Mieczysław Gogacz
MODLITWA I MISTYKA
© Mieczysław Gogacz
Wydawnictwo „Michalineum”
Kraków - Warszawa/Struga
1987
SPIS TREŚCI
ASCEZA I ŻYCIE RELIGIJNE
(wstęp)
Część pierwsza. MODLITWA
PRZEJAWIAJĄCA ŻYCIE RELIGIJNE
I. Modlitwa w oczyszczeniu czynnym
1. Powszechnie znane odmiany modlitwy
2. Modlitwa nabytego skupienia
3. Zewnętrzne warunki modlitwy
4. Wewnętrzne warunki modlitwy
II. Modlitwa w oczyszczeniu biernym
2. Modlitwa ukojenia lub odpocznienia
6. Spełnienie drogi oświecenia
7. Modlitwa prostego zjednoczenia
1. Odmiany modlitwy zjednoczenia
1) Modlitwa zjednoczenia bolesnego
lub oschłego
2) Modlitwa zjednoczenia
ekstatycznego
3) Modlitwa zjednoczenia
przemieniającego
2. Modlitwa i dary Ducha Świętego
3. Religijna dojrzałość człowieka
Podsumowanie
części pierwszej. Nawrócenie i modlitwa
2. Zestawienie odmian modlitwy
Część druga. MODLITWA
UPRASZAJĄCA TRWANIE ŻYCIA RELIGIJNEGO..
I. Odmiany odnoszenia się do Boga
5. Trynitarny charakter modlitwy
3. Zaniedbanie uczuć (Kryzysy
modlitwy w oczyszczeniu czynnym)
4. Kryzys modlitwy w ciemnej nocy
Część trzecia CHRONIENIE
ŻYCIA RELIGIJNEGO I MODLITWY
I. Okres oczyszczenia czynnego
1. Wychowanie, wykształcenie,
metanoja jako działania pośrednie
2. Cnoty jako działania bezpośrednie
II. Okres oczyszczenia biernego
1. Cierpliwość i tęsknota w ciemnej
nocy miłości
2. Wiara i wierność na drodze
zjednoczenia
B. Jak Bóg chroni naszą modlitwę
2. Doświadczenie mistyczne (odmiany
teorii)
3. Sposób identyfikacji doświadczenia
mistycznego
POGŁĘBIANIE SIĘ MIŁOŚCI
(Zakończenie)
Modlitwa
jest sposobem przejawiania się poziomu naszego życia religijnego i prośbą, aby
trwały więzi miłości, wiary i nadziei, łączące człowieka z Bogiem.
Rozważając
w książce temat sposobów przejawiania się życia religijnego i prośby o jego
trwanie, ujmując więc modlitwę w aspekcie głównie ascetycznym, to znaczy dotyczącym
problemu pogłębiania modlitwy. Wymaga to zarazem uświadomienia sobie, czym jest
modlitwa. Bez tej bowiem identyfikacji trudno byłoby ustalić, jak należy pogłębiać
modlitwę. Czym jest modlitwa i jak ją pogłębiać w jej różnych odmianach, to
cecha wyróżniająca książkę.
Aktualnie
publikowane książki o modlitwie charakteryzują się innymi cechami. Np. w swej
książce o modlitwie H. Urs von Balthazar omawia głównie kontemplację, zresztą
nie dość precyzyjnie, czemu dałem wyraz w jednym z rozdziałów „On ma wzrastać”.
B. Haering wbudowuje teorię modlitwy w prezentację prawd wiary, którym w swej
książce daje więcej miejsca niż tematowi modlitwy. J. B. Lotz zajmuje się
głównie modlitwą myślną i dość często od strony technik osiągania skupienia,
gdy uwzględnia w swej książce także techniki Wschodu, co uważam za mylącą chrześcijan
informację i propozycję. Najlepsza jest książka J. Woronieckiego, który omawia
modlitwę jako naszą prośbę, kierowaną do Boga i zarazem ukazuje modlitwę w tle
rozwoju naszego życia religijnego.
Książka
pt. „Modlitwa i mistyka” różni się więc nie tylko od aktualnych książek o
modlitwie, lecz także od moich innych prezentacji tego tematu. W tej książce
modlitwa, podobnie jak w książce J. Woronieckiego, jest ukazana w tle życia
religijnego, lecz ujętego z pozycji oczyszczenia czynnego i oczyszczenia
biernego, a zarazem z pozycji trzech dróg lub okresów w życiu religijnym, mianowicie,
oczyszczenia, oświecenia, zjednoczenia. Chodziło mi o ukazanie swoistości życia
religijnego i modlitwy, w której odmianach to życie religijne się przejawia i
zarazem trwa dzięki zwracaniu się do Boga z prośbą o łaskę zbawienia,
spełniającego się w nieutracalnej miłości, stanowiącej dar Boga, łączący nas z
osobami Trójcy Świętej.
Książka
jest tak zbudowana, by uczyła życia religijnego i modlitwy, a przede wszystkim,
by ukazywała właściwe miejsce naszych relacji do Boga wśród wszystkich relacji
łączących osoby oraz by ukazywała w ascetyce miejsce modlitwy jako sposobu przejawiania
się naszego życia religijnego i jako prośby o trwanie naszych więzi z Bogiem
przez miłość dzięki wierze i nadziei oraz darom Ducha Świętego.
Książka
zawdzięcza swe powstanie kilku wykładom o modlitwie, które w roku 1984
wygłosiłem w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Warszawie na Jelonkach. Zachęcano
mnie do spisywania tych wykładów. Nie podejmowałem tej zachęty i wobec tego mgr
Jerzy Wyszyński zaczął spisywać moje wypowiedzi skłaniając do ich powstawania,
autoryzowania i dyktowania nowych. Okazało się bowiem, że niektóre tematy
trzeba ująć krócej lub inaczej i że niezależnie od wykładów trzeba dopisać
kilka nowych rozważań. Należało też utrzymać charakter tekstu mówionego, co
wymagało wielu godzin współpracy osoby zapisującej i dyktującej. Poza mgr
Jerzym Wyszyńskim zapisywali to, co dyktowałem także inni studenci ATK: Artur
Andrzejuk, Michał Potocki, Maria Dytrych. Wszystkim tym osobom serdecznie
dziękuję za ich mobilizującą współpracę.
Zarazem
wszystkim Czytelnikom książki życzę, aby ich modlitwę kształtował raczej wprost
Duch Święty, przez Swoje dary.
A moja
książka niech będzie już nie tyle ukazywaniem życia religijnego jako relacji
człowieka do Boga i w tych relacjach miejsca modlitwy, ile tylko sygnałem, że
modlitwa jest najdonioślejszym sygnałem człowieka jako osoby, która kocha i
jest obdarowywana miłością ze strony osób ludzkich i osób Trójcy Świętej.
Ponadto
książka pt. „Modlitwa i mistyka” zawiera propozycje rozumienia mistyki jako
bezpośredniego doświadczenia przez ludzki intelekt Boga w Jego istnieniu.
Zawiera też propozycję umieszczenia doświadczenia mistycznego w obszarze
naturalnego ludzkiego poznania, choć wywołanego przez Boga. Przeciwstawia się
przez to teoriom, że mistyką jest nasze pogłębione życie religijne. Uzasadnia
te propozycje omówienie w książce odmian teorii mistyki i sposobów
identyfikowania doświadczenia mistycznego.
Doświadczenie
mistyczne, ubogie w swej treści, lecz wspaniałe przez fakt bezpośredniego
doznania Boga jako Istnienia, wymaga pełniejszego omówienia. Już piszę tekst,
który będzie stanowił książkę pt. „Doświadczenie mistyczne”. Ten tekst poszerzy
zagadnienie mistyki, podjęte w książce pt. „Modlitwa i mistyka” zbyt wąsko,
gdyż tylko dla potrzeb tematu modlitwy.
Także
jednak książka pt. „Modlitwa i mistyka” w poczuciu czci i służby powierzam
intelektowi i sercu Czytelników.
ASCEZA I ŻYCIE RELIGIJNE
(wstęp)
Żeby o
czymś mówić w sposób trafnie informujący i wyjaśniający, trzeba najpierw
wiedzieć, czym to jest. Podobnie więc, aby modlitwa stała się dla nas zrozumiała
i nam bliska, trzeba dokładnie określić, czym ona jest.
Modlitwa
jest sposobem przejawiania się naszego życia religijnego i prośbą, aby trwały
więzi łączące człowieka z Bogiem.
Życie
religijne jest łączącą nas z Bogiem więzią miłości, wiary i nadziei,
wyrastającą z łaski obecności w nas Boga, rozwijaną i umacniają naszym
wysiłkiem w oczyszczeniu czynnym, a głównie staraniem Boga w oczyszczeniu
biernym, stanowiącym rozwijaną w nas umiejętność przyjmowania darów Ducha
Świętego. Bóg staje się w nas obecny i łączy nas z Sobą więzią miłości, wiary i
nadziei, gdy ukochamy Chrystusa.
Wyjaśniając
te określenia zauważmy, że modlitwa ujawnia i uprasza nasze więzi z Bogiem, ich
rozwój i poziom, to znaczy swoistą intensywność miłości. Ujawnia wobec tego i
uprasza, aby rzeczywiście trwały realne powiązania między człowiekiem i Bogiem.
Jest więc modlitwa znakiem rzeczywistych relacji łączących człowieka z Bogiem i
prośbą, aby one trwały. Te realne więzi człowieka z Bogiem nazywamy religią.
Inaczej mówiąc modlitwa ujawnia poziom i intensywność naszego życia
religijnego. Jeżeli religia jest samą rzeczywistością naszych więzi z Bogiem, a
modlitwa jest zespołem sposobów ich pogłębiania i znaków ich poziomu jako życia
religijnego, to modlitwa należy do dziedziny, którą nazywamy ascezą.
Asceza
jest właśnie zespołem sposobów wyrażania Bogu miłości i wyrabiania w sobie
sprawności wiązania się z Bogiem.
Uświadomienie
sobie czynności ascetycznych i ich teoria nazywa się ascetyką.
Wszystko
więc, co sami wybierzemy jako sposób wyrażania Bogu miłości i przywykania do
trwania w powiązaniach z Bogiem, zarazem to, co wybierzemy z bogatych
doświadczeń Kościoła i tradycji życia religijnego świętych, to także, co
doradzą nam spowiednicy lub kierownicy naszego życia religijnego, w sumie wszystko,
o czym my decydujemy, jest właśnie ascezą. Uświadomienie jej sobie stanowi
ascetykę.
Zobaczymy
potem, że to, czym sami oczyszczamy nasze odniesienia do Boga, nazywa się w
tradycji ascetycznej oczyszczeniem czynnym. Dodajmy jednak zaraz, że także sam
Bóg pomaga nam w uwyraźnieniu naszej drogi do Niego, w utrwaleniu jej i
pogłębieniu. To, co Bóg nam proponuje jako sposób chronienia naszych z Nim
więzi, nazywa się oczyszczeniem biernym.
W ascezie
chrześcijańskiej modlitwa ujawnia i upraszcza obydwa sposoby utrwalania
realnych relacji z Bogiem. Stanowi wobec tego doniosły w ascetyce temat i sposób
kształtowania życia religijnego. Nie jest samym tym życiem religijnym, gdyż
jest nim miłość, wiara i nadzieja. Jest właśnie sposobem chronienia i
rozwijania miłości, wiary i nadziei.
Odpowiednio
do oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego zmieniają się sposoby lub
odmiany modlitwy. Znaczy to, że ujawniają inny stan naszych więzi z Bogiem i
stanowią prośbę o inny, głębszy i trwalszy poziom tych więzi.
Odmiany
modlitwy, które wynikają z dokonywanego w nas przez Boga oczyszczenia biernego,
wskazują na bardzo już pogłębione i utrwalone powiązania człowieka z Bogiem.
Często w literaturze religijnej ten zespół odmian modlitwy i poziom życia
religijnego nazywa się mistyką.
Według
niektórych więc teologów mistyka to zaawansowane i pogłębione życie religijne
człowieka, wynikające z oczyszczenia biernego, od momentu tak zwanej modlitwy
kontemplacji wlanej czynnej, to znaczy już powodowanej w nas przez Boga, lecz
jeszcze przenikanej naszym projektem życia religijnego.
Dodajmy
zaraz, że takie rozumienie mistyki przyjmują teologowie, którzy swoje
wyjaśnienie życia religijnego opierają na neoplatońskiej tradycji
filozoficznej. W tradycji tej główną tezę stanowi liniowy i hierarchiczny układ
bytów. Podobnie więc wyjaśnia się tu modlitwę, jako liniowe następstwo odmian
wyrażania Bogu miłości i usprawniania się w coraz doskonalszym zabieganiu o
rozwój życia religijnego.
Teologowie,
którzy nawiązują do tradycji tomistycznej, nie przyjmują teorii liniowego
układu bytów, ani liniowo pojmowanych etapów rozwoju modlitwy i życia religijnego.
Uważają, że wciąż trwa ta sama więź miłości, łączącej człowieka z Bogiem i że
nasza modlitwa ujawnia i uprasza jej intensywność i trwanie. Zależnie od tej
intensywności miłości zmienia się sposób i poziom modlitwy, tak jak zmienia się
sposób prowadzenia rozmowy między ludźmi, którzy od etapu zwykłej znajomości
przechodzą do etapu bliskiej przyjaźni. W związku z tym, dla teologów wyjaśniających
modlitwę w tradycji tomistycznej, zmienia się rozumienie mistyki. Według nich
mistyka nie jest wyższym etapem życia religijnego. Uzyskujemy więc inne i
prawdziwe określenie mistyki.
Mistyka
jest nagłym, trwającym krótko, dziejącym się wewnątrz nas, bezpośrednim
doznaniem przez nasz intelekt Boga jako Stworzonego Istnienia, który pozwala
się doświadczać jako pośredni przedmiot władzy poznawczej. Mistyka w tym
znaczeniu jest tylko naturalnym poznaniem, niezwykłym i wyjątkowym poznaniem
Boga, który pomijając w naszym procesie poznania etap ujęć zmysłowych, upewnia
intelekt, że istnieje. Pozwala to człowiekowi przetrwać ciężki okres
wątpliwości, atakujących życie religijne. Ten ciężki okres lub kryzys w życiu
religijnym nazywa się w ascetyce ciemną nocą duszy, lub szerzej, ciemną nocą
miłości.
Ciemna
noc miłości dzieje się w naszych przeżyciach, w obrębie psychiki, która jest
sumą działań duszy i ciała, działań kształtowanych przez kulturę w ich celach i
sposobach uzyskiwania celów. Wpływ kultury często powoduje, że przeciwstawiamy
się wpływowi Boga. Często bowiem nie rozumiemy udzielanych nam przez Boga sposobów
trwania z Nim w religijnym kontakcie. Bywamy wierniejsi swojemu projektowi
życia religijnego niż propozycji Boga. Usuwana w oczyszczeniu biernym nasza
propozycja więzi z Bogiem każe nam przypuszczać, że nasze życie religijne
załamuje się i ginie. Tymczasem Bóg je tylko przemienia tak, aby było faktyczną
więzią człowieka z Bogiem. Nie wiedząc tego wszystkiego i nie umiejąc rozpoznać
działań Boga, przeżywamy lęk i kryzys. Gdy martwimy się tym wszystkim, dzieje
się w nas ciemna noc miłości. Gdy rezygnujemy z dalszych pogłębionych kontaktów
z Bogiem, wchodzimy w etap tak zwanej oziębłości lub w etap ateizmu. Być może
dlatego, aby nas przed tym uchronić, Bóg daje nam niekiedy doświadczenie
mistyczne, to swoiste doznanie Go przez intelekt, które umacnia naszą naturalną
pewność, że Bóg istnieje. Łatwiej nam wtedy przetrwać ciemną noc duszy.
Tak
rozumiana mistyka nie stanowi etapu i odmiany życia religijnego, lecz należy do
zespołu sposobów chronienia w człowieku i umacniania życia religijnego. Należy
więc do ascezy w porządku oczyszczenia biernego.
Staje się
już teraz raczej zrozumiałe połączenie rozważań nad modlitwą i uwag o mistyce w
jeden temat z zakresu ascetyki. Jest ona wiedzą o tym, jak chronić i pogłębiać
więź miłości, łączącą człowieka z Bogiem.
Raz
jeszcze podkreślmy, że modlitwa stanowi zespół sposobów, ujawniających stopień
intensywności naszej miłości do Boga i że zarazem jest prośbą o trwanie tej miłości.
Powtórzmy też, że czasem Bóg stosuje wobec nas sposób ratowania w nas miłości,
który nazywa się doświadczeniem mistycznym. Aby to w pełni zrozumieć i umieć z
tego korzystać, gdy nie pomagają nam w przetrwaniu kryzysów religijnych nasi
wychowawcy życia religijnego, trzeba starannie rozważyć samą modlitwę w jej
odmianach z etapu oczyszczenia czynnego i z etapu oczyszczenia biernego,
rozważyć z kolei rozwój życia religijnego, opisywany problemami drogi
oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia, także prawie wszystkim zdarzający się
kryzys nazywamy ciemną nocą miłości, wreszcie to, co nazywamy doświadczeniem
mistycznym.
Ponieważ
życie religijne dzieje się w nas jako więź miłości łączącej nas z Bogiem, sami
musimy odnaleźć sposoby chronienia w sobie miłości do Boga. Naszym wielkim
sprzymierzeńcem w tych działaniach jest intelekt i wiedza, którą w tym wypadku
stanowi nasze prawidłowe rozumienie rzeczywistych relacji z Bogiem i prawidłowe
rozumienie objawionych prawd wiary o powiązaniach człowieka z Bogiem przez miłość,
którą chroni i uprasza nasza modlitwa.
Część pierwsza.
MODLITWA
PRZEJAWIAJĄCA ŻYCIE RELIGIJNE
I. Modlitwa w
oczyszczeniu czynnym
1. Powszechnie
znane odmiany modlitwy
Oczyszczenie
czynne obejmuje więcej wydarzeń ascetycznych niż tylko modlitwę. Należą do nich
odmiany i skutki umartwienia, szczegółowe cele ascetyczne, znaki uzyskiwanego
rozwoju, rozwój cnót moralnych i wpływ darów Ducha Świętego. osobno to omówimy.
Teraz chcemy skupić uwagę na odmianach modlitwy, które w etapie oczyszczenia
czynnego sami możemy w sobie wypracować, wspierani łaską uczynkową i
oczywiście, pod warunkiem, że jest w nas łaska uświęcająca, to znaczy obecność
Boga w istocie naszej osoby oraz że zarazem łączą nas z Bogiem więzi stanowiące
życie religijne. Trudno bowiem przypuszczać, aby rozwijała się w nas modlitwa
poza powiązaniami naszej osoby z osobą Boga.
Przypomnijmy
także, że łącząca człowieka z Bogiem więź miłości, wiary i nadziei, głównie
miłości, jest relacją, której podmiotem jest zarówno człowiek, jak i Bóg. Znaczy
to, że w tę więź inną treść wnosi człowiek i inną treść wnosi Bóg. Muszą one
się spotkać i swoiście uzgodnić. Ten etap uzgodnienia stanowi ciemną noc duszy.
Zanim przekonamy się o słuszności podjęcia treści, które wnosi w nas Bóg i
zanim je uczynimy naszym sposobem odnoszenia się do Boga, dominuje to, co sami
wypracujemy. Dominuje więc etap oczyszczenia czynnego i wypracowane przez nas
sposoby modlitwy.
Wypracowane
przez nas i rozwijające naszą miłość, a zarazem ujawniające jej poziom i
intensywność, sposoby modlitwy są następujące: modlitwa ustna, modlitwa myślna,
modlitwa afektywna, modlitwa nabytego skupienia - nazywana też modlitwą
prostego wejrzenia lub kontemplacją nabytą.
Wiąże się
z nią bezpośrednio modlitwa skupienia wlanego - nazywana kontemplacją wlaną
czynną, która już ujawnia skutki oczyszczenia biernego i wyraźnie wskazuje na
proces uzgadniania tego, co wnosi Bóg w naszą miłość z tym, co my w tę miłość
wnosimy. Jest zarazem charakterystyczna dla ciemnej nocy miłości. Modlitwę
skupienia wlanego omówimy w temacie czyszczenia biernego.
Teraz
określamy bliżej wypracowane przez nas odmiany modlitwy.
Zwykle od
niej zaczyna się nasze zwracanie do Boga i tej modlitwy najpierw się uczymy.
Polega ona na wypowiadania słów lub zdań, branych z Pisma Świętego. Jest to
najpierw znak Krzyża świętego, który jest wymienieniem imion Trójcy Świętej. Z
kolei wypowiadamy w Pozdrowieniu Anielskim to, co anioł mówił do Matki Bożej w
chwili Zwiastowania i to, co mówiła św. Elżbieta, gdy odwiedziła ją Maryja.
Jest tam także prośba Kościoła o pomoc Matki Bożej w naszym życiu i w chwili
śmierci. Odmawiamy też Ojcze nasz, a więc modlitwę, której nauczył nas
Chrystus. Uważamy za modlitwę Skład Apostolski, który jest wymienieniem
podstawowych prawd wiary. Z czasem sami formułujemy różne modlitwy w postaci
prośby kierowanej do Boga lub słów czci i uwielbienia. Posługujemy się też
Psalmami, modlitwami świętych i słusznie cenimy na przykład odmawianie różańca.
We
wszystkich tych modlitwach czymś wspólnym jest przede wszystkim wypowiadanie
słów. Jest ono słuszne nawet wtedy, gdy Bóg wprowadzi nas w sposoby modlitwy
właściwe oczyszczeniu biernemu. Przez wypowiadanie słów wnika w nas ich treść,
to znaczy treść prawd wiary. I może się zdarzyć, gdy Bóg zechce, że ten sposób
modlitwy wyrazi Mu całą naszą miłość i wprowadzi nas w zbawienie.
Przejmowane
treści słów modlitwy wywołują nasze intelektualne zainteresowanie, potrzebę
rozważania prawd wiary. Modlitwa myślna tym właśnie się charakteryzuje, że
rozważając wydarzenia religijne, które są prawdami wiary, wypełniamy swoją
świadomość tymi prawdami i czynimy z nich sposób umacniania więzi z Bogiem. Nic
więc dziwnego, że kształcenie i wychowanie religijne zaczyna się od stosowania
regularnych rozmyślań i że wychowawcy życia religijnego uważają rozmyślania za
ważny czynnik pogłębiania naszych więzi z Bogiem.
W
literaturze ascetycznej spotykamy różne propozycje odbywania rozmyślań.
Najważniejsza jest tak zwana metoda sulpicjańska i tak zwane ćwiczenia duchowe
św. Ignacego Loyoli. Zaleca się także rozmyślanie tajemnic różańca i stacji
Drogi Krzyżowej. I nie zwalnia się nikogo z metodycznie przeprowadzonego
rozmyślania.
Potocznie
zalecany sposób rozmyślania polega na tym, że modlimy się do Boga i do Matki
Bożej o pomoc w rozmyślaniu, wzbudzamy akt żalu za grzechy i z kolei staramy
się albo odtworzyć w wyobraźni jakieś wydarzenie z życia Chrystusa, albo
zrozumieć myśl zawartą w rozważanym fragmencie Pisma świętego. Pod koniec
rozmyślania formułujemy jakieś postanowienie na dany dzień lub na dłuższy okres
i dziękujemy w modlitwie za wszystko, co rozmyślanie to wniosło w nasze życie.
Zaleca się też, aby w rozmyślaniu nie tyle komentować rozważane treści, ile
raczej przejąć je, poddać się ich wpływowi, a tym samym wpływowi Słowa Bożego.
Rozmyślanie ma nas uczyć wsłuchiwania się w to, co mówi do nas Bóg. Mówiąc
inaczej, ma nas przygotować do przyjęcia oczyszczenia biernego.
Dopowiedzmy
też, że rozmyślanie ćwiczy nas w skupieniu, to znaczy w zatrzymaniu uwagi na
jednym przedmiocie, w tym wypadku na Słowie Bożym i na samym Bogu. Wychowawcy
życia religijnego, kontrolując nasze rozmyślanie, dopytują właśnie o stan
skupienia. Jest to słuszne, czasem jednak wywołuje wrażenie, że istotą tej modlitwy
i każdej modlitwy jest skupienie, a nie więź z Bogiem. Często bowiem oskarżamy
się na spowiedzi, że nie byliśmy skupieni podczas modlitwy. Gdy zbyt ugruntuje
się w nas temat skupienia, trzeba wydobywać z niego zaleceniem nie zwracania
uwagi na skupienie i zaleceniem korzystania z modlitwy ustnej w taki sposób,
aby w sytuacji rozproszenia to, co nas rozprasza, uczynić tematem kierowanej do
Boga ustnej modlitwy.
Dodajmy
też, że akcentowanie przez wychowawców życia religijnego roli modlitwy myślnej,
uwyraźnia potrzebę wypełniania świadomości wiedzą o Bogu, o Chrystusie, o
treści wszystkich prawd wiary. Wiedza właśnie, staranne studium Pisma świętego
i wyjaśniającej wiarę teologii są sprzymierzeńcami życia religijnego.
Gdy już
umiemy znajdować słowa na wyrażenie Bogu miłości i uwielbienia, gdy przez
rozmyślanie znamy Boga bliżej i pełniej, wtedy odczuwamy potrzebę częstego
zwracania się do Boga, częstszego niż godzina porannych czy wieczornych
modlitwa i rozmyślań. Zbyt rzadkim spotkaniem wydają się nam nabożeństwa liturgiczne,
nawet Msza święta. Narastające zaprzyjaźnienie z Bogiem wymaga przywoływania
Boga lub wewnętrznego stawania w Jego obecności. Kierujemy więc do Boga jakieś
krótkie zdanie, które nazywa się w ascetyce aktem strzelistym. Zawiera się w
nim jakaś formuła naszych emocji, uczuć, potrzeby częstego spotkania i
rozmawiania. Wiemy o tym, że wypowiadane przez św. Franciszka zdanie: „Bóg mój
- moje wszystko”, jest aktem strzelistym, którym św. Franciszek nawet wypełnił
cały czas modlitwy. Wiemy też, że w ascetyce prawosławnej nazywa się tę
modlitwę modlitwą Jezusa. Ma ona postać aktu strzelistego w formie wezwania:
„Jezu Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. Uważa się, że ta modlitwa wiąże
głęboko człowieka z Bogiem..
Dopowiedzmy,
że modlitwa afektywna w sposób naturalny pojawia się w modlitwie ustnej i
modlitwie myślnej, jako sposób prostszego wyrażania Bogu miłości. Zarazem
świadczy właśnie o zaprzyjaźnieniu, o potrzebie częstego, prawie nieustannego
kontaktowania się z Bogiem.
Jest
zupełnie zrozumiały proces przekształcania się modlitwy ustnej w modlitwę
myślną i z kolei w modlitwę afektywną i że sami, naszą pracą, wchodzimy w tę
trzecią odmianę modlitwy.
Te trzy
odmiany modlitwy łatwo obserwujemy w sobie i u innych osób. Na mocy tego są one
powszechnie znane. Zdarza się jednak, że spowiednicy nie ufają temu trzeciemu
sposobowi modlitwy i wymagają od nas zarazem modlitwy myślnej i ustnej. Bywa
jednak tak, że nie łatwo nam rozmyślać, gdy weszliśmy w etap modlitwy afektywnej.
Nie jest to znakiem zaniedbań, lecz znakiem pogłębiania się naszej miłości do
Boga, gdy trwa w nas potrzeba wyrażania Bogu miłości.
