ten dar, pogłębiając nasze rozumienie, już pełne, prawd wiary, wyzwoli jeszcze głębszą tęsknotę. Z powodu tęsknoty pojawi się w nas cierpienie. Wyzwoli ono nowy kryzys, kryzys właściwy na drodze zjednoczenia.

5.      Nasilenie tęsknoty

(kryzys modlitwy w drodze zjednoczenia)

Przypomnijmy, że oczyszczenie czynne obejmuje drogę oczyszczenia i połowę drogi oświecenia. Oczyszczenie bierne to dalsza część drogi oświecenia i droga zjednoczenia. Tak ujmuje się problem oczyszczeń z pozycji trzech okresów lub nawróceń w życiu religijnym.

Z pozycji jednak problemu modlitwy, należy mówić raczej o oczyszczeniu czynnym i oczyszczeniu biernym oraz o momencie spotkania lub nakładania się na siebie oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego. To połączenie dwu oczyszczeń stanowi w życiu religijnym ten trudny etap, który od strony przeżycia nazwa się ciemną nocą miłości.

Przy takich scharakteryzowaniu życia religijnego, właśnie od strony modlitwy, pozostaje nam do omówienia ten zespół kryzysów, które charakteryzują oczyszczenie bierne z etapu drogi zjednoczenia.

W modlitwie prostego zjednoczenia uzyskaliśmy już pełne rozumienie Boga, dzięki darowi rozumu. To rozumienie Boga i Jego życzeń, wyzwoliło w nas zarazem potrzebę bezpośredniego oglądania Boga. Nie jest ono do osiągnięcia dla nas w tym życiu. Potęguje tę potrzebę w okresie ciemnej nocy pragnienie zafascynowania się Bogiem. Nie jest nam dane to zafascynowanie. Tęsknota do tego zafascynowania i do Boga. W związku z tym cierpimy. Wiemy już jednak, że nie wycofamy się z życia religijnego i że życzenia Boga są już naszymi życzeniami. Tęsknota jednak potęguje w nas pragnienie oglądania Boga. Właściwa cierpieniu cierpliwość, przekształca się w swoistą niecierpliwość. Nie jest to, oczywiście, niecierpliwość wulgarna. Staramy się być taktowni wobec Boga. Zgadzamy się z tym, że trzeba czekać, aż Bóg dopuści nas do oglądania Go „twarzą w twarz”. Staramy się tylko jakoś pomóc Bogu. Znowu sięgamy po umartwienia przez nas inicjowane. Sytuujemy się na nowo w oczyszczeniu czynnym. podejmujemy surowo umartwienia i akty pokuty. Uważamy bowiem, że to grzech opóźnił nasze bezpośrednie spotkanie z Bogiem. Chcemy odpokutować za grzechy i spełnić zadośćuczynienie. Bóg wobec tego musi nas znowu pozbawić zadowolenia z podjętych działań. Wprowadza nas w dokuczliwą oschłość. Chce nas obdarować wprost Sobą. Musi nas nauczyć, że dar, którym jest On sam, nie jest proporcjonalny do naszych zasług i pokuty. Dar bowiem nie daje się nigdy czymkolwiek zrównoważyć. Wprowadzając nas w oschłość, Bóg leczy nas, wprost wyrywa z tego subtelnego kłamstwa, którym jest podjęcie umartwień i pokuty dla pokonania grzechu, z powodu którego opóźnia się nasze widzenie Boga, by przyspieszył bezpośrednie spotkanie. Zarazem Bóg leczy nas z duchowego łakomstwa, którym jest oczekiwanie radości widzenia Boga. Leczy nas także ze swoistej zuchwałości, którą jest nie zawsze przemyślane liczenie we wszystkim na pomoc Bożą. Wyrywa nas też z potrzeby posiadania czegoś więcej niż Boga. Usuwa więc tak zwane korzenie siedmiu grzechów głównych.

Zaczęło się wszystko od niecierpliwości. Ta niecierpliwość wywołuje swoisty kryzys modlitwy, którym jest dyskretne sprzeniewierzenie się życzeniom Boga, delikatne przymuszanie Boga, by już pozwolił na bezpośrednie oglądanie Go „twarzą w twarz”. Kryzys modlitwy polega na tym, że sprzeciwiamy się modlitwie bolesnego zjednoczenia. Chcielibyśmy ją minąć. Chroni nas jednak w tym kryzysie dar mądrości, który doskonali miłość. Chroni nas pogłębiona i doskonalsza miłość do Boga. Gdy wytrwamy w modlitwie zjednoczenia bolesnego i zarazem oschłego, Bóg przeprowadzi nas w modlitwę zjednoczenia ekstatycznego.

Modlitwa zjednoczenia ekstatycznego to pełne powiązanie z Bogiem, już niczym nie zakłócone, radosne. Teraz radość już nie przeszkadza, już nie jest dla nas ważniejsza niż Bóg. Jest sposobem głoszenia Boga i służenia ludziom przykładem swej miłości, wiary i nadziei. Ta modlitwa jest zarazem okresem aktywności apostolskiej, służeniem ludziom ze czcią w tym, czego naprawdę potrzebują. Jesteśmy w stanie odczytać ich potrzeby i pomóc im zgodnie z życzeniami Boga. Wspomaga nas w tym także dar rady. A dar mądrości jeszcze bardziej doskonali naszą miłość.

Nasza miłość do Boga staje się tak mocna i pełna, że ogarniając naszą osobę, jeszcze mocniej porusza w nas tęsknotę. Powoduje takie jej nasilenie, że niepomiernie wzrasta w nas cierpienie. Jesteśmy przez wiarę otwarci wobec Boga i ludzi. Nasza nadzieja staje się silnym oczekiwaniem trwania w wierze i miłości. Ta miłość nie jest jednak jeszcze spełniona. Jeszcze nie widzimy Boga „twarzą w twarz”. Jeszcze - jak mówi św. Jan od Krzyża - oddziela nas od Boga obłok wiary. Jednak nadzieja skłania nas, aby przedrzeć się poza ten obłok. Nie czynimy tego, gdyś w pełni akceptujemy życzenia Boże. Nie przymuszamy Boga do wprowadzenia nas w widzenie uszczęśliwiające. Tylko cierpimy. To cierpienie tęsknoty jest tak ogromne, że może nie przetrwać go nasza psychika, nasze przeżycie, nasze ciało. Możemy po prostu umrzeć z tęsknoty.

Swoistym kryzysem modlitwy jest zagrożenie śmiercią z powodu tęsknoty do Boga. Nie chcemy jednak sprzeniewierzyć się życzeniom Boga. Modlimy się więc o siłę przetrwania tej tęsknoty i tego cierpienia. Wzmacniamy ciało i psychikę, by wystarczyło im sił do spełnienia jeszcze modlitwy zjednoczenia przemieniającego. Nie jesteśmy już zakłamani. Przyznajemy się do tego, że chcielibyśmy umrzeć, by oglądać Boga. Zarazem szczerze wyznajemy, że pragniemy spełnienia życzeń Bożych. Święci modlą się wtedy mówiąc Bogu, że nie chcą ani życia, ani śmierci. Pragną spełnienia woli Bożej. Pragną Boga. Wreszcie Boga. Tylko Boga. Bóg uzyskał oczekiwany efekt oczyszczeń biernych. Czymś oczekiwanym i upragnionym jest już tylko Bóg. On sam, spełnienie miłości.

W literaturze ascetycznej mówi się często o tym, że niektórzy święci umarli z tęsknoty do Boga. Taką diagnozę choroby i śmierci odnosi się do św. Stanisława Kostki. Można ją uznać. Bóg może pozwolić dzieciom na nieprzetrwanie tęsknoty, to znaczy na jej spełnienie. Wydaje się, że nie pozwala na to osobom dorosłym. Są bowiem święci, jak św. Teresa z Avila, którzy znaleźli się w modlitwie zjednoczenia przemieniającego. Cechą tej modlitwy jest wewnętrzne widzenie Osób Trójcy Świętej i pełny wewnętrzny pokój. Tego wszystkiego doświadczyła św. Teresa z Avila.

Prawidłową drogą chrześcijanina jest dotarcie, gdy Bóg zechce, aż do modlitwy zjednoczenia przemieniającego. Przygotowuje nas do tego umartwienie oczyszczeń czynnych i umartwienie, które Bóg stosuje w oczyszczeniach biernych. Wszystkie więc etapy i odmiany modlitwy są nam potrzebne, gdyż dają siłę do trwania tej nasilonej tęsknoty, która może spowodować naszą śmierć. Odmiany modlitwy i umartwienia obu oczyszczeń są hartowaniem psychiki, duszy i ciała. Są także takim wychowaniem przeżyć, by były w stanie wspomóc nas w kryzysie, wywołanym nasileniem tęsknoty w okresie modlitwy zjednoczenia ekstatycznego.

Niecierpliwość to jeszcze zawiniony przez nas kryzys modlitwy. Zagrożenie utratą życia z powodu cierpienia tęsknoty, to kryzys niezawiniony. To tylko właśnie zagrożenie, które może mieć źródło w słabości psychiki, przeżyć, emocji i ciała. Jakże więc jest ważne, aby umartwienia były zarazem sposobem wzmacniania sił fizycznych i psychicznych. Umartwienie nie jest więc atakiem na zmysły, wyobraźnię, pamięć, wolę i intelekt, na duszę i ciało. Umartwienie jest sposobem wyrażania Bogu miłości z naszej strony i jest zarazem wyrażeniem nam ze strony Boga Jego miłosiernej miłości. Ten aspekt umartwienia także przejawia się w odmianach modlitwy, które przede wszystkim są sposobem przejawiania się poziomu naszej miłości do Boga, naszego życia religijnego, kształtowanego najskuteczniej jedynie przez Boga.

Jakże dobry i wspaniały jest Bóg, skoro tak troskliwie, zgodnie z rozwojem osobowym człowieka, cierpliwie, powoli i najlepiej dla nas kształtuje odniesienia wiążące na zawsze człowieka z Osobami Trójcy Świętej.

Część trzecia.
CHRONIENIE ŻYCIA RELIGIJNEGO I MODLITWY

I.     Okres oczyszczenia czynnego

1.      Wychowanie, wykształcenie, metanoja jako działania pośrednie

Modlitwę przejawiającą nasze życie religijne w oczyszczeniu czynnym, możemy sami chronić pośrednio nie dopuszczając do jej kryzysu przez odpowiednie wychowanie, wykształcenie i metanoję oraz możemy ją chronić już bezpośrednio, gdy przeżywamy kryzys lub gdy trwa w nas modlitwa i życie religijne bez kryzysów i trudności.

Pośrednim chronieniem modlitwy jest najpierw wychowanie. Jest to wychowanie intelektu i woli, zarazem uczuć i emocji.

1) Wychowanie zawsze polega na nawiązaniu relacji z tym, co prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe. Niektórzy nazywają wychowanie procesem, gdy wprost człowieka uważają za zespół procesów. Gdy pojmuje się człowieka jako osobę o wewnętrznej strukturze i zawartości bytowej, wychowanie jest właśnie zmianą relacji. Zrywamy relacje z tym, co dla nas niekorzystne, a nawiązujemy je z tym, co prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe, gdyż tylko to jest dla nas korzystne. Skutkiem wychowania jest wewnętrzna harmonia człowieka lub wewnętrzny ład, które polegają na podporządkowaniu woli intelektowi, a uczuć i emocjo temu, co ukazuje intelekt jako prawdziwe, a wola odbiera jako właściwe dla siebie dobro. Uzyskanie harmonii i wewnętrznego ładu różni wychowanie od wykształcenia, które polega na uzyskaniu sprawności trafiania na to, co prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe. Można więc mówić o wykształceniu intelektu i woli, uczuć i emocji. Można też mówić o ich wychowaniu.

a) Wychowanie intelektu polega nie tyle na rozpoznawaniu prawdy, co jest raczej wykształceniem, ile na wierności prawdzie. Chodzi tu o takie usprawnienie intelektu, by wbrew trudnościom nie rezygnował z trwania przy rozpoznanej prawdzie. Dodajmy zaraz, że w takiej postawie przejawia się wolność człowieka.

Wolność jest wiernością prawdzie, uznanej za dobro. Nie jest więc zdolnością do niezależnych od niczego wyborów, gdyż wtedy nie różniłaby się od kaprysów i dowolności. Nie jest też niezależnością od czegoś, gdyż utożsamiałaby się z wychowaniem, które właśnie polega na tym, że pewne relacje zrywamy, a nawiązujemy inne. Nie jest też wolność pełną niezależnością od czegokolwiek, co głosi Kartezjusz i co wyakcentował J. P. Sartre. Tak pojęta wolność jest niezgodna z samą budową człowieka jako strukturą podporządkowań, w której zawsze pierwsze jest istnienie, aktualizujące istotę, a w niej przypadłość. Wolność w rozumieniu Kartezjusza i Sartre’a ponadto izoluje człowieka. Jest propozycją zrywania kontaktów z rzeczami i osobami. Akceptując zespół podporządkowań pojmujemy własność jako właśnie wierność temu, co prawdziwe, słuszne i właściwe.

b) Wychowanie woli polega na usprawnieniu jej w kierowaniu się informacją intelektu przy wyborze przez nią dobra, do którego się kieruje. Brakiem wychowania woli byłby wybór przez nią tego, co ukazują jej zafascynowane swym przedmiotem władze zmysłowe. Wola powinna wybrać to wtedy, gdy daną fascynację zaakceptuje intelekt. Ponadto wola nie powinna uznać za wystarczającą informację intelektu tego, co intelekt w ogóle akceptuje, lecz to, czemu jest wierny, zresztą nie na zasadzie uporu, lecz na zasadzie słuszności prawdy. Uzyskanie takich zachowań woli jest dość trudne. Przyzwyczaja do tego, a tym samym pomaga ćwiczenie się w podejmowaniu tego, co trudne. Wydaje się, że pierwszym i najtrudniejszym zadaniem w wychowaniu już dzieci jest uczenie ich podejmowania trudu. Zgoda na to, co trudniejsze, jest zarazem uczenie ich podejmowania umartwienia i uczeniem ich męstwa. Męstwo jest stałą wiernością temu, co prawdziwe i dobre. Różni się więc od odwagi, która polega na podjęciu aktualnych trudności i nie zawsze jest stałą wiernością temu, co słuszne i właściwe.

c) Wychowanie uczuć i emocji to po prostu panowanie nad nimi przez intelekt i wolę, kierowanie nimi w taki sposób, że nie neguje się zafascynowań, których są skutkiem, lecz że nie dopuszcza się do dominacji w nas tych zafascynowań wbrew rozsądkowi i prawości. Prawość uczuć i emocji, a zarazem prawość woli uzyskuje się przez kontakt z pięknem. Wywołuje ono fascynację. Chodzi tylko o to, aby nie wszystkie fascynacje orientowały nasze życie.

d) Wychowanie obejmuje też to, co możemy nazwać życzliwym i poszukującym odniesieniem do modlitwy i życia religijnego. To odniesienie jest skutkiem odniesienia do osób. Gdy nauczymy się dystansowania rzeczy i szukania w nich pociechy, zacznie w nas funkcjonować potrzeba trwania wśród osób. Staną się nam potrzebne osoby, spotkania, wprost obecność osób. Tę obecność wspiera w trwaniu właśnie rozmowa, która zarazem ujawnia poziom zaprzyjaźnienia. Rozmową w odniesieniu do osoby Boga jest modlitwa, która wspomaga w trwaniu spotkanie z Bogiem poprzez naszą prośbę i zarazem ujawnia poziom miłości w naszych odniesieniach do Boga. Umiejętność dystansowania rzeczy, nawiązywanie relacji z osobami, jest w wychowaniu pośrednim przygotowaniem do podejmowania modlitwy. Jest to bardzo ważne, a zarazem trudne przygotowanie. Już bardzo wcześnie podlegają mu dzieci. Z jednej strony, są głęboko przywiązane do rodziców, a więc do osób. Trzeba tylko je nauczyć uzgadniania ich działań z życzeniami rodziców. Przygotowuje to do uzgadniania ich życzeń z życzeniami Boga, a ponadto do znanej nam modlitwy błagalnej. Z drugiej strony, to przywiązanie dzieci do rodziców jest źródłem bolesnej zazdrości i kryzysu, gdy rodzi się w rodzinie kolejne dziecko. Trzeba nauczyć już tak wcześnie różnicy między wiernością i wyłącznością. Wierność jest trwaniem miłości. Ta miłość może ogarniać wiele osób. Wyłączność dotyczy zespołu znaków. I młodsze dzieci upominają się właśnie o te same znaki miłości, którymi odnosimy się do niemowląt. Wywołanie w nich przekonania, że nie zmniejszyła się nasza do nich miłość, gdy także kochamy nowo narodzone dziecko, jest zarazem przygotowaniem ich do obejmowania miłością wszystkich osób, także więc Boga.

2) Wykształcenie podobnie dotyczy intelektu, woli, uczuć i emocji.

a) Wykształcenie intelektu to nauczenie go rozpoznawania prawdy. Uzyskujemy ten skutek stopniowo poprzez poznawanie dzieł, stanowiących kulturę. To nauczanie ma swoje znane nam etapy. Nie zawsze jednak używa się tych dzieł, które usprawniają intelekt w jego zadaniu rozumienia. Trzeba więc dodać, że wywołanie rozumienia wymaga odpowiednich przedmiotów. Przedmiotem nauczania rozumienia są wyłącznie wewnętrzne i zewnętrzne przyczyny tego, co rzeczywiste. Inne elementy bytów są przedmiotem tylko łączenia ich w całość, co spełnia zmysłowa władza konkretnego osądu. Do czynności rozumienia przygotowuje nauka języka ojczystego, języków klasycznych, historii i teorii rzeczywistości, nazywanej filozofią bytu. Tak sądzą wielcy teoretycy wychowania. Matematyka i logika uczą myślenia zbiorami, a nie jednostkowymi bytami. Nie przygotowują do nastawień realistycznych, w których rzeczywiste byty aktywizują nasze myślenie, lecz do nastawień idealistycznych, w których intelekt podporządkowuje sobie byty, manipuluje nimi ceniąc bardziej całość niż realny byt jednostkowy. W idealizmie nie chodzi o rozumienie, lecz o konstruowanie treści, którą przypisuje się bytom. Wykształcenie więc intelektu w kierunku rozumienia wewnętrznych i zewnętrznych przyczyn bytów wymaga usytuowania intelektu w orientacjach realistycznych, przyzwalających na odczytywanie wielości i odrębności bytów, co nazywa się pluralizmem. Realizm w teoriach poznania i pluralizm w filozofii bytu to warunki sprzyjające rozpoznaniu prawdy.

b) Wykształcenie woli polega na uczeniu jej wyboru dobra, gdyż wierność dobru jest skutkiem wychowania. Wykształcenie woli sprowadza się więc do swoistego uwrażliwienia jej na dobro, które jest cenne, wprost wartościowe. Zawiera się w tym wierność woli wobec informacji intelektu i zarazem ta czujność, uzyskiwana przez wychowanie, która wyzwala zareagowanie woli w postaci wyboru tego dobra do którego intelekt odnosi się z wiernością jako do rozpoznanej prawdy. Kształcenie woli jest więc związane z kształceniem intelektu. Różnica polega na tym, że wola zależąc w informacji od intelektu musi uzyskać samodzielność i nie wybierać każdej prawdy, którą rozpoznaje intelekt, lecz tylko tę, przy której intelekt trwa jako przy czymś cennym. Wykształcenie to umiejętność. I właśnie umiejętność samodzielnego wyboru tego, co najcenniejsze według wskazań intelektu, wola musi się nauczyć.

c) Wykształcenie uczuć i emocji to po prostu nabycie wrażliwości estetycznej, wprost smaku estetycznego w dziedzinie piękna i sztuki. Władze zmysłowe podlegają działaniu każdego bytu i każdego wytworu. Skutkiem tego działania są w tych właśnie władzach wrażenia i emocje, a w psychice wsparte na emocjach uczucia, które ujawniają się w postaci fascynacji. Chodzi teraz o to, aby emocje i uczucia aktywizowały się jako fascynacje tylko wobec tego piękna, które jest naprawdę pięknem, a nie jakąkolwiek kompozycją, proporcją i blaskiem wewnętrznej treści dzieła. Uzyskiwanie wrażliwości estetycznej to skierowywanie uczuć i emocji do tego, w czym najmniej braków i niedoskonałości. Zaniedbanie w kształceniu tej wrażliwości może powodować to, że wola będzie przynaglana przez władze zmysłowe do wyboru każdej rzeczy. Taką sytuacją obserwujemy właśnie u dzieci, które pragną wszystkiego, co zobaczą.

3) Metanoja polega na łączeniu w sobie skierowania do prawdy ze skierowaniem do dobra. A umiejętność kierowania się zarazem prawdą i dobrem, zresztą tymi najcenniejszymi, jest mądrością. Metanoja wprowadza więc w mądrość. Jest metanoja najpierw zmianą myślenia, to znaczy nabywania zdolności trwania przy najcenniejszej prawdzie, tej która służy osobom. Jest zarazem umiejętnością porzucenia relacji do przedmiotów, które nie służą uzyskiwaniu mądrości. Jest ona przemianą intelektu i woli, zarazem skutkiem wykształcenia i wychowania. Jej uzyskanie wymaga kontaktu nie tylko z dziełami kultury, lecz także i przede wszystkim z osobami. Mądrości bowiem uczy człowiek mądry i dobry. Wymagając kontaktu z osobami metanoja wprowadza we wspólnotę, której służymy chroniąc prawdę i dobro, zarazem istnienie i osoby. A chroniąc to wszystko sytuujemy się w humanizmie.

Sam humanizm jest właśnie chronieniem istnienia osób, prawdy i dobra, miłości i wiary, które są relacjami, wspartymi na istnieniu w prawdzie i dobru.

Chronienie więc modlitwy i życia religijnego jest skuteczniejsze, gdy już wcześniej uzyskamy prawidłowe odniesienia do osób przez wychowanie, wykształcenie i metanoję. Są to te uzyskane w nas odniesienia, mające postać harmonii i wewnętrznego ładu, które pośrednio sprzyjają modlitwie i życiu religijnemu.

2.      Cnoty jako działania bezpośrednie

Bezpośrednie chronienie modlitwy, przejawiającej nasze życie religijne w oczyszczeniu czynnym, polega przede wszystkim na tym, że się modlimy. Aby bowiem nauczyć się modlitwy i umieć się modlić, trzeba się modlić. Podobnie zresztą, aby np. nauczyć się gry na fortepianie, trzeba grać na tym instrumencie.

Uczymy się głównie modlitwy ustnej i modlitwy myślnej.

Uczymy się już w dzieciństwie znaku Krzyża Świętego, Modlitwy Pańskiej, Pozdrowienia anielskiego, Wierzę w Boga. Powoli przyjmujemy treść tych modlitw. Najpierw jesteśmy skłaniani, aby je odmawiać. Z czasem już sami używamy tych modlitw, gdy o coś prosimy w smutku, lub gdy chcemy za coś Bogu dziękować. Powili przywykamy do tego, że jest nam źle bez odmówienia tych modlitw rano i wieczorem. Zaczynamy też odczuwać potrzebę poszerzania repertuaru modlitw. Odmawiamy różaniec, litanie lub te modlitwy, których nauczymy się na Mszy świętej, nieszporach, nowennach, nabożeństwach majowych, na czerwcowym nabożeństwie do Serca Pana Jezusa, na nabożeństwie różańcowym w październiku. Odmawiane modlitwy poszerzają naszą wiedzę o Bogu i przywiązują nas do Boga, gdyż rozmowa zaprzyjaźnia i czyni obecność rozmówcy sposobem naszego życia. Przejmowana treść modlitw wprowadza nas w rozmyślanie.

Uporządkowane rozmyślanie wymaga dość dużego trudu, gdyż wymaga skupienia. Nie zawsze jest tak, że rozważane prawdy wiary przykuwają naszą uwagę. Często jest tak, że wyobraźnia podsuwa nam inne obrazy i tematy. Znaczy to, że nie umiemy jeszcze posługiwać się tylko intelektem, potrzebnym do zrozumienia prawd wiary. Trzeba więc w początkowych etapach uczenia się rozmyślania korzystać z wyobraźni i odtwarzać w sobie życie Chrystusa w tych obrazach, które podsuwa modlitwa różańcowa.