Więcej
problemów wychowawczych wywołuje modlitwa nabytego skupienia i skupienia
wlanego. Wymagają one uważnej identyfikacji ze strony wychowawców, gdyż
narażają na zaniedbania w życiu religijnym.
2. Modlitwa
nabytego skupienia
Modląc
się używamy słów, myśli, z czasem w krótkich słowach i myślach kierujemy do
Boga wyrywające się z serca uczucia. Ich siła, towarzyszące im wzruszenie, nawet
nie pozwalają na dłuższą formułę i refleksję. W każdej wolnej chwili podczas
długiego wykonywania pracy zjawia się potrzeba skierowania do Boga słów
przywiązania i miłości, aktu strzelistego. I w jakimś czasie zauważamy, że
rozmawiając z kimkolwiek lub pracując z potrzebnym do tej pracy skupieniem, w
głębi siebie kierujemy do Boga jakąś tylko miłującą uwagę, bez słów i wyraźnie
uświadamianej sobie myśli. Można by to nazwać wewnętrzną pamięcią o Bogu,
jakimś trwaniem wobec Boga. Często jest to nienazwane przebywanie z Chrystusem
w jakimś wydarzeniu z Jego życia, w tajemnicy wiary. Jest to trwanie i
przebywanie w samej tylko miłości. Inaczej mówiąc, jest to znajdowanie się w
obecności Boga. Ten sposób odnoszenia się do Boga nazywamy właśnie modlitwą
nabytego skupienia.
Powtórzmy,
że modlitwa nabytego skupienia polega na miłującej uwadze, kierowanej do Boga
bez słów i rozmyślań, na pamięci o Bogu, na przebywaniu z Chrystusem w którymś
z wydarzeń Jego życia, w jakiejś tajemnicy wiary, na obecności wobec Boga,
raczej na przebywaniu razem z Bogiem w osobie Chrystusa we wszystkim, co robimy.
Taka współobecność z Bogiem nie wyklucza i nie przerywa ani prowadzonej z kimś
rozmowy, ani pracy. Z tego względu modlitwa nabytego skupienia nazywa się także
modlitwą prostego wejrzenia lub modlitwą kontemplacji nabytej.
Termin
„nabyte skupienie” wskazuje na uzyskaną sprawność znajdowania się wobec Boga.
Znaczy to także, że modlitwa nabytego skupienia jest wyprzedzona okresem
modlitwy ustnej i modlitwy myślnej. Jako nabyta sprawność, modlitwa ta nie
sprawia trudności, jest łatwa i przynosi radość. Nazywamy ją „nabytym
skupieniem” ze względu na przeciwstawienie modlitwie myślnej i modlitwie
ustnej.
Termin
„proste wejrzenie” jest ujęciem tej modlitwy w tym, co ją stanowi. Jest to
bowiem jak gdyby wewnętrzne patrzenie na Boga, wewnętrzne odczuwanie obecności
Chrystusa w taki sposób, że to my zwracamy się ku Bogu, że Go odnajdujemy,
swoiście widzimy w zespole ludzi, spraw, wydarzeń. I temu jednemu wydarzeniu,
patrzeniu na Boga, poświęcamy swą uwagę bez wysiłku i trudności, rozradowani i
spokojni, nie przerywając żadnej ze swoich czynności. I o dziwo, ta miłująca
uwaga, poświęcona Bogu, nie przeszkadza w tym wszystkim, co robimy, a nawet
odwrotnie, wpływa na doskonalsze wykonywanie naszej pracy.
Termin
„kontemplacja nabyta” wskazuje, że naszemu wewnętrznemu patrzeniu na Boga
towarzyszy właśnie radość. Przez kontemplację bowiem rozumiemy wnikanie radości
w nasze poznanie i wnikanie rozumienia w naszą radość, wywołanych kontaktem z
tym, co kochamy. Tak właśnie dzieje się w tej modlitwie, że wewnętrznie patrząc
na Boga, którego kochamy, przeżywamy radość i że ta radość przenika to
patrzenie. Doznawanie tego wszystkiego sprawia, że ta miłość do Boga jest
zarazem świadoma i radosna. Wciąż trzeba jednak podkreślać, że nabyliśmy tych
umiejętności, że jest to jeszcze modlitwa nabyta.
Modlitwa
nabytego skupienia jest głęboko wewnętrzna. Nie jest ujęta w słowa, jak
modlitwa ustna. Nie ma żadnej myślnej formuły. Nie wyraża jej określona
refleksja, jak dzieje się to w modlitwie myślnej. Nie jest ustnym lub myślnym
aktem strzelistym, wyrażającym Bogu nasze przywiązanie. Jest postawą, stanem
duszy. Dzieje się jakby w istocie naszej osoby, a nie we władzach poznania lub
decyzji. Nie wyrażają jej więc żadne znaki zewnętrzne. Tym znakiem jest może
jedynie radość, spokój i to dziwne skupienie, nie utrudniające wykonywanej
pracy.
Gdy
zwierzamy to spowiednikowi, usprawiedliwiając to, że podczas modlitwy nie
wypowiadamy żadnych słów, nie formułujemy myśli, nie kierujemy do Boga wyraźnych
aktów miłości, lecz, że tylko trwamy w obecności z Bogiem, spowiednik niepokoi
się i przeżywa wątpliwość. Przecież radość, spokój i skupienie mogą być
wywołane różnymi przedmiotami, na przykład pięknem. Wiadomo, że piękno
gwałtownie zatrzymuje nas przy sobie, przymusza do kontemplacji i długo każe o
sobie pamiętać. Jak więc poznać, że to obecność Boga wywołała radość, spokój i
skupienie? Spowiednik radzi więc nie zaniedbywania modlitwy ustnej i myślnej.
Czasem pozwala na akty strzeliste, ale nie pozwala na zastępowanie nimi
modlitwy ustnej i myślnej. Rzeczywiście, nie mając żadnych znaków zewnętrznych,
nie wie, czy to była modlitwa nabytego skupienia. Lęka się, że akceptując tę
postać modlitwy może narazić na zaniedbania w życiu religijnym.
Owszem,
grożą nam takie zaniedbania na tym etapie modlitwy. Płyną one z tego, że
intelekt i wola nie skłaniane do wysiłku przez rozmyślanie, przyzwyczajają nas
do biernego oczekiwania na inicjatywę Boga, na Jego zjawianie się w zasięgu
naszego wewnętrznego skupienia. Grozi nam niebezpieczeństwo bierności w postaci
kwietyzmu, gdy tę modlitwę nabytego skupienia pomylimy z modlitwą skupienia
wlanego, czyli sprawianego w nas przez Boga. Może się bowiem zdarzyć, że Bóg
nie wprowadzi nas w skupienie wlane, że wciąż jeszcze jesteśmy w etapie
skupienia nabytego. Gdy zgodnie z tym skupieniem wciąż podejmujemy wewnętrzny
wysiłek stawania wobec Boga, jesteśmy aktywni, nie grozi nam wewnętrzne
rozleniwienie, zaniedbanie szukania Boga, założenia rąk i przeżywania radości.
Skupienie się na tej radości, radowanie się tylko spokojem i skupieniem,
stanowi poważne zagrożenie. Są bowiem tylko skutkami spotkania. Gdy jednak
wciąż poszukujemy tylko Boga, nic nam jeszcze nie grozi. Gdy potrzebujemy
bardziej Boga niż radości, spokoju i skupienia, ta modlitwa prostego wejrzenia
rzeczywiście się dzieje.
Innym
zagrożeniem jest to, że możemy pomylić Boga z pojęciem Boga. Modlitwa ta byłaby
wtedy kontemplacją nabytą pojęcia, a nie Boga. Znakiem, że tak się dzieje,
byłby brak skutków tej modlitwy, nie tych, które są radością, spokojem i
skupieniem, lecz tych prawdziwych skutków tej modlitwy, które są tęsknotą do
Boga i głęboką potrzebą przebywania wspólnego z samym Bogiem. Jeżeli trwa ta
tęsknota i potrzeba, modlitwa jest prawdziwa. Właśnie wtedy znakiem tego jest
trudność podjęcia rozmyślań, operowania pojęciami, a nawet słowami. Tego jednak
zjawiska boją się spowiednicy, gdyż może ono przecież znaczyć, nuży nas
odmawianie modlitwy i rozmyślanie. Dodajmy tu tylko tyle, że gdy trwa tęsknota
do Boga, to znużenie nie jest groźne, z czasem minie.
Trzeba
też zauważyć, że znak, którym jest trudność podejmowania modlitwy ustnej i
przeprowadzania rozmyślań, pomaga nam o wiele później w rozpoznawaniu poziomów
modlitwy, a tym samym intensywności życia religijnego. Nasza modlitwa musi
najpierw osiągnąć etap skupienia wlanego.
3. Zewnętrzne
warunki modlitwy
Modli się
człowiek, który jest duszą i ciałem. Owszem, modlitwa jest działaniem głównie
duszy i psychiki człowieka. W istocie bowiem naszej duszy przebywa Bóg i tam
otaczamy Go relacją miłości, wiary i nadziei. W obrębie psychiki przeżywamy te
relacje. W przeżyciach dzieje się radość, spokój, skupienie, a niekiedy ciemna
noc miłości. Psychika i przeżycia to suma tej naszej aktywności, którą wyznacza
i dusza i ciało. Ciało nasze ma więc także udział w radości, spokoju i
skupieniu, w ciemnej nocy miłości i także w modlitwie. Zewnętrzne warunki
modlitwy dotyczą więc głównie naszego ciała, naszej psychiki i zewnętrznych
okoliczności modlitwy.
Modlitwa,
jak już wiemy, jest sposobem wyrażania Bogu miłości, przejawianiem się tej
miłości i prośbą, aby ta miłość w nas trwała. Sama miłość to na przykład według
św. Wincentego a Paulo, postawa czci i służenia Bogu i ludziom. Wyrażanie czci
Bogu jest więc zarówno przejawem miłości, jak i modlitwy.
Zewnętrzne
warunki modlitwy wiążą się właśnie ze sposobem wyrażania czci Bogu.
Jest w
nas spontaniczny, wręcz naturalny zespół zachowań, poprzez które wyrażamy
postawę czci. Tę postawę uszlachetniła kultura i psychologia. W modlitwie musi
to być postawa czci, wyrażająca zarazem miłość.
Najprostszym
znakiem czci jest powstanie z miejsca, gdy siedzimy i podjęcia rozmowy na
stojąco wobec kogoś, kogo cenimy. Zwróćmy uwagę na to, że pierwsze
chrześcijańskie obrazy lub płaskorzeźby osób modlących się, tak zwanych
„orantes”, ukazują człowieka stojącego z rozłożonymi i podniesionymi rękami.
Wprost narzuca się szacunek, a zarazem radosna wiara i miłość, z którą osoba
modląca się zwraca się do Boga.
Modlitwę
odmawianą na stojąco stosujemy do dzisiaj we Mszy świętej. Stosuje się ten
sposób w zakonach podczas wspólnej modlitwy, którą często jest recytowanie
brewiarza. W chórze zakonnym często siada się przy odmawianiu Psalmów, a wstaje
się dla odmówienia „Chwała Ojcu”. Modlenie się w pozycji siedzącej jest najczęstszym
sposobem chorych. Także my korzystamy z tej postawy, gdy jedziemy tramwajem,
pociągiem, gdy podróżujemy.
Nie jest
oczywiście istotne, czy modlimy się stojąc czy siedząc. W naszych czasach, w
okresie pośpiechu i braku czasu, często modlimy się idąc drogą lub ulicą
miasta, podczas pielgrzymek, odprawiania Drogi Krzyżowej, czy podczas
wycieczki. Należy bowiem już do zwyczaju, że podczas wycieczki, na przykład w
krajobrazie górskim, odmawia się różaniec. Nie jest więc istotna pozycja ciała
podczas modlitwy, zawsze jednak odczuwamy potrzebę wyrażania Bogu czci i
miłości.
Najczęstszym
i przyjętym u nas sposobem zachowania się na modlitwie jest postawa klęcząca.
Można przypuszczać, że wyraża ona, głównie w pierwszych etapach modlitwy,
charakterystycznych dla początku drogi oczyszczenia, nasze poczucie dystansu
wobec Boga, przeżywania pokory, swoistej prawdy o naszej grzeszności. To poczucie
grzeszności, według św. Anieli z Foligno, jest znakiem, że zaczęło się w nas
życie religijne. Przeżycie pokory towarzyszy nam na ogół przez całe życie i
dlatego najchętniej modlimy się klęcząc. Niekiedy, gdy jesteśmy sami, klęcząc
wznosimy ręce, aby tym gestem podkreślać nasze skierowanie się do Boga.
Pozycja
ciała, która nazywa się leżeniem krzyżem, polega na tym, że układamy się twarzą
do ziemi z wyciągniętymi ramionami. Taka pozycja wyraża albo jakiś głęboki nasz
żal i pokutę, albo intensywną prośbę. Tę postawę ciała i tak odmawianą modlitwę
stosują księża przyjmujący święcenia kapłańskie, także biskupi, podczas udzielania
im sakry biskupiej.
Św.
Franciszek z Asyżu, jak wiemy z jego życiorysu, modlił się najczęściej klęcząc
z rozłożonymi i wzniesionymi do góry rękami, z twarzą skierowaną ku niebu.
Zdarza się, że podczas modlitwy klęcząc zakrywamy twarz rękami. Najczęściej
jednak także wznosimy twarz ku górze, w kierunku obrazu lub ołtarza. Może to
wyrażać nasze przekonanie o transcendencji Boga, o jego wzniosłości, a niekiedy
może wyrażać nasze zaufanie i powierzenie się Bogu.
Św.
Dominik modlił się podobno w ten sposób, że idąc drogą co jakiś czas klękał,
podnosił się z klęczek, szedł dalej, klękał, padał krzyżem, znowu wstawał,
wznosił ręce do góry.
Jeszcze
raz zauważmy, że nie są istotne pozycje ciała podczas modlitwy. Należy po
prostu wybrać tę pozycję, która najmniej nas absorbuje, a zarazem jest znakiem
czci, którą chcemy wyrażać. Dodajmy, że postawa fizyczna podczas modlitwy
powinna jednak sprzyjać skupieniu, które stanowi jeden z wewnętrznych warunków
modlitwy. Te wewnętrzne warunki omówimy osobno.
Do
zewnętrznych warunków modlitwy zaliczamy też okoliczności i sytuacje
sprzyjające modlitwie. Zwróćmy uwagę na to, że w naszych kościołach ławki są
tak zbudowane, że sprzyjają pozycji klęczącej, , zarazem umożliwiają siedzenie
i postawę stojącą. Sam kościół zresztą jest tak zbudowany, że umożliwia
modlitwę. Umożliwia ją i motywuje obecny w Eucharystii Chrystus. Sama jednak
architektura kościoła jest tak pomyślana, aby kierować nas w stronę
tabernakulum i aby pozycja ciała była czymś zwyczajnym i naturalnym. To samo
dotyczy kaplic lub zwykłych sal, zastępujących kościoły i kaplice.
Najczęściej
jednak modlimy się w domu. Zwykle znajdujemy jakieś miejsce, czasem w fotelu
albo klęcząc przy łóżku i właśnie tam uzyskujemy dobre warunki modlitwy. Zdarza
się, że wraz z całą rodziną modlimy się siedząc wokół stołu. Niekiedy jest tak,
że członkowie rodziny gromadzą się stojąc wokół dużego krzyża zawieszonego na
ścianie. Chrystus jest wtedy jakby obok, na wysokości naszych twarzy, jeden z
nas, Ten najbardziej ukochany.
Wspomnijmy,
że kaplice lub miejsca skupienia wznosi się na dworcach kolejowych i
lotniskach, że taki salon modlitewnego skupienia znajduje się w gmachu Organizacji
Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku.
Okoliczności
i sytuacje, które sprzyjają modlitwie, to czasem czyjaś wielka radość lub
głębokie nieszczęście. Skłaniają nas do modlitwy, gdy nie wiemy, jak
zareagować, gdy jesteśmy bezradni.
Te
wszystkie pozycje, okoliczności i sytuacje, odnoszą się głównie do modlitwy
ustnej i modlitwy myślnej. Modlitwa aktów strzelistych, czyli modlitwa
afektywna, zdarza się nam w każdej sytuacji, podczas pracy i na spacerze.
Modlitwa nabytego skupienia dzieje się w nas niezależnie od warunków
zewnętrznych, a gdy wnika w nią skupienie wlane, nie zależy nawet od warunków
zewnętrznych. Zanim jednak osiągniemy ten etap, jest słuszne, aby korzystać z
pozycji lub postaw, dotyczących naszego ciała. Cały bowiem człowiek modli się i
należy włączyć w służbę Bogu nasze ciało, emocje, przeżycia, aż uzyskamy ten
etap, w którym ciało będzie sprzyjało temu, co dzieje się w duszy. Św. Teresa z
Awila uważa, że swoistą jedność duszy i ciała w służbie Bogu osiągamy dopiero w
okresie oczyszczenia biernego. Wtedy, nawet w doświadczeniu mistycznym, nie
pojawia się ekstaza, która polega na zawieszeniu czynności ciała i władz
umysłowych, gdyż jest dla ciała czymś naturalnym mistyczne spotkanie duszy z Bogiem.
Jest to bowiem spotkanie z Bogiem całej osoby ludzkiej.
Teraz
jednak, gdy naszym udziałem jest oczyszczenie czynne i pierwsze odmiany
modlitwy, przyjęta pozycja ciała ułatwia nam rozmowę z Bogiem.
Dodajmy
już tylko, że sam Chrystus, gdy modlił się w Ogrójcu „upadł na twarz i modlił
się”. Tak zapisał to św. Mateusz. A św. Marek podaje, że Chrystus „upadł na ziemię
i modlił się”. Według św. Łukasza, Chrystus „oddalił się..., upadł na kolana i
modlił się”. Chrystus więc modlił się klęcząc. A potem „wstał od modlitwy i
przyszedł do uczniów”. Informuje nas o tym św. Łukasz. Może więc korzystajmy z
tej postawy ciała, którą Chrystus posłużył się w Ogrójcu.
4. Wewnętrzne
warunki modlitwy
Należy
pamiętać o roli warunków zewnętrznych i wewnętrznych doskonalenia się modlitwy.
Jest to rola ważna. Jest ona zarazem zawsze drugorzędna. W każdej modlitwie, a
także w całym życiu religijnym, najważniejszy i pierwszy jest Bóg. Uświadomienie
sobie tego i zgodne z tym postępowanie uzyskuje się jednak bardzo powoli. Nazywa
się to rozwojem religijnym. Jednak dla uczenia się modlitwy ta świadomość, że
Bóg jest pierwszy, staje się niezbędna. Wynika z niej bowiem przekonanie, że
naszą najważniejszą czynnością jest właśnie modlitwa.
Z czasem
okaże się, że naszym normalnym i naturalnym stanem jest ciągłe trwanie we
współobecności z Bogiem, a więc stan modlitwy. W modlitwie nabytego skupienia
już właściwie przebywamy w wewnętrznej współobecności z Bogiem i z tego stanu
przechodzimy do wykonywania naszych zadań i czynności. Inaczej mówiąc, dzieje
się w nas nieustanna modlitwa. W niej, często dzięki niej dobrze spełniamy
swoje zawodowe obowiązki.
Zanim
uzyskamy ten etap, musimy uczyć się modlitwy, tym bardziej, że wciąż jeszcze
jesteśmy w poziomie oczyszczenia czynnego, czyli usprawniania się także w modlitwie.
Uczenie
się modlitwy, co wciąż charakteryzuje etap oczyszczenia czynnego, wymaga
zewnętrznych warunków modlitwy, które wywołują lub tylko wspomagają tworzenie
się wewnętrznych warunków modlitwy. Wciąż pamiętamy, że modlitwa jest sposobem
przejawiania się poziomu naszego życia religijnego i prośbą, aby łączyła nas z
Bogiem miłość. Jednak tym, co łatwiej spostrzegamy, są skutki modlitwy w naszych
przeżyciach, takie skutki jak radość, pokój, skupienie. Należą one także do
wewnętrznych warunków modlitwy.
Najważniejszym
warunkiem wewnętrznym modlitwy jest przekonanie, że modlitwa stanowi główną
czynność człowieka, jego czynność, która dosięga tego, co pierwsze w
rzeczywistości, samego Boga. Wiąże się z tym nabywane przekonanie, że pierwszy
i najważniejszy jest Bóg.
Nabywanie
takiego przekonania i odniesienie do Boga wyzwala w nas drugi wewnętrzny
warunek modlitwy, którym jest uświadomienie sobie właściwych proporcji między
Bogiem i wszystkim innym. Jeżeli pierwszy jest Bóg, to wszystko jest drugie,
mniej ważne. Jest ważne samo w sobie i jako cel moich bezpośrednich działań.
Zawsze jednak drugie w stosunku do Boga. To prawidłowe widzenie rzeczy jako drugich
jest czymś ogromnie wychowawczym, gdyż zarazem otwiera nas na osoby. Ukazuje
Boga i ludzi jako coś cenniejszego niż wszystkie rzeczy świata. Takie
odnoszenie się do osób i rzeczy jest właśnie wewnętrznym warunkiem modlitwy.
Tomasz
Metron uważa tę postawę za skutek modlitwy myślnej. Zwraca uwagę, że jej celem
jest nie tylko bliższe poznanie Boga i prawd wiary w rozmyślaniu, ile właśnie
to zdystansowanie rzeczy, otrząśnięcie się z nich, by nie zasłaniały nam Boga.
Skutkiem
rozmyślania, a raczej skutkiem daru pobożności, a w omawianym tu temacie
warunkiem modlitwy, jest pokora. Polega ona na odnoszeniu się do Boga z głębokim
szacunkiem i na ujmowaniu właśnie proporcji między tam, co pierwsze i drugie.
Nazywa się też pokorę prawdziwym widzeniem świata, to znaczy umiejętnością zobaczenia
właściwego miejsca osób i rzeczy. Staje się ona trzecim wewnętrznym warunkiem
modlitwy.
Jeżeli
modlitwa jest dla nas najważniejszą czynnością ludzką, jeżeli uwyraźnia pozycję
Boga jako kogoś pierwszego wśród osób, jeżeli z kolei wyzwala pokorne, we
właściwych proporcjach widzenia świata, to zarazem wywołuje następny, czwarty
warunek modlitwy. Jest nim stopień uwagi lub skupienia towarzyszącego
modlitwie. Ta uwag, poświęcona modlitwie, dotyczy trzech działań lub zachowań: z
uwagą i dokładnie wypowiadamy słowa modlitwy, z uwagą i starannie zgłębiamy
treści modlitwy, z uwagą zajmujemy się tylko Bogiem.
I raz
jeszcze dodajmy, że w tym uważnym zajmowaniu się Bogiem nie chodzi tylko o
zrozumienie prawd wiary, lecz także o wyrażenie Bogu miłości. Modlitwa właśnie
służy miłości, chroni ją stanowiąc sposób wypraszania jej u Boga. Z uwagą, jako
wewnętrznym warunkiem modlitwy, wiąże się szerokie zagadnienie roztargnienia.
Na razie powiedzmy tylko tyle, że roztargnienie polega na włączeniu się w
proces skupienia innych tematów niż to, co jest przedmiotem rozmyślania. Może
się zdarzyć, że rozważając jakąś prawdę wiary, na przykład modlitwę Chrystusa w
Ogrójcu, zarazem myślimy o czymś innym. W rozważany temat wciska się co jakiś
czas inny temat, usuwający na chwilę to, co rozważamy. Wciskają się na ogół w
proces rozmyślania te sprawy, które związały z sobą nasze emocje. Z trudem
usuwamy z rozmyślania te dygresyjne tematy i martwimy się, że modlimy się bez
należytego skupienia. To prawda, skupienie nie było pełne. Nie należy jednak
tym się martwić. Należy spokojnie usuwać dygresyjne tematy. Sposobem usunięcia
roztargnienia jest akt strzelisty, to znaczy skierowanie do Boga krótkich słów
modlitwy, wyrażającej naszą pokorę, emocje i uczucia. Akt strzelisty właśnie
jest skierowaniem do Boga uczuć i myśli. Pokonując roztargnienie uczymy się
podczas modlitwy myślnej posługiwania się modlitwą afektywną. Jest to bowiem modlitwa,
którą jeszcze sami wypracowujemy w etapie oczyszczenia czynnego.
Gdy roztargnienia
bardzo nam dokuczają, gdy wręcz uniemożliwia rozmyślanie, gdy nie usuwa ich
skutecznie modlitwa afektywna, to potraktujmy tę sytuację jako swoją drogę
krzyżową. Chrystus niósł krzyż na Golgotę. Podczas tej drogi musiał wewnętrznie
reagować na ból, wywołany cierniową koroną i ranami po ubiczowaniu. Spotkał swą
Matkę, oddał krzyż Szymonowi Cyrenejczykowi, upadł trzy razy w drodze,
rozmawiał z płaczącymi kobietami, doznał okazanego mu współczucia, gdy Weronika
otarła Jego twarz z krwi i potu. Nasze roztargnienia można potraktować jako ból
przeszkadzający nam na drodze rozmyślania. Można przez chwilę rozmawiać z Matką
Bożą, co właśnie jest treścią aktu strzelistego. I tak umęczeni możemy dojść do
końca rozmyślania. Roztargnienia bowiem wskazują na to, że swoje emocje i
uczucia wiążemy z każdą pracą i działaniem. Wychowawcy życia religijnego sądzą,
że te emocje należy wiązać z tym, co ważne i cenne, nie ze wszystkim, co
przeżywamy. Tą pracę nad prawidłowym wiązaniem emocji i uczuć z wartościowymi
celami nazywają nawet czynnym oczyszczeniem zmysłów i wyobraźni. Chodzi tu
także o to, aby w rozmyślanie prawdy wiary nie wprowadzić swych własnych
komentarzy, naświetleń, dopowiedzeń, lecz z samej prawdy wiary wydobywać pewną
jej treść i w ten sposób wchodzić w to, co stanowi objawioną rzeczywistość
Boga.
Staje się
zupełnie zrozumiałe, że kolejnym wewnętrznym warunkiem modlitwy jest
wytrwałość. Polega ona na tym, że nie rezygnujemy z modlitwy na rzecz wniesionego
przez roztargnienie tematu, że spokojnie usuwamy roztargnienie przez akt
strzelisty, że zaczynamy kierować emocjami i uczuciami nie pozwalając im na
kierowanie naszym myśleniem i naszymi decyzjami. Chciałoby się nawet
powiedzieć, że proces roztargnień skłania nas do uzyskiwania w sobie przewagi
intelektu i woli nad emocjami i uczuciami. Aby ten proces kontynuować, aby więc
nie załamała się wytrwałość, trzeba szukać pomocy w innych jeszcze środkach.
Takim środkiem, a zarazem kolejnym warunkiem modlitwy, jest umartwienie.
Stanowi ono zespół wielu działań i dotyczy wielu dziedzin naszego wewnętrznego
życia. Wymaga więc osobnego omówienia.
Tu
zauważmy, że umartwienie jako kolejny - po uznaniu modlitwy za najważniejszą
czynność człowieka, po uświadomieniu sobie, że Bóg jest pierwszy wśród osób i
rzeczy, po nabyciu pokory, po wysiłku uzyskania skupienia, po nabywaniu
wytrwałości - to umartwienie więc jako szósty wewnętrzny warunek modlitwy,
wspomaga nie tylko wytrwałość, samą modlitwę, lecz także cały proces
oczyszczenia czynnego, który przygotowuje nas do podjęcia oczyszczenia
biernego, stanowiącego właściwy odbiór tego, co Bóg w nas wnosi.