Nauczenie się modlitwy ustnej i modlitwy myślnej wymaga więc umartwienia, które polega na podejmowaniu właśnie trudu w kierunku pomijania tego, co nieważne i drugorzędne, by wybronić w sobie to, co ważne, istotne. Umartwienie więc bezpośrednio chroni naszą modlitwę w oczyszczeniu czynnym. Ma ono postać uczenia się różnych modlitw i wierności tematowi, który jest rozważana prawda wiary.

Umartwienie ma także postać przestrzegania planu dnia. Wielcy teoretycy religijni podkreślają rolę programu dnia, a w zgromadzeniach zakonnych jest on wprost sposobem wychowania religijnego. Chodzi tu o to, aby zacząć dzień od modlitwy, uwzględnić w nim czas na pracę, zależnie od naszych obowiązków, np. więc czas na uczenie się, pracę zawodową. Trzeba też przewidywać czas na odpoczynek, na uczestniczenie we Mszy świętej rano lub wieczorem, by spotkać się z Chrystusem, nieomylnie uobecniającym się we Mszy świętej i w Ewangelii. Zaleca się też znalezienie czasu na odwiedzenie kościoła, aby pobyć chwilę wobec Eucharystii. Dzień zamyka się modlitwą. Wykonanie tych wszystkich zadań wymaga właśnie planu dopóki modlitwa, praca, nawiedzenie Eucharystii, nie staną się naszą stałą, wewnętrzną potrzebą. Nie należy, oczywiście, pomijać refleksji nad przebiegiem dnia zarazem żalu, gdy coś uznamy za swoje przewinienie, które jest niewiernością Bogu. Ta niewierność jest odwrotnością wierności, która polega na trwaniu naszej miłości do Boga. Uzyskanie pełnego trwania tej miłości jest uzyskaniem pełnego życia religijnego. Wierność jako trwanie miłości wymaga więc męstwa, a w związku z tym wielu innych cnót czyli moralnych sprawności naszej woli.

Umartwienie w postaci modlitwy ustnej, modlitwy myślnej, przestrzeganie planu dnia, owocuje uzyskiwaniem cnót, to znaczy łatwości w wykonaniu tego, co prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe.

Możemy też powiedzieć, że bezpośrednio chronią naszą modlitwę uzyskane cnoty moralne, takie jak roztropność, męstwo, umiarkowanie i sprawiedliwość. Chronią tę modlitwę także uzyskane cnoty intelektualne, takie jak wiedza, a z czasem mądrość oraz sprawność kierowania się słusznymi zasadami postępowania i wytwarzania.

Uzyskiwanie sprawności czyli cnót moralnych i intelektualnych wymaga dłuższego okresu ćwiczeń. Wynikiem tych ćwiczeń jest łatwość nawiązywania relacji ze wszystkim, co prawdziwe i dobre, zarazem słuszne i właściwe. Napotykamy na trudności wtedy, gdy zaniedbaliśmy uzyskiwania wszystkich sprawności. To zaniedbane działanie, nie ćwiczenie się np. w męstwie, stanie się naszą wadą główną. Pokonanie wady głównej, a więc nadrobienie zaniedbań w brakujących nam ćwiczeniach , staje się ciężką pracą wewnętrzną. Jeżeli zaniedbamy ćwiczenia się w opanowywaniu tego, co nazywa się siedmioma grzechami głównymi, wada główna będzie rujnowała harmonię i ład naszego wewnętrznego życia. Niektórzy teoretycy ascetyki uważają, że naszą wadę główną lub uzyskaną cnotę wskazuje to, co jawi się w naszej myśli zaraz po przebudzeniu. Wydaje się, że ten sposób rozpoznawania swoich wad i poziomu cnót należy traktować ostrożnie. Nie ulega jednak wątpliwości, że należy uświadamiać sobie swoje wady i cnoty, by wiedzieć, jakie grożą nam niebezpieczeństwa i jakimi siłami dysponujemy. Uświadamianie sobie swoich cnót nie jest znakiem próżności, lecz rozsądku, gdyż cnoty nie są jeszcze życiem religijnym. Są tylko uzyskiwanymi w oczyszczeniu czynnym skutkami umartwienia, które jest w nas potrzebne Bogu, by mógł dokonać oczyszczeń biernych i ukształtować powiązania z Nim przez miłość zgodnie ze swymi życzeniami. Życie religijne jest bowiem właśnie naszym powiązaniem z Bogiem przez miłość, którą kształtuje w nas sam Bóg przez cnoty wlane i dary Ducha Świętego.

Przypomnijmy zdanie świętej Teresy z Avila i często powtarzany pogląd świętego Jana Vianney, że zasadniczym rytmem życia religijnego jest nieustanne nawrócenie, to znaczy nieustanne dźwiganie się z tego, co niedoskonałe, gorsze, słabsze, do tego, co doskonalsze, lepsze, oczekiwane w nas przez Boga. Jest zrozumiałe, że utrwalenie się w nas i pogłębienie życia religijnego nie jest narastającym procesem pozytywów, lecz wciąż zmianą relacji. Może się więc zdarzyć, że wybierzemy niewłaściwy, mniej doskonały przedmiot odniesienia. Należy właśnie porzucić ten przedmiot i powiązać się z innym, tym właściwym i słusznym. Pomyłkę lub winę należy objąć żalem i przestać o tym myśleć. Żal, który przejawia miłość, a raczej więc miłość powoduje, że Bóg odpuszcza nam grzechy. Po odpuszczeniu już nie istnieją. Tylko w psychice pozostaje pamięć tego, co zrobiliśmy. Należy o tym zapomnieć, gdyż pamiętać należy tylko o Bogu, zawsze i wszędzie.

Nieustannie pogłębiająca się w nas pamięć o Bogu i miłości do Boga wprowadza nas w modlitwę aktów strzelistych i w modlitwę nabytego skupienia. Chronimy modlitwę aktów strzelistych włączając w krótką formułę modlitewną nasze emocje i uczucia. A modlitwę nabytego skupienia chronimy w ten sposób, że z cierpliwością i zaufaniem do Boga godzimy się na trwanie wobec Boga bez uczuć i emocji, nawet bez wyraźnie sformułowanej myśli i bez słów, których nie możemy w sobie odnaleźć. Chronimy tę modlitwę posługując się z trudem modlitwą ustną lub z wewnętrznym smutkiem, że nawet ustna modlitwa nie udaje się nam tak, jak sobie to wymarzyliśmy. Chroni nas w tej modlitwie pokora jako zgoda na to, co Bóg w nas zaczyna tworzyć i jako zrozumienie, że uświęcają nas tylko Jego życzenia.

Chroni w nas te cztery odmiany modlitwy nabywana wiedza religijna. Uzyskujemy ją przez lata czytając Pismo święte i modląc się psalmami. Wiedza bowiem jest także cnotą, a wszystkie cnoty chronią właśnie modlitwę i przemawiające się w niej nasze życie religijne. Najpełniej i bezpośrednio chroni tę modlitwę mądrość, którą jest w nas połączenie kierowania się prawdą i dobrem. Niezależnie od naszej mądrości chroni w nas modlitwę darem mądrości sam Duch Święty. Ten dar Ducha Świętego kształtuje w nas właśnie miłość i jaśnieje na naszej drodze zjednoczenia, gdy Bóg nas na nią wprowadzi.

II.    Okres oczyszczenia biernego

A.    Jak sami chronimy modlitwę

1.      Cierpliwość i tęsknota w ciemnej nocy miłości

Zastanawiamy się w dalszym ciągu, jak sami chronimy modlitwę i życie religijne. Tym razem chodzi o ciemną noc miłości.

Przypomnijmy, że pod koniec oczyszczenia czynnego zaczynamy podejmować sprawiane w nas przez Boga oczyszczenie bierne. Zaczynamy więc czynić życzenia Boże własnymi życzeniami. Nie przychodzi to jednak łatwo. Jest to nawet trudne to tak dalece, że w sferze przeżyć wywołuje zupełną dezorientację i niepokój, co nazywamy właśnie ciemną nocą miłości.

W okresie oczyszczenia czynnego uczymy się modlitwy. Znaczy to także, że uczymy się skupienia swej uwagi na Bogu, a tym samym dystansowania wszystkiego, co nie jest Bogiem. Usprawnianie się w tych postawach nazywamy nabywaniem cnót. Cnoty są utrwaleniem w nas wierności osobom, a więc Bogu i zarazem ludziom. Jest to wierność w miłości. Wszystkie więc cnoty wspomagają i chronią miłość. W celu ochrony miłości zabiegamy też o uzyskanie nawyku wiązania z cnotami naszych emocji i uczuć; wszystkich zresztą doznań zmysłowych. Te nawyki to skupienie, radość, wewnętrzny pokój, oznaczający tu ład i harmonię naszego wewnętrznego życia. Inaczej mówiąc, dążymy w oczyszczeniu do osiągnięcia wewnętrznej jedności. Ta jedność o charakterze podporządkowań jest właśnie celem wychowania, wykształcenia i metanoji. Wypracowujemy tę wewnętrzną jedność, uzyskujemy ją, wciąż my ją tworzymy.

W okresie oczyszczenia biernego Bóg zaczyna przekształcać tę jedność, tworzyć właśnie podporządkowania. W uzyskanej przez nas jedności często tę samą pozycję uzyskuje Bóg, miłość, uczucie, nawyk skupienia, radość, pokój. Aby życie religijne było naprawdę prawidłowe, Bóg musi się w nas stać kimś pierwszym. Na drugim miejscu musi znaleźć się miłość i czymś dalszym skupienie, radość, pokój. Bóg musi dokonać tych przesunięć, jeśli nie dokonaliśmy ich sami. Na ogół nigdy tego nie robimy, gdyś śledząc wewnętrzną jedność w obszarze przeżyć, mierzymy ją właśnie skupieniem, radością, pokojem. Z czasem one dominują w naszym przeżyciu, a nie Bóg. Z tego zakłócenia podporządkowań Bóg musi nas wyprowadzić. On bowiem jest pierwszy, gdyż pierwsze są osoby. Wtórne są relacje i ich przypadłościowe skutki, do których należą skupienia, radość i pokój.

Gdy Bóg przywraca w nas prawidłowość podporządkowań, odbieramy to w naszym przeżyciu jako rozbicie wewnętrznej radości, swoistą dezintegrację osobowości. Tracąc skupienie, tracimy miarę sprawdzania wewnętrznej harmonii. Nie umiemy zorientować się w stanie naszego życia religijnego. Staramy się przywrócić to, co teraz się zmienia. Stawiamy więc opór dokonującemu się w nas oczyszczeniu biernemu. Wydaje się nam, że chronimy w ten sposób swoje życie religijne. Tymczasem nie dopuszczamy do jego pogłębienia i prawidłowego rozwoju.

Sposobem ochrony życia religijnego w okresie ciemnej nocy miłości jest przede wszystkim spokojna cierpliwość. Utraciliśmy skupienie i radość. Naszym udziałem jest poczucie zagrożenia, lęk, zawstydzenie, smutek. Trzeba nie dać się tym postawom i przeżyciom. Trzeba zaufać tęsknocie do Boga i cierpliwie czekać. To cierpliwe czekanie jest nową postacią spokoju, który dotychczas był brakiem poczucia zagrożeń.

Poczucie zagrożenia, lęk, zawstydzenie, ból, smutek są już rozwijającym się procesem rozpaczy. Może nas z niej wyprowadzić nadzieja, budująca się z tęsknoty i cierpliwości. Możemy też jednak nie zaufać tęsknocie i pogrążyć się w ateizmie. Chronimy więc teraz modlitwę właśnie tęsknotą i cierpliwością, gdy wybronimy w sobie i ochronimy tęsknotę i cierpliwość.

Jednym ze sposobów ratowania w sobie tęsknoty i cierpliwości, które bronią przed rozpaczą i ateizmem, jest pamiętanie o całym naszym życiu religijnym, pamiętanie o tym, że normalnym rytmem życia religijnego jest nawrócenie czyli ciągłe skierowywanie się do Boga ze wszystkich naszych potknięć i zaniedbań, ciągłe powstawanie z grzechu. Nie należy więc właściwego ciemnej nocy poczucia zagrożenia ujmować osobno, oddzielać właśnie od całości życia religijnego. Cierpliwa refleksja nad całym naszym życiem religijnym może nam skojarzyć wcześniejsze oczyszczenia czynne.

Przypomnijmy sobie, że podejmowane umartwienia utrwalały w nas skierowanie do Boga i pozwalały usprawniać się w odnoszeniu się z miłością do Boga i do ludzi. W czynnym oczyszczeniu zmysłów wiązaliśmy emocje i uczucia ze służbą osobom. Uczyliśmy się dystansu wobec różnorodnych fascynacji, nie brania ich wyłącznie dla siebie. W czynnym oczyszczeniu wyobraźni i pamięci nabieraliśmy sprawności skupienia się na tym, co wartościowe i słuszne. W czynnym oczyszczeniu duszy uzyskaliśmy cnotą wierności prawdzie i dobru. Podejmowaliśmy studia, by nabyć wiedzy, która w połączeniu z wiernością dobru ze strony woli przekształcała się powoli w mądrość. Ta ludzka mądrość jest naszą szansą. Jest ona zawsze zasadą właściwego postępowania. Może zwrócić naszą uwagę na to, że mylimy przypadłości z tym, co istotne. Przecież ważniejszy jest Bóg niż skupienie i radość. Poczekajmy więc cierpliwie, rozważmy to, co w nas się dzieje, zapytajmy wychowawców lub poszukajmy w dziełach ascetycznych tego, co można nazwać radą. Św. Jan od Krzyża wyjaśni nam, że zaczęło się w nas oczyszczenie bierne i właśnie poradzi nam cierpliwe podtrzymywanie tęsknoty do Boga. Takie zachowanie jest roztropne i mądre.

Należy więc powiedzieć, że także sami chronimy naszą modlitwę w okresie ciemnej nocy uzyskiwaną właśnie mądrością, która przejawia się w rozpoznaniu przyczyn tego, co w nas się dzieje, w wierności prawdzie i dobru, tym samym w wierności Bogu. Bóg, który niezmiernie nas kocha, zawsze podejmuje naszą miłość, której znakiem jest tęsknota. Bóg więc nas nie porzuca. w okresie ciemnej nocy nie załamuje się w nas życie religijne. Spokojna refleksja ukaże nam jedynie inną postać oczyszczeń, właśnie oczyszczenie bierne.

Św. Tomaszowi z Akwinu zawdzięczamy zwrócenie uwagi na ważną rolę intelektu i ludzkiej mądrości w życiu religijnym, na drugorzędną rolę emocji i uczuć niezależnie od tego, że są gwałtowne i porywające o wiele mocniej niż spokojna racja intelektu i decyzji woli. Mądrość kieruje nas do zaufania raczej intelektowi niż uczuciom. Ich rola polega na wzmocnieniu mądrości i wsparciu decyzji, a nie skierowaniu nas do jakiegokolwiek podmiotu fascynacji.

Nie często jednak funkcjonują w nas takie właśnie podporządkowania. Izoluje się w nas i dominuje przeżycie. To ono utrudnia nam zdystansowanie także ciemnej nocy miłości. Skupiamy uwagę na poczuciu zagrożenia, na naszym lęku, zawstydzeniu, bólu, smutku. Dajemy się wciągnąć w proces rozpaczy.

W procesie rozpaczy sami też możemy się bronić. Możemy przezwyciężać lęk ufaniem Bogu, że od nas nie odejdzie, że nie zniechęcą Go nawet nasze grzechy, że musimy zaakceptować także wolność Boga, który przemienia w nas naszą do Niego miłość. Możemy przezwyciężyć zawstydzenie właśnie ujawniając Bogu i spowiednikowi swoje niepokoje, lęk i zawstydzenie. Uczymy się akceptując wolność Boga zarazem bezinteresowności, to znaczy zrezygnowania z naszego punktu widzenia na rzecz punktu widzenia Boga, Jego propozycji i decyzji. Możemy przezwyciężyć ból hartując poprzez pokutę naszą tęsknotę i cierpienie. Trzeba wprost pogłębiać tęsknotę i cierpienie. Skutkiem tych działań jest właśnie cierpliwość. Ta cierpliwość zabezpieczy nas przed smutkiem, który zawsze niszczy tęsknotę. Nie można dopuścić do pojawienia się smutku, który zawsze powoduje odejście od Boga. Gdy jednak pojawi się smutek, trzeba chronić całego człowieka: trzeba ratować intelekt ucząc go wiedzy o rzeczywistości, wolę trzeba wzmacniać przez kontakt z pięknem, co pozwala zarazem scalać emocje, wiązać je z decyzjami woli, a przez wolę z intelektem.

W procesie wygasania tęsknoty do Boga, a w konsekwencji odejścia od Boga, co nazywamy ateizmem, chroni nas najpierw to wychowanie, które w połączeniu z wykształceniem i metanoją jest uzyskanym nastawieniem na osoby. Umiejętność wyboru osób przed rzeczami, jest szansą skierowania się także do osoby Boga. Można powiedzieć, że przed odejściem od Boga broni nas wychowanie i tradycja chrześcijańska. Gdy nie jest nam dany ten pośredni sposób chronienia miłości do Boga, pomocą staje się poważne studium filozofii bytu, zarazem wczytanie się w teksty Pisma Świętego, a głównie psalmów, których czytanie jest zarazem modlitwą. Wprost paradoksalnie wyprowadza nas z ateizmu wiedza i modlitwa. I wydaje się, że nie ma lepszego środka ochrony w sobie tęsknoty do Boga niż właśnie wiedza i mądrość, cierpliwość i modlitwa. Mądrość pozwoli nam skontrolować także przeżycia i zorientować się, czy nie utrwaliły się w nas nawyki niechęci do osób, do rzeczywistości, ułatwiające wybór efektownych teorii, poglądów, intensywnych emocji i uczuć. Takie nawyki pojawiają się wtedy, gdy potrzebna nam harmonia wewnętrzna stanie się dla nas ważniejszym celem niż osoby. Szukanie harmonii, głównie ascetycznej, jako miary naszych odniesień i jako miary skuteczności, możemy przezwyciężyć przede wszystkim intelektualnym dociekaniem pierwszeństwa i godności osób.

Naszym sprzymierzeńcem w przetrwaniu ciemnej nocy miłości, gdy sami chronimy modlitwę, jest naturalne działanie naszego intelektu, jego wiedza i mądrość, a tym samym nasze nieustępliwe kierowanie się do prawdy i dobra.

2.      Wiara i wierność na drodze zjednoczenia

W okresie oczyszczenia biernego na drodze zjednoczenia, już głównie Bóg chroni naszą modlitwę i życie religijne. Dzieją się one jednak w nas i wobec tego są objęte naszym przeżyciem. Nie dzieją się też w nas bez naszej zgody i rozeznania. Także więc my mamy swój udział w chronieniu naszej modlitwy i życia religijnego.

Skutkiem oczyszczenia biernego na drodze zjednoczenia jest przemiana i utrwalenie się nowych celów życia oraz narastanie tęsknoty do Boga, a ponadto powrót skupienia, radości i pokoju oraz emocji i uczuć. Zmiana celów życia jest po prostu przemianą osobowości, to znaczy usytuowaniem się w tych relacjach, które wiążą nas z tym, co prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe. Utrwalenie się tych relacji powoduje, że już nie zmienią tych odniesień nasze emocje i uczucia. Także już nie uzyska w nas pierwszego miejsca skupienie, radość i pokój. Przemiana osobowości to uzyskanie wreszcie właściwych podporządkowań prawdziwej harmonii i wewnętrznego ładu. Mogłoby się wydawać, że już nic nie grozi naszej modlitwie i życiu religijnemu. Tak jednak nie jest. Wciąż grozi nam wysunięcie siebie na pierwsze miejsce, służenie sobie nawet naszą modlitwą. Tymczasem wciąż należy ze czcią służyć Bogu i ludziom. To skierowanie się do siebie jest naturą grzechu. Grozi więc nam grzech jeszcze na tych wysokich etapach oczyszczenia biernego.

W całym oczyszczeniu biernym Bóg dokonuje najpierw oczyszczenia naszych zmysłów, a przez nie emocji i uczuć. Wspomagają one teraz nasze decyzje i powiększają siłę naszej mądrości. W biernym oczyszczeniu wyobraźni i pamięci Bóg utrwala nasze skierowanie do tego, co szlachetne i cenne. W biernym oczyszczeniu duszy Bóg wzmacnia powiązanie naszej woli z Jego wolą, a intelekt uwrażliwia na pełne zrozumienie treści prawd wiary. I jeszcze w tych sytuacjach może się zdarzyć grzech w postaci przypisywania sobie tych osiągnięć. Jest to grzech kradzieży, zarazem lenistwa, które każe przypisywać sobie czyjąś pracę, ponadto grzech łakomstwa jako nieopanowanego gromadzenia osiągnięć bez pracy, krzywdząc innych i nie ujawniając właściwego autora naszej nowej osobowości. Motywuje to wszystko pycha, której naturą jest absurd, pominięcie jakiejkolwiek słuszności i argumentu. Pycha to przypisanie sobie skutków wbrew prawdzie i dobru, poza refleksją intelektualną. To absurdalny opór woli bez jej związku z intelektem i uczuciami. Oczywiście, Bóg chroni nas i nie dopuszcza do tych grzechów wzmacniając naszą wiarę.

W całym oczyszczeniu biernym także sami możemy chronić swoje życie religijne właśnie wiarą.

Wiara jest naszą otwartością na Boga. Jest więc kierowaniem do Boga nas samych i wszystkiego, co w nas się dzieje. Jest poddaniem kontroli Boga wszystkich, nawiązywanych przez nas relacji. A gdy wspomaga wiarę akceptacja Boga, stanowiąca naturę miłości, i gdy wspomaga ją zarazem nadzieja jako nasze oczekiwania trwania w tym zaakceptowaniu Boga i otwarcie się na Niego, wiara nabywa charakteru wierności. Mówimy, że wierność jest raczej trwaniem miłości. Ta miłość jednak buduje się na naszej otwartości wobec Boga i zarazem to otwarcie wyzwala. Wierność, gdy wynika z miłości i wiary, staje się posłuszeństwem.

Posłuszeństwo nie jest tylko uznaniem autorytetu. Jest właśnie podjęciem czyichś życzeń z motywu miłości. Jestem posłuszny, to znaczy cieszę się, że mogę sprawić radość osobie kochanej spełniając jej życzenia. Jestem właśnie wierny jej życzeniom, zarazem jej punktowi widzenia, jej rozeznaniu i mądrości. Posłuszeństwo jest wobec tego wiernością osobie kochanej. Opiera się na rozumieniu życzeń tej osoby i i na ich akceptowaniu dla ich sensu oraz dlatego że są to życzenia tej właśnie kochanej osoby. Tak rozumiemy doskonałe posłuszeństwo Matki Bożej głównie w tajemnicy zwiastowania.

Dodajmy tu, że należy odróżnić wiarę naturalną od wiary nadnaturalnej.

Wiara naturalna polega na uznaniu prawd wiary dla ich sensowności, dlatego że są słuszne i prawdziwe. Jest to dlatego wiara naturalna, że my rozstrzygamy jej słuszność rozważając i oceniając treści objawione. Należy te treści rozważać i oceniać w rozmyślaniu. To jednak, że je akceptuję, ma źródło we mnie, w moim rozumieniu i decyzji.

Wiara nadnaturalna polega na uznaniu prawd wiary z motywu prawdomówności Boga. Owszem, rozważam i akceptuję treści prawd wiary. Uznaję je jednak przede wszystkim dlatego, że ujawnił mi je Bóg. Wierzę właśnie Bogu i ze względu na Niego akceptuję wszystko, co mi powiedział. Tak motywowana wiara jest moim otwarciem się na Boga i przyjmowaniem wszystkiego, co do mnie kieruje i we mnie wnosi. Jest przyjęciem wprost Boga i dla Niego, dla Jego prawdomówności przyjęciem także Jego objawionych mi informacji. Ujawniają one przecież to, co niedostępne memu bezpośredniemu poznaniu, lecz prawdziwe, gdyż zwierzające nam prawdziwe życie Boga i sposoby mojego w nim udziału. W tym sensie wiara nadnaturalna stanowi zapoczątkowanie naszego życia religijnego.

Można też odróżnić wiarę w sensie podmiotowym i w sensie przedmiotowym.

Wiara w sensie podmiotowym, ujęta więc od strony osoby, która wierzy, jest przystosowaniem intelektu i woli do drugiej osoby, ujmowanej dzięki poznaniu jako prawda i akceptowanej jako dobro.

Wiara w sensie przedmiotowym, ujęta od strony oddziałującej na nas osoby, jest wyposażeniem człowieka w to wszystko, czym jest druga osoba, przystosowująca nas do siebie relacją wiary.