Najszerzej
mówiąc, umartwienie to szereg czynności, skierowujących nas do tego, co słuszne
i dobre.
O
umartwieniu mówi się jednak często w kategoriach emocjonalnych. Rozumiemy je
wtedy jako zespół czynności przykrych, przy pomocy których musimy porzucać
rzeczy miłe i przyjemne, aby służyć temu, co słuszne i dobre, nie zawsze
pociągające, nie zawsze wnoszące pogodę i radość. To emocjonalne rozumienie
umartwienia wiąże się z ujmowaniem go w perspektywie pokuty.
Pokuta
polega na przemianie myślenia, na zrozumieniu, że wyrządziliśmy krzywdę
ludziom, Bogu lub sobie. Znakiem pokuty są najczęściej działania, stanowiące odwrotność
działań krzywdzących. Jeżeli na przykład zagarnęliśmy czyjąś własność,
czynnością pokutną jest oddanie tej własności, a ponadto dodatkowe
zadośćuczynienie za wyrządzone przykrości. Ponieważ kradzież narusza zarazem
miłość, która z natury swej chroni człowieka i wszystkie osoby, wystąpiliśmy
przeciw Bogu. Aby tę obrazę Boga jakoś naprawić, najczęściej w działaniach
pokutnych zadajemy sobie ból. To wiązanie pokuty z bólem może mieć źródło w
skojarzeniu, że ból jest odwrotnością przyjemności. Potoczna bowiem teologia
lub może psychologia ukazują grzech jako przyjemność. Odejście od grzechu
ujawniamy więc w podjęciu bólu. Ponieważ w rzeczywistym kontakcie z Bogiem
uderza nas najpierw świętość Boga i zarazem nasza grzeszność, chcemy pospiesznie
wyjść z sytuacji grzechu, uwolnić się od niego. W takim nastawieniu pokutnym
podejmujemy niekiedy radykalne umartwienia, czasem tak bolesne, że nie
wytrzymuje ich nasze przeżycie lub zdrowie. Stosowano na przykład długotrwałe
posty, biczowanie, umęczające pielgrzymki, pozbawienie się snu, stosowanie
tego, co nieprzyjemne, wręcz przykre. Pokutnicy, odnoszący się do siebie
zdecydowanie negatywnie, nie oszczędzali się w podejmowaniu umartwień.
Dzisiaj
za pokutę uważa się raczej umartwienie wewnętrzne, zresztą trudniejsze niż
zewnętrzne działania pokutne i bardziej wychowawcze. Wiemy zarazem, że postawę
pokutną kształtuje w nas Duch Święty poprzez dar pobożności. Pokuta bowiem ma
nie tylko ujawniać naszą niechęć do grzechu, lecz przede wszystkim tworzyć w
nas trwałe odniesienie do dobra. Ma pomagać w nabywaniu cnót, które są
umiejętnością trwania przy tym, co słuszne i dobre. Mówi się na przykład, że
św. Hieronim podjął jako pokutę uczenie się języka hebrajskiego. Z tej wiedzy
skorzystał Duch Święty i w efekcie św. Hieronim przetłumaczył na język łaciński
Pismo święte (Vulgata) udostępniając chrześcijanom teksty objawione.
Dodajmy,
że o umartwieniach pokutnych powinien decydować nasz spowiednik. Nie mogą one
bowiem nas niszczyć, lecz uzdrawiać, kierować do dobra. Nie są bowiem same dla
siebie. Są umartwieniem, a więc pomocą w odnalezieniu prawdy i dobra.
Ascetyczne,
a przez to mniej emocjonalne rozumienie umartwienia wiąże się właśnie z
ujmowaniem go w perspektywie modlitwy. Umartwienie jest wtedy albo ujawnieniem
Bogu miłości, albo sposobem skłaniania siebie do wyrażania swej miłości Bogu.
Umartwienie
jako ujawnienie miłości polega na tym, że na przykład nie jesteśmy w stanie
przerwać modlitwy. Trwając w tej modlitwie nie podejmujemy w tym czasie czegoś
innego, na przykład zapominamy o posiłku, rezygnujemy z kina, nie oglądamy
telewizji. I nie jest to zaplanowane umartwienie, lecz pomijanie czegoś z
powodu spełniania podstawowej czynności człowieka, którą jest modlitwa. Św.
Franciszek nie dlatego przebywał w odosobnieniu na górze Alverno dłużej niż
zamierzał, że chciał sobie dokuczyć, lecz że nie mógł przerwać modlitwy. I nie
dlatego nie jadł zabranego z sobą chleba, by dłużej pościć, lecz, że modląc się
nie pamiętał o jedzeniu. Często i my nie możemy przerwać czytanej książki, gdy
wciąga nas jej akcja, głównie gdy jest to kryminał. Właśnie fascynacja tematem,
fascynacja Bogiem mogą powodować, że zatrzymuje nas modlitwa. Dla patrzących z
zewnątrz jest to podjęte umartwienie. Dla modlącego się jest to intensywne
spotkanie, którego nie można przerwać. Przejawia ono naszą miłość do Boga jako
powiązanie tak intensywne, że trudno nam wyjść z niego do innych zadań.
Częstym
ujawnianiem miłości do Boga jest wybór takiego umartwiania, którym jest
klauzura zakonna. Ludzie wstępując do zakonu, aby świadczyć o tym, że Bóg jest
najgodniejszy miłości i aby mieć społeczne prawo do odosobnienia, ułatwiającego
trwanie w modlitwie. Wybierają więc taki plan życia, by trwanie na modlitwie
nie było zaniedbywaniem obowiązków wobec ludzi lub przyjmowania koniecznego
pożywienia. Życie zakonne jest bowiem pustelniczym przebywaniem na górze
Alverno w modlitwie i miłości do Boga.
Umartwienie
jako sposób skłaniania siebie do wyrażania Bogu miłości polega na podejmowaniu
działań umożliwiających modlitwę. Jest więc często wytrwałym przełamywaniem
roztargnień. Stanowi podejmowanie modlitwy aktów strzelistych, niezależnie od
tego, czy skłania nas do nich emocja.. Stanowi także czuwanie nad tym, aby
nasze emocje nie wiązały się zbytnio z jakimkolwiek atrakcyjnym tematem, aby na
przykład przeżywanie choćby filmu czy sportu nie zdominowało na dłużej naszego
myślenia. Jest ćwiczeniem się w wyznaczaniu każdej sprawie właściwego jej
miejsca. Jest z czasem umiejętnością rozpoznawania i wyboru tego, co słuszne i
dobre. Dzięki temu umiemy nawet z rozbawienia przejść do poważnej rozmowy, gdy
ktoś jej potrzebuje. Będziemy też umieli odejść od wykonywanej i atrakcyjnej
pracy, gdy nadejdzie czas modlitwy. To umartwienie jest w sumie umiejętnością
zharmonizowania swych umiejętności i działań w taki sposób, by w naszym życiu panował
ład, który polega na porządku celów. Pierwszy jest Bóg, dalej służba ludziom, a
potem służba sobie.
Osobowość
każdego człowieka jest inna. Co innego przeszkadza nam w skupieniu, co innego
ktoś musi w sobie przesunąć na drugie miejsce. Lekarz na przykład musi umieć
zareagować natychmiast na potrzeby chorego i porzucić to, czym aktualnie się
zajmuje. Człowiek musi umieć podjąć modlitwę i odejść na przykład od rozrywki.
Trzeba więc stwierdzić w związku z tym, że w każdym człowieku umartwienie
dotyczy czego innego. Nie ma zatem umartwienia w ogóle, jakkolwiek każdy z nas
powinien podejmować post i jałmużnę. Sam jednak post może dotyczyć w każdym
człowieku czego innego. Celem umartwienia jest bowiem to, co przeszkadza w
podejmowaniu obowiązków i modlitwy. Tę przeszkodę może stanowić nadmierne
jedzenie lub niechęć do jedzenia. Niekiedy postawa umartwienia wymaga
zrezygnowania właśnie ograniczeń w jedzeniu. Gdy na przykład grozi nam anemia,
powinniśmy nawet używać wina w sytuacji zobowiązania się do abstynencji.
Umartwienie jest sposobem posługiwania się wolnością w taki sposób, by kierował
nami rozsądek i osiąganie słusznych i najważniejszych celów.
Rozważmy
tu umartwienie jako podejmowane przez nas sposoby nabycia umiejętności
wyrażania Bogu miłości. Sami ustalamy to, co według nas uniemożliwia nam
modlitwę. Może się zdarzyć, że ucząc się przez umartwienie dystansowania tego,
co mniej ważne, nie zdystansujemy siebie i swoich pomysłów wyrażania miłości
Bogu. I może się zdarzyć, że będziemy bronili tego, co z czasem przestaje być
znakiem miłości. Staje się wtedy potrzebne umartwienie, wynikające z życzeń
Bożych lub to umartwienie, które umożliwi podjęcie tych życzeń. Będzie to
umartwienie dotyczące całego życia religijnego.
To pełne
i zorganizowane umartwienie, wspomagające kształtowanie się w nas życia
religijnego, jest podjętym przez nas oczyszczeniem czynnym.
Należy
teraz rozważyć, czym jest oczyszczenie czynne. Jest ono właśnie zespołem
umartwień, chroniących nas przed grzechem, ułatwiających nabywanie cnót i sprzyjających
przejawianiu się w nas darów Ducha Świętego.
Odróżnia
się w ujęciach ascetycznych trzy etapy drogi człowieka do Boga: jest to droga
oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. Przyjmuje się też pogląd, że zjednoczenie
czynne obejmuje drogę oczyszczenia i jakąś część drogi oświecenia i że na
drodze oświecenia dokonuje się pełne oczyszczenie bierne. Samą teorię modlitwy
wyjaśniamy poprzez odróżnienie przede wszystkim oczyszczenia czynnego i
oczyszczenia biernego. W dalszych rozważaniach zastanowimy się, czy
oczyszczenie bierne sprawia w nas Bóg także jeszcze na drodze zjednoczenia. Dla
zrozumienia odmian modlitwy ważne są trzy aspekty naszego życia religijnego:
przejście przez oczyszczenie czynne, przez ciemną noc miłości i przez
oczyszczenie bierne.
Ponieważ
modlitwa wymaga umartwienia, które stanowi obronę naszej miłości do Boga,
rozważmy teraz to pełne i zorganizowane umartwienie, które można właśnie nazwać
oczyszczeniem czynnym. Przypomnijmy też, że to oczyszczenie czynne chroni nas
przed grzechem, ułatwia nabywanie cnót i sprzyja przejawianiu się w nas darów
Ducha Świętego. Jako więc zorganizowane umartwienie wspomaga kształtowanie się
w nas życia religijnego.
Zwróćmy
uwagę najpierw na swoistą naturalność drogi oczyszczenia. Zdarza się przecież,
że czynimy coś, co jest w kolizji z życzeniami Boga. Uświadamiamy więc sobie
grzech i przeżywamy żal, który wyraża naszą chęć powrotu do Boga. Ten żal
wskazuje też na to, że pokonała nas słabość, że nie rozpoznaliśmy życzeń
Bożych, że zamało się modlimy, że zaufaliśmy tylko własnym siłom. Zaczynamy
więc szukać pomocy u Boga, prosić o tę pomoc i wycofywać się z pomyłek i
grzechu. Wszystko to wskazuje, że nasz kontakt z Bogiem, stały i wierny, nie
jest do końca zdecydowany, że możliwe są niewierności i grzechy, że zgodność
życzeń Bożych z naszymi życzeniami jeszcze się nie utrwaliła. Jest to więc
znak, że nie znajdujemy się jeszcze w etapie zjednoczenia, że potrzebna nam
jest droga oświecenia. Wynika z tego, że nasze życie religijne wymaga drogi
oczyszczenia.
Znakiem
rozpoznawczym tej drogi jest nasza walka o trwanie w łasce uświęcającej, czyli
walka z grzechem. Znakiem, że ta droga się realizuje jest nasz świadomy wysiłek,
by kierując się wiarą współpracować z łaską.
Słusznie
uważa się, że oczyszczenie czynne zaczyna się od spowiedzi i w niej się
przejawia. Chodzi tu o usunięcie grzechu i o wzmocnienie się w walce z wadami.
Inaczej mówiąc, chodzi o uwolnienie się od presji, jaką wywiera na nas świat i
nasze ciało. Chodzi o świat, który organizuje się poza Bogiem i o ciało, które
chce zrealizować swoje cele bez uzgodnienia ich z duszą i przykazaniami. Tak
wyjaśnia się w ascetyce potrzebę zdystansowania rzeczy. Przypomnijmy, że to
zdystansowanie umożliwia nam - według Mertona - modlitwa myślna. Zwyczajnie
mówiąc, chodzi o poddanie nas dominacji Ducha Świętego.
Należy
podkreślić, że oczyszczające nas umartwienie podejmujemy pod wpływem Ducha
Świętego. Jednak na drodze oczyszczenia jeszcze wciąż my jesteśmy głównymi
inicjatorami walki. Sposobem tej walki jest modlitwa, która skłania do
umartwienia i sprawia, że służy ono pogłębianiu życia religijnego, a nie na
przykład uzyskiwaniu sprawności wyłącznie charakterologicznych. Ten skutek
modlitwy i umartwienia przejawia się w osłabieniu pychy, której doświadczamy
najczęściej w postaci egoizmu. Egoizm polega na podporządkowaniu wszystkiego
sobie, na uczynieniu siebie celem i przedmiotem podejmowanych decyzji. W takiej
walce wspiera nas Bóg swą łaską i z tego względu stosujemy takie środki walki,
jak właśnie modlitwa, post, jałmużna i rady ewangeliczne: czystość, ubóstwo i
posłuszeństwo.
Nasze
niedoskonałości wynikają nie tylko ze złej woli. Wynikają ze słabości i braków
naszej natury, ze skutków grzechu pierworodnego. Nasz swoiście naturalny stan
jest stanem niedoskonałości i grzechu, któremu należy się przeciwstawić. Jest
więc zrozumiałe, że droga oczyszczenia polega na nabyciu sprawności nie
popełniania grzechu. Ten grzech się zdarza. Rytmem życia religijnego na drodze
oczyszczenia jest więc nieustanne pokonywanie grzechu, a inaczej mówiąc,
nieustanne nawrócenie, czyli skierowanie się do Boga. Gdy ta wierność Bogu się
utrwali, jesteśmy już na drodze oświecenia.
Podkreślmy
tu wyraźnie, że nasze porzucenie grzechu wiąże się z osłabieniem wad, usuwaniem
nieznajomości wiary i opanowywaniem głównych, jak nazywa to św. Jan
Ewangelista, pożądliwości: pożądliwości oczu, pożądliwości ciała i pychy.
Chodzi o opieranie się temu, co zagraża życiu łaski i naszej miłości do Boga.
Może się
jednak zdarzyć, że nie zaczynamy życia religijnego z pozycji grzechu.
Początkiem nawrócenia jest wtedy świadomy wybór miłości do Boga. W tej sytuacji
nasze oczyszczenie dotyczy opierania się pożądliwości i dalszego unikania
grzechu. Widzimy bowiem i w tym stanie swoją niedoskonałość i niebezpieczeństwo
egoizmu.
Niezależnie
od stopnia grzeszności, modlimy się wyrażając Bogu miłość. Tę miłość Bóg
nagradza tak zwanymi pociechami. Mają one na przykład postać radości, zadowolenia
z modlitwy, uspokojenia, skupienia. Nieuchronnie przywykamy do tych pociech. I
może się zdarzyć, że bardziej ich szukamy niż Boga. Gdy się w tym zorientujemy,
zaczynamy dystansować te pociechy, wyzwalać się z nich, porzucać je.
Wychowawcy
życia religijnego nazywają to pomijanie pociech na modlitwie czynną nocą zmysłów.
Skutkiem przeprowadzenia tej czynnej nocy zmysłów jest oczyszczenie uczuć, wyobraźni
i pamięci. Towarzyszy temu czynna noc umysłu, która polega na oczyszczeniu
intelektu i woli. Chodzi tu o opanowanie tego wszystkiego, co kieruje nas do
rzeczy oddalających od Boga. Celem obu tych czynnych nocy jest uzyskiwanie
trwałego skierowania do Boga. Środkami zalecanymi przez wychowawców są: modlitwa
prywatna i liturgiczna, spowiedź, Msza święta i Komunia święta.
Znakiem
rozpoznawczych, że dokonuje się w nas oczyszczenie i że, postępujemy na drodze
oczyszczenia jest przede wszystkim częsta, a z czasem nieustanna modlitwa,
umiejętność pominięcia rzeczy, ujmowania siebie w świetle prawd wiary.
W
przeżyciach, to znaczy w towarzyszących temu doznaniach psychicznych, mamy
poczucie samotności. Jest to bardzo bolesne poczucie, gdyż już nie cieszy nas
nic, co swoiście należy do tego świata, a nie ma jeszcze pełnego, właśnie
psychicznego powiązania z Bogiem. Niektórzy wychowawcy nazywają te przeżycia
etapem pustyni. Na pustyni bowiem czujemy się osamotnieni i zarazem narażenia
na szereg zagrożeń. Życie jest tu po prostu trudne.
Ze
względu na ten swoisty trud życia, podejmujemy szereg postanowień
szczegółowych. Dotyczą one właśnie kierowania ku Bogu wyobraźni, pamięci, intelektu
i woli. Wskazuje to na to, że owocuje w nas modlitwa myślna. Wciąga nas zarazem
modlitwa liturgiczna. Podejmujemy też modlitwę afektywną. To trudne życie staje
się jednak powoli zorganizowane. Obserwujemy regularność w przyjmowaniu
sakramentów, w lekturze Pisma świętego. Chętnie też czynimy dobro, które jest
służbą ludziom.
Wyniki
pracy nad sobą określamy w ten sposób, że uzyskaliśmy pierwszy stopień pokory i
pierwszy stopień miłości.
Pierwszy
stopień pokory polega na przestrzeganiu przykazań i nie popełnianiu grzechów
ciężkich. Mamy poczucie, że ważniejsze jest dla nas całe udręczenie niż podjęcie
czegoś, co oddalałoby od Boga.
Pierwszy
stopień miłości to wykluczenie grzechów, aby trwać w łasce, to znaczy w stałej
łączności z Bogiem. Wprost lękamy się utracenia łaski uświęcającej. Zabezpieczamy
się umocnieniem w cnotach.
Cały ten
okres życia religijnego, nazywany drogą oczyszczenia, polega w sumie na
kierowaniu się do dobra, na uzyskiwaniu cnót, na trwaniu w modlitwie ustnej i
myślnej, którą przepaja tęsknota i miłość do Boga.
Te
wszystkie wypracowane przez nas osiągnięcia powinny poprowadzić nas dalej. Gdy
przedłuża się ten etap życia religijnego, grozi nam oziębłość lub tak zwany
stan opóźnienia. Może nas na drodze oczyszczenia zatrzymać poddanie się lenistwu.
Może to spowodować brak właściwego kierownictwa duchowego. Życie religijne,
które zatrzymałoby się u progu drogi oświecenia, byłoby nie podjęciem szansy
dalszego rozwoju duchowego.
Wchodząc
na drogę oświecenia, kontynuujemy rozwój swego życia duchowego. Charakteryzuje
się on w dalszym ciągu naszym wysiłkiem w utrwalaniu więzi z Bogiem i zarazem
bardziej już wyraźną pomocą Boga. Tę pomoc Boga rozpoznajemy w skutkach procesu
oczyszczenia. Są to bowiem skutki, których sami nie moglibyśmy osiągnąć.
Scharakteryzowanie
drogi oświecenia podejmujemy w grupie tych wydarzeń religijnych, które nazywają
się oczyszczeniem czynnym. . Niektórzy bowiem - przypomnijmy - wychowawcy życia
religijnego uważają, że pełne oczyszczenie czynne uzyskujemy w połowie drogi
oświecenia.
Droga
oświecenia polega na pogłębieniu naszego poznawania prawd wiary i na
uzyskiwaniu trwalszego połączenia z Bogiem. Utrwalają się w nas cnoty i pełniej
żyjemy łaską, czyli obecnością w nas Boga. Ta obecność wyraża się w głębszej
lub intensywniejszej miłości. Miłość jest tu powodem cnót i zarazem
oczyszczenia. Praktycznie rozpoznajemy drogę oświecenia w stopniu naszego
zbliżenia się do Chrystusa. Jest to zarazem skutek nie tylko kierowania się
miłością, lecz także skutek modlitwy jako już nieustannej prośby o trwanie
naszych więzi z Bogiem.
Pogłębienie
miłości, czynna noc zmysłów, czynna noc umysłu, towarzyszące temu nasze
kierowanie się bardziej do Boga niż do pociech wynikających z modlitwy,
wskazują, że Bóg już zaczął intensywniej przekształcać nasze do Niego
odniesienia. Bóg tylko pomaga nam w tym przekształcaniu. Jest to więc wciąż
jeszcze oczyszczenie czynne.
Powoli
Bóg przejmuje inicjatywę i oczyszczenie czynne przekształca się w oczyszczenie
bierne. Ten okres przejścia z oczyszczenia czynnego w oczyszczenie bierne
nazywamy ciemną nocą miłości. Chodzi tu o to, że nie rozumiemy dokonujących się
przekształceń i bronimy naszego projektu życia religijnego. Gdy wreszcie uda
się nam zrozumieć i uznać dokonywane się w nas przez Boga oczyszczenie, wtedy
już spokojniej przebiega w nas oczyszczenie bierne, mijamy ciemną noc duszy i
nie przeszkadzamy Bogu w dokonywaniu w nas zjednoczenia.
Zajmując
się teraz tylko połową drogi oświecenia, a więc procesem oczyszczenia od strony
naszej w nim inicjatywy, zwróćmy uwagę na uwyraźnienie się w nas działania
darów Ducha Świętego. W początkach tej drogi wspomaga nas głównie dar bojaźni
Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Pod koniec drogi oświecenia, naszym ratunkiem
będzie dar rozumu, który teraz także działa i pogłębia nasze religijne
rozumienie Boga. W pełni ukierunkuje nasz intelekt pod koniec drogi oświecenia.
W początkach tej drogi pilniejsza jest dla nas pokora, nadzieja i pokusa, które
nas chronią przed złymi skutkami poczucia grzeszności.
Dar
bojaźni Bożej, wspomagając nas w oczyszczeniu na drodze oświecenia, pozwala nam
prawidłowo rozpoznać siebie i ocenić. Chroni nas przed porzuceniem życia
religijnego z powodu poczucia naszej grzeszności. Równowaga, wynikająca z
przeżycia naszej grzeszności i świętości Boga jest tym, co nazywamy pokorą.
Pokora jest wobec tego prawidłowym i spokojnym zachowaniem wszystkich wydarzeń
religijnych na tej drodze. Ma postać cierpliwości wobec roztargnień i pokus.
Stając się w nas umiejętnością dystansu wobec rzeczy i wszystkiego, co nie jest
Bogiem, kształtuje w nas zarazem cnotę czystości, która polega na uzgodnieniu z
Bogiem, poprzez zachowanie przykazań, tego, co biorę dla siebie. Nasze
reagowania zmysłowe skłaniają nas wtedy nie do tego, aby przeżywać
proporcjonalną do danego zmysłu przyjemność, lecz aby wskutek takiego
zareagowania wspomagać ludzi w ich dążeniu do Boga i w ich ciemnej nocy. Cnota
pokory utrwala wobec tego pamięć o Bogu i pragnienie Boga.
Dar
umiejętności skłania nas do wiązania z Bogiem wszystkich naszych nadziei.
Łatwiej nam wtedy przeżyć nasze pomijanie rzeczy. Łatwiej nam także przeżyć
niepokój, że Bóg jest wciąż jeszcze daleko, że nasze więzi z Bogiem są słabe i
że tak trudno je utrwalić. Umiemy jednak właściwie oceniać nawet ten dystans.
Umacnia nas zapowiedź Chrystusa, że płaczący będą pocieszeni. Płacz bowiem jest
znakiem tęsknoty. Tęsknota jest z kolei znakiem, że trwa nasze życie religijne
i prawidłowo się rozwija. Jest zarazem znakiem umacniania się nadziei.
Dar
pobożności mobilizuje nas do odnoszenia się z czcią do Boga i do ludzi. W
porównaniu z tym działaniem, nasza nadzieja nie jest biernym założeniem rąk,
czekaniem, wyłączeniem się na przykład z modlitwy. Dar pobożności ożywia w nas
bowiem poczucie sprawiedliwości, posłuszeństwo Bogu i właśnie pokutę. W duchu
pokuty spełniamy naszą pracę i z większym zapałem pokonujemy związane z nią
trudy. Nie unikamy umartwień, łatwiej znosimy ból i cierpienie. Sprawiedliwość
skłania nas do postawy czci wobec Boga i do służenia z czcią wszystkim ludziom.
Posłuszeństwo ułatwia nam zachowanie przykazań.
Dominującą
postawą w tym czynnym oczyszczeniu na drodze oświecenia jest przede wszystkim
cierpliwość i zaufanie do Boga, nazywane nadzieją. Czekamy cierpliwie na skutki
tego, do czego skłaniają nas dary Ducha Świętego. Tymi skutkami są umacniające
się w nas cnoty, głównie pokora, posłuszeństwo i sprawiedliwość. Ufamy Bogu i
jemu pozostawiamy decyzję w dziedzinie naszego rozwoju religijnego. Uczymy się
liczyć z wolą Boga. Uzgadniamy więc nasze życzenia z życzeniami Bożymi.
I
przypomnijmy tu, że zgodność woli człowieka z wolą Boga jest moralną świętością
ludzi.
II. Modlitwa w
oczyszczeniu biernym
Powtórzmy
najpierw, że początek oczyszczenia biernego sytuuje się w połowie drogi
oświecenia. Niektórzy teoretycy życia religijnego uważają, że oczyszczenie
bierne dokonuje się między modlitwą nabytego skupienia a modlitwą prostego
zjednoczenia. Samą ciemną noc miłości przejawiałaby modlitwa wlanego skupienia
i modlitwa ukojenia.
Znakami
oczyszczenia biernego są: bierna noc zmysłów, wyobraźni i pamięci oraz bierna
noc duszy jako oczyszczenie intelektu i woli. Te odmiany oczyszczeń stanowią w
naszych przeżyciach ciemną noc miłości.
Stosując
odróżnienie oczyszczenia czynnego od oczyszczenia biernego dla
scharakteryzowania odmian modlitwy, wypracowanych przez nas w oczyszczeniu czynnym
i wywołanych w nas przez Boga w oczyszczeniu biernym, przyjmuje, że całe życie
religijne jest objęte oczyszczeniem. Ciemna noc duszy oznaczałaby tu przeżycie
trudu uznania i zrozumienia propozycji Boga aż do momentu, w który życzenia
Boże staną się już naszymi życzeniami, a prawdy wiary treścią naszego myślenia.
W związku z tym, głównymi znakami rozpoznawczymi ciemnej nocy miłości są dwie
odmiany modlitwy: modlitwa kontemplacji wlanej czynnej jako modlitwa wlanego
skupienia i modlitwa kontemplacji wlanej biernej jako modlitwa ukojenia lub
odpocznienia. Modlitwa kontemplacji wlanej biernej jako modlitwa prostego
zjednoczenia kończy ciemną noc miłości.
Scharakteryzujmy
najpierw te odmiany modlitwy.