Wiara, łącząca człowieka z Bogiem, jest w sensie podmiotowym przyjęciem wszystkiego, co Bóg w nas wnosi dzięki naszemu właśnie otwarciu na Boga. (Brak wiary jest zamknięciem się na wpływ Boga, nie przyjęciem udziału w wewnętrznym życiu Boga).

Wiara, łącząca nas z Bogiem, jest w sensie przedmiotowym więzią religijną. W naszych władzach duchowych, w intelekcie i woli polega na zrozumieniu i akceptowaniu prawd wiary, zarówno dla ich sensowności, jak i dla prawdomówności Boga. Ta wiara w istocie naszej duszy jest obecnością samego Boga, do którego odnosimy się zarazem relacją miłości i relacją nadziei. Wiara w intelekcie i woli ma charakter kontemplacji prawd objawionych. Kontemplacja polega na tym, że wiedzę o dostępnej nam prawdzie wiary przenika radujący nas podziw i że ten radujący nas podziw przenika wiedza. Wiara, która się spełnia jako obecności Boga w istocie naszej osoby, ma charakter adoracji, wyrażającej się w stałej modlitwie uwielbienia.

Wiara naturalna i wiara nadnaturalna wzajemnie się przenikają. Gdy chronimy wiarę naturalną, chronimy zarazem swoje zaufanie do prawdomówności Boga, wierność tej prawdomówności. Chronimy więc posłuszeństwo.

Wiara i wierność w postaci posłuszeństwa chronią z kolei naszą modlitwę, przejawiającą to, co Bóg w nas wnosi.

W okresie oczyszczenia biernego na drodze zjednoczenia nasila się w nas, jak wiemy, tęsknota do Boga. Może ona wywołać w nas nieopanowane wprost pragnienie bezpośredniego przebywania z Bogiem. To nieopanowane pragnienie jest znowu wysunięciem naszych życzeń na pierwsze miejsce przed życzeniami Boga. Jest trudną pokusą nieposłuszeństwa temu, czego życzy sobie Bóg. I w tej sytuacji chroni nas właśnie, a tym samym chroni naszą modlitwę wierność Bogu, posłuszeństwo wobec Jego życzeń, które akceptujemy dzięki otwarciu na Boga, dzięki więc relacji wiary.

W całym okresie oczyszczenia biernego, w przemianie celów życia i w nasileniu się tęsknoty, chroni nas wiara i wierność w postaci posłuszeństwa Bogu. Można też powiedzieć, że naszą wiarą i wiernością Bogu chronimy modlitwę i swoje życie religijne, które na tych etapach stanowi drogę zjednoczenia.

Aby więc ochronić modlitwę w okresie oczyszczenia biernego, powinniśmy z naszej strony chronić i umacniać naszą wiarę. Sprzyja temu umiejętność rozpoznawania prawdy i wyboru dobra. Sprzyja temu powiązanie z wiarą naszych uczuć i fascynowanie się treścią Ewangelii. Inaczej mówiąc, chroni wiarę rozmyślanie, które może mieć postać filozoficznej analizy prawd wiary i które zarazem, nawet gdy tego nie chcemy, ma postać modlitwy, odnoszącej nas do Boga. Chroni więc wiarę pogłębiona wiedza o rzeczywistości i o Bogu. Chroni też wiarę zarazem modlitwa. A mówiąc dokładniej, to my jako osoby chronimy wiarę otwierając się na całą rzeczywistość, do której odnosimy się w kontemplacji oraz, gdy odnajdziemy w niej Boga, w skierowaniu ku Bogu adoracji. Oczywiście, to przede wszystkim Bóg chroni naszą wiarę i modlitwę. Teraz jednak rozważaliśmy tylko to, czy sami możemy chronić swoją modlitwę i swoje życie religijne.

B.    Jak Bóg chroni naszą modlitwę

1.      Organizm nadprzyrodzony

W języku klasycznej teologii powiedzielibyśmy, że Bóg chroni naszą modlitwę i życie religijne obdarowując nas łaską uświęcającą, wspomagając nas łaskami uczynkowymi, wnosząc w nas cnoty wlane i dary Ducha Świętego. Inaczej mówiąc, Bóg tworzy w nas organizm nadprzyrodzony o charakterze przypadłościowym w stosunku do bytowej struktury naszej osoby. W samym tym organizmie nadprzyrodzonym łaska uświęcająca pełni rolę istoty, a więc podmiotu życia religijnego, spełniającego się w cnotach wlanych i darach Ducha Świętego. Łaska uświęcająca i cały organizm nadprzyrodzony pojawiają się w nas przypadłościowo, gdy ukochamy Chrystusa, w wyniku czego przychodzi do nas i przebywa w nas Trójca Święta.

Wyjaśniając te ujęcia możemy powiedzieć, że w istocie naszej osoby przebywa Bóg, do którego odnosimy się relacją miłości, wiary i nadziei. Te relacje opierają się na przejawiającej istnienie własności realności, prawdy i dobra. Cnoty wlane miłości, wiary i nadziei, wnoszą w naszą własność realności, prawdy i dobra, a tym samym w naszą relację miłości, wiary i nadziei, zdolność kierowania się do Boga. W te same, przejawiające istnienie własności, a ponadto w intelekt i wolę, przejawiając naszą istotę, Duch Święty wnosi swoje dary, które stają się naszą zdolnością przyjmowania wszystkiego, co Bóg w nas sprawia. Bóg, obecny w istocie naszej osoby, pogłębia więc naszą wewnętrzną jedność, umacnia i wypełnia nowymi treściami integrujące nas podporządkowania. Ukierunkowuje bowiem na Siebie nas i wszystkie nasze działania wprowadzając nowe zdolności w nasze własności, przejawiające istnienie, a także dając intelektowi dar pełnego rozumienia prawd wiary, a woli dar zdolności uzgodnienia naszych życzeń ze swymi życzeniami. Ogarnia też swą troską nasze uczucia, gdyż darem męstwa chroni nasze uczucia gniewliwe, a darem bojaźni Bożej nasze uczucia pożądliwe. Służą one wtedy miłości. Uzyskujemy w sumie właśnie jedność w kierowaniu się do Boga.

Widzimy tu wyraźnie, że łaska i cała działalność w nas Boga, jest zharmonizowana z działaniem naszej natury. Bóg po prostu akceptuje stworzoną przez Siebie osobę z całą jej strukturą podporządkowań.

Najpierw w oczyszczeniu czynnym Bóg wspiera łaskami uczynkowymi wysiłek uzyskiwania cnót naturalnych. Wspiera nas też w nabywaniu kolejnych odmian modlitwy, właściwych oczyszczeniu czynnemu. Naszym władzom zmysłowym i uczuciom pomaga w uzyskaniu skupienia, radości i pokoju, ułatwiających intelektowi trwanie przy temacie rozmyślania, a woli trwanie przy tym dobru, które intelekt nieustannie i z wiernością ujmuje jako prawdę. Przypomnijmy też, że w oczyszczeniu czynnym także już są w nas cnoty wlane i dary Ducha Świętego, lecz ich działanie i owoce jeszcze się nie ujawniają, jeszcze wciąż dominują skutki naszej aktywności.

W ciemnej nocy miłości Bóg intensywniej poddaje naszą miłość, wiarę i nadzieję wlanej miłości, wierze i nadziei. W naszym przeżyciu już dostrzegamy owoce daru bojaźni Bożej, daru umiejętności i daru pobożności. Nie orientujemy się jednak w tym, że są to przemiany wywołane w nas przez Boga. Dopiero gdy dar męstwa pomoże nam w uzgodnieniu naszych życzeń z życzeniami Boga, a dar rozumu ułatwi pełne odczytanie prawd wiary, intelekt rozumie, że Bóg w oczyszczeniu biernym przemienia i chroni naszą miłość, która nas z Nim łączy. Bez pomocy darów, wnoszących nowe zdolności w nasze własności przejawiające istnienie oraz we własności przejawiające istotę, nie zorientowalibyśmy się, że Bóg prostuje nasze drogi do Niego. I nie przetrwalibyśmy kryzysu, którym w naszym przeżyciu jest ciemna noc miłości.

W oczyszczeniu biernym doskonali nasze życie religijne i odmiany modlitwy wspaniały dar mądrości, który jest źródłem miłości wlanej i czynnikiem nieustannego jej doskonalenia. Wprowadza nas w pełną modlitwę zjednoczenia przemieniającego. Wcześniej dar rady w okresie modlitwy zjednoczenia ekstatycznego ułatwia nam zgodnie z wolą Boga pełnienie miłości bliźniego. A w poprzedzającej tę modlitwę zjednoczenia bolesnego dar męstwa i wszystkie inne dary powodują nasze wyzwolenie się z korzeni i śladów siedmiu grzechów głównych.

Całym więc organizmem nadprzyrodzonym Bóg chroni naszą modlitwę i życie religijne. Wzmacnia nasze własności istnieniowe i istotowe darami Ducha Świętego, a nasze relacje osobowe, gdy łączą nas z Bogiem, wlaną miłością, wiarą i nadzieją. W istocie naszej osoby sam przebywa w Trójcy Osób, gdy ukochamy Chrystusa, a ta obecność w nas Boga jest właśnie łaską uświęcającą jako źródło cnót wlanych i darów, które przemieniają nasze własności i władze duchowe i przeżycia w kierunku pełnej jedności służenia ze czcią Bogu i ludziom. Zarazem wszystko to czyni nas osobistymi przyjaciółmi Boga.

Istotę naszej osoby wyraża przede wszystkim intelekt. To jemu podporządkowuje się wola, a jej nasze przeżycia, uczucia i emocje. Uzyskujemy to w wychowaniu, przy pomocy także wykształcenia i metanoji. Ten intelekt poprzez wiedzę nabywa mądrości. Nie wystarcza ona jednak do pełnego odczytania prawd wiary. Właśnie intelekt stawia opór propozycjom Boga, przejawiających się w skutkach oczyszczenia biernego. Intelekt ich nie rozumie, gdy nie są one naturalnym przedmiotem jego ujęć. Broni więc życia religijnego w jego ludzkiej wersji, w naszej propozycji. I właśnie dzięki miłosierdziu Bożemu, to znaczy, dzięki tej miłości, która wspomaga nas i chroni w aktualnym cierpieniu, dar rozumu wnosi w intelekt zdolność pełnego zrozumienia prawd wiary. Dar rozumu całą swą moc przejawia dopiero w modlitwie prostego zjednoczenia, pod koniec więc ciemnej nocy miłości. Przez całą więc ciemną noc intelekt boryka się z trudnościami, nie może pojąć przemian, dokonywanych w nas przez Boga. Zgodnie ze swą naturą broni tego, co uważa za słuszne. Broni właśnie naszej propozycji modlitwy i życia religijnego, Bóg nie stosuje przemocy. Poprzez dary Ducha Świętego stara się nas uzdolnić do zrozumienia Jego propozycji. Zanim to zrozumienie nastąpi, Bóg stara się przekonać nas poprzez nasz intelekt, że jest i że jest w nas, że nas kocha, że chodzi Mu o trwanie z nami w przyjaźni. Powoduje więc czasem tak zwane doświadczenia mistyczne, gdy grozi nam nieprzetrwanie ciemnej nocy. Daje się więc doznać wprost intelektowi, by intelekt się upewnił, że Bóg jest. Intelekt, gdy nabędzie tej pewności, poinformuje wolę i człowiek zacznie cierpliwie czekać na owoce daru rozumu.

To niezwykłe i rzadkie doświadczenie mistyczne jest swoiście ostatecznym źródłem wyrwania nas z rozpaczy i uchronienia przed procesem odejścia od Boga w wyniku dramatycznego kryzysu modlitwy w ciemnej nocy miłości.

W tym miejscu zwróćmy tylko uwagę, że doświadczenie mistyczne różni się od widzeń osób Boskich, Matki Bożej, świętych, a także od innych zjawisk nadprzyrodzonych.

Doświadczenie mistyczne jest zawsze wewnętrznym, nagłym, niewypracowanym, bezpośrednim, dość krótkim doznaniem przez intelekt Boga jako Istnienia. Jest więc ze względu na cel pomocą w przetrwaniu ciemnej nocy miłości. Należy wobec tego do porządku ascetycznego, to znaczy do zespołu środków chroniących naszą modlitwę i życie religijne.

Dopowiedzmy tu, że w okresie modlitwy zjednoczenia przemieniającego dane jest nam stałe, wewnętrzne „widzenie” Osób Trójcy Świętej. Nie jest to jeszcze widzenie istoty Boga „twarzą w twarz”, co będzie naszym udziałem w życiu wiecznym. Jest to dzięki intelektowi stałe przebywanie wobec Osób Boskich, stała ich obecność, która zarazem jest łaską, gdy powoduje Bóg tę obecność, i jest wyzwoloną przez Boga i przez nas miłością, wiarą i nadzieją. Obecność Trójcy Świętej w nas nie jest Trójcą Świętą samą w sobie. Tę właśnie samą w sobie Trójcę Świętą będziemy widzieli bezpośrednio dopiero w życiu wiecznym, które nazywamy widzeniem uszczęśliwiającym. W tym widzeniu uszczęśliwiającym uzyskamy nową władzę poznawczą, nazywaną światłem chwyły. Ta nowa władza pozwoli nam oglądać istotę Boga. Teraz bowiem nasz intelekt jest przystosowany do ujmowania istoty tylko bytów stworzonych. Z tego względu nawet w doświadczeniu mistycznym intelekt może ujmować Boga jako właśnie Istnienie.

Widzenie osób Boskich, Matki Bożej lub świętych charakteryzuje się tym, że w widzeniu tym zawsze mają udział władze zmysłowe. Chrystus, Matka Boże, święci, nawet aniołowie zjawiają się w postaci ludzkiej, wywołującej obraz we władzach zmysłowych. Poza tym udziałem władz zmysłowych w widzeniu, drugim jego znakiem jest zlecenie konkretnego zadania. Matka Boża zachęca do modlitwy i wierności Chrystusowi lub, jak w Lourdes, poleca przekazanie teologom informacji o swych powiązaniach z Duchem Świętym jako Niepokalane Poczęcie.

W doświadczeniu mistycznym Bóg nie zleca określonych zadań i nie ma w tym doświadczeniu udziału władz zmysłowych.

Dodajemy już tylko, że normalnym czynnikiem chronienia ze strony Boga naszej modlitwy i życia religijnego są dary Ducha Świętego, cnoty wlane i łaska uświęcająca wraz z łaskami uczynkowymi. Doświadczenie mistyczne jest wyjątkowym sposobem chronienia nas przez Boga w naszej modlitwie i życiu religijnym.

2.      Doświadczenie mistyczne (odmiany teorii)

Pierwszą grupę teorii doświadczenia mistycznego stanowi przekonanie, że nie ma istotowej różnicy między łaską, doświadczeniem mistycznym, miłością, wiarą i nadzieją. Zachodzi tylko różnica stopnia, to znaczy, że gdy dary Ducha Świętego działają w nas coraz bardziej intensywnie, przechodzimy w obszarze łaski z poziomu wiary, nadziei i miłości na poziom doświadczenia mistycznego.

Garrigou-Lagrange uważa, że doświadczenie mistyczne jest poznaniem Boga poprzez miłość i intelekt przy pomocy skutku miłości. Inaczej mówiąc, obserwujemy w sobie jakiś przejaw czyli skutek miłości i w poznawaniu tego skutku doświadczalnie kontaktujemy się z Bogiem. Jest to więc teoria, według której doświadczenie mistyczne jest pośrednim doświadczeniem Boga.

Maritain sądzi, że gdy nasze życie religijne jest zaawansowane, wtedy głębiej i inaczej ujmujemy Boga, a mianowicie dzięki darowi rozumu i mądrości. Doświadczenie mistyczne jest więc także ujęciem Boga pośrednio w skutkach daru rozumu.

Gardeil przyjmuje, że doświadczenie mistyczne jest aktem wiary pogłębionej darami Ducha Świętego, gdy dusza człowieka dzięki łasce zjednoczyła się z Bogiem.

W tej pierwszej grupie teorii doświadczenia mistycznego głosi się pogląd, że doświadczenie mistyczne jest etapem w prawidłowo rozwijającym się życiu religijnym. Wynikałoby z tego, że każdy głęboko religijny człowiek dochodzi do doświadczenia mistycznego. Tymczasem tak nie jest. Tylko niektórzy ludzie informują nas o tym niezwykłym doświadczeniu. W przedstawionych poglądach nie różni się ono od skutków miłości (Garrigou-Lagrange), nie różni się od modlitwy prostego zjednoczenia (Maritain) i nie różni się od drogi zjednoczenia (Gardeil). Nie różni się wobec tego od życia religijnego i od łaski, która jest konieczna do zbawienia. Nigdzie natomiast nie powiedziano, że doświadczenie mistyczne jest konieczne do zbawienia. Nie można więc przyjąć teorii, w której istotowo tym samym jest wiara, nadzieja, miłość, doświadczenie mistyczne i łaska.

Możemy zatem powiedzieć, że w tej grupie teorii przez doświadczenie mistyczne i w ogóle przez mistykę rozumie się pogłębione życie religijne. Ta teoria jest wtedy możliwa, gdy zarazem człowieka rozumie się jako proces, który można mierzyć stopniem intensywności.

Drugą grupę teorii doświadczenia mistycznego stanowi przekonanie, że zachodzi istotowa różnica między łaską, doświadczeniem mistycznym, miłością, wiarą i nadzieją. Wyklucza się tylko udział intelektu w tym doświadczeniu.

Maréchal uważa, że doświadczenie mistyczne jest bezpośrednim doznaniem Boga ponad intelektem, w naszej podświadomości, gdy już nie ma pojęciowania i wyobrażeń.

Guibert przyjmuje, że doświadczenie mistyczne jest łaską spostrzegania wprost życia nadprzyrodzonego, które pozwala nawiązać kontakt z Bogiem, obecnym w duszy człowieka. To spostrzeganie nie jest intuicją ponadświadomościową i jest czymś więcej niż wiara.

W tej drugiej grupie teorii uważa się doświadczenie mistyczne za bezpośrednie doznanie Boga, lecz właśnie oddziela się je od intelektu, a nawet od miłości. Sytuuje się je w jakiejś nieokreślonej sferze człowieka, właściwie poza człowiekiem. Nie można uznać tych teorii, gdyż wyjaśniając doświadczenie mistyczne pomijają człowieka.

Pierwsza grupę teorii charakteryzuje więc to, że za naturę doświadczenia mistycznego uznano warunki tego doświadczenia. Z kolei drugą grupę teorii charakteryzuje usunięcie doświadczenia mistycznego z obrębu osoby ludzkiej.

Trzecią grupę teorii doświadczenia mistycznego charakteryzuje przekonanie, że doświadczenie mistyczne, które jest specyficznym poznaniem Boga, musi dokonywać się w intelekcie, zarazem więc wewnątrz człowieka, a nie poza nim, że to doświadczenie nie utożsamiamy z życiem religijnym, że nie jest konsekwencją owocowania darów Ducha Świętego i że warunkiem tego doświadczenia jest wyłącznie wolna decyzja Boga. Doświadczenie to zdarza się ludziom religijnym, lecz jako ich doświadczenie musi być doznaniem Boga przez intelekt, gdyż jest to w nas władza wszelkiego poznania.

Doświadczenie mistyczne, powtórzmy, jest wewnętrznym, nagłym, niewypracowanym, bezpośrednim, dość krótkim doznaniem przez nasz intelekt Boga jako Istnienia. To rozumienie doświadczenia mistycznego dość długo precyzowano w dyskusji z innymi teoriami tego doświadczenia, w dyskusji z teoriami i w dyskusji z teoriami człowieka.

Najpierw wiktoryni wyakcentowali mocno, że wszelkiego poznania dokonuje tylko intelekt. Odrzucali więc teorię św. Bernarda, który uważał, że Boga poznaje miłość. Przypisał miłości zdolność poznania utożsamiając więc miłość z intelektem.

Św. Tomasz z Akwinu wiązał doświadczenie mistyczne z poznaniem istoty Boga. Ponieważ takie poznanie nie jest nam dostępne w tym życiu, uważał, że doświadczenie mistyczne jest pozornym doświadczeniem. Wiązał je jednak mocno z intelektem i nie zawsze odróżniał od kontemplacji.

Św. Bonawetura przekroczył te trudności w sposób, którego nie możemy zaakceptować. Wiedział, że w życiu wiecznym czyli w widzeniu uszczęśliwiającym otrzymamy nową władzę poznawczą do ujawniania istoty Boga. Ta władza jest nazywana światłem chwały (lumen gloriae). Św. Bonawentura przyjął więc, że w doświadczeniu mistycznym przez chwilę korzystamy ze światła chwały i w ten sposób doświadczamy w tym życiu istoty Boga. Nazwał doświadczenie mistyczne aktem chwały (actus gloriae). Według tej teorii znajdujemy się przez chwilę w życiu wiecznym, nagle, niespodziewanie, dość krótko, i powracamy do zwykłego życia na ziemi.

Zauważmy tu, że przejście do życia wiecznego wymaga śmierci, oddzielenia duszy od ciała. Powrót duszy do ciała wymaga z kolei zmartwychwstania. Nie zdarza się to w zwykłych warunkach. Trzeba by bowiem przyjąć, że każdy mistyk na czas doświadczenia mistycznego umiera i zmartwychwstaje. Jest to efektowna, lecz dość absurdalna teoria. Jej zaletą jest tylko to, że broni tego bezpośredniego doznania Boga, które jest doświadczeniem mistycznym.

Zwolennicy poglądu św. Tomasza znajdują pomoc w teorii człowieka i w teorii poznania.

Człowiek nie jest procesem, lecz podstawą procesu. Rozpoznany w swej wewnętrznej strukturze jako istnienie i istota posiada własności istnieniowe i istotowe. Własności ze względu na istnienie są podstawą relacji miłości, wiary i nadziei. Własności ze względu na istotę, a więc intelekt i wola oraz władze zmysłowe, są podstawą poznania, decyzji, wyobraźni i uczuć.

W relacji poznania intelekt ujmuje nie tylko istotę, lecz także istnienie bytu. Ujmuje bowiem obydwa pryncypia, czyli podstawowe tworzywa bytów. Zmysłowa władza oceny łączy ujęcie istnienia i istoty dzięki temu, że intelekt odczytuje w bycie jedność istoty i istnienia, choć nie ich tożsamość. Ponieważ do ujęcia istoty Boga jest potrzebne światło chwały, którego teraz nie posiadamy, dostępnym intelektowi przedmiotem ujęcia pozostaje istnienie. Gdyby intelekt nie ujmował istnienia bytów, musiałby stwierdzać tylko nicość. Zawsze więc poznaje istnienie, nie zawsze trafnie ujmuje istotę. To istnienie ujmuje bezpośrednio w bytach, dostępnych poznaniu zmysłowemu, od którego zaczyna się każde ludzkie poznanie. W bytach niedostępnych bezpośrednio poznaniu zmysłowemu intelekt rozpoznaje istnienie pośrednio, przez wyrozumowanie. Istnienie Boga człowiek wyrozumowuje. Gdyby nie przyjął istnienia Boga, musiałby przyjąć, że we wszystkich bytach ich istnienie jest samoistne, a więc niepochodne i wieczne, co przeczy zdrowemu rozsądkowi. Jest więc Istnienie Samoistne, właśnie Bóg, który stwarza wszystkie istnienia bytów, dostępnych poznaniu zmysłowemu. W związku z tym doświadczenie mistyczne polega na tym, że wyjątkowo, nieoczekiwanie, Bóg, zawsze pośrednio poznawany w Jego istnieniu, daje się na chwilę doznać intelektowi bezpośrednio jako istnienie. Nie jest to doświadczenie obecności Boga, a więc doświadczenie łaski. Nie jest to też doświadczenie miłości, mimo że miłość budzi się w tym doświadczeniu. Nie jest to też doznanie poza świadomością i poza człowiekiem. Jest to w nas zgodne z naturą intelektu bierne doznanie Boga jako istnienia.

Rozważając cel tego doświadczenia musimy powtórzyć, że Bóg chce po prostu upewnić człowieka, że jest, że pamięta o nas, że wobec tego należy poddać się powodowanym przez Niego oczyszczeniom i starać się o przetrwanie ciemnej nocy miłości.

Św. Teresa z Avila podkreśla w swych pismach, że w doświadczeniu mistycznym nasz intelekt jest bierny, że nie uzyskuje nowych pojęć, że tylko doznaje Boga.