Modlitwa
wlanego skupienia jest już wyraźnie wywołana w nas przez Boga, blisko związana
jednak z modlitwą nabytego skupienia. Polega ona na tym, że inicjatywę w naszym
patrzeniu na Boga przejmuje sam Bóg. To już nie tylko my skierowujemy się do
Boga, pamiętamy o Nim i trwamy we współobecności. To już Bóg sprawia, że szukamy
Go z miłością, że trwamy w spotkaniu z Bogiem, że Go szukamy z tęsknotą,
spełniając najgłębszą potrzebę przebywania z Chrystusem. Znaczy to, że Duch
Święty swym natchnieniem pogłębia i przemienia nasze wewnętrzne oglądanie Boga
i trwanie przy Nim.
Znakiem,
że ta modlitwa rzeczywiście jest naszym udziałem, jest powiększenie się lub
pomnażanie naszej miłości do Boga. Wymierzenie jednak pogłębiania się i pomnażania
miłości nie jest łatwe. Najczęściej określa się je jako głód Boga. Głód oznacza
to, że giniemy, umieramy bez wody i przyjmowania posiłku. Podobnie głód Boga
oznacza, że swoiście umieramy, giniemy bez obecności Boga. W naszych
przeżyciach jawi się to jako znajdowanie sensu swego życia, wprost moc
podtrzymującej nas we wszystkim, co robimy. Jest to wprost uzasadnienie życia i
działań. Bóg staje się podstawowym i pierwszym motywem naszych działań. Taką
motywację także jednak możemy w sobie wypracować. Gdy pojawia się z taką siłą,
że dominuje wśród innych motywów, a zarazem wzmaga tęsknotę do Boga, spowiednik
może przypuszczać, że jest to modlitwa skupienia wlanego.
Nazywa
się też tę modlitwą kontemplacją wlaną czynną. Znaczy to, że już Bóg
przekształca naszą modlitwę, lecz że jeszcze i my wpływamy na nią i wnosimy w
nią od nas pochodzące elementy. Jeszcze my bowiem wybieramy umartwienie,
sprzyjające tej modlitwie, jeszcze my wybieramy dary, którymi chcemy wyrazić
Bogu swą miłość. Te dary to określone działania wobec ludzi, nasz pomysł
służenia im tym, co według nas jest im potrzebne. Jeszcze nie dokonało się w
nas uzgodnienie życzeń Boga z naszymi życzeniami, a właściwie uznanie życzeń
Bożych za nasze własne życzenia.
Dodajmy,
że zbawiają nas życzenia Boga, a nie nasze umartwienia. Zarazem przyjęcie
życzeń Bożych i realizowanie według nich swego życia, jest prawidłowym życiem
religijnym.
Modlitwa
kontemplacji wlanej czynnej jest znakiem, że może nastąpić modlitwa kontemplacji
wlanej biernej, to znaczy uznania życzeń Bożych za swoje. Modlitwa skupienia
wlanego, a więc kontemplacji wlanej czynnej, jest bardziej znakiem tego, że
dzieje się w nas dopiero etap uzgadniania tego, co Bóg dla nas przewidział, z
naszą propozycją naszych odniesień do Boga. Modlitwa ta jest więc znakiem, że
trwa w nas ciemna noc duszy.
Ciemna
noc duszy - przypomnijmy - jest w naszych przeżyciach przejawem dokonywania w
nas przez Boga oczyszczenia biernego. Jeszcze bowiem nie widzimy jasno, że należy
podjąć wszystko, co wyznaczają w nas dary Ducha Świętego.
Modlitwa
skupienia wlanego, którą Bóg w nas kształtuje, jest skutkiem pełniejszego
przejawiania się w nas darów Ducha Świętego. Znaczy to, że zaczynamy rozumieć i
chcieć tego, czego Bóg od nas oczekuje, lecz jeszcze nie umiemy w pełni tego
odczytać, ani temu zaufać. Propozycja Boga jest często tak różna od naszej
propozycji życia, że raczej uważamy swoje życie, a głównie życie religijne, za
coś, co się nam nie udało. Wszystko, co zrobiliśmy, wszystkie umartwienia,
służba ludziom, wydają się nam nieporozumieniem, błędem, złą drogą. Wydaje się
nam, że należy wszystko zacząć od początku, że wszystko, co było do tej pory,
jest błędem. W pewnym sensie tak jest. Jednak nie byłoby bez poprzednich etapów
aktualnie kształtującej się modlitwy skupienia wlanego.
Z większą
siłą funkcjonuje w nas przeżycie, ciemna noc duszy, niż modlitwa wlanego
skupienia. Najczęściej zwierzamy spowiednikom ten stan niepokojów i przeżyć.
Znakiem pozytywnym dla spowiednika może być nasze poczucie przegranego życia. I
nie tym należy się martwić. Należy tylko odszukać w tych zwierzeniach znaków
pogłębiania się i pomnażania miłości do Boga. Wciąż podstawowym znakiem jest
tęsknota do Boga, swoisty głód Boga, uzasadnianie Bogiem wszystkiego, co
robimy.
Właśnie
nieważne jest - w pewnym sensie - to, co robimy. Nieważne są nasze osiągnięcia.
Osiągnięcia wymierne, jak na przykład już znany nam spokój, radość, skupienie,
są wtórne. Bóg właśnie zaczyna nas wyraźniej od nich odzwyczajać i skupiać
naszą uwagę na sobie. Zaczyna kształtować nasze prawdziwe odniesienie do Niego.
Osobno
omówimy ten etap modlitwy z punktu widzenia ciemnej nocy duszy. Teraz chodzi
tylko o scharakteryzowanie samej modlitwy wlanego skupienia.
Powtórzmy,
że jest ona bardzo podobna do modlitwy nabytego skupienia. Tak samo
skierowujemy się miłującą uwagą na Boga, bet słów i rozmyślań, tak samo trwa w
nas pamięć o Bogu i tak samo przebywamy z Chrystusem w tajemnicy wiary. Różnica
między modlitwą skupienia nabytego, a skupienia wlanego polega tylko na tym, że
Bóg już sprawia w nas, że Go szukamy, że o Nim pamiętamy, że przebywamy
wewnętrznie z Chrystusem. Sposobem rozpoznania tej modlitwy jest jej skutek, a
mianowicie pogłębienie i pomnożenie się naszej miłości do Boga. Nie łatwo
jednak zmierzyć ten skutek. Spowiednik powinien badać raczej, czy owocuje w nas
dar bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Te bowiem dary Ducha
Świętego wspomagają nas i przejawiają się w początkach biernego oczyszczenia,
które ujawnia modlitwa skupienia wlanego.
Nie
rozwijając problemów darów Ducha Świętego, gdyż będzie to stanowiło osobny
temat, wspomnijmy raz jeszcze, że dar bojaźni Bożej doskonali w nas wewnętrzną
równowagę, a więc zarazem prawdę o nas i o Bogu. Odbieramy Boga w Jego ogromnej
świętości i z tego względu przeraża nas nasza grzeszność. Poczucie równowagi powinno
uchronić nas przed przerażeniem się naszą grzesznością, powinno wywołać w nas
przyznanie się do tego, kim jesteśmy. Nazywamy to pokorą. Otóż spowiednik winien
badać autentyczność naszej pokory.
Dar
umiejętności uczy nas przyznania Bogu pierwszego w nas miejsca i zarazem
nadziei, że Bóg szczerze poszukuje z nami kontaktu. Spowiednik powinien badać
szczerość naszego zaufania Bogu, z czym wiąże się umiejętność zobaczenia swej
roli w życiu religijnym, roli osoby kształtowanej.
Dar
pobożności doskonali nasze więzi z Bogiem, właśnie religię. Skieruje nas do
Boga w czci i pokucie, która polega na wiernym wypełnianiu przykazań.
Inaczej
mówiąc, znakiem, a zarazem sposobem rozpoznawania modlitwy skupienia wlanego,
jest moralne życie chrześcijańskie, polegające na pełnieniu przykazań, a
głównie przykazania miłości do Boga i bliźniego. Jeżeli spowiednik nie
stwierdza tu wykroczeń, może uznać, że zgodnie ze zwierzeniem dzieje się w kimś
modlitwa skupienia wlanego, gdy zarazem trwa modlitwa nabytego skupienia. Sami
też możemy ze spokojem trwać w wewnętrznej obecności z Bogiem, nie martwiąc
się, że nie udają się nam wcześniejsze odmiany modlitwy. Możemy być pewni, że
trwamy w kontakcie z Bogiem i że ten kontakt prawidłowo się rozwija wbrew temu,
o czym informują nas nasze przeżycia, teraz przecież przejawiające ciemną noc
miłości.
Dopowiedzmy
też, że życie modlitwy nie polega na osiągnięciach, lecz na nieustannym
ogołoceniu, to znaczy na utracie wszystkiego, co nie jest samym Bogiem. A
znakiem dla nas jest wciąż tęsknota do Boga. Wyprowadza ona z obojętności,
lenistwa, z załamywania się powiązań z Bogiem. Nie my bowiem, lecz już teraz w
oczyszczeniu biernym Bóg jest autorem odmian naszej modlitwy i autentycznej
więzi z Sobą.
2. Modlitwa
ukojenia lub odpocznienia
Etap
kontemplacji zaczyna się już od modlitwy nabytego skupienia. Kontemplacją jest
też skupienie wlane. Jest to jednak najpierw kontemplacja wlana czynna, czyli
już sprawiana w nas przez Boga, lecz jeszcze my w niej podejmujemy inicjatywę w
postaci umartwienia, sprzyjającego tej modlitwie, czy w postaci darów, którymi
chcemy wyrazić Bogu miłość. Ta modlitwa kontemplacji wlanej czynnej jest
znakiem, że może nastąpić modlitwa kontemplacji wlanej biernej, to znaczy
początku uznawania życzeń Bożych za nasze własne życzenia. We wszystkich tych odmianach
modlitwy, kontemplacja oznacza, że naszemu wewnętrznemu kontaktowi z Bogiem
towarzyszy radość. I właśnie tę radość Bóg zaczyna w nas oczyszczać.
Modlitwa
kontemplacji wlanej biernej jako modlitwa ukojenia lub odpocznienia, to skutek,
a przedtem ogromny trud uzgodnienia naszej woli z wolą Boga. Zaczynamy to
rozumieć i chcieć tego, czego Bóg od nas oczekuje. Nie zawsze jednak w pełni
odczytujemy życzenia Boga. Nie zawsze też umiemy im zaufać. Wspiera nas w
zaufaniu dar bojaźni Bożej, który wychowuje w nas pokorę i wspiera nas dar
umiejętności pogłębiający naszą nadzieję. Przeszkadza nam jednak nasze
rozumienie życia religijnego i rozumienie miłości do Boga. W innych też znakach
odczytujemy rozwój naszego życia religijnego i rozwój miłości. Mierzymy ten
rozwój wciąż stopniem skupienia, pokoju i radości. Zarazem przywykamy do tych
skutków wypracowanej przez nas modlitwy. Oczyszczenie bierne dotyczy przemiany
tych skutków.
W biernej
nocy zmysłów Bóg wyzwala nas z towarzyszących modlitwie emocji, by nauczyć nas
pragnienia samego Boga, a nie skutków z Nim spotkania.
W biernej
nocy wyobraźni i pamięci Bóg uwalnia nas od przywiązania do naszych projektów
życia religijnego, od tego, co wyobrażamy sobie i pamiętamy, że jest naszą
właściwą drogą do Boga.
W biernej
nocy duszy podlega oczyszczeniu miłość, wiara i nadzieja.
Przywiązani
do naszego projektu życia religijnego, przestajemy w oczyszczeniu biernym
rozumieć, a potem samym chcieć tego, co w nas się zmienia. Nie chcemy przemiany
tak już świetnie zorganizowanego w nas życia religijnego uważając, że bronimy
wiążących nas z Bogiem relacji miłości, wiary i nadziei. I powoli pod wpływem
darów Ducha Świętego, zgadzamy się na życzenia Boga. Staje się w nas i spełnia
modlitwa ukojenia lub odpocznienia. Jest to zgoda naszej woli na to, co Bóg w
nas wnosi.
Powtórzmy,
że ciemna noc miłości dzieje się między modlitwą nabytego skupienia i modlitwą
prostego zjednoczenia, której jeszcze nie omawialiśmy. Zamyka ona bowiem zespół
przeżyć, stanowiących ciemną noc. Samą ciemną noc wyrażają dwie odmiany
modlitwy, a mianowicie modlitwa kontemplacji wlanej czynnej i modlitwa kontemplacji
wlanej biernej. Te odmiany modlitwy przejawiają zupełnie zrozumiały proces
psychiczny, który polega na tym, że już szukamy Boga na mocy Jego inicjatywy i
wezwania, że już akcentujemy życzenia Boga, lecz jeszcze nie wszystkie umiemy
rozpoznać. W modlitwie kontemplacji wlanej czynnej Bóg właśnie powoduje, że Go
szukamy, w modlitwie kontemplacji wlanej biernej nasze życzenia są zgodne z
życzeniami Boga. Brakuje nam tylko pełnego poznania tych życzeń. Forsujemy więc
jeszcze własną propozycję życia religijnego. Jest to zrozumiałe i naturalne, że
kierujemy się swoimi rozumieniami odniesień do Boga. Bóg jednak musi w nie
ingerować. Ten trud rozpoznania życzeń Bożych przeżywamy jako właśnie ciemna
noc.
Podkreślmy
więc wyraźnie, że nie rozumiejąc do końca propozycji Bożych, którymi Bóg
zmienia nasze odniesienia do Niego, przeżywamy poczucie zagrożenia życia
religijnego, poczucie jego utraty. Wywołuje to lęk, że Bóg nie chce z nami
kontaktu. Widocznie nie jesteśmy godni trwania w powiązaniach z Bogiem przez
miłość. Sprawia nam to ból. Wywołuje bolesne zawstydzenie. Cierpimy. Chcemy
jednak ratować swój kontakt z Bogiem. Zwiększamy ilość umartwień, ćwiczeń
duchowych. Wprowadza to swoisty popłoch w nasze moralne życie.
Poczucie
zagrożenia, przejawiające się w przeżywaniu lęku, bólu, zawstydzenia, że
przegrywamy swe życie religijne, to normalne przejawy procesu narastania rozpaczy.
Gdy ten proces uzyska etap smutku, nastąpi rozpacz. Gdy łaska i dary Ducha
Świętego nas wspomaga męką tego okresu stanie się tylko lęk, ból, zawstydzenie.
Należy wtedy cierpliwie ufać Bogu i znosić dokuczającą nam tęsknotę do Boga.
Tęsknota bowiem jest zawsze znakiem, że życie religijne pojawia się w nas
normalnie.
Pierwszym
więc skutkiem braku rozpoznania życzeń Bożych jest narastanie poczucia
zagrożenia, a więc pogłębiania się procesu rozpaczy. Jest to typowy przejaw
ciemnej nocy miłości. Bóg wyprowadzi nas z niego, to znaczy z tego procesu
lęku, bólu i zawstydzenia, gdy nauczymy się kierowania wprost do Boga i
zdystansowania radości, spokoju i skupienia. To uczenie się nosi nazwę
oschłości. Chodzi o to, aby w życiu religijnym wystarczał nam Bóg, abyśmy
bardziej pragnęli Boga niż skutków, wynikających ze spotkania z Bogiem.
Drugim
skutkiem braku rozpoznania życzeń Bożych, gdy umęcza nas narastający proces
rozpaczy, jest wycofanie się z życia religijnego. Widocznym przejawem tego
aspektu ciemnej nocy miłości jest ateizm.
Mamy
poczucie, że odnosimy się do Boga szczerze i z całą ufnością. Ukierunkowaliśmy
na Boga całe swe życie. Sądzimy jednak, że Bóg nie podejmie oddanej mu miłości.
Nie mamy w każdym razie żadnych znaków, że chce podtrzymać z nami kontakt.
Wydaje się nam więc, że albo nie mamy szans na pogłębienie życia religijnego z
powodu naszej grzeszności, albo po prostu Bóg nie istnieje. Gdyby bowiem
istniał, nie mógłby być tak obojętny na kierowaną do Niego miłość.
Zaniepokojeni tym wszystkim, psychicznie zmęczeni, nie ufamy swojej tęsknocie i
nie ufamy Bogu. Powoli wycofujemy się z nieudanej drogi życia, wprost z życia
religijnego. Decydujemy się na porzucenie Boga, na wygasanie tęsknoty, właśnie
na ateizm.
Ta postać
ateizmu zabiera najwięcej osób Kościołowi i ludziom. Ustają nasze kontakty z
Bogiem, gdyż załamała się miłość do Boga. Załamana miłość do Boga, to zarazem
pomniejszenie miłości do ludzi. Czujemy się izolowani, odepchnięci. Nie ufamy
ludziom, nie umiemy ich pokochać. Nasz ateizm jest krzywą, która dotyka nie
tylko nas, lecz także naszych bliskich i wszystkich ludzi, których spotykamy.
Nie umiemy obdarować miłością.
Podkreślając
to, że ten wtórny ateizm, polegający na wycofaniu się z powiązań z Bogiem,
zdarza się najczęściej, zauważmy zarazem, że wymienia się ponadto dwie inne
odmiany ateizmu.
Spotykamy
się z ateizmem, który ma źródło w pomijaniu problematyki Boga. Dzieje się on w
tak zwanych rodzinach racjonalistycznych, w których wykluczenie tematu Boga
uważa się za obronę wolności człowieka.
Jest to
głębokie nieporozumienie. Wiedza o istnieniu Boga należy do prawidłowo
uprawianej filozofii bytu i stanowi jej wniosek. Znaczy to, że wszystkie byty
jednakowe mają źródło swego istnienia w bycie, który jest Samym Istnieniem,
samą więc w sobie racją realności. Gdyby tej racji nie było, trzeba by przyjąć,
że każdy byt jednostkowy jest w swym istnieniu absolutny. Byłby więc zarazem
niepochodny i pochodny. Struktura z wykluczających się elementów nie może
istnieć. Ponieważ istniejemy realnie, istnieje też przyczyna sprawcza naszego
istnienia. Jest nią Samoistne Istnienie, po prostu Bóg. Ta wiedza skłania do
poszukiwania bliższych kontaktów z Bogiem. Brak tej wiedzy wyłącza nas z
perspektywy Boga w celu bliższego poznania Go i nawiązania z Nim ewentualnej
przyjaźni. Pedagogika więc pomijania wiedzy o Bogu, owocuje zwyczajnym
ograniczeniem wiedzy, a tym samym szansy człowieka na kontaktowanie się ze
wszystkimi istniejącymi bytami. Brak kontaktu z Bogiem jest tym właśnie
ateizmem, wynikającym z niepełnej wiedzy o rzeczywistości.
Spotykamy
się także z ateizmem, który wynika z uprawiania nauk i studiowania filozofii.
Owszem, może się to zdarzyć, gdy nieprecyzyjnie uprawiamy filozofię lub utożsamiamy
ją z naukami szczegółowymi. Wnioski bowiem nauk szczegółowych nie są wnioskami
filozofii, gdyż filozofia zawsze dotyczy wewnętrznych przyczyn bytów jednostkowych,
a nauki szczegółowe tylko własności tych bytów. Filozofia i nauki szczegółowe,
uprawiane zgodnie ze swym przedmiotem, nie zawężają obrazu świata, lecz właśnie
ten świat ukazują we wszystkich odmianach bytów. Filozofia bytu ujawnia
istnienie także Boga jako bytu. Powtórzmy więc, że dobrze uprawiana filozofia
nie kieruje nas do ateizmu.
Te dwie
odmiany ateizmu są stałym źródłem oddzielenia ludzi od Boga. Najczęściej mamy
do czynienia z ateizmem, który jest wynikiem zaniedbania się w kimś jego życia
religijnego.
Dodajmy,
że dotyczy to nie tylko społeczności czy narodów wychowywanych w jakiejś
religii. Dotyczy to wszystkich ludzi, gdyż każdy człowiek staje wobec pytań
eschatologicznych i musi rozstrzygnąć problem pierwszego bytu. Negacja tego
bytu jest rezygnacją właśnie z życia religijnego, z osobistych kontaktów z Bogiem.
Zostawia głęboki ślad w psychice, uczuciowości. Jest doznaniem zawodu,
ograniczeniem szans miłości.
Ciemna
noc miłości jest kryzysem w życiu religijnym, głębokim udręczeniem psychiki.
Gdy jest
procesem lęku, bólu, zawstydzenia, będzie owocowało oczyszczeniem duszy z tego,
co nieważne, wprost drugorzędne. Jeżeli nie przekształci się w smutek,
przeminie. Wyzwoli nas z niej stała tęsknota do Boga i pomoc Ducha Świętego.
Gdy
ciemna noc wyzwoli w nas właśnie smutek i załamanie się nadziei, zaowocuje
naszym wycofaniem się z życia religijnego, wprost ateizmem. Jest to właśnie tragiczna
sytuacja człowieka, gdyż przestaje on zarazem wierzyć w ufność. Przestaje, gdyż
nie wiąże się z nikim miłością, która swoiście usprawiedliwia wiarę i nadzieję.
Miłość jest bowiem pierwsza we wszystkich kontaktach z ludźmi. Jest także
pierwsza w życiu religijnym. Stanowi to życie. Jej załamywanie się nazywamy
właśnie ciemną nocą miłości.
Chroni
nas i wyzwala z tej ciemnej nocy modlitwa prostego zjednoczenia, którą musimy
uzyskać lub - mówiąc dokładniej - którą Bóg musi w nas wywołać. Jest to modlitwa
rozumienia życzeń Bożych. Decyduje się w niej intelektualna wierność Bogu i
pewność, że trwa nasze powiązanie z Bogiem. To przekonanie sprawia w nas Duch
Święty swym darem rozumu. Już wola i intelekt są otwarte na Boga. Żałujemy, że
tak długo trwało nasze dochodzenie do tego etapu kontaktu. Żal nam, że Chrystus
musiał swym cierpieniem wysłużyć nam tę modlitwę. Żałujemy jeszcze mocniej za
grzechy i głębiej rozumiemy cierpienia Chrystusa. Ożywia się w nas temat męki
krzyżowej. Zarazem pogłębia się w nas pragnienie bezpośredniego widzenia Boga.
Wzmaga się tęsknota, lecz już umiemy cierpliwie i w tej sprawie czekać na
życzenia Boga. Rozumiemy, że uświęca nas wola Boga. Chcemy zarazem ją spełnić.
Uzyskaliśmy
już proste zjednoczenie z Bogiem. Jesteśmy spokojni, bez emocji. Nasz los i
naszą drogę życiową wyznacza Bóg. Wracamy spokojnie do pracy, pełnimy swoje
obowiązki. Wraca zdolność stosowania wcześniejszych odmian modlitwy. Znajdujemy
moc w modlitwie ustnej i myślnej. Wszystkimi odmianami modlitwy wyrażamy Bogu
miłość. A Bóg, gdy zechce, może nas poprowadzić do modlitwy zjednoczenia
bolesnego, ekstatycznego i przemieniającego. Godzimy się na Jego propozycję,
chcemy uzgodnienia swojej woli z wolą Boga. Rozumiemy też, na czym to
uzgodnienie polega, rozumiemy w pełni prawdy wiary.
Ciemna
noc, głównie w tych przejawach, które nazywamy procesem narastania rozpaczy, ma
charakter ciągu niekonsekwencji. Podstawowym bowiem źródłem ciemnej nocy jest
brak umiejętności odczytania do końca życzeń Bożych. Niepokoje więc przeżywa
intelekt i zmienia się poziom naszej wiary. Odczuwamy też wtedy potrzebę
bezpośredniego widzenia Boga. Tymczasem najgwałtowniejsze reakcje dzieją się w
emocjach i uczuciach.
To
prawda, że ciemna noc jest zespołem przeżyć. Już jednak w czynnej nocy zmysłów,
wyobraźni i pamięci, emocje i uczucia zostały opanowane. Teraz, w ciemnej nocy
miłości, podlega oczyszczeniu dusza człowieka, gdyż właśnie wola już podejmuje
życzenia Boże w modlitwie kontemplacji wlanej biernej, a zdążając do modlitwy
prostego zjednoczenia jeszcze doskonali się nasz intelekt.
Przemiany
więc dokonują się w woli i intelekcie, a gwałtowne reakcje dzieją się w
warstwie przeżyć, to znaczy w psychice, która jest zespołem zachowań
cielesno-duchowych. Wygląda to tak, jakby fizycznie mocniejszy, starszy brat -
ciało, stawał w obronie młodszego brata - ducha, słabszego, delikatniejszego,
mniej wysportowanego, żyjącego problemami i poezją. Jest nawet wzruszająca ta
reakcja psychiki na to, co dzieje się w woli i intelekcie. Jest jednak swoistym
zagrożeniem.
Poczucie
zagrożenia przejawiające się w lęku, że tracimy kontakt u Bogiem, jest emocją i
uczuciem. Nawet ból i zawstydzenie są zespołami uczuć. Należy więc wtedy
stosować sposoby opanowania uczuć, by je uchronić przed rozproszeniem i
oderwaniem się od wskazań intelektu. Uczuć nie porządkuje decyzja lub
informacja intelektualna. Scala je i chroni piękno. Ma ono zniewalającą siłę.
Skupia na sobie uwagę i zatrzymuje przy sobie emocje i uczucia. Odwraca je od
ich osobnych celów. Broni wobec tego przed swoistą zazdrością o Boga, przed
wywołanym zazdrością niecierpliwym i bezładnym stosowaniem umartwień. Piękno
wychowuje emocje i uczucia.
W okresie
narastania poczucia zagrożenia należy więc kontaktować się z pięknem. Trzeba
słuchać muzyki, oglądać dzieła sztuki, przebywać w pięknych krajobrazach.
Wydaje się, że rozumieli to zakonodawcy, którzy budowali klasztory właśnie w
pięknych krajobrazach i wypełniali kościoły oraz opactwa dziełami sztuki.
Pomagało to w przetrwaniu ciemnej nocy.
Dodajmy,
że ciemna noc miłości jest skutkiem i znakiem dokonywania w nas przez Boga
oczyszczenia biernego. Ingerujemy w ten proces, sami wybieramy umartwienia,
sami chcemy kształtować swoje życie religijne. Gwałtownie i wprost emocjonalnie
chcemy cofnąć życie religijne do poziomu oczyszczenia czynnego. Bóg nas przed
tym broni. Wola i intelekt swoiście to ujmują. Tylko nasze emocje i uczucia z
siłą i gwałtownością bronią dotychczasowej pozycji. Nie można im niczego
wyjaśnić. Trzeba je właśnie poddać zniewalającej sile piękna. Piękno nie tylko
scala i broni emocje przed rozproszeniem. Integruje też całą osobowość
człowieka. Wiążąc bowiem z sobą emocje i uczucia, przyciąga także wolę i intelekt.
Chciałoby
się powiedzieć, że Bóg obdarował byty własnością piękna także w tym celu, aby
przy pomocy piękna przetrwała i dojrzewała nasza miłość dla wiązania nas z
ludźmi i Bogiem.