Dopowiedzmy, że pojęcia są wynikiem ujmowania istoty, że wobec tego według św. Teresy w doświadczeniu mistycznym nie doznajemy istoty Boga, lecz Boga jako Istnienia. Znaczy to także, że doświadczenie mistyczne nie dostarcza nowej wiedzy o Bogu, szerzej niż to, co Bóg objawił, że mistycy nie wykraczają poza naukę Kościoła, co przypisują im nieodpowiedzialni historycy mistyki.

Św. Jan od Krzyża podkreślił, że w doświadczeniu mistycznym Bóg daje się doznać w zaciemniającym Go obłoku. Znaczy to także, że nie udostępnia nam w pełni swej istoty. Doznajemy tylko tego, że jest.

Nie możemy więc uznać dominujących dziś przekonań, wnoszonych często przez mistykę Wschodu, że doświadczenie mistyczne jest bezpośrednim doznaniem Boga poza naszą świadomością, poza naszym intelektem, że polega na naszym rozproszeniu się w Bogu lub na utożsamieniu się z Bogiem.

Prawidłowym ujęciem jest pogląd, że Bóg jest osobą i że człowiek jest osobą, że wobec tego te dwie osoby może wiązać relacja poznania. W typowo ludzkim poznaniu wyrozumowujemy istnienie Boga. Zdarza się jednak nietypowe poznanie, wyjątkowe, wspaniałe, w którym Bóg pomija konieczność naszego rozpoczęcia poznania od doznań zmysłowych, pomija nasze zmysłowe władze poznawcze i daje się doznać wprost intelektowi jako Istnienie. To poznanie nazywały właśnie doświadczeniem mistycznym.

3.      Sposób identyfikacji doświadczenia mistycznego

Spotykamy wiele określeń doświadczenia mistycznego. Ta wielość określeń wynika z wielości koncepcji człowieka, koncepcji poznania i koncepcji Boga. Doświadczenie mistyczne, oczywiście, jest zawsze tą samą realną relacją poznawczą, pozwalającą człowiekowi bezpośrednio doznać Boga. Różne są tylko teorie wyjaśniające to doświadczenie. Ta różnorodność teorii wyjaśniających właśnie zależy od tego, jak określamy człowieka, poznanie i Boga.

Trudności w identyfikowaniu doświadczenia mistycznego płyną ponadto ze sposobu ujmowania relacji poznania mistycznego.

Najczęściej opisuje się doświadczenie mistyczne samo w sobie, oderwane jako relacja od jej podmiotu i kresu, to znaczy niezależnie od rozumienia Boga i człowieka. Rozpatrywana sama w sobie relacja poznania mistycznego nie daje się identyfikować. Identyfikowanie bowiem polega na ujęciu wewnętrznej zawartości bytu. Tymczasem relacja nie ma swej osobowej, wewnętrznej zawartości. Wypełnią ją to, co pochodzi od Boga i od człowieka. Aby więc zrozumieć i zidentyfikować doświadczenie mistyczne, trzeba je określać przez opisanie powiązań w tym doświadczeniu Boga z człowiekiem. Gdy opisuje się doświadczenie mistyczne samo w sobie, uzyskuje się odpowiedź właściwie dowolną. Uzasadnieniem bowiem teorii doświadczenia mistycznego jest teoria Boga i teoria człowieka oraz teoria poznania.

Prawidłowy opis doświadczenia mistycznego polega na ujęciu go jako relacji w świetle teorii Boga i teorii człowieka. To doświadczenie mistyczne jest bowiem rzeczywiście realną relacją, łączącą przez poznanie osobę Boga z osobą człowieka.

Jeśli tak jest, to Bóg jako realna osoba daje się bezpośrednio doznać w doświadczeniu mistycznym intelektowi człowieka jako realnej osoby. Bóg wnosi w to doświadczenie poznawcze siebie jako istnienie, które intelekt zgodnie ze swą naturą jest w stanie zrozumieć. Intelekt zarazem informuje wolę o swym doznaniu. Wola akceptuje przedmiot poznania intelektu i wybiera je jako dobro. Wszystko to uaktualnia miłość, a poruszone przez wolę uczucia wywołują w nas radość, pokój i skupienie.

Rozumienia, które intelekt uzyskuje ujmując każde istnienie i każdą istotę, gdyż tylko one są przedmiotem jego odbioru, są z kolei ujmowane w mowie wewnętrznej. Podobnie w doświadczeniu mistycznym istnienie Boga wywołuje w intelekcie rozumienie, które mistyk wyraża z kolei w mowie wewnętrznej. Gdy chce swoje doznanie przekazać innym ludziom, musi mowę wewnętrzną przełożyć na mowę zewnętrzną, zrozumiałą w danym kraju i w danej kulturze. Ten przekład nie zawsze jest wierny i dlatego informacje mistyków nie zawsze są dla nas czytelne. Często mistycy informują o swym doświadczeniu mistycznym wprost w swojej mowie wewnętrznej. Taka ich informacja jest jeszcze mniej czytelna. Mistyk opisuje jednak swoje bezpośrednie doznanie Boga. Musi więc w swym opisie mówić o sobie i o Bogu. Osoby, które badają informacje mistyków, analizują przede wszystkim ich opis człowieka i Boga. Znając różne teorie Boga i człowieka wiedzą, jakie według tych teorii zachodzą związki między człowiekiem i Bogiem. Mogą też ustalić, czy badane doznanie było rzeczywiście doświadczeniem mistycznym. Mogło być bowiem złudzeniem, gdy mistyka zafascynował się np. własną myślą o Bogu, pięknem Boga, Jego w nas obecnością. Myśl, piękno, obecność nie są Bogiem. Ich doznanie nie jest doświadczeniem Boga, nawet gdy te doznania Bóg wywołuje. Rozstrzygając to zarazem ustalamy, że o prawidłowości doświadczenia mistycznego informuje nas występujące w opisie tego doświadczenia rozumienie Boga i człowieka.

Najczęstszą pomyłką w identyfikowaniu doświadczenia mistycznego jest utożsamianie go z życiem religijnym. To życie religijne jest obecnością w nas Boga coraz pełniej ogarniającą całą osobę ludzką. Obecność ma postać miłości, wiary i nadziei, która wiąże nas z Bogiem, przebywającym w nas, gdy ukochamy Chrystusa. Znakiem, że ta obecność się spełnia, są sakramenty. Znakiem więc, że trwa w nas życie religijne, są sakramenty, a nie ich bezpośrednie doświadczenie. Zresztą doświadczenie ich nawet intelektualne jest doświadczeniem znaków, a nie Boga. Tymczasem doświadczenie mistyczne, co wciąż akcentują mistycy, jest doznaniem przez intelekt Boga, jako Istnienia.

Koncepcji Boga jest wiele. I powtórzmy, jaka koncepcja Boga, taka teoria doświadczenia mistycznego. Koncepcje Boga zależą najpierw od tego, co uczynimy pierwszym przedmiotem ujęć filozoficznych.

Jeżeli za pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy relacje, a doświadczamy odniesień dziecka do matki, która zapewnia dziecku opiekę, ciepło, bezpieczeństwo, pożywienie, wtedy poszerzając to doświadczenie przypisujemy te odniesienia do nas całemu kosmosowi. Traktujemy kosmos tak, jak Boga, uważając zresztą, że Bóg jest siłą opiekuńczą. Za siłę opiekuńczą uznajemy więc albo kosmos, albo poszczególne siły przyrody (kult drzewa, zwierząt, żywiołów), albo idealnego człowieka (kult bohaterów, rycerzy, cezarów). W tej koncepcji Boga doświadczenie mistyczne jest zrozumiane jako zetknięcie się z całym kosmosem, żywiołem, dzikim zwierzęciem, drzewem, bohaterem, wybitnym człowiekiem. To spotkanie daje szczęście, spełnienie celów człowieka. Osiągnięcie tego celu jest swoiście równe zbawieniu. Mylimy tu więc doświadczenie mistyczne ze zbawieniem, a ponadto nie osiągamy zbawienia, gdyż pomyliliśmy Boga z kosmosem, przyrodą, wyjątkowymi ludźmi. Nie było także doświadczenia mistycznego, gdyż nie było doznania Boga.

Jeżeli z kolei za pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy nie relacje, lecz coś jednostkowego, to możemy zacząć analizę albo od naszej myśli, albo od istniejącego poza nami bytu jednostkowego.

Zetknięcie z myślą pozwala uznać Boga za Myśl Samomyślącą się lub za Postulat uzasadniający nasze działania, a ponadto uzasadniający system twierdzeń o świecie.

Bezpośrednie zetknięcie z Bogiem jako Myślą pozwala wyjaśnić doświadczenie mistyczne jako pełną zrozumień, przekraczających - tak się niekiedy głosi - nawet to, co Bóg objawił i czego naucza Kościół. Sądzi się, że mistyk odbiera informację bezpośrednio od Boga, że wobec tego dystansuje Kościół i staje się więc korektorem wiary. Takie wyjaśnienie doświadczenia mistycznego jest błędne, gdyż niezgodne z tym, co mówią wielcy mistycy, np. św. Teresa z Avila. Podkreśla ona, że doświadczenie mistyczne nie poszerza rozumień, lecz jest doświadczeniem Boga jako Istnienia.

Ci natomiast teoretycy, którzy uważają Boga wyłącznie za postulat systemu twierdzeń, wykluczają możliwość doświadczenia mistycznego. Jest to bowiem według nich i słusznie doświadczenie tylko wytworu intelektu, wprost fikcji lub złudzenia. To odniesienie do fikcji lub złudzenia uważają oni za naturalną potrzebę kierowania się do wartości, przekraczających człowieka. Akceptują tę potrzebę, lecz niekłamaną drogę człowieka widzą raczej w ateizmie. Znaczy to, że dla nich Bóg nie jest bytem realnym, lecz tylko potrzebą kulturową.

W tych koncepcjach Boga myli się doświadczenie mistyczne właśnie z potrzebami człowieka zarówno w dziedzinie myśli, jak i w dziedzinie ciała.

Zetknięcie z istniejącym bytem jednostkowym prowadzi poprzez jego istnienie do ujęcia Boga właśnie jako Samoistnego Istnienia. Doświadczenie mistyczne, wyjaśniane jako bezpośrednie doznanie przez intelekt Boga w Jego istnieniu, jest prawidłowym zidentyfikowaniem tego doświadczenia. Jest ono wtedy poznaniem, które wspiera w trwaniu nasze życie religijne głównie w okresie jego kryzysów.

Koncepcji człowieka jest także wiele. I znowu powtórzmy, że jaka koncepcja człowieka, taka teoria doświadczenia mistycznego.

Jeżeli za pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznajemy relacje, wtedy ujmujemy człowieka jako mikrokosmos, jako powtórzenie się w nas całego świata. Doświadczenie mistyczne pojmujemy wtedy jako wewnętrzne przechodzenie z niższych warstw do wyższych aż na szczyt duszy, gdzie odnajdujemy Boga w wewnętrznej tajemnicy, w głębi nas samych. Tak rozumiane doświadczenie mistyczne znowu nie różni się od życia religijnego, ujmowanego w jego stawaniu się i pogłębianiu.

Jeżeli za pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy naszą myśl, jako coś jednostkowego, pojmiemy człowieka jako tylko świadomość. Doświadczenie mistyczne rozumiemy wtedy jako pogłębiającą się wiedzę o Bogu i zarazem mierzymy tym doświadczeniem nasze życie religijne, utożsamiamy z rozwojem w nas refleksji filozoficznej. Jest to wyraźny błąd, który polega na pomyleniu myśli z bytowaniem.

Jeżeli z kolei za pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy byt jednostkowy, to możemy pojąć człowieka albo jako duszę, albo jako ciało.

Gdy według nas człowiek jest tylko duszą, wtedy jej działaniem jest tylko poznanie i podejmowanie decyzji. Aby odróżnić naturalne poznanie duszy od doświadczenia mistycznego, mówi się, że to doświadczenie jest ponadintelektualne, przekraczające świadomość i duszę. Zwolennicy takiej teorii wyraźnie określili doświadczenie mistyczne z pozycji człowieka jako właśnie duszy w jej funkcjach poznania. Gdy akceptowali decyzje, jako ważniejsze niż poznanie działania duszy, uważali, doświadczenie mistyczne za dosięganie Boga spotęgowaną miłością.