Przeżywając
lęk, podlegamy zarazem działaniu darów Ducha Świętego. Dzięki tym, darom, gdy
emocje i uczucia trwają przy pięknie, spokojniej myślimy o Bogu. Wyrywa nas z
lęku rozważanie pozytywnych stron życia religijnego, a zarazem rozważanie
wolności Boga. Zaczynamy też rozumieć samą miłość, to mianowicie, że jest ona
relacją, która wiąże nas z Bogiem. W tę relację Bóg wnosi to, czym Bóg nas
obdarowuje. Staje się czymś zrozumiałym, że kochający nas Bóg nie użyje swej
wolności przeciw nam, że nie odrzuci naszej miłości, lecz ją podejmie, gdyż pragnie
stałych z nami kontaktów. Broni nas przed lękiem i jego skutkami pokora, którą
wyzwala w nas i doskonali dar bojaźni Bożej. Chroni nas zarazem ufność, która
jest owocem daru umiejętności.
Gdy
przeżywamy ból, gdy wydaje się nam, że ginie nasze życie religijne, że Bóg nie
reaguje na naszą miłość, trzeba ożywiać w sobie postawę pokuty. Wywołuje ją dar
pobożności. Wiąże się z pokutą posłuszeństwo i sprawiedliwość. Dzięki
posłuszeństwu zaczynamy spokojnie czekać na to, co Bóg w nas niesie.
Sprawiedliwość pomaga nam oddzielić i odróżnić to, co pochodzi od nas i od
Boga. Czekając na wyjście z niepokoju tęsknimy do Boga. Ta tęsknota i związane
z nią cierpienie hartują duszę. Powoli przestajemy bać się bólu i spokojniej
zwracamy się do Boga tęskniąc i cierpiąc.
Gdy
przeżywamy zawstydzenie, powinniśmy zwierzać swoje niepokoje kierownikowi
duchowemu. Lekarstwem na zawstydzenie jest właśnie spowiedź. W tym zwierzeniu
poczucia zagrożenia sami też musimy umieć z pokorą dostrzegać swoje zalety.
Pokora nie polega bowiem na negacji siebie, lecz na zgodnej z prawdą ocenie.
Dodaje nam sił sprawiedliwe spojrzenie na siebie i uznanie za słuszne
kierowanie się do Boga. To, co już osiągnęliśmy w oczyszczeniu czynnym,
wspomaga naszą nadzieję, że Bóg będzie wspierał nasz wysiłek zmierzania do
Niego, czyniąc naszą inicjatywę swoją własną propozycją. Zgodzimy się wkrótce,
aby Bóg w ogóle decydował nasz los i nasze szczęście. Czymś charakterystycznym
w przeżywaniu zawstydzenia jest oddzielenie szczęścia od życia religijnego.
Powoli przestaje nas interesować to, abyśmy byli szczęśliwi. Zaczyna nas
interesować Bóg i to, żeby spełniała się wola Boga. Brak oczekiwania szczęścia
jest poważnym znakiem, że panujemy nad niepokojami ciemnej nocy.
Z tego,
co mówiliśmy o wydobywaniu się z lęku, bólu i zawstydzenia, wynika, że
ostatecznie Bóg wyprowadzi nas z ciemnej nocy przy pomocy darów Ducha Świętego.
Inaczej mówiąc, Duch Święty, który kształtuje nasze życie religijne, ocali
także sferę naszych przeżyć i może nawet przy pomocy piękna zintegruje naszą
osobowość.
W ciemnej
nocy miłości, także i my możemy sami się bronić w tych dziedzinach, które może
kształtować oczyszczenie czynne.
Z lęku
wyprowadza nas modlitwa myślna. Poznając w niej prawdy wiary, uczymy się
zarazem odróżniania tego, co możliwe, od tego, co realne, marzeń od rzeczywistości.
Uczymy się zarazem wiązania emocji i uczuć nie z marzeniami, lecz z prawdą i
dobrem. A prawda i dobro zawsze przysługują realnym bytom. Nigdy nie są cechą marzeń
i pojęć. Ta modlitwa uczy nas także uwalniania się od złudzeń, uznawania czyjejś
wolności, dystansu wobec siebie. To wszystko powoli uwalnia od lęku, który
często wynika ze złudzeń i braku odróżniania marzeń od rzeczywistości. Musimy
także uświadomić sobie, że obowiązuje nas wobec ludzi, a także wobec Boga,
pełna akceptacja i życzliwość. To my musimy znaleźć się na drugim miejscu.
Pierwsze miejsce w nas i w naszych celach zajmuje Bóg. Do Boga i do ludzi mamy
odnosić się z czcią i szacunkiem. Wspiera nas w tym dar pobożności. Sami też
jednak musimy to odkryć i uznać. Pomaga w tym rozważanie zalet ludzi i Boga.
Powoli nauczymy się rezygnować z przyjemności i egoizmu. Głównie bowiem
próżność każe nam wysuwać na pierwsze miejsce nasze sprawy i nas samych.
Przezwyciężamy lęk, gdy Bóg uzyska w nas pierwsze miejsce, gdy będziemy
kierowali się Jego życzeniami i Jego wiedzą o człowieku.
Z bólu
wyprowadza nas zdystansowanie niepowodzeń. Wyprowadza nas wprost zaufanie Bogu,
a zarazem objęcie refleksją tego wszystkiego, co nas boli. Przenosimy wtedy ból
z poziomu psychiki i przeżyć na poziom duszy. Tu funkcjonuje myślenia. Spokojne
rozumowanie ujawni nam złudzenia, fikcje, marzenia, które braliśmy za rzeczywistość.
Intelekt pozwoli nam skonfrontować przyczyny poczucia zagrożenia z realną
rzeczywistością, a przede wszystkim z Bogiem. Okaże się, że raczej się mylimy i
że Bóg jest mocniejszy niż wszystko, co nam zagraża. Mocne związanie się z
Bogiem stanowi sposób przezwyciężania bólu.
Z
zawstydzenia wyprowadza nas otwarcie się na Boga, udostępnienia siebie Bogu,
wprost przezwyciężenie próżności i egoizmu. To otwarcie się i udostępnienie
siebie Bogu jest naturą wiary. Ratuje nas wiara. Z zawstydzenia wyprowadza nas
właśnie wiara. Wiemy już, że pogłębia ją dar rozumu ukazując nam przebywanie z
Bogiem w nieutracalnym zbawieniu. Aby jednak także przeżywać wiarę zgodnie ze
skutkami, które ona wywołuje, trzeba bronić się prawdą o sobie, cnotą pokory.
Trzeba spokojnie zgodzić się, że jesteśmy słabi, nieporadni. Trzeba uczyć się
ufania Bogu, że nam pomoże, że nasze życie religijne jest przede wszystkim sprawą
Boga, a wtórnie naszą sprawą. Nie chodzi tu bowiem właśnie o nasze szczęście,
lecz o chwałę Bożą i owocowanie Odkupienia. Takie myślenie wyrywa z
zawstydzenia. Pozwala bowiem zrozumieć, że pond sprawiedliwością jest miłość. W
miłości inaczej uzasadnia się przebaczenie i opiekę. Nie zasługujemy na opiekę
Boga i dar Jego miłości. Bóg nam je daje nie z powodu naszych zasług, lecz
przecież dla zasług Chrystusa. Całe nasze życie religijne i dana nam przez Boga
miłość są darem. Rozumienie tego i kierowanie się tym rozumieniem wyzwala z
zawstydzenia.
Możemy
więc przetrwać rozpacz, ten bardzo trudny w naszych przeżyciach zespół
przejawów oczyszczenia biernego. Można przetrwać ciemną noc miłości.
Życie
religijne zaczyna się od momentu chrztu. Na ogół, przyjmujemy sakrament chrztu
w dzieciństwie. Już więc w dzieciństwie zaczyna rozwijać się nasze życie religijne.
Zanim jednak nauczymy się odmian modlitwy w okresie oczyszczenia czynnego,
upłynie kilka lat życia.
Śledząc
biografie świętych, uzyskuje się wrażenie, że osiągnięta w młodości dojrzałość
religijna nie charakteryzuje się ciężkim przeżywaniem ciemnej nocy. Może po
prostu ciemna noc trwa wtedy krócej, a może mamy więcej sił psychicznych, aby
nie dać się rozpaczy lub ateizmowi.
Zdarza
się jednak, że młodzi ludzie tracą wiarę. Znaczy to więc, że nie przetrwali
ciemnej nocy miłości. Nie zaufali tęsknocie do Boga i zabrakło im cierpliwości.
W tym
samym czasie, gdy rozwija się od dzieciństwa nasze życie religijne,
kształtujemy swój humanistyczny wymiar życia. Znaczy to, że poznajemy i
wybieramy wartości, które stanowią zespół naszych najpoważniejszych celów i
motywów światopoglądowych rozstrzygnięć.
Jeżeli
rozwija się w nas równomiernie życie religijne i humanistyczne, spokojnie
wzbogaca się cała nasza wiedza.
Gdy z
powodu ciemnej nocy zakwestionujemy istnienie Boga i dotychczas nawiązywane z
Nim kontakty, sytuujemy się duchowo wyłącznie w humanizmie, w którym jednak
pomijamy osobę Boga. Można tu zauważyć, że humanizm zamknięty na kontakt z
Bogiem jest wątpliwym humanizmem, gdyż ogranicza miłość. Zakazujemy sobie
kochania Boga. Miłość, poddana temu zakazowi, podlega, na pierwszym miejscu,
innej wartości niż osoba. Dopuszczamy do ukochania czegoś bardziej niż osobę.
Miłość jest wtedy wychowywana w taki sposób, że pozwalamy jej na powiązanie nas
najpierw z rzeczami, ideami lub poglądami, a dopiero później z osobami.
W
prawidłowo budowanym humanizmie Bóg nie jest kwestionowany. Gdy budujemy
humanizm po przegraniu ciemnej nocy, podstawowym problemem staje się właśnie
istnienie Boga. Dodajmy, że ze względu na ateizujące opinie, wierzący także
chcą upewnić swój intelekt, że Bóg istnieje. Poszukiwaną i studiowaną dziedziną
staje się przede wszystkim metafizyka.
Metafizyka
jako filozofia bytu należy do filozofii klasycznej. Kwestionuje się dzisiaj
zarówno metafizykę, jak i filozofię klasyczną. Na ich miejsce proponuje się tak
zwane filozofie współczesne, które są na ogół idealistyczne. Znaczy to, że
punktem wyjścia rozważań czynią idee, poglądy, świadomość człowieka, wprost
intelekt, stanowiący miarę i zasadę rzeczywistości. W metafizyce klasycznej
miarą i zasadą rzeczywistości jest klasyczny byt jednostkowy, ukonstytuowany z
niepowtarzalnie stanowiących go tworzyw. Te tworzywa, jako wewnętrzne pryncypia
bytów, stanowiące jedność dzięki urealniającemu je istnieniu, intelekt tylko
poznaje. Jego przedmiotem poznania są właśnie wewnętrzne pryncypia bytów.
Wszystko inne w tym bycie ujmują zmysły. Ujmują nawet relacje. Typowym ludzkim
poznaniem intelektualnym jest ujęcie pryncypiów. Może dlatego metafizyka zawsze
niepokoi i pociąga człowieka.
Dodajmy,
że gdy nie uprawiamy filozofii bytu, nie używamy intelektu. Gdy jednak
rozważamy Boga w religii, uruchamiamy intelekt, gdyż Bóg jest pierwszym pryncypium
istnienia. Chciałoby się powiedzieć, że przy braku metafizyki religia pozwala
nam używać typowo ludzkich władz poznawczych, właśnie intelektu. Dzięki temu
człowiek rozwija się prawidłowo i prawidłowo buduje swój humanizm.
Filozofie
współczesne, wyznaczając intelektowi i poznaniu dominującą rolę wśród podmiotów
rozważań, odnoszą nas do relacji. Są filozofiami relacji. Relacje do bytów i do
wytworów są jednak zmienne, a niektóre z nich w ogóle giną. Filozofia relacji
musi podzielać los swego przedmiotu. Filozofie te mijają.
Filozofia
bytu ujmuje byty jednostkowe w tym, co je istotowo stanowi. Ujmuje więc to, co
czyni rzeczywistość rzeczywistością. Rzeczywistość trwa zawsze. Zawsze więc są
aktualne odpowiedzi filozofii klasycznej, gdy dotyczy pryncypiów. Te pryncypia
są podstawą własności relacji. Tylko więc filozofia klasyczna może wyjaśnić
zmienne relacje. Tylko więc ona odpowiada na zawiłe pytania współczesności.
Filozofia idealistyczna jest nieużyteczna, gdy zmieniają się relacje, gdyż była
wyłącznie ich analizą.
Metafizyka
bytu ujawnia nam i uzasadnia istnienie Boga jako pryncypium istnienia
wszystkich bytów jednostkowych.
Gdy
intelekt upewni się, że Bóg istnieje, zaczynamy poszukiwać kontaktu z Bogiem.
Nie mamy oporów, aby badać historię i odnieść się z życzliwością, a potem z miłością
do osoby Chrystusa. Gdy ukochamy Chrystusa, jesteśmy już w chrześcijaństwie.
Chrześcijaństwo
jest dlatego tak ważne, że głosi prawdę o Chrystusie jako o Bogu i zarazem
Człowieku. Znaczy to, że w Boskiej osobie Chrystusa nieskończenie odległy Bóg przystosował
swoje wewnętrzne życie Trójcy Osób do pojemności człowieka. Osoba Chrystusa
zapewnia realność kontaktów człowieka z Bogiem, gdyż Chrystus jest w jednej
Osobie Bogiem i Człowiekiem. Te kontakty nie są tylko myślne, wykrywane w
filozofii. Są realnymi relacjami, stanowiącymi religię, czyli realne więzi
człowieka z Bogiem.
Wiedząc
to wszystko budujemy swój humanizm w tym, czym on jest. Jest zespołem naszych
odniesień przez miłość, wiarą i nadzieję, do wszystkich osób, do ludzi i do
Boga. Sytuujemy się wśród osób. Są one naszym podstawowym środowiskiem, naszym
domem. Osoby są domem człowieka.
Dom
człowieka, nasze przebywanie wśród osób, wypełniamy relacjami miłości, wiary i
nadziei. Chronimy te relacje i osoby. Chroniąc relacje, zarazem bronimy istnienia,
prawdy i dobra jako bezpośrednich podmiotów naszych odniesień do osób. Aby
ochronić istnienie, dbamy o zdrowie, pożywienie, ubranie i mieszkanie osób.
Rozwijamy medycynę, uprawy, handel, architekturę. Aby chronić prawdę, zabiegamy
o kształcenie osób, o szkoły, uniwersytety, nauki. Aby chronić dobro,
podejmujemy odniesienia życzliwe, budujemy wzajemne zaufanie, wierzenie sobie.
Pogłębiamy miłość, wiarę i nadzieję. Korzystamy z życia religijnego, albo tylko
z humanizmu, budowanego na metafizyce.
Gdy w swoim
domu na pierwszym miejscu umieścimy Chrystusa, zaczyna rozwijać się nasze życie
religijne. Nasz dom staje się wtedy Kościołem, gdyż jest powiązaniem osób z
Chrystusem, co stanowi naturę Kościoła. Jesteśmy wtedy w pełni u siebie. Dom,
którym jest nasze przebywanie z Chrystusem, staje się z czasem nieutracalnym
trwaniem miłości. Przenosi nas to w szczęście, gdyż szczęściem jest
nieutracalna miłość.
Popatrzmy
raz jeszcze na dom człowieka. Stanowią go osoby. Wśród osób pierwszy jest Bóg.
Wszystkie osoby wiąże miłość. Ukochanie Chrystusa zapewnia trwanie miłości do
Boga i do ludzi. Przebywamy wśród ludzi. Dzięki metafizyce umiemy rozpoznać
osoby i wszystkie byty jednostkowe. Umiemy cenić istnienie, kierować się prawdą
i dobrem. Umiemy odróżnić relacje realne od relacji tylko myślnych. Umiemy,
wobec tego, znaleźć się w rzeczywistości oraz wśród bytów sztucznych, wśród
osób i w instytucjach, teoriach, wśród dzieł techniki. Nasze życie jest ładem,
a Duch Święty, poprzez swoje dary, przemienia i pogłębia nasze powiązania z
Bogiem.
Prawdziwy
dom człowieka chroni nas i rozwija. Zapewnia osiągnięcie tego, co prawdziwie
ludzkie: pozwala nam na trwanie wśród osób.
Gdy
nadejdzie ciemna noc miłości, gdy rozwija się nasze życie religijne, mamy w
osobach oparcie, pomoc i opiekę.
Gdy nie
rozwijamy naszego życia religijnego, ten prawdziwy humanizm także nas chroni i
budzi tęsknotę do Boga, do posiadania całego domu człowieka, w którym zawsze
jest Chrystus.
Gdy
rozwijamy swoje życie religijne, prawdziwy humanizm jest naturalną pomocą, gdyż
pomocą w życiu religijnym jest humanistyczny wymiar ludzkiego życia.
6. Spełnienie
drogi oświecenia
Przypomnijmy,
że droga oświecenia jest w naszym życiu religijnym okresem podejmowania
inicjatyw Boga, z przewagą jednak wciąż naszej propozycji. Prawidłowy rozwój
religijny wymaga, byśmy przegrali swoje inicjatywy. Musimy bowiem uzyskać
uzgodnienie naszych życzeń z życzeniami Boga. Nie umiejąc ich do końca
odczytać, akcentujemy swoje propozycje, swoiście przeciwstawiamy się Bogu, a w
jakiś sposób z Nim walczymy. Nie jest to łatwa walka, gdyż Bóg, uwzględniając
naszą szczerość, musi doprowadzić do dominacji Jego życzeń. Z naszej strony i
ze strony Boga jest to walka o prawidłowość życia religijnego, o jego
autentyczność i realność. Ta walka jednak jest dla nas tak ciężka, że aż
stanowi ciemną noc miłości.
Ciemna
noc miłości zaczyna się od modlitwy nabytego skupienia, a kończy się modlitwą
prostego zjednoczenia. Stanowi więc tę noc to wszystko, co dzieje się w modlitwie
skupienia wlanego i w modlitwie ukojenia lub odpocznienia. Znaczy to, że
jesteśmy już przekonani o słuszności życzeń Bożych, lecz wciąż jeszcze nie
umiemy ich do końca rozpoznać. Modlitwa prostego zjednoczenia jest właśnie już
pełnym, intelektualnym porozumieniem z Bogiem. Jest odczytaniem życzeń Boga.
Droga
oświecenia jest więc inna w swych początkach i inna w swych ostatnich etapach.
Ten jej ostatni etap, jej spełnienie, chcemy teraz scharakteryzować.
W
podręcznikach wychowania religijnego utożsamia się drogę oświecenia z zespołem
oczyszczeń biernych, to znaczy - powtórzmy - dokonywanych w nas przez Boga.
Przejawy tych oczyszczeń biernych są znakami rozpoznawczymi tej drogi. Są one
następujące, a pod koniec drogi oświecenia ujawniają nasilenie wywołujące stan
głębokiego cierpienia.
a) Długotrwała
tak zwana oschłość uczuciowa. Ta oschłość to tyle, co brak przejęcia, wzruszeń,
entuzjazmu. Nie jest jednak znudzeniem, lecz tym, że nic nas nie cieszy. Jest
inną nazwą dystansu wobec rzeczy. Nawet nie cieszy nas skupienie i pokój
wewnętrzny. Obojętna jest nam radość, płynąca z modlitwy. A jeszcze tak
niedawno skupienie, pokój i radość uważaliśmy za cechy charakterystyczne i
owoce naszych odniesień do Boga. Teraz te cechy raczej sprawiają nam
cierpienie.
b)
Niemożność rozmyślania, a nawet kierowania do Boga aktów strzelistych. Nie
znajdujemy w sobie żadnych uczuć, które chcielibyśmy skierować do Boga, żadnych
słów i obrazów. Jesteśmy w stanie przebywać wobec Boga w zupełnym milczeniu.
Jesteśmy zdolni tylko do modlitwy nabytego skupienia. Uważamy ten stan za
zaniedbanie modlitwy, tym bardziej, że po prostu nie mamy jak gdyby nic do
powiedzenia Bogu. Wydaje się nam, że zerwała się przyjaźń. Przeżywamy to z
ogromnym smutkiem. Chcemy wyjść z tego stanu. Nie wiemy jak. Wszystko bowiem,
co robimy, tylko pogłębia cierpienie.
c)
Pragnienie Boga w atmosferze czegoś, co się kończy, w jakimś poczuciu
przegranego życia. Zarazem niepokojące dociekanie, jaka niewierność, jaki
grzech spowodowałby odsunięcie się od nas Boga. Dodajmy, że właśnie jeszcze
funkcjonuje w nas próżność i jakaś odmiana pychy. Jeszcze bowiem Bogu
przypisujemy odejście od nas. Jeszcze usiłujemy ustalać, kto jest winien.
Jeszcze właśnie nie rozpoznajemy wnoszonych przez Boga zmian w nasze
odniesienia do Niego. Rozpoznamy to, gdy zacznie w nas funkcjonować modlitwa
prostego zjednoczenia.
Podkreślmy,
może dla wychowawców życia religijnego, że te trzy znaki oczyszczeń biernych
muszą występować razem. Dominacja jednego z nich wskazywałaby na jakieś
zagrożenie, na jakąś nieprawidłowość w rozwoju życia religijnego. Znaki te
odsyłają do takich skutków działania darów Ducha Świętego, jak pokora, pokuta i
nadzieja. Właśnie nie można podejmować pokuty bez nadziei lub sytuować się w
nadziei bez podjęcia pokuty. W obu wypadkach musi funkcjonować pokora jako
prawidłowe rozpoznanie Boga i siebie oraz kierowanie się tym rozumieniem. Brak
któregoś z tych znaków lub skutków darów Ducha Świętego może wskazywać, że
zaczęła się lub tylko nam grozi oziębłość. Oziębłość jest początkiem
wycofywania się z życia religijnego. Może nas ona poprowadzić w stan
opóźnienia, to znaczy cofnięcia się z drogi oświecenia na drogę oczyszczenia.
Znaczy to, że przejmujemy inicjatywę w naszym życiu religijnym i tym samym
unikamy tego, co Bóg w nas sprawia. Pomocą jest tu właśnie intelekt, ujmujący
różnicę między oczyszczeniem czynnym i oczyszczeniem biernym, między
oschłością, oziębłością, opóźnieniem. A gdy intelekt nie odkryje tych różnic i
nikt nam ich nie określi, ratunkiem jest zaufanie Bogu w pełnej tęsknocie i
bezradności, która jest postacią przejmowania życzeń Bożych.
W tym
samy czasie naszych zmartwień i trudności podejmujemy szeroką aktywność
apostolską, głównie organizacyjną. Jest to zrozumiały odruch jak gdyby zagłuszenia
naszych rozterek, uciekania od nich. Sama ta działalność przynosi pozytywne
skutki i może nas tym mylić. Taka aktywność apostolska jest bowiem „zlecana”
nam przez Boga dopiero w etapie modlitwy zjednoczenia ekstatycznego. Teraz
podjęta aktywność apostolska skazuje na niecierpliwość. Sami chcemy
przyspieszyć rozwój życia religijnego. Nie umiemy czekać, aż sprawi w nas to
Bóg.
Dodajmy
tu, dla wierności tekstom ascetycznym, że według św. Jana od Krzyża modlitwa
ukojenia lub odpocznienia oraz modlitwa prostego zjednoczenia jest wyprzedzona
biernym oczyszczeniem zmysłów i wyobraźni. Po tych odmianach modlitwy następuje
bierne oczyszczenie duszy. Z tego względu pierwszą odmianą modlitwy zjednoczenia,
po prostym zjednoczeniu, jest modlitwa zjednoczenia bolesnego, po której
następuje modlitwa zjednoczenia ekstatycznego. W tej modlitwie Bóg powołuje nas
do aktywności apostolskiej - o której mówiliśmy. Św. Jan od Krzyża uważa więc,
że modlitwa ukojenia lub odpocznienia oraz modlitwa prostego zjednoczenia są
znakiem dokonania się w nas drogi oświecenia.
Nasza
rola w drodze oświecenia polega na poddaniu się działaniom Boga. Przeżywamy je
boleśnie, nie dlatego, że oczyszczenia te są trudne i bolesne, lecz że trudno
nam do końca pominąć siebie. Droga oświecenia to walka o siebie. Ta walka jest
zrozumiałym odruchem w perspektywie psychologii, charakterologii, miejsca we
wspólnotach. Jest błędem w porządku ascetyki. Bóg bowiem nie pozbawia nas
naszej odrębności i indywidualności. Chce tylko, byśmy uznali Jego życzenia za
swoje. Wtedy nasze postępowanie będzie podobne do reagowań Boskich na sprawy i
uwikłania człowieka. Będą to reagowania słuszne, swoiście bezwzględne, gdyż Bóg
lepiej widzi nasz los niż my sami. Cierpienie, które w tym etapie jest naszym
udziałem, włącza nas ascetycznie w drogę krzyżową Chrystusa. Ta droga zawsze doprowadza
do zmartwychwstania i zbawienia. Najpierw jednak prowadzi do ascetycznej
śmierci. Przez śmierć bowiem dochodzi się do widzenia Boga „twarzą w twarz”.
Ponadto ziarno, aby wydało owoce, musi najpierw obumrzeć. Ma w nas obumrzeć
stary człowiek i ukształtować się nowy człowiek, wciąż jednak w sensie tylko
ascetycznym. Polega on na uzgodnieniu naszych życzeń z życzeniami Boga, naszej
woli z wolą Boga. A to uzgodnienie jest istotą świętości w sensie moralnym.
Teoretycy
życia religijnego podkreślają, że do przetrwania drogi oświecenia potrzebne są
dwa czynniki: doświadczony wychowawca życia religijnego i cierpliwa wytrwałość.
Ta cierpliwa wytrwałość buduje się na naszych cnotach i nabytych i zarazem
dzięki darom Ducha Świętego.
Uwyraźnijmy
jeszcze różnice między początkiem drogi oświecenia, a spełnieniem się tej
drogi.
Początek
drogi oświecenia to oschłość w postaci braku zainteresowania wszystkim, co nie
jest Bogiem, to zarazem oschłość w postaci niemożności odbywania modlitwy
ustnej, myślnej i afektywnej, ponadto poczucie grzeszności i opuszczenia przez
Boga oraz nieustanne, głębokie pragnienie Boga. Wspomaga nas w tym etapie dar bojaźni
Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Owoce tych darów to pokora, nadzieja
i trwanie odniesień do Boga, stanowiących religię.
Spełnienie
się drogi oświecenia to przede wszystkim pogłębienie się wszystkiego, co Bóg
oczyszcza, pogłębienie się niepokoju i cierpień, ciemna noc głównie woli i intelektu.
Nasza bezradność i ból ciemnej nocy są dlatego boleśniejsze, że nie możemy w
sobie sami niczego poprawić. To bowiem Bóg oczyszcza nas z przywiązania do rzeczy
dzięki działaniu daru umiejętności, odrywa nas od psychicznych skutków modlitwy
darem rozumu, wzmacnia roztropność w pokucie darem pobożności, nasila tęsknotę
darem bojaźni Bożej. Podkreślmy, że dary te wspomagają nas w całej drodze
oświecenia. Pod koniec tej drogi wyraźniej działa w nas dar rozumu, który
doskonali wiarę i otwiera nas na to wszystko, co przyniesie bezpośrednie po
śmierci widzenie Boga. To właśnie dar rozumu skłania nas do zdystansowania
sposobów modlitwy, w których główny wysiłek my podejmujemy. W modlitwie bowiem
Bóg musi zająć miejsce osoby przemawiającej. Dar rozumu wywołuje w nas
umiejętność odejścia od siebie, swoistego zrozumienia, że przyjmując propozycje
Boże jesteśmy pełniej sobą. Działamy bowiem w zgodzie ze wszystkim, co
stworzone i dla dobra stworzeń, gdyż takie właśnie jest działanie Boga.
Zanim
więc nastąpi modlitwa prostego zjednoczenia, czyli pełnego zrozumienia miejsca
Boga w naszym życiu, jeszcze jest w nas akcentowanie siebie, jeszcze nie
uczyniliśmy siebie pełnym darem dla Boga w takiej wyłączności i wierności,
które są pełną czystością. Chcielibyśmy obdarować sobą Boga i zatrzymać sobie
nas samych. Nie umiemy uzyskać jedności celów. Jesteśmy zazdrośni o Boga, który
według nas nie podejmuje z nami pełnych kontaktów. Dość dziecinnie bronimy
miłości w aktach zazdrości. Zazdrość wskazuje właśnie na niecierpliwość. Już
nie pragniemy pociech i zarazem ich oczekujemy, tego na przykład, żeby Bóg nas
przygarnął, zatrzymał przy sobie. Jeszcze nie umiemy ufać miłości. Znaczy to
wszystko, że trwają w nas pozostałości siedmiu grzechów głównych. Bóg musi nas
z nich także oczyścić. Wprowadzi nas w modlitwę zjednoczenia właśnie bolesnego.
Oczyści nas już w taki sposób, że działania apostolskie w modlitwie
zjednoczenia ekstatycznego podejmujemy z motywów Boga, by potem w modlitwie
zjednoczenia przemieniającego spełniała się obecność, którą Bóg na zawsze
utrwali w naszym życiu po śmierci.
7. Modlitwa
prostego zjednoczenia
W
kontemplacji wlanej Bóg pociąga nas ku sobie, przekształca. Już zgadzamy się na
dokonywany w nas przez Boga przemiany. Jednak nie wszystko i nie do końca rozumiemy.
Potrzebne jest jeszcze takie ukształtowanie intelektu, by nie stawiał on oporu
propozycjom Bożym. Pod wpływem darów Ducha Świętego, głównie daru rozumu,
pogłębia się nasza wiara, a tym samym pełniejsze rozumienie Boga. Dar rozumu
ponadto wyzwala nas z dotychczasowych sposobów modlitwy. Zaczynamy nadążać za
tym, co Bóg w nas zmienia. Już powiązana z Bogiem nasza wola skłania nas do
uznania w pełni objawionych prawd wiary. Dar rozumu kieruje teraz nasz intelekt
ku temu, co nastąpi w życiu wiecznym. Umacnia, pogłębia i czyni czymś
prawidłowym nasz dystans wobec rzeczy. Ten dar wiąże nas bowiem z
błogosławieństwem oglądania Boga, dostępnego tym, którzy są czystego serca.
Czystość serca jest zawsze wiernością.
Decyduje
się nasza intelektualna wierność Bogu i pewność, że Bóg jest w nas obecny.
Następuje właśnie pełne, lecz jeszcze początkowe, to znaczy proste zjednoczenie.
Dar
rozumu wychował nasz intelekt. W wyniku tego nasza wiara stała się pełna i
przejrzysta. A tak naprawdę to pogłębiona w nas przez Boga wiara oczyściła
intelekt, który dąży do bezpośredniego wiedzenia Boga. Wiara oczyściła także
wolę, która pragnie bezpośredniego doznania Boga. W modlitwie prostego
zjednoczenia już wspólnie, intelekt i wola, kierują się do Boga.
Powtórzmy,
modlitwa prostego zjednoczenia przejawia się w pragnieniu bezpośredniego
widzenia i doznawania Boga. Nie jest to jednak dostępne w tym życiu.
Niedostępność
Boga, brak bezpośredniego widzenia Go i doznawania, wywołują cierpienie
tęsknoty. Pociechą i spotkaniem jest tylko modlitwa.
Modlitwa
prostego zjednoczenia to przede wszystkim akty skruchy. Żałujemy, że
występowaliśmy przeciw Bogu popełniając grzechy. Ten żal pogłębia się, gdy rozważamy
cierpienia Chrystusa, który za nas cierpiał i umarł na krzyżu. Tę modlitwę
cechuje podejmowanie tematu Drogi Krzyżowej i coraz większe rozumienie cierpień
Odkupiciela. Pragniemy zarazem przestrzec ludzi, aby nie oddalali się od
miłości Bożej, aby poznawali i kochali Boga, aby skorzystali z cierpień
Chrystusa. Pozwala to kiedyś oglądać i doznawać Boga.
Stosujemy
w tej modlitwie zarówno słowa, jak i rozmyślanie, akty strzeliste, wewnętrzne
trwanie przed Bogiem, podejmowanie życzeń Bożych, wysiłek zgodzenia się z
życzeniami Boga i już rozumienie tego, co Bóg w nas spełnia. Dzieje się w nas
modlitwa prostego zjednoczenia, lecz wyrażają ją wszystkie odmiany modlitwy.
Charakteryzując
modlitwę ukojenia prostego zjednoczenia raczej o ich osiągnięciach. Zanim to
nastąpi, trwa właśnie cały zespół bolesnych przeżyć, stanowiących ciemną noc
miłości.
Bierna
noc zmysłów i bierna noc wyobraźni oraz pamięci dotyczą - jak wiemy - oczyszczenia
uczuć i zmiany projektu życia religijnego. Ma się w nas spełniać projekt Boga.
Nasz sprzeciw wobec tego, co Bóg w nas przemienia, jest głównym powodem ciemnej
nocy. Bardziej jednak bolesne jest w nas załamywanie się zaufania do Boga i w
związku z tym pochodzące od nas kwestionowanie naszej miłości, wiary i nadziei.
Bierna noc zmysłów uwalnia nas od emocjonalnego ujmowania naszych więzi z
Bogiem. Zaczynamy błędnie przypuszczać, że sama miłość do Boga była
nieporozumieniem, że nasza wiara nie doprowadza nas do Boga, że nie ma podstaw
nadzieja, oczekiwanie wejścia w piękny świat wewnętrznego życia Trójcy Świętej.
Jesteśmy bliscy załamania. Zaczynamy wyobrażać sobie inne cele naszej miłości.
Nazywa się to pokusą nieczystości. Nie podejmujemy jednak żadnych decyzji. W
naszym życiu jak gdyby nic się nie dzieje. Przeżywamy poczucie zniszczenia i
rozbicia. Nie ufamy rozstrzygnięciom intelektu. Nie znajdujemy właściwego
przedmiotu dla decyzji woli. Trwa w nas właśnie bierne oczyszczenie duszy.
W języku
ascetycznym nazywa się to stanem oschłości, to znaczy brakiem jakiegokolwiek
zadowolenia z siebie i pociechy. W tym wszystkim jednak nieustannie pamiętamy o
Bogu i pragniemy powiązania z Bogiem przez miłość, zarazem lękamy się, że nie w
pełni kierujemy się do Boga. W tym samym czasie, w sposób ogromnie prosty,
ujmujemy treść prawd wiary. Widzimy też, że niczego sami nie osiągniemy, że
wszystkiego musi dokonać w nas Bóg.
Zagrożeniem
w tym etapie jest zgoda na to „odrzucenie” nas przez Boga. Jest to pozorne
odrzucenie, ale przeżywamy je jako coś rzeczywistego. Czujemy się swoiście
poniżeni, lecz chcemy trwać w tym poniżeniu. Czujemy się odrzuceni i chcemy
trwać w wynikającym z tego cierpieniu. Nie chcemy jednak popełnić żadnego
grzechu. Ufamy więc Bogu. Zachowujemy się tak, jak byśmy już stracili nadzieję.
Jesteśmy zdezorientowani.
Wychowawcy
życia religijnego uważają, że najbardziej w tym okresie jest nam potrzebny
światły kierownik duchowy. A z naszej strony jest nam najbardziej potrzebna
cierpliwość.
I
powtórzmy, że zaufanie Bogu i cierpliwość mogą nas wyprowadzić z ciemnej nocy
miłości. Te cnoty wspomaga w nas działanie darów Ducha Świętego.
W ciemnej
nocy miłości może najpełniej daje się stwierdzić obecność w nas działania Ducha
Świętego, twórcy i wychowawcy naszego życia religijnego. Już jesteśmy bezradni,
już niczego sami w sobie nie wypracujemy. Już tylko Duch Święty pogłębia naszą
miłość, wiarę i nadzieję.
1. Odmiany
modlitwy zjednoczenia
Zjednoczenie
z Bogiem uważa się za trzecią drogę w życiu religijnym po drodze oświecenia, a
wcześniej oczyszczenia.
W naszych
ujęciach zjednoczenie także należy do etapu oczyszczenia biernego,
poprzedzonego ciemną nocą miłości, które przejawia się w etapie oczyszczenia
czynnego. Dodajmy, że ciemna noc duszy dzieje się w obszarze przeżyć i jest
skutkiem podejmowania przez nas oczyszczeń biernych, doskonalących i
przekształcających oczyszczenie czynne.
Zjednoczenie
z Bogiem przejawia się w trzech odmianach modlitwy, które były już
sygnalizowane. Są to: modlitwa zjednoczenia bolesnego lub oschłego, modlitwa
zjednoczenia ekstatycznego, modlitwa zjednoczenia przemieniającego.
Nasze
zjednoczenie z Bogiem kształtuje Duch Święty głównie poprzez dar mądrości. Jest
to dar, który oczyszcza i doskonali miłość. Człowiek już rozumie wewnętrzne
życie Trójcy Świętej. Umie także je cenić i pragnie brać w nim udział. Mówi się
nawet, że nasze życie religijne jest udziałem w wewnętrznym życiu Trójcy
Świętej. Znaczy to, że już wola i intelekt wiążą nas z Bogiem, a raczej do Boga
kierują. Znaczy to także, że nie stawiają oporu temu, co Bóg w nas tworzy. A
Bóg właśnie wypełnia naszą miłość do Niego swoim wewnętrznym życiem. Inaczej
mówiąc, w relację miłości, która wiąże nas z Bogiem, Bóg wlewa treści
nadprzyrodzone. Chronimy je naszymi działaniami woli, informowanej przez
intelekt, a Bóg chroni je darem mądrości.
Zjednoczenie,
pogłębione darem miłości, przejawia się stanem pokoju, wewnętrznego ładu,
uwyraźnieniem się naszego synostwa względem Boga. Dar mądrości powoduje w
naszej miłości, że staje się ona naszym oddaniem się Bogu, pełnym czci i
służby. Zarazem powoduje, że nasza wiara jest jednością rozumienia i
umiłowania. Z tego względu jest to etap zjednoczenia. Zarazem pragniemy w nim
trwać, w pełnej miłości i wierze. To pragnienie i przejaw głębokiej potrzeby
nazywa się nadzieją. Miłość, wiara i nadzieja kierują nas teraz w pełni do
Boga. A dary Ducha Świętego wciąż uczą nas odbierania tego, co Bóg w nas wnosi.
Zanim
jednak to pełne zjednoczenie nastąpi, Bóg wprowadza nas w kolejne trzy stopnie
modlitwy.
1) Modlitwa zjednoczenia bolesnego lub oschłego
Już
dokonało się w nas oczyszczenie bierne na miarę tego, co Bóg chciał w nas
przekształcić. Już inaczej działamy, zawsze więc zgodnie z wolą Boga. Nie
zostały jednak do końca odrzucone podstawy naszych działań. Nie dokonało się
tak pełne nawrócenie, że praktycznie uniemożliwiające odejście od Boga.
Pozostały w nas ślady siedmiu grzechów głównych. Bóg musi nas z nich oczyścić.
Modlitwa
zjednoczenia bolesnego stanowi wprost powtórzenie wszystkich odmian
oczyszczenia, które przeżywaliśmy. Dokonuje się to jednak przy pełnej naszej zgodzie.
Rozumiemy, że powinniśmy być wierni Bogu do końca. Chcemy uzyskania tej
wierności. Trwamy w powiązaniach z Bogiem, lecz musimy doznać braku skutków tego
powiązania. Pokój nastąpi później. Teraz Bóg pozbawia nas skupienia, pokoju i
radości. Doznajemy poczucia odrzucenia przez Boga, mimo że sumienie nie wyrzuca
nam grzechu. Swoiście więc znowu nie rozumiemy, co się dzieje. Jeszcze musimy
wnikać w prawdy wiary i wspomagać się darem rozumu. Tęsknimy do Boga i
pragniemy znaków obecności. Pragniemy więc czegoś więcej niż Boga. Powtarza się
cała ciemna noc miłości lub może wywołuje swoje skutki tylko ślad jej
wcześniejszego przeżywania. Także z tego śladu Bóg musi nas wydobyć. Musi nas
przede wszystkim oczyścić ze śladów siedmiu grzechów głównych.
Te ślady
polegają na tym, że znowu jak gdyby nic nie rozumiemy, a ignorancja jest naturą
pychy. Mamy ochotę pochwalić się swoimi powiązaniami z Bogiem. Brak nam dyskrecji
i taktu wobec Boga. To znaki próżności. Pragniemy pociech, to znaczy
potwierdzeń ze strony Boga, że jesteśmy kochani. Są to znaki łakomstwa.
Wskazuje to na kierowanie się innymi jeszcze celami niż Bóg. Wielość celów jest
naturą nieczystości. Czystość polega bowiem na wierności jednemu celowi: Bogu.
Inne cele nie mogą być główne. Mogą być tylko środkami do pełniejszego służenia
Bogu. Zarazem nie chcielibyśmy z nikim dzielić Bogiem. Chcielibyśmy zamknąć
Boga w swym świecie, tylko dla siebie. To przejaw zazdrości. Nie mając
pewności, że Bóg jest tylko dla mnie, szukamy swoiście zapomnienia o tej
udręce. Właśnie już nam się to zdarzyło, że rzuciliśmy się w wir aktywności
apostolskiej. To ślad obżarstwa i pijaństwa, które udręczają nas dotkliwie
przed podjęciem drogi oczyszczenia. Niecierpliwimy się, że jeszcze trwa to życie
pełne udręk, że jeszcze nie nastąpił pokój zjednoczenia. Budzi się w nas ślad
swoistego gniewu wobec wszystkiego, co oddziela od Boga. Mamy ochotę wszystko
rzucić, odejść lub czekać, aż Bóg dokona procesu przekształceń. Jest to przejaw
lenistwa i jeszcze tu grozi nam straszny stan, który nazwano kwietyzmem.
Zaczyna on to, że wykluczamy współpracę z Bogiem, że oczekujemy, aby Bóg
wszystko w nas i za nas zrobił. Aż tyle więc w nas śladów wcześniejszych
grzechów i niedoskonałości.
Przejawem
tej odmiany jest stosowanie wszystkich dotychczasowych sposobów modlenia się,
wierne zachowywanie przykazań i tęsknota do Boga przez wierność Duchowi
Świętemu. Zarazem nasze udręczenia uwrażliwiają nas na cierpienie Chrystusa.
Rozumiemy rolę Krzyża w życiu religijnym. Trwamy przy Krzyżu, nie chcemy go
utracić. Trwamy w cierpieniu, w pełnej miłości i nadziei, w heroicznej wierze.
2) Modlitwa zjednoczenia ekstatycznego
W pełni
rozumiemy prawdy wiary. Prawidłowo już funkcjonuje nasz intelekt. W sposób
pełny kochamy Boga. Nieodwracalne jest skierowanie naszej woli do Boga.
Swoiście trwamy w Bogu, umiejąc już dystansować rzeczy i stworzenia. Zarazem
cierpimy z powodu własnych grzechów i grzechów innych ludzi. Wiemy, że to
grzechy opóźniają zjednoczenie z Bogiem. Pogłębia się nasz żal, pokuta,
rozumienie ceny męki Chrystusa i cierpień Matki Bożej. Trwamy w nieustannej
modlitwie, już cierpliwie i w głębokim poczuciu samotności. Pragniemy już tylko
Boga.
Przejawem
tej odmiany modlitwy jest właśnie nieustanna wewnętrzna modlitwa i zarazem
tęsknota do oglądania Boga „twarzą w twarz”.
Charakteryzuje
nas tutaj dobre zrozumienie, rozjaśnione światłem Bożym. Charakteryzuje nas
zarazem słuszność decyzji i uzgodnienie naszej woli z wolą Boga. Wszystko to
otwiera nas na Boga i ludzi. Umiemy nie kierować się do siebie i do celów
drugorzędnych. Jesteśmy przygotowani, aby podjąć działania, które będą
służeniem ze czcią ludziom i podobną służbą Bogu. Właśnie teraz Bóg zleca nam
aktywność apostolską. Mówiąc inaczej, umiemy znaleźć to, co naprawdę ludziom
potrzebne. Umiemy rozpoznać ich cierpienie i skutecznie zareagować. Przykładem
takich zachowań jest św. Wincenty a Poulo. Aby pomóc chorym, umiał i chciał
zorganizować lekarską służbę pomocniczą. Zarazem umiał i miał dość siły na
zorganizowanie nauczania wiary. Leczył duszę i ciało człowieka. W tym etapie
umiemy właśnie skutecznie pomóc chorym, głodnym, spragnionym, biednym,
opuszczonym, uwięzionym, bezdomnym, podróżującym. Umiemy pomóc, gdy Bóg
wyznaczy nam to zadanie. Reagujemy na ludzi, na ich potrzeby i sprawy, zgodnie
z życzeniem Boga. To nie są już tylko nasze pomysły i nasze działania
społeczne. To jest głęboka współpraca z Bogiem, który troszczy się o człowieka,
gdyż wie, że tego wszystkiego potrzebujemy.
3) Modlitwa zjednoczenia przemieniającego
Spełnia
się jedność z Bogiem, pełna zgodność naszej woli z wolą Boga, swoiście to samo
myślenie, pełny udział w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej. Nasza wiara jest
jasna. Panuje w nas pełny, wewnętrzny pokój i trwamy w głębokiej, doskonałej
radości. Oglądamy wewnętrznie Trójcę Świętą. Mamy poczucie pełnej obecności
Boga. I tylko wciąż brakuje nam bezpośredniego wiedzenia Boga. Wierność
życzeniom Bożym sytuuje nas jednak w pełnej cierpliwości. Trwa już niezmienna
miłość, którą przeniesiemy w uszczęśliwiające, nieutracalne spotkanie z Bogiem
w niebie.
Przejawem
tej odmiany modlitwy jest właśnie pokój, radość, skupienie, które Bóg nam
udostępnił, gdyż nie pragniemy ich bardziej niż Boga. Nawet nieba nie pragniemy
bardziej niż Boga. Dokonało się w nas pełne wychowanie i ukształtowanie życia
religijnego.
2. Modlitwa
i dary Ducha Świętego
Życie
religijne zaczyna się w momencie uobecnienia się Boga w istocie naszej duszy.
Staje się to w momencie chrztu lub przez skierowanie do Boga aktu miłości, co
można uważać za chrzest pragnienia. Uświadomienie sobie, że Bóg jest w nas
obecny i usłyszenie prawd wiary, mobilizuje całą naszą osobowość w kierunku
rozwijania i pogłębiania nawiązanych kontaktów. W porządku przeżyć znakiem, że
rozwija się nasze życie religijne, jest poczucie grzeszności wywołane naszym
znalezieniem się wobec świętości Boga.
Przypomnijmy
te wyjściowe stwierdzenia, aby dodać, że w naszym życiu religijnym wspomaga nas
łaska. Przez łaskę uświęcającą rozumiem obecność w nas Boga. Ta obecność jest
podstawą nawiązania z nami przez Boga więzi miłości, wiary i nadziei. Te więzi,
sprawiane w nas przez Boga, są nazywane cnotami wlanymi. Cnoty wlane pozwalają
nam kierować się do Boga. Oprócz łaski i cnót wlanych, obecny w nas Bóg udziela
nam darów Ducha Świętego. Te dary stanowią udzieloną nam umiejętności
odbierania wszystkiego, co Bóg w nas wnosi. Są więc one niezwykle ważne w
naszym oczyszczeniu biernym. Bez darów Ducha Świętego nie moglibyśmy uzyskać
przekształceń, które Bóg w nas wywołuje podczas oczyszczenia biernego. Nie
moglibyśmy także przetrwać ciemnej nocy miłości.
Dary
Ducha Świętego, ułatwiające nam kształtowanie życia religijnego według życzeń
Bożych, ponadto wywołują skutki, które są nazywane owocami darów. Najwznioślejsze
z tych owoców Ewangelia nazywa błogosławieństwami. To, co ujęte w
błogosławieństwa, możemy już obserwować jako specyficzne zachowania człowieka.
Na podstawie ujętych w błogosławieństwa owoców rozpoznajemy obecność w nas i
przejawianie się poszczególnych darów Ducha Świętego.
Zauważmy
tu, że bez darów Ducha Świętego nie byłoby możliwe oczyszczenie bierne, gdyż
nie byłoby możliwe przyjęcie tego, co Bóg w nas wnosi. Inaczej mówiąc, łaska,
cnoty wlane czyli miłość, wiara i nadzieja oraz dary Ducha Świętego są
konieczne do zbawienia, to znaczy do uzyskania pełnego poziomu życia
religijnego, które Bóg utrwali, dając nam przez to swą stałą współobecność.
Dodajmy ponadto, że nasze szczegółowe zachowanie lub działanie Bóg wspiera łaską
uczynkową. Znaczy to, że kierując nas do siebie Bóg także pomaga nam w
szczegółowej realizacji życia religijnego.
Duch
Święty wnosi w nas swoje dary od momentu, gdy cała Trójca Święta stanie się w
nas obecna w momencie chrztu. Dary te jednak nie mogą od razu przejawiać się w
naszym życiu, gdyż nie od razu przyjmujemy wszystko, co wnosi w nas
oczyszczenie bierne. Zwykle najpierw podejmujemy oczyszczenie czynne, w którym
sami inicjujemy nabywanie usprawnień czyli cnót przyrodzonych, takich jak
roztropność, męstwo, umiarkowanie, sprawiedliwość, wiedza, a czasem naturalna
mądrość. Gdy dzięki wiedzy religijnej i mądrości zaczniemy wsłuchiwać się w
życzenia Boga, zaczyna się w nas oczyszczenie bierne, w którym wspomagają nas
właśnie dary Ducha Świętego.
Zwracaliśmy
już na to uwagę, w początkach oczyszczenia biernego wspomaga nas dar bojaźni
Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. W okresie całego oczyszczenia
biernego dodaje nam sił darem męstwa.
1) Dar
bojaźni Bożej kształtuje w nas równowagę, a tym samym pokorę, która polega na
zgodnym z prawdą poznawaniu siebie i Boga. Dar bojaźni chroni nas przed załamaniem
z powodu poczucia naszej grzeszności. Pomaga więc realizować pokutę, która
polega na kierowaniu się do Boga, a tym samym na odchodzeniu od grzechu. Wspomaga
nasze uczucia, wolę i intelekt w nawróceniu się do Boga. Dar bojaźni Bożej
owocuje w nas tym skutkiem, który określa błogosławieństwo: Błogosławieni
ubodzy w duchu. Ubóstwo oznacza tu uwolnienie się od rzeczy i wszystkiego, co
nie jest Bogiem. Chodzi tu o takie zdystansowanie, dzięki któremu Bóg jest w
nas pierwszy, a wszystko inne jest wtórne. W tych warunkach dopiero Bóg zleci
nam działania apostolskie, w których pierwszą sprawą stanie się zlecona nam
przez Boga służba człowiekowi.
2) Dar
umiejętności wspomaga w nas nadzieję. Znaczy to, że uczy nas ujmowania naszego
życia z perspektywy Boga. Zarazem wspiera nas w tym, by tej perspektywie
zaufać. Sprawia, że nasza tęsknota dotyczy określonego celu, że nie jest
poszukiwaniem czegokolwiek. Dar umiejętności wiąże się z błogosławieństwem:
Błogosławieni, którzy płaczą. Płacz ten oznacza zanegowanie grzechu i zarazem
stan tęsknoty. Jeszcze bowiem nie jesteśmy pewni, że odnajdziemy siebie w życiu
religijnym, że nas ono uszczęśliwi. W błogosławieństwie tym zawiera się
pocieszenie, że będziemy pocieszeni, że właśnie Bóg nas nie zawiedzie.
3) Dar
pobożności wspomaga nasze całe życie religijne i uczy nas trwania w odniesieniu
do Boga. Pogłębia w nas postawę czci i służby, przede wszystkim Bogu, lecz
także człowiekowi. Umacnia w nas i pogłębia postawę sprawiedliwości. Wiąże się
z błogosławieństwem: Błogosławieni cisi. Wspomaga nasze uczucia i naszą wolę w
skierowaniu się do Boga, co właśnie stanowi religię. Jest to jednak skierowanie
nie tyle emocjonalne i wolitywne, ile raczej realne, prawidłowo wspomagane
wysiłkiem naszej woli i uczuć.
4) Dar
męstwa buduje naszą wytrwałość w realizowaniu życia religijnego. Dotyczy to
zarówno pogłębiania cnót przyrodzonych, korzystania z cnót wlanych, jak wierności
darom Ducha Świętego. Dzięki darowi męstwa podejmujemy natchnienia i życzenia
Boże. Umiemy skorzystać z pomocy Boga w groźnych nam niebezpieczeństwach. Dar
męstwa łączy się z błogosławieństwem: Błogosławieni, którzy łakną i pragną
sprawiedliwości. Chodzi tu o to, że nasza wola już zaakceptowała życzenia Boże,
że nasze życie religijne uzyskało poziom modlitwy ukojenia i odpocznienia.
Jeszcze jednak nie w pełni odczytujemy treść życzeń Bożych. Jesteśmy dopiero
zdecydowani spełnić wszystko, czego Bóg od nas oczekuje. Jesteśmy więc w drodze
do modlitwy prostego zjednoczenia.
Modlitwa
zjednoczenia, raczej cała droga zjednoczenia, jest kształtowana przez dar
mądrości.
5) Dar
mądrości wychowuje i pogłębia miłość. Właśnie miłość i z tego powodu dar
mądrości, charakteryzują etap zjednoczenia i właściwe temu etapowi odmiany modlitwy.
Miłość wymaga pomocy tego daru, a zarazem ten dar ją wywołuje, pogłębia i
utrwala. Znaczy to, że miłość jest właśnie relacją przystosowującą i
upodabniającą nas do Boga. Dar mądrości owocuje skutkami ujętymi w
błogosławieństwo: Błogosławieni pokój czyniący. Zarazem wiąże się ten dar z
błogosławieństwem: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie. Gdy jednak
odróżnimy na drodze zjednoczenia trzy odmiany modlitwy, zrozumiemy, że chodzi
tu o wspomaganie nas także w tych trzech odmianach modlitwy zjednoczenia.
Zapamiętajmy więc, że dar mądrości tworzy nasze zjednoczenie z Bogiem przez
miłość.
Na drodze
zjednoczenia znaleźliśmy się od momentu modlitwy prostego zjednoczenia. Ta
modlitwa wyrasta z naszego intelektualnego odczytania treści życzeń Bożych.
Wspomógł nas w tym dar rozumu.
6) Dar
rozumu, wspomagając nas intelekt w rozumieniu prawd wiary i życzeń Bożych, tym
samym pogłębia i doskonali naszą wiarę. Pozwala nam w pełni rozumieć i pragnąć
Boga. Przygotowuje nas w ten sposób do oglądania Boga „twarzą w twarz”. Budzi
się więc w nas tęsknota do bezpośredniego oglądania Boga. Nie jest to jeszcze
możliwe. Wzmaga się więc nasza tęsknota i cierpienie. Ten dar uwrażliwia nas na
każdą prawdę, a jest związany z błogosławieństwem: Błogosławieni czystego
serca. Czystość zawsze polega na wiernej miłości. Dar rozumu pomaga nam uczynić
Boga pierwszą osobą dla naszej tęsknoty i miłości.