Gdy według nas człowiek jest tylko ciałem, jego działania intelektualne i działania woli są funkcjami ciała. Przy takiej koncepcji człowieka doświadczenie mistyczne utożsamia się z silnym wzruszeniem emocjonalnym, kontemplacją kolorów, upojeniem muzyką, nawet tańcem, z zachwytem nad krajobrazem, czy z oczarowaniem sztuką, wprost pięknem. Jest to już zupełne nieporozumienie.

Aby z pozycji człowieka prawidłowo określić doświadczenie mistyczne, należy ujmować człowieka jako urealnioną istnieniem duszę wraz z ciałem. Trzeba ponadto odróżnić w człowieku własności intelektualne i istotowe oraz oparte na tych własnościach relacje, a przede wszystkim to, co sami w sobie przemieniamy, od tego, co przemienia w nas Bóg. Życie religijne jest wtedy w nas odniesione do Boga miłością, wiarą i nadzieją, wspomaganymi darami Ducha Świętego. Jest także wspomaganymi tymi darami działaniami intelektu i woli, które chronią miłość, wiarę i nadzieję. Doświadczenie mistyczne jest relacją poznawczą, w której Bóg daje się doznać intelektowi jako Istnienie w tym celu, by człowiek w wyniku doznania Go sam chronił swoje życie religijne przede wszystkim wzmocnioną cierpliwością.

Jeżeli więc teoretyk i historyk mistyki uwzględni te różnorodne koncepcje Boga oraz koncepcje człowieka i ludzkiego poznania, a ponadto, gdy nie oderwie doświadczenia mistycznego jako relacji od człowieka i Boga, będzie mógł prawidłowo zidentyfikować to doświadczenie. Dojdzie wtedy do znanego nam już określenia, że doświadczenie mistyczne jest bezpośrednim doznaniem przez intelekt Boga jako Istnienia.

POGŁĘBIANIE SIĘ MIŁOŚCI
(Zakończenie)

W naszym życiu religijnym, które jest miłością, wiarą i nadzieją, dominuje miłość. Troszcząc się o pogłębienie życia religijnego, zabiegamy głównie o utrwalenie i pogłębienie miłości. Wyraża ją modlitwa i tą modlitwą chronimy miłość. Także Bóg wnosi w naszą miłość stworzoną dla nas miłość wlaną. Chroni ją ponadto i rozwija darami Ducha Świętego, głównie darem mądrości.

Już dzięki naszym staraniom miłość uzyskuje swe różne poziomy i odmiany.

Jest najpierw miłość naturalną i podstawową relacją życzliwości, gdy dwie osoby odnoszą się do siebie swą istnieniową własnością realności. Przypomnijmy, że gdy ta miłość łączy osoby ludzkie, spełniamy humanizm. Gdy ta miłość łączy osoby ludzkie z osobą Boga, jesteśmy w religii.

W humanistycznym ujęciu miłości chodzi o chronienie jej naszymi własnymi działaniami. Gdy miłość, która jest naturalnym i podstawowym odniesieniem życzliwym do osób ludzkich i pozostaje jak gdyby na tym etapie, jest tylko zgodnością natur (connaturalitas). Swą moc i trwanie czerpie z samego istnienia osób, przejawiającego się w ich realności.

Wkrótce, dzięki poznaniu zmysłowemu, osoba ludzka zaczyna nas fascynować. Odbieramy więc ją jako piękno, jako coś dla siebie radującego i miłego. Wiążemy z tą osobą nasze emocje i uczucia. Pragniemy dla siebie kontaktu z tą osobą. Gdy jest to pragnienie kontaktu z osobami dla nas i dla ich piękna, nazywamy to pożądaniem. Można także powiedzieć, że nasza miłość na poziomie pożądania (concupiscibilitas), jest relacją pełniejszą niż sama connaturalitas, gdyż dość ogólne odniesienie do osób uzupełnia ujęciem ich jako piękna, zresztą nie tylko cielesnego, lecz także duchowego.

To duchowe piękno człowieka wywołuje w nas potrzebę kontaktu z osobowością człowieka. Ujęcie tej osobowości wymaga działań intelektu. Intelekt ukazuje nam z kolei podmiot osobowości, a mianowicie oprócz ciała także duszę człowieka. A gdy ujmuje w człowieku istnienie i rozumność, ukazuje nam człowieka jako osobę. Intelekt skłania nas, byśmy kierowali się do ludzi jako do osób. To życzliwe skierowanie do osób czyni naszą miłość miłością właśnie osobową (dilectio). Obejmujemy wtedy miłością zarazem ciało i duszę człowieka, jego rozumność i istnienie. Ujmujemy go w tym, czym jest i że właśnie jest. Uświadamiamy sobie, że człowiek nie jest kimś dla nas, lecz że jest kimś w sobie, i że nasze z nim relacje, a głównie relacja miłości, mogą być tylko służeniem człowiekowi. Miłość jest tym służeniem w poczuciu czci. To służenie ze czcią człowiekowi jest właśnie pełną dilectio. Ta diłectio ma trzy odmiany: caritas, amicitia, amor.

Służenie ze czcią osobom odnosi nas do konkretnych osób. Kontakt z konkretnymi osobami wyzwala w nas najpierw taką miłość, która polega, jako służenie ze czcią, zarazem na chronieniu tych osób, opiekowaniu się nimi, udziałem w ich cierpieniu i radości. Taką miłość nazywamy caritas.

Kontakt z konkretnymi osobami wywołuje nam przyjaźń (amicitia), to znaczy taką miłość, która raduje przy spotkaniu i nie smuci przy rozstaniu, gdyż wiemy, że ta miłość jest wierna i trwała.

Kontakt z konkretnymi osobami wywołuje w nas też taką miłość, że raduje nas spotkanie i zawsze boli rozstanie (amor). Jest to więc miłość powiązana z cierpieniem. Zawsze nam bowiem brak osób kochanych, ich stałej przy nas obecności. Po prostu bez nich nie możemy żyć. Wspierają nas, są uzasadnieniem naszego życia.

Dodajmy, że ta miłość w postaci amor, jako miłość powiązana z cierpieniem, jest naszym normalnym odniesieniem także do Boga. Wciąż brakuje nam Boga, tęsknimy do Niego, gdyż nie odczuwamy bezpośrednio Jego obecności. Wiemy o tej obecności. Bóg jednak i Jego obecność nie są dane naszemu przeżyciu i wprost naszej psychice. Brakuje nam bezpośredniego oglądania Boga. Z tego względu nasza miłość do Boga wciąż przybiera postać tęsknoty, która sprawia cierpienie. Nasza więc miłość do Boga jest powiązana z cierpieniem, ma postać amor.

Dodajmy, że miłość Boga do nas ma postać agape, to znaczy, miłości absolutnie bezinteresownej. Bóg nie oczekuje od nas żadnego rewanżu i nawet nie może go przyjąć, gdyż jest pełnią bytu. To tylko my możemy i powinniśmy odwzajemnić miłość Bogu, który nam jest wciąż potrzebny, jako uzasadnienie naszego życia i jako kres naszej miłości.

W religijnym ujęciu miłości jej chronienie polega na etapach oczyszczenia biernego. Skutkiem tych oczyszczeń jest właśnie pogłębianie się i utrwalanie naszych powiązań z Bogiem.

Nasza miłość do Boga jest najpierw odniesieniem naszej osoby do osoby Boga. Ma poziom odpowiedniości natur, to znaczy wiązania właśnie osoby z Osobą. Bóg wspomaga to powiązanie udzielając nam przez Ducha Świętego daru bojaźni, daru umiejętności, daru pobożności.

Z kolei wspomaga tę miłość, a tym samym naszą modlitwę, skupieniem, radością, pokojem. Wspomaga nas też skutkami modlitwy myślnej i poprzez treść Ewangelii ukazuje nam sensowność i piękno kontaktów z Trójcą Świętą, gdy ukochamy Chrystusa. Ukazuje nam też piękno nauki i życia Chrystusa na ziemi. Przez to piękno ogarniamy miłością nie tylko naukę, lecz także osobę Boga - Człowieka. Znajdujemy w Chrystusie coś dla siebie: wzór życia i szansę utrwalenia w Bogu na zawsze swej miłości. Ta miłość, w której chodzi o nas, jest podobna do miłości, poszukującej dobra dla nas. Jest jednak pełniejsza niż tylko odpowiedniość osób.

Rozważanie Boga w Osobach Trójcy Świętej i osobie Chrystusa, co wymaga pełniejszego działania intelektu, ukazuje nam, że nasza miłość ma być służeniem Bogu ze czcią i pokorą, to znaczy w prawidłowym rozumieniu tego, że miłość polega na chronieniu dobra osób, które kochamy. Dzięki temu rozumieniu nasza miłość do Boga staje się dilectio. Pragniemy tego, czego życzy sobie Bóg. Życzenia Boże stają się naszymi życzeniami. To uzgodnienie nie przychodzi łatwo. Wiemy, że stanowi ciemną noc miłości. Bóg wzmacnia nasz intelekt darem rozumu. Już do końca rozumiemy prawdy wiary i życzenia Boże. Mija ciemna noc miłości. Jesteśmy skierowani do Boga i pragniemy tego, czego pragnie Bóg.

Miłość na tym poziomie dilectio przybiera najpierw postać caritas, tej właśnie miłości, która chroni Boga, naukę Chrystusa, życie chrześcijańskie, samego Chrystusa i Kościół jako wspólnotę osób związanych z Chrystusem i udostępniających sakramenty uosabiające Chrystusa, chroni cierpliwie, wiernie, w postawie czci, w ogromnej tęsknocie do nieutracalnego przebywania z Bogiem.

Miłość w postaci dilectio przybiera wobec Boga także postać przyjaźni (amicitia). Jesteśmy dzięki niej osobistymi przyjaciółmi Boga. Jest to miłość wierna. Wiemy, że trwa. Nie boli nas więc to, że nie doznajemy Boga w naszym przeżyciu lub doświadczeniu mistycznym. Jest to miłość spokojna, wywołująca w nas pewność i pokój.

Miłość w postaci dilectio przybiera też wobec Boga postać amor, tej miłości, której towarzyszy cierpienie. Właśnie wciąż potrzebujemy Boga, gdyż w miłości potrzebujemy obecności osoby kochanej, która dodaje nam sił w zmaganiach i łagodzi tęsknotę. Ta miłość w postaci amor wzmacnia naszą tęsknotę do Boga w okresie oczyszczenia czynnego. Swoiście strzeże naszego kontaktu z Bogiem. W okresie jej ciemnej nocy już sprawia cierpienie, gdyż broni niepotrzebnie naszej wersji życia religijnego i przejawiających je odmian modlitwy. Gdy wzmocni nas dar rozumu i dar męstwa, nasza miłość staje się dążeniem do realizowania tego, czego chce Bóg. Zarazem rozumiemy życzenia Boże. Dar rady pomaga nam w odczytaniu prawdziwych potrzeb ludzi. Służymy im zgodnie z życzeniami Boga. Dar rozumu jednak zarazem pogłębił w nas tęsknotę do bezpośredniego widzenia Boga. Ta tęsknota towarzyszy miłości i czyni ją miłością powiązaną z cierpieniem.

I dopiero gdy dar mądrości ukształtuje do końca naszą miłość do Boga, uzyska ona poziom, przypominający agape. Dzieje się to w modlitwie zjednoczenia przemieniającego. Już wtedy nie pragniemy dodatkowych skutków miłości. Już wtedy pragniemy tylko Boga, samego Boga i trwamy w niezmąconej niczym obecności wobec Boga, bez ekstaz i niepokojów, w radości, skupieniu i pełnym pokoju ogarniając wraz z Bogiem wszystko, co Bóg kocha.

I raz jeszcze powtórzmy, że Bóg kształtuje nasze życie religijne i naszą modlitwę zgodnie z naszą naturą, z naturą człowieka. Jest obecny w istocie naszej osoby, gdy kochamy Chrystusa. W nasze relacje, oparte na istnieniowej własności realności, prawdy i dobra, a także w relacje oparte na istotowej własności intelektu i woli, wnosi własną miłość, wiarę i nadzieję, dar rozumu i dar rady oraz wszystkie dary Ducha Świętego, byśmy przez te dary umieli i chcieli odbierać to, co Bóg w nas wnosi, a przede wszystkim miłość. Z ogromną troską i wciąż zgodnie z naturą bytów Bóg pogłębia i chroni naszą miłość przeprowadzając ją przez wszystkie poziomy aż do powiązania na zawsze i trwale z Osobami Trójcy Świętej na chwałę Boga i dla dobra ludzi.