Aby
oglądać Boga, trzeba znaleźć się w sytuacji, w której nic nas od Boga nie
oddziela. Oglądanie Boga jest bowiem zarazem trwaniem w miłości. Aby to
wszystko było możliwe, Bóg musi nas oczyścić ze śladów lub korzeni siedmiu
grzechów głównych. Wprowadza nas więc w modlitwę zjednoczenia bolesnego. I tu
spełnia się błogosławieństwo: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie. Bóg
wspomaga nasze siły w przetrwaniu cierpień oczyszczenia. Zarazem rozumiemy
cierpienia Chrystusa, Matki Bożej i wszystkie cierpienia ludzi.
Po tym
etapie jesteśmy w modlitwie zjednoczenia ekstatycznego. Głosimy radość płynącą
z życie religijnego, a zarazem podejmujemy zlecone nam przez Boga działania
apostolskie. Z tego względu potrzebna nam jest także pomoc darów Ducha
Świętego.
7) Dar
rady, wspomagający nas w aktywności apostolskiej jest związany z
błogosławieństwem: Błogosławieni miłosierni. Aktywność apostolska, do której
Bóg nas kieruje, to przede wszystkim służenie ludziom w tym, co nazywa się
uczynkami miłosierdzia. Chodzi tu o reagowanie na to, że ludzie są głodni,
chorzy, ubodzy, uwięzieni, samotni, zmartwieni, opuszczeni, podróżujący,
zdezorientowani, w sumie cierpiący. Dzięki darowi rady umiemy znaleźć pełny
miłości sposób zaradzenia nękającej kogoś biedzie. Miłosierdzie jest takim
ujawnieniem miłości, że udzielana pomoc odbudowuje w ludziach ich poczucie
godności i braterstwa.
Wreszcie
Bóg wprowadza nas w modlitwę zjednoczenia przemieniającego. Doznajemy skutków
wszystkich darów Ducha Świętego, a dominuje wśród nich dar mądrości, który
wspomagał nas na całej drodze zjednoczenia. Wiąże się on - jak wiemy - z błogosławieństwem
czynienia pokoju. Nasze życie religijne i nasza modlitwa zjednoczenia
przemieniającego są już pełnym pokoju trwaniem miłości, która wiąże nas z
Bogiem w taki sposób, że już nie utracimy powiązań z Bogiem i w ogóle nie
chcemy ich utracić. Po prostu nasze życie religijne jest naszym sposobem bycia
na ziemi.
3. Religijna
dojrzałość człowieka
Spójrzmy
teraz na całość drogi zjednoczenia, od strony jej różnicy z drogą oświecenia i
drogą oczyszczenia.
Teoretycy
życia religijnego rozumieją przez drogę zjednoczenia wprost dojrzałość
religijną człowieka. Ta dojrzałość charakteryzuje się przewagą w nas darów
Ducha Świętego. Mówi się też, że obok podejmowania darów charakteryzuje tę
drogę zadomowienie się w nas Chrystusa i Ducha Świętego, który już teraz sam
wychowuje człowieka. W naszych przeżyciach ta droga to już pełny wewnętrzny
pokój i oczekiwanie życia zbawionego, które będzie naszym udziałem po
zmartwychwstaniu. Św. Tomasz z Akwinu podkreśla, że cechą drogi zjednoczenia
jest pełne przylgnięcie do Boga i radowanie się Bogiem. To przylgnięcie
powoduje sam Bóg. Aby jednak ono się stało, Bóg musi jeszcze usunąć wszystko,
co utrudnia zjednoczenie w pełni z miłością. To usuwanie przeszkód nazywamy
modlitwą zjednoczenia bolesnego, a św. Jan od Krzyża nazywa to ciemną nocą
duszy.
Przypomnijmy,
że Bóg oczyszcza nas teraz ze śladów siedmiu grzechów głównych, a ponadto z
trapiących nas jeszcze niedoskonałości, które są następujące: niepotrzebne
ujawnienie swego wewnętrznego życia religijnego, uleganie wizjonerstwu, swoista
zuchwałość wobec Boga, nie zawsze opieranie się na motywach Bożych w miłości,
wierze i nadziei. Mówi się też, że jeszcze ulegamy swoistej tępocie umysłu,
przejawiamy szorstkość, ulegamy roztargnieniom i rozproszeniu. Dar rozumu i dar
mądrości oczyszczają nas z tych niedoskonałości.
Dar
rozumu - jak wiemy - przygotowuje nas do bezpośredniego widzenia Boga. To
widzenie nie jest jeszcze możliwe w tym życiu. Intelekt jednak rozumie już
Boga, a wola uzgodniła nasze życzenia z życzeniami Bożymi. Są w nas jednak
jeszcze uczucia i emocje, cała sfera przeżyć psychicznych. Ponieważ Bóg jest
bytem duchowym, sfera psychiczna i władze zmysłowe nie mogą go doznawać.
Obserwujemy więc w człowieku bolesne poczucie nieobecności Boga w psychice.
Jest to ciężki stan człowieka w początkach drogi zjednoczenia. Nie tylko
intelekt chciałby bezpośrednio widzieć Boga. Cały człowiek chciałby patrzeć w
twarz Bożą, odczytać w oczach Bożych radość ze spotkania. Brakuje tego
spotkania w psychice ludzkiej. Jest to brak tak dotkliwy, że nazywa się go
głodem duszy, umieraniem z pragnienia. Ten stan jest porównany w Psalmach do
cierpień łani umierającej na pustyni z braku wody. I człowiek nie może pojąć
tej nieobecności Boga. Jeszcze więc znowu daje znać o sobie tęsknota umysłu.
Modlitwę
zjednoczenia bolesnego poznajemy po trzech znakach: nie mamy poczucia grzechu,
przeżywamy boleśnie niedoznawanie Boga, głęboko pragniemy Boga i tęsknimy do
Niego. Nie przetrwalibyśmy tego stanu, gdyby nie dary Ducha Świętego. Te dary
powodują, że umiemy zaufać woli Bożej, że trwa w nas głęboka wiara i że godzimy
się na pełne cierpień trwanie przy Krzyżu. Krzyż Chrystusa jest teraz oparciem
dla nas w naszych udrękach. Odbywamy z Chrystusem drogę krzyżową i jest nam
lżej z tego powodu, że uczestniczymy w cierpieniach Chrystusa. Zarazem trwamy w
modlitwie. Ta nieustanna modlitwa jest znakiem, że Bóg wysłuchuje naszej prośby
o umocnienie miłości, wiary i nadziei, że prowadzi nas przez swoją drogę
krzyżową do ascetycznej śmierci celów, które nie są Bogiem, że wobec tego
nastąpi zmartwychwstanie w pełnej miłości.
Gdy minie
ten okres bolesnego zjednoczenia, nastąpi nasze pełne wypełnienie Bogiem w
modlitwie zjednoczenia ekstatycznego. Raduje nas nasz kontakt z Bogiem i mamy
poczucie, że nic już tego kontaktu nie może zastąpić. Żal nam tylko, że
nastąpiło to tak późno, że Chrystus musiał cierpieć, by naszym udziałem stała
się radość zjednoczenia z Trójcą Świętą.
Ta radość
zjednoczenia z Trójcą Świętą to już modlitwa zjednoczenia przemieniającego.
Jest to najwyższy stopień rozwoju łaski w człowieku, miłości do Boga i powiązania
z Bogiem. Jest to, oczywiście, jeszcze etap wiary, jeszcze nie jest to widzenie
Boga „twarzą w twarz”. Jest to tylko pełne owocowanie w nas daru mądrości,
który otrzymaliśmy już na chrzcie wraz z łaską uświęcającą. Ten dar sprawia
zjednoczenie z Bogiem. Dzięki temu zjednoczeniu już Bóg chroni w nas łaskę i
miłość, już nie możliwe jest popełnienie jakiegokolwiek grzechu. Z naszej
strony ta modlitwa zjednoczenia przemieniającego wyraża się w pragnieniu
bezpośredniego oglądania Boga.
Podsumowanie części pierwszej. Nawrócenie i modlitwa
Każde
skierowanie się do Boga i każde pogłębienie naszych związków z Bogiem jest
nawróceniem. Jest bowiem zmianą myślenia i zmianą działań. Całe życie religijne
można nazywać nawróceniem, gdyż jest ono nieustannym pogłębianiem miłości do
Boga.
W tym
ciągu nieustannych nawróceń wyróżnia się trzy etapy, które nazywają się drogą
oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia. Są to właściwie trzy spojrzenia na
jedno rozwijające się życie religijne człowieka, ujęcie tego życia z pozycji
charakterystycznych wydarzeń lub osiągniętych przemian.
Dokonujemy
krótkiej charakterystyki trzech dróg życia religijnego, tych trzech nawróceń,
ujmując je w tym, co przeżywamy i osiągamy kierując się nieustannie do Boga.
Początkiem
tej drogi jest łaska uświęcająca, którą wnosi w nas sakrament chrztu. Wnosi ją
więc Bóg. Z naszej strony mamy do dyspozycji miłość, jeszcze niewyraźnie
skierowaną do Boga i dość dużą nieznajomość prawd wiary. Brakuje nam więc
uzgodnienia naszych dążeń z życzeniami Boga i nie umiemy jeszcze rozpoznawać
religijnych perspektyw człowieka. Ponadto siebie czynimy przedmiotem działań i
kierujemy się wyłącznie swoimi rozeznaniami. Pełny rozwój religijny polega na
uzgodnieniu naszych życzeń z życzeniami Bożymi, na poznaniu prawd wiary, na
uznaniu Boga i bliźnich za przedmiot naszej troski i miłości, na kierowaniu się
w całym życiu tym, co Bóg proponuje i w nas wnosi. Uzyskanie takiego skierowania
się do Boga i ludzi, takiego więc nawrócenia ku nim, to swoisty program drogi
oczyszczenia.
Musimy
uwolnić się lub oczyścić z grzechów, poznać swoje wady lub nabyte schematy
działań, pomijających Boga i ludzi. Musimy zdystansować siebie, to znaczy te
pragnienia, w których wciąż siebie stawiamy na pierwszym miejscu.
Znakiem
podjęcia drogi oczyszczenia jest pragnienie współdziałania z łaską trwania
modlitwy i umartwienia, z kolei zmniejszenie się zafascynowania rzeczami i
tylko skutkami kontaktu z Bogiem i ludźmi, ponadto osłabienie wad, zmniejszenie
się niewiedzy religijnej, utrwalenie się łagodności, cierpliwości, cichości i
pokory. Jest to w sumie czynne oczyszczenie zmysłów, czynne oczyszczenie
wyobraźni i pamięci, czynne oczyszczenie duszy.
Uzyskujemy
zarazem pierwsze efekty pracy nad sobą:
Pierwszy
stopień pokory: coraz wierniejsze realizowanie wskazań i życzeń Bożych.
Dystansujemy wszystkie rzeczy. Dystansujemy się na cierpienie, niepowodzenia i
wzgardę dla Chrystusa, jeżeli w ten sposób uchronimy się przed grzechem
ciężkim.
Pierwszy
stopień miłości: chronienie powiązań z Bogiem przez oddalenie się od rzeczy,
wierność więc łasce uświęcającej.
Pierwszy
stopień modlitwy: modlitwa ustna i modlitwa myślna, głównie w formach
liturgicznych, ponadto modlitwa aktów strzelistych.
Pogłębia
się nasze przywiązanie do Boga i rozumienie Boga. Znaczy to, że pogłębia się w
nas miłość i wiara.
Już Bóg
zaczyna kierować nas do siebie. Zaczyna także przemieniać nasze do Niego
odniesienia. Zaczyna się w nas bierne oczyszczenie zmysłów oraz bierne
oczyszczenie wyobraźni i pamięci.
Znakiem,
że zaczęła się w nas droga oświecenia, jest przede wszystkim oschłość, to
znaczy brak radości, skupienia i pokoju. Nie możemy w skupieniu rozmyślać, nie
umiemy skierować do Boga aktu miłości, wiary i nadziei. Nie udaje się nam więc
modlitwa myślna i modlitwa aktów strzelistych. Wchodzimy w stan nabytego
skupienia, lecz nie ufamy temu sposobowi modlitwy. Przeżywamy bowiem poczucie
opuszczenia przez Boga, a zarazem bolesną tęsknotę do Boga. Nieustannie jednak
zwracamy się wewnętrznie do Boga i niepokoimy się, że nie służymy Bogu zgodnie
z Jego życzeniami. Czujemy się zagubieni, gdyż nic nas nie cieszy i nie mamy
pewności, że utrwala się nasze powiązanie z Bogiem.
Ten stan
nie mija i więcej, dalej się pogłębia. Wchodzimy powoli w końcowe etapy drogi
oświecenia. Dokonuje się w nas bierne oczyszczenie duszy. Znaczy to, że Bóg
uczy naszą wolę wierności swoim życzeniom i zarazem uczy intelekt wniknięcia w
pełną treść prawd wiary. Jeszcze wyraźniej dystansujemy wszystkie rzeczy i
jeszcze głębiej przeżywamy poczucie opuszczenia nas ze strony Boga. Dokucza nam
poczucie grzeszności, nie mamy jednak świadomości popełnienia grzechu
ciężkiego. Ratuje nas w tym wszystkim tęsknota do Boga i zarazem sprawia cierpienie.
Chcielibyśmy bowiem mieć za sobą te udręki i znaleźć się już wobec Boga „twarzą
w twarz”.
Droga
oświecenia to prawie zasadniczy zespół oczyszczeń biernych. Uzyskujemy więc
kolejne efekty pracy nad sobą, a raczej efekty tego, czego dokonał w nas Bóg:
Drugi
stopień pokory: wewnętrzne odejście od wszystkich rzeczy tego świata.
Decydujemy się na życie w ubóstwie, poniżeniu i cierpieniu dla Chrystusa,
jeżeli w ten sposób uchronimy się przed najmniejszą nawet niewiernością Bogu,
przed najmniejszym więc grzechem powszednim.
Drugi
stopień miłości: kierujemy się życzeniami Boga, rozumiemy te życzenia. Naszą
stałą orientacją jest Bóg. Uzyskaliśmy tę orientację przy pomocy dokonywanych w
nas przez Boga oczyszczeń biernych.
Drugi
stopień modlitwy: jest to modlitwa nabytego skupienia, modlitwa skupienia
wlanego w postaci kontemplacji wlanej czynnej i kontemplacji wlanej biernej
oraz prostego zjednoczenia. Skupienie nabyte i proste zjednoczenie to granice
drogi oświecenia i zarazem oczyszczenia biernego. Same oczyszczenia bierne
przejawiają się w modlitwie skupienia wlanego czynnego i modlitwie skupienia
wlanego biernego, którą nazywamy też modlitwą ukojenia lub odpocznienia.
Niekiedy mówi się, że oczyszczenia bierne dzieją się między modlitwą wlanego
skupienia i modlitwą odpocznienia.
Wiemy
już, że droga zjednoczenia zaczyna się od modlitwy zjednoczenia bolesnego.
Niekiedy autorzy teorii życia religijnego w początkach drogi zjednoczenia
sytuują bierne oczyszczenie duszy. Owszem, jest to uzdrowienie nas ze śladów i
korzeni siedmiu grzechów głównych. Znowu w jakiś sposób nie rozpoznajemy życzeń
Boga i dokonywanych w nas przez Boga przemian. Mamy poczucie, że nie jesteśmy
wierni życzeniom Boga. Znowu dokucza nam poczucie grzeszności, wynikające z
kontemplowania świętości Boga. Wiemy jednak, że już nigdzie poza Bogiem nie
znajdziemy pokoju i szczęścia. Mamy poczucie powiązania z Bogiem. Powoli
poczucie to pogłębia się, wchodzimy w pełny stan pokoju. Już dominują w nas
dary Ducha Świętego i stają się naszym udziałem owoce tych darów, ujęte w osiem
błogosławieństw.
Znakiem,
że trwamy na drodze zjednoczenia, jest całkowite zaufanie woli Bożej, heroiczna
lecz radosna wiara, wbrew trudnościom wewnętrzne przybywanie z Chrystusem w
Ogrójcu, wnikanie w tajemnicę Krzyża, znoszenie cierpień, tęsknoty, aktywność
apostolska często jako życie wynagradzające za grzechy i zaniedbania innych,
nieustanna modlitwa. Trwa przy Bogu nasza myśl i nasza miłość. Doświadczają nas
ciężko pokusy przeciw miłości, wierze i nadziei, lecz chroni nas dar rozumu,
dar męstwa, dar rady. W ogóle do końca już sam Bóg tworzy i umacnia nasze z Nim
powiązania.
Trzeci
stopień pokory: Już we wszystkim naśladujemy Chrystusa. Odnosimy się do siebie
i do ludzi, tak jak Chrystus odnosił się do człowieka w swym ziemskim życiu.
Miłość, wiara i nadzieja pozwalają nam kierować się we wszystkim motywem Boga.
Jesteśmy zdecydowani znosić ubóstwo, poniżenie i cierpienie dla Chrystusa,
jeżeli to zapewni nam stałe powiązanie z Bogiem.
Trzeci
stopień miłości: kochamy Boga dla samego Boga. Jesteśmy ponadto pewni swego na
zawsze złączenia z Bogiem. Jest to zgodność naszej woli z wolą Boga, odczytaną
w Chrystusie.
Trzeci
stopień modlitwy: modlitwa zjednoczenia bolesnego, zjednoczenia ekstatycznego i
zjednoczenia przemieniającego.
Niektórzy
teoretycy życia religijnego wymieniają siedem znaków, które upewniają, że Bóg w
nas przebywa: 1) sumienie nie wyrzuca nam grzechów, 2) raduje nas słuchanie
Słowa Bożego, 3) umiłowanie mądrości Bożej podanej w Ewangelii, 4) potrzeba
nieustannej modlitwy i trwanie w nieustannej modlitwie, 5) wewnętrzna radość i
całkowite zaufanie Bogu we wszystkim, 6) poczucie wewnętrznej wolności, 7)
mówienie o Bogu, wprost zdominowanie tematem Boga i motywowanie Bogiem
wszystkich działań.
2. Zestawienie
odmian modlitwy
Przypomnijmy
najpierw, że przez modlitwę rozumiemy sposoby przejawiania się naszych powiązań
z Bogiem i zarazem prośbę, aby te powiązania trwały. Prośba, kierowana do Boga,
aby Bóg chronił i utrwalał nasze z Nim powiązania, ujawnia nasze otwarcie się
na dokonywane w nas przez Boga oczyszczenie bierne. Poddając się temu
oczyszczeniu sami też do niego się przygotowujemy. Przyjęte więc rozumienie
modlitwy pozwala nam ułożyć wszystkie odmiany modlitwy na linii oczyszczenia
czynnego i oczyszczenia biernego. Dotyczy to jednak tych odmian modlitwy, które
określa pierwsza część podanej tu definicji, to znaczy modlitwy jako sposobu
przejawiania się naszych powiązań z Bogiem. Te odmiany modlitwy krótko
wymienimy, by z kolei podjąć rozważania nad modlitwą i jej odmianami w związku
z określeniem, że modlitwa jest prośbą o trwanie w nas powiązań z Bogiem.
Dodajmy,
że dokonywane w nas przez Boga oczyszczenie bierne stanowi zarazem podjęcie
przez Boga naszego wysiłku ascetycznego w oczyszczeniu czynnym. To nakładanie
się propozycji Boga na naszą wersję życia religijnego wywołuje stan niepokoju,
który nazywamy ciemną nocą miłości. Trwa on do momentu, w którym Bóg doprowadzi
do uzgodnienia naszych życzeń ze swoimi życzeniami i do naszego pełnego
odczytywania treści prawd wiary. Jest znamienne i ciekawe, że odmiany modlitwy,
przejawiające naszą ciemną noc miłości, nazywają się kontemplacją. Znaczy to,
że jeszcze wtedy wiążemy miłość z radością i że dopiero na drodze zjednoczenia
miłość wiąże się z pokojem. W tej sytuacji tę samą w nas pozycję uzyskuje
radość, jak i cierpienie. Są one wtórne w stosunku do takiego przeżywania
naszych powiązań z Bogiem, w którym Bóg jest pierwszy, wybrany i miłowany dla
Niego samego. Odmiany modlitwy z okresu ciemnej nocy miłości osobno więc
zasygnalizujmy.
Modlitwa
jako sposoby przejawiania się
naszych powiązań z Bogiem
1.
Etap oczyszczenia czynnego:
-
modlitwa ustna,
-
modlitwa myślna,
-
modlitwa afektywna,
-
modlitwa skupienia nabytego
lub prostego wejrzenia lub kontemplacji nabytej.
2.
Etap oczyszczenia biernego:
A.
Ciemna noc miłości
-
modlitwa skupienia wlanego
lub kontemplacji wlanej czynnej,
-
modlitwa ukojenia lub
odpocznienia lub kontemplacji wlanej biernej (po biernym oczyszczeniu woli).
Dopowiedzmy
tu, że ciemna noc miłości przejawia się zasadniczo w modlitwie skupienia
wlanego i modlitwie ukojenia lub odpocznienia. Jednak zaczyna się ciemna noc
duszy w modlitwie skupienia nabytego, a kończy się modlitwą prostego
zjednoczenia lub kontemplacji wlanej biernej po okresie ciemnej nocy duszy.
Niektórzy więc autorzy modlitwę prostego zjednoczenia włączają do odmian
modlitwy z okresu ciemnej nocy miłości, inni natomiast autorzy sytuują tę
modlitwę już w początkach drogi zjednoczenia. W naszych rozważaniach uważamy tę
modlitwę za etap zamykający ciemną noc miłości. W związku z taką klasyfikacją
umieszczamy tę modlitwę w etapie ciemnej nocy miłości:
-
modlitwa prostego
zjednoczenia lub kontemplacji wlanej biernej (po biernym oczyszczeniu
intelektu).
B.
Droga zjednoczenia:
-
modlitwa zjednoczenia
bolesnego lub oschłego,
-
modlitwa zjednoczenia
ekstatycznego,
-
modlitwa zjednoczenia
przemieniającego.
Modlitwa
jako prośba o trwanie
naszych powiązań z Bogiem
4. Modlitwa
błagalna
W związku
z czterema odmianami modlitwy jako prośby, zwróćmy uwagę, że na ten temat
funkcjonują w Polsce dwie opinie, mianowicie o. Jacka Woronieckiego i o.
Barnharda Haeringa.
O. Jacek
Woroniecki wyróżnia cztery odmiany modlitwy: modlitwa chwalebna, modlitwa
dziękczynna, modlitwa przebłagalna, modlitwa błagalna. Modlitwa chwalebna
bierze swą nazwę z przedmiotu modlitwy, którą jest chwała i cześć Bogu. Według
o. Jacka Woronieckiego modlitwa ta uczy nas służenia Bogu i zarazem
bezinteresowności. Uwalnia nas od egoizmu i utylitaryzmu. Kieruje bowiem naszą
uwagę i nasze działania na Boga. Ta modlitwa zarazem przekształca się w
modlitwę dziękczynną. Jesteśmy wdzięczni Bogu za obdarowanie nas łaską
uświęcającą, za nadzieję oglądania Boga po śmierci, za sakramentalne środki
uświęcania, za cały świat i za nas samych, wyróżnionych miłością ze strony
Boga. Uświadamiamy sobie także, że dar miłości ze strony Boga ma źródło w
nieskończonym miłosierdziu Bożym. Nie zasługujemy bowiem na tę miłość z powodu
naszych grzechów. Wchodzimy więc w trzecią odmianę modlitwy, w modlitwę przebłagalną
przepraszając Boga za grzechy. Z kolei rodzi się w nas błaganie, aby Bóg
wspomagał nas w uzyskaniu nawrócenia i zbawienia. Zarazem prosimy o to dla
innych osób, żywych i zmarłych. Modlitwa błagalna ma źródło w poczuciu naszej
zależności od Boga zarówno w dziedzinie nadprzyrodzonej, jak i przyrodzonej. O.
Jacek Woroniecki uważa, że przedmiotem modlitwy jest Bóg i Jego chwała.
Wymienia też tematy modlitwy: życie duchowe człowieka, zbawienie duszy, łaska,
oglądanie Boga po śmierci, środki osiągania zbawienia, życie moralne, potrzeby
doczesne. Ciekawie też rozwiązuje temat szkół modlitwy. Sądzi, że szkołą
modlitwy jest liturgia, Msza święta, modlitwa Chrystusa (Ojcze nasz) i modlitwa
Matki Bożej (Wielbij duszo moja Pana).
O.
Bernhard Haering wyróżnia pięć odmian modlitwy: modlitwa uwielbienia, modlitwa
oczekiwania jako gotowości przyjęcia Boga, modlitwa dziękczynienia, modlitwa
zadośćuczynienia i pokuty, modlitwa wynagradzająca. Swoje rozważania o tych
odmianach modlitwy o. Bernhard Haerling poprzedza dwoma ważnymi tematami: jest
to temat modlitwy w imię Chrystusa i modlitwy jako świadomej gotowości
udzielania odpowiedzi na obecność Boga.
W temacie
modlitwy w imię Chrystusa chodzi o zwrócenie uwagi, że właśnie modlitwa
chrześcijańska charakteryzuje się naszym skierowaniem do Boga poprzez lub w
imię Chrystusa, by w ten sposób poznać Ojca. Wszystkie, właśnie przede
wszystkim liturgiczne modlitwy są kierowane do Boga „przez Pana naszego Jezusa Chrystusa”.
Rozważając
modlitwę jako świadomą gotowość udzielania odpowiedzi na obecność Boga, o.
Bernhard Haerling właściwie podaje określenie, a nawet definicję modlitwy.
Wyjaśnia też, że obecność polega na świadomej wzajemności. Dodajmy, że jego
określenie modlitwy i obecności jest bliskie rozważanemu w tym studium
rozumieniu modlitwy jako przejawiania naszych powiązań z Bogiem i jako prośby o
trwanie tych powiązań. O. Bernhard Haerling wyróżnia i omawia modlitwę jako
zareagowanie na obecność Boga w nas, w Jezusie Chrystusie, w chrzcie, bierzmowaniu,
sakramencie pokuty, olejem namszczenia, w kapłaństwie, małżeństwie, rodzinie, w
chorych, biednych, w przyjaźni.
Podstawą
odróżnienia pięciu odmian modlitwy jest ich temat, to znaczy modlitwa o coś. O.
Bernhard Haering zwraca też uwagę na przedmiot modlitwy, to znaczy do kogo
kierujemy modlitwę. Kierujemy naszą modlitwę do Boga Ojca, do Chrystusa, do
Ducha Świętego, do Matki Bożej i świętych. w związku z modlitwą do Chrystusa,
omawia tak zwaną modlitwę do Jezusa, wyrażaną w zdaniu „Jezus, Synu Dawida,
ulituj się nade mną”.
Dodajmy
ponadto, że rozważając w tej książce modlitwę jako prośbę o trwanie naszych
powiązań z Bogiem, posłużymy się odróżnieniem, stosowanym przez o. Jacka
Woronieckiego i o. Bernharda Haeringa, przedmiotu w sensie tego, o co się
modlimy i przedmiotu, a raczej osoby, do której kierujemy modlitwę. W omówieniu
odmian tej modlitwy uwzględniamy ponadto jej dwa aspekty, wynikające z
oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego. Będzie to zarazem kojarzyło rolę
darów Ducha Świętego w modlitwie uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania i w
modlitwie błagalnej.
Część druga.
MODLITWA
UPRASZAJĄCA TRWANIE ŻYCIA RELIGIJNEGO
I. Odmiany
odnoszenia się do Boga
Przedmiotem
modlitwy uwielbienia jest sam Bóg, z którym każdy kontakt, także więc przez
modlitwę, nawiązujemy w osobie Chrystusa. Bóg w tym wypadku jest zarazem
tematem modlitwy, jak i tym, o co się modlimy. Tym tematem jest więc chwała i
cześć Boga, On sam, ujmowany z pozycji naszej czci w całej swej chwale,
rozpoznawanej przez nas w Jego dziełach. Tym dziełem jest świat, a przede
wszystkim człowiek, wyróżniany osobistą przyjaźnią Boga.
Modlitwa
uwielbienia ma źródło w rozumności człowieka i z tego względu już występuje w
oczyszczeniu czynnym. Trwa także i jest doskonalsza w oczyszczeniu biernym, w
którym kształtuje w nas modlitwę sam Duch Święty. Wiemy o tym z Listu św. Pawła
do Rzymian (8,26): „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch
przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”.
Rozpoznawanie
chwały Bożej wymaga intelektu, który jest w człowieku podmiotem poznania.
Intelekt zarazem wyróżnia człowieka. Uważa się, że pierwsze zetknięcie
intelektu z otaczającym nas światem wywołuje w całym człowieku najpierw
zdumienie, swoiste zaskoczenie, podobne do zdziwienia, zarazem zachwyt. To
zdumienie i zachwyt dotyczą wprost istnienia świata, a w nim ludzi, jako
właśnie istniejących wywołujących w nas miłość. Zdumiewające nas istnienie
świata i ludzi kieruje właśnie do Boga, którego odbieramy jako przyczynę
istnienia i zarazem Osobę, wywołującą w nas miłość. Powoduje to, że odnosimy
się do Boga z uwielbieniem, gdyż takie odniesienie wynika z przeżywanej miłości
i intelektualnego zdumienia.
Zauważmy
tu, że według Arystotelesa zdumienie lub zaskoczenie i zdziwienie są powodem
podjęcia refleksji filozoficznej, że wobec tego w tym samym zdumieniu ma źródło
metafizyka i modlitwa. Inaczej mówiąc, w tym samym intelekcie ma źródło
ujmowanie istnienia i odnoszenie się z uwielbieniem do Boga, Stwórcy istnienia
i miłującej nas Osoby.
Trzeba tu
dopowiedzieć, że nasze ludzkie poznanie jako proces jest działaniem zmysłowych
i umysłowych władz człowieka, a jako wynik kontaktu poznawczego jest ujęciem
wszystkiego, co stanowi realne byty. W tym, co stanowi byty, pierwsze i
podstawowe jest właśnie istnienie, ogarniające istotę, która, gdy jest istotą
człowieka, zawiera intelekt. Właściwym przedmiotem intelektu jest zawsze to, co
w bytach istotne, gdy istnieje. Intelekt więc wtedy działa, gdy ujmujemy
istnienie i to, czym jest dany byt. Nic więc dziwnego, że intelekt ludzki
rozpoznaje Boga jako Stwórcę istnienia i Samo w Sobie Istnienie. Nic więc
dziwnego, że zachwyca się i zdumiewa istnieniem i że z uwielbieniem odnosi się
do Boga.
Modlitwa
uwielbienia jest wprost pierwszym odniesieniem się człowieka do Boga. Jest
ujawnieniem się naszej rozumności i intelektualnego poznawania bytów. Św.
Tomasz z Akwinu mógł powiedzieć, że rozumienie, jako skutek działania
przedmiotu poznania na intelekt, jest warunkiem modlitwy, i że tym warunkiem
jest zarazem potrzeba kochania, to znaczy odnoszenia się z miłością do Boga i
spodziewania się daru miłości.
W etapie
oczyszczenia czynnego powtarzamy najpierw słowa uwielbienia Boga w modlitwie
ustnej. Z imionami Osób Trójcy Świętej łączymy słowo „chwała” i uzyskujemy
ogromnie prostą i zarazem piękną modlitwę: „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi
Świętemu”. Powtarzamy też pieśń aniołów: „Święty, święty, święty” wielbiąc
wyjątkową pozycję Boga wśród osób. Składania Bogu chwały uczy nas cała
liturgia, a przede wszystkim pełne uwielbienia odnoszenie się Chrystusa do
Ojca. Z czasem zaczynamy wnikać w treść modlitwy uwielbienia. Zaczynamy też
rozważać świat dziwiąc się pięknu gór, nastrojowi morza, sile żywiołów, pięknu
gwiazd i słońca. Takie tematy podsuwają nam Psalmy i zarazem wskazują na
Stwórcę tego, co nas rozważań zarówno z modlitwy ustnej, jak i z metafizyki.
Gdy rozumiemy życzliwe ze strony Boga ustanawianie bytów w ich istnieniu i gdy
dzięki modlitwie myślnej przeniesiemy swą uwagę z rzeczy stworzonych na ich
Stwórcę, przeżywamy radość, zdumienie, zachwyt i czyniąc je treścią uczuć
wchodzimy w modlitwę afektywną. Już sami formułujemy w krótkich zdaniach nasze
uwielbienie Boga, zawierające słowa, myśli, uczucia. Kierując się często do Boga
w ten sposób, nabywamy umiejętności wewnętrznego trwania przed Bogiem w
modlitwie nabytego skupienia.
W etapie
oczyszczenia biernego Bóg wprowadza nas najpierw w modlitwę skupienia wlanego.
Znaczy to, że sam powoduje nasze skierowanie się do Niego. Jest to w naszych
przeżyciach jakby odpowiedź, że Bóg cieszy się kierowanym do Niego przez nas
uwielbieniem. Ta odpowiedź wywołuje w nas radość, skupienie i pokój, którymi
niedługo się cieszymy. Właśnie Bóg odbiera nam te skutki kontaktów z Sobą, aby
Jego odpowiedź była pełna i czytelna. Swoiście chce być przedmiotem uwielbienia
sam w sobie. Traktując poważnie naszą modlitwę uwielbienia, musi nas wprowadzić
w kontemplację wlaną bierną i powodować dotkliwe w przeżyciach oczyszczenia.
Ich celem jest doprowadzenie do uzgodnienia naszych życzeń z życzeniami Boga.
Wtedy bowiem modlitwa uwielbienia spełni się z uwielbieniem samego Boga.
Wniesie w nas znowu ukojenie i odpocznienie. W tych warunkach nic nie zakłóca
postawy i modlitwy uwielbienia.
Do
momentu modlitwy ukojenie lub odpocznienia w etapie oczyszczenia biernego,
dzieje się w nas ciemna noc miłości. Bóg oczyszcza w nas, to znaczy skierowuje
do Siebie nasze uczucia w biernym oczyszczeniu zmysłów, skierowuje ku sobie
treść naszej wiedzy w biernym oczyszczeniu wyobraźni i pamięci. Wiąże z sobą
naszą wolę i pozwala w pełni zrozumieć prawdy wiary w biernym oczyszczeniu
duszy. Korzystając ze swego intelektu rozumiemy te przemiany i właśnie wielbimy
Boga za dar tych przemian, dzięki którym pogłębia się nasza miłość do Boga. W
ciemnej nocy miłości także więc kierujemy się do Boga w modlitwie uwielbienia.
Doskonalsza
i już nieustanna jest w nas modlitwa uwielbienia na drodze zjednoczenia. Nasze
rozpoznawanie chwały Bożej i rozumienie Boga są bowiem teraz udoskonalone darem
rozumu. Znaczy to, że nie tylko własnymi siłami dzięki intelektowi i metafizyce
rozpoznajemy kim jest Bóg, lecz także sam Bóg swoiście ujawnia nam siebie. Z
Jego pomocą zrozumieliśmy do końca prawdy wiary, Boga samego w sobie w takie
sposób, że podstawową tęsknotą stało się w nas oglądanie Go „twarzą w twarz”.
Ta perspektywa i szansa głęboko motywują zwracanie się z uwielbieniem do Boga.
To uwielbienie jest swoistym wyrazem modlitwy prostego zjednoczenia. W tej
modlitwie zawiera się też tęsknota. Pozwala ona przetrwać wszystkie udręki
modlitwy zjednoczenia bolesnego. Wiemy, że oczyszczenie w tej modlitwie
przygotowuje nas do pełniejszego kontaktowania się z Bogiem. Mimo udręk wyrywa
się z nas pieśń uwielbienia. Nasila się ona i brzmi już z dużą siłą w modlitwie
zjednoczenia ekstatycznego. Chwałę Bożą głosi nasza aktywność apostolska. Jest
ona jakby konsekwencją naszych uwielbiających Boga odniesień do Niego.. A potem,
gdy nastanie zjednoczenie przemieniające, już w pełni wewnętrznego pokoju
wielbimy Boga w każdej sytuacji i we wszystkich spełnianych działaniach.
Modlitwa uwielbienia to w zjednoczeniu przemieniającym właśnie mówienie o Bogu,
miłowanie Jego mądrości, radosne słuchanie Słowa Bożego, nieustanne
uwielbienie.
Raz
jeszcze zwróćmy uwagę na związek modlitwy uwielbienia z rozumnością człowieka,
który z życzliwością, wręcz z miłością odnosi się do tego, co istnieje i do
Boga, który sprawia istnienie. Pomijając aspekt metafizyczny, zawsze zresztą
obecny tam, gdzie dokonuje się rozumienie, zaakcentujemy aspekty właściwe
działaniu darów Ducha Świętego. Przypomnijmy więc, że św. Tomasz Apostoł, gdy
rozpoznał i zrozumiał zmartwychwstanie Chrystusa wkładając palce w rany Jego
rąk i boku, wypowiedział całe swe uwielbienie Bogu w zdaniu: „Pan mój i Bóg
mój”. Św. Franciszek z Asyżu poszerzając to zdanie wielbił Boga wnikając w
treść wypowiadanych słów: „Bóg mój - moje wszystko”. Modlitwa uwielbienia
przyjęła piękną postać w ulubionej pieśni św. Kazimierza Jagiellończyka: „Już
od rana rozśpiewana chwal, o duszo, Maryję”. Przypomnijmy tu ponadto raz
jeszcze pieśń aniołów: „Święty, święty, święty”, a także naszą codzienną
modlitwę: „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu”. Warto zwrócić uwagę na to,
że do polskiej tradycji należy rozpoczynanie dnia pieśnią: „Kiedy ranne wstają
zorze”. W tej pieśni znajdujemy zdanie: „Bądź pochwalon Boże wielki”. A podczas
wystawienia Najświętszego Sakramentu śpiewa się w Polsce modlitwę: „Niech
będzie Bóg uwielbiony, niech będzie uwielbione święte imię Jego, niech będzie
uwielbiony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek”.
W
liturgii Kościoła katolickiego, a głównie we Mszy świętej jest wiele aktów czci
i uwielbienia Boga. Kościół uczy nas oddawania czci Bogu pogłębiając naszą
modlitwę uwielbienia.
Modlitwa
uwielbienia, wyrastająca z naszego rozumienia istnienia, pod wpływem darów
Ducha Świętego, może głównie daru pobożności, daru rozumu i daru mądrości staje
się modlitwą uwielbienia, wyrastającą teraz z pogłębionej i utrwalonej miłości do
Boga. Wyraża tę miłość. Miłość bowiem ma swoje źródło w istnieniu, które nasz
intelekt ujmuje i rozumie. Miłość jest wobec tego relacją łączącą byty rozumne,
właśnie osoby. Miłość i intelekt są więc warunkami modlitwy uwielbienia. Ta
modlitwa zarazem angażuje i wyraża to, co najszlachetniejsze i najcenniejsze:
istnienie, rozumność i miłość.
Modlitwa
dziękczynna wyrasta z modlitwy uwielbienia gdy zaczniemy uświadamiać sobie
bardziej szczegółowo powody naszej wdzięczności wobec Boga. Jeżeli według B.
Gaeringa „modlitwa jest świadomą gotowością udzielania odpowiedzi na obecność
Boga”, to powodem naszej wdzięczności stają się najpierw różne odmiany obecności
Boga. Wyrażając swą wdzięczność Bogu właśnie przemieniamy modlitwę uwielbienia
w modlitwę dziękczynienia.
Według B.
Haeringa nasze dziękczynienie dotyczy obecności Boga w Chrystusie. Jest to
obecność wspaniała i niezwykła: Chrystus jest w jednej osobie zarazem Bogiem i
Człowiekiem. Wiemy, że przystosowanie w Chrystusie natury Bożej do natury
ludzkiej umożliwia nam udział w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej. Umożliwia
więc świętość i zbawienie. Chrystus wcielony przywrócił nam utraconą w Raju
miłość Ojca. Przez swe cierpienie i śmierć na krzyżu odkupił nas, to znaczy dla
ofiary Chrystusa Bóg nam wybaczył odrzucenie Jego miłości. Chrystus zmartwychwstały
skierował i wprowadził naszą miłość w otwarte ramiona Boga Ojca. Modlitwa
dziękczynienia jest wypełniona naszą wdzięcznością za Wcielenie, Odkupienie i
Zmartwychwstanie Chrystusa.
Nasze dziękczynienie
dotyczy też obecności Chrystusa w macierzyństwie i osobie Matki Bożej. Bóg
Ojciec za sprawą Ducha Świętego uczynił swego Syna Synem Matki Bożej. Maryja
urodziła Chrystusa, wychowała Go, a potem uczestniczyła w Jego działalności
nauczycielskiej. Razem z Nim przeżywała aresztowanie, drogę krzyżową, śmierć na
krzyżu i Zmartwychwstanie. Teraz już uwielbiona w niebie, budzi naszą
wdzięczność i z tego powodu, że w dalszym ciągu jest Matką Chrystusa i nas
stanowiących Kościół. Wspomaga nas, uprasza łaski, nawet widzialnie objawia się
niektórym ludziom, aby nas przestrzec, ochronić, zachęcić do wierności Bogu.
Jest ponadto tak wspaniałym spełnieniem się Odkupienia i przykładem dla nas
wierności Bogu, że nasza modlitwa dziękczynienia staje się zarazem modlitwą
uwielbienia.
Modlitwa
dziękczynienia obejmuje obecność Chrystusa w Kościele. Gdy ujmujemy Kościół
jako wspólnotę osób, Chrystus jest w tej wspólnocie osobą pierwszą i zasadą
powodującą jedność. Gdy ujmujemy Kościół jako Ciało Mistyczne Chrystusa, jest
On Głową Kościoła, w którym Duch Święty jest Duszą Ciała Mistycznego. Znaczy
to, że należąc od Kościoła jesteśmy więcej niż wspólnotą osób, jesteśmy bowiem
częściami mistycznymi organizmu, w swoisty sposób Chrystusem w Jego Ciele,
zastępując aktualnie Chrystusa uwielbionego w potrzebnym ofierze Mszy świętej
cierpieniu. Modlitwa dziękczynienia dotyczy tych wszystkich wydarzeń i zarazem
nas, wyróżnionych tak wysokim sposobem powiązania człowieka z Bogiem, gdy
człowiek ukocha Chrystusa.
Wciąż
przypominajmy, że taką samą pozycję zajmuje każdy człowiek, jeżeli tylko
pragnie dobra i prawdy, gdy więc nie uświadamia sobie, że dążąc do dobra i
prawdy jest w zasięgu Chrystusa. Być w zasięgu Chrystusa, to być osobą kochaną.
Kościół z tego względu jest domem człowieka, gdyż domem ludzi są kochające ich
osoby.
Stanowiąc
Kościół, to być na zawsze osobą kochaną, gdyż Chrystus utrwala powiązanie przez
miłość w nieskończoną obecność gdy nie wycofamy się z miłości do Niego. Budzi
więc wdzięczność ta uszczęśliwiająca nas perspektywa i uwielbienie Boga czyni
modlitwą dziękczynienia.
Obecność
Chrystusa w Eucharystii, to kolejny powód modlitwy dziękczynienia. Ta obecność
jest specyficzna, gdyż dostępna w widzialnym znaku Chleba i Wina. Budzi naszą
wdzięczność to, że Chrystus stając się człowiekiem ukrył swą Boskość, by nas o
niej przekonać i z nią związać poprzez czytelne dla nas człowieczeństwo. Teraz,
w Eucharystii, Chrystus kryje swe człowieczeństwo, by udostępnić nam swą
Boskość w znaku chleba, gdy kapłan wypowie nad tym chlebem słowa Chrystusa: „To
jest... Ciało moje”. Chrystus jest więc w Eucharystii nieomylnie obecny i
codziennie dostępny. Chce, byśmy Go przyjmowali w Komunii świętej. A chroniony
w tabernakulum jako Chleb wciąż czeka, byśmy Go odwiedzali, zwierzali Mu swoje
troski i miłości. byśmy w Nim szukali mocy i realnego wzmocnienia Jego wierną
obecnością. Chrystus zna bowiem naturę miłości. Wie, że boli nieobecność osoby
kochanej. Jest więc wciąż obecny w Eucharystii ze względu na naszą potrzebę
widzialnego znaku, że ta obecność się spełnia. Eucharystię uzyskujemy dzięki
Mszy świętej. Naszą więc modlitwę dziękczynienia wypełniamy wdzięcznością zarówno
za Mszę świętą, jak i za przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa.
Modlitwa
dziękczynienia obejmuje także obecność Chrystusa w innych sakramentach: w
chrzcie i bierzmowaniu, w sakramencie pokuty i olejem namaszczenia, w kapłaństwie
i małżeństwie. Chrzest wprowadza w nas łaskę uświęcającą, a bierzmowanie czyni
nas przygotowanymi do pełnego świadczenia o Chrystusie. Sakrament pokuty gładzi
nasze grzechy w taki sposób, że już nie istnieją i nas nie obciążają, a
sakrament olejem namaszczenia uwalnia nas od wszystkich win popełnionych
zmysłami. Stajemy więc wobec Boga, tym bardziej gdy jest to spotkanie po naszej
śmierci, oczyszczeniu w duszy i ciele, swoiście gotowi do zmartwychwstania jako
jedność duszy i ciała. Powracamy do pełnego, niczym nie skażonego życia.
Kapłaństwo czyni charyzmatycznie wybrane osoby w ich posłudze znakiem
zbawiającego nas Chrystusa, uświęcającego nas Ducha Świętego i Ojca
przywracającego nam swoją miłość. Sakrament małżeństwa wprowadza Boga w osobowe
więzi łączące rodziców, uczestniczących w stwarzaniu człowieka przez Boga i
rodzeniu przez nich człowieka, aby stały mu się dostępne miłość i zbawienie. Aż
tyle powodów wdzięczności może wypełnić naszą modlitwę dziękczynienia.
Chrystus
jest obecny także w chorych i ubogich. Ta obecność jest przedmiotem
szczególnego dziękczynienia, gdyż jest wdzięcznością za swoiste poświęcenie
uwagi tym osobom, które w swej sytuacji najbardziej potrzebują obecności
człowieka, a szczególnie właśnie Chrystusa. Chrystus wprost identyfikuje się z
chorymi i biednymi, a dokuczające nam utrapienia uczynił nawet tematem Sądu
Ostatecznego. Gdy się spokojnie pomyśli o fakcie, że służąc chorym i ubogim
spotykamy w nich Chrystusa, musi to budzić właśnie wdzięczność i za spotkanie,
i za to, że Chrystus jest przy nas, gdy dokucza nam choroba lub bieda. Tę
prawdę o obecności Chrystusa w chorych i ubogich, św. Wincenty a Paulo uczynił
zasadą życia zakonnego powołanych przez siebie zgromadzeń. Należy tu wziąć pod
uwagę nie tylko choroby ciała, lecz także schorzenia duszy, to znaczy grzech.
Leczymy chorych ciała, a Chrystus przez nasze miłosierdzie wydobywa nas swym
miłosierdziem z grzechu. Modlitwa dziękczynienia obejmuje tę szansę pełnego
uzdrowienia człowieka, uleczenia jego duszy i ciała. Chrystus traktuje nas jako
jedność duszy i ciała. Sam też jest jedną Osobą o Boskiej i ludzkiej naturze.
Rozważając obecność Chrystusa w chorych i ubogich obejmujemy modlitwą
uwielbienia także Wcielenie Chrystusa.
Według B.
Haeringa Chrystus jest obecny w przyjaźni, która łączy ludzi, a także ludzi z
Bogiem. Jest, oczywiście, obecny w człowieku w etapie jego oczyszczeń biernych.
B. Haering mówi jednak tylko o przyjaźni. Samą bowiem obecność uważa za
świadomą wzajemność. Każda więc odwzajemniona przyjaźń przywołuje Chrystusa.
Wiemy, że przyjaźń jest odmianą typowo ludzkiej miłości, która polega na
służeniu dobru drugiej osoby. Znakiem rozpoznawczym jest to, że obdarowując
miłością już nie wymagamy jej potwierdzeń, już nie cierpimy z powodu
nieobecności, gdyż wiemy, że nie jest ona odejściem. Chodzi nam ponadto
bardziej o realizowanie się życzeń osoby wybranej niż o nas. Ta przyjaźń jest
darem i budzi naszą wdzięczność. Tą przyjaźnią obdarowuje nas także Bóg. Jest w
niej przekonanie, że jesteśmy kochani. Modlitwa dziękczynienia obejmuje tę
prawdę i wprost Chrystusa.
Nie ulega
ponadto wątpliwości obecność Boga w nas, gdy ukochamy Chrystusa. W modlitwie
dziękczynienia obejmujemy wdzięcznością to, że Bóg swą łaską uświęcającą
pobudza nas do skierowania się do Niego. To skierowanie zapoczątkowuje nasze
życie religijne. Jego pierwszym przejawem jest żal, że swoimi grzechami
oddalamy się od świętości Boga. Żal skłania do pokuty, a dary Ducha Świętego
wywołują w nas pokorę i nadzieję. Przechodzimy powoli przez oczyszczenie czynne
w stany oczyszczenia biernego. Po wysiłku oczyszczenia, dzięki oświeceniu
osiągamy zjednoczenie z Bogiem. Zmieniają się sposoby naszej modlitwy.
Uzyskujemy pewność, że już nie utracimy powiązania z Bogiem przez miłość. Całe
więc życie religijne wywołuje wdzięczność i modlitwę dziękczynienia.
Modlitwa,
dziękczynienia, skierowana do Boga, wymaga już bardziej szczegółowego
odróżnienia osób, do których się kierujemy. Inne powody wdzięczności wyrażamy
Bogu Ojcu, inne Synowi i Duchowi Świętemu, Matce Bożej, świętym, aniołom. Te
powody to głównie właśnie obecność Chrystusa wśród nas i w nas. Wyróżnianie
osób, do których kierujemy modlitwę i odmiany obecności, zmieniają modlitwę
chwalebną w modlitwę dziękczynienia.
Zwróćmy
najpierw uwagę na to, że ujmowana od naszej strony modlitwa także jest jedna.
Zmienia ją tylko bardziej szczegółowe określenie osoby, do której ją kierujemy
i to, o co się modlimy.
Modlitwa
uwielbienia odnosi się do Boga w taki sposób, że Bóg jest tematem tej modlitwy
i zarazem tym, o co się modlimy.
W
modlitwie dziękczynienia uświadamiamy sobie powody wdzięczności i dlatego
wyraźniej kierujemy się do poszczególnych osób Boskich. W sumie modlitwa dziękczynienia
jest wyznaczana zespołami dobra, za które jesteśmy wdzięczni.
Modlitwa
przebłagania różni się od modlitwy dziękczynienia tym, że szukamy pomocy u Boga
z powodu różnych zespołów zła, które nam zagrażają lub które popełniliśmy.
Dobro
więc - mówiąc najkrócej - jest motywem naszego przejścia najpierw z modlitwy
uwielbienia w modlitwę dziękczynienia. Świadomość zła przenosi nas z kolei z
modlitwy uwielbienia w modlitwę przebłagania.
To
przebłaganie zawiera w sobie zarazem zadośćuczynienie za grzechy i modlitwę
wynagradzającą. B. Haering wprost odróżnia obok modlitwy przebłagania, osobno
modlitwę zadośćuczynienia i modlitwę wynagradzającą. Wydaje się jednak, że
modlitwa przebłagania zawiera wskazane przez B. Haeringa elementy.
Modlitwa
przebłagania jest naszym skierowaniem się do Boga, do Osób Trójcy Świętej.
Stanowi ją nie tyle temat „o co” się modlimy, lecz to, „za co” przepraszamy
Boga.
Staramy
się przebłagać Boga najpierw za nasze grzechy. Świadomość bowiem własnej
grzeszności zjawia się w początkach życia religijnego. Ta świadomość, dzięki
łasce i darom Ducha Świętego, wprowadza nas w stan pokuty i zadośćuczynienia.
Już teraz zawsze, przez całe życie będziemy żałowali zaniedbań w życiu
religijnym, będziemy podejmowali pokutę, by się oczyścić i móc przybliżyć się
do Boga. Tak reagujemy w oczyszczeniu czynnym. Z większą wrażliwością na grzech
i na świętość Boga będziemy podejmowali pokutę w oczyszczeniu biernym. Będziemy
też starali się, w miarę swych rozumień i podjętych natchnień Bożych,
zadośćuczynić za grzechy. Różne odmiany modlitwy, przejawiające nasze
powiązanie z Bogiem, będą zarazem napełniane przebłaganiem Boga za grzechy.
Modlitwa przebłagania za nasze własne grzechy jest zarazem modlitwą zadośćuczynienia.
Staramy
się przebłagać Boga także za grzechy innych ludzi, gdy uświadomimy sobie, jak
wielkim szczęściem dla człowieka jest trwanie w powiązaniu z Bogiem przez
miłość. Chcemy, aby doświadczyły tego osoby, które kochamy i aby to szczęście
stało się udziałem wszystkich ludzi. Chodzi nam z czasem o to, aby miłością
wszystkich ludzi był uwielbiony Bóg. Nasza modlitwa przebłagania staje się z
tego względu modlitwą wynagradzając- za grzechy innych ludzi. Wiążemy z nią
zarazem umartwienie, własne cierpienie, akty pokuty. Modlitwa przebłagania z
akcentem wynagradzania, przejawia zarazem naszą potrzebę głoszenia wszystkim
radości, że Bóg nasz kocha. Chcemy w ten sposób wszystkich właśnie zbliżyć do
Boga i z Nim powiązać. Wydaje się, że ta modlitwa wiąże się w tym wypadku z
modlitwą zjednoczenia ekstatycznego.
Modlitwa
przebłagania, podobnie jak modlitwa uwielbienia i dziękczynienia, wypełnia
wszystkie rodzaje modlitwy z etapu oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego.
W etapie
oczyszczenia czynnego rozumiana świętość Boga wywołuje w nas żal za grzechy.
Zarazem zmartwimy się tym, że nasze grzechy były powodem męki Chrystusa w
Ogrójcu, na drodze krzyżowej i na Kalwarii. Żal za grzechy nie jest więc i nie
powinien być skupieniem uwagi na sobie, lecz sposobem dostrzegania Chrystusa, tajemnicy
i roli Wcielenia, dzięki któremu dokonało się Odkupienie i Zbawienie. Wywołana
żalem za grzechy pokuta jest przecież metanoją, to znaczy przemianą myślenia i
stałym kierowaniem się w decyzjach ku temu, co prawdziwe i dobre, a tą drogą
zbliżenie się do Boga. Modlitwa przebłagania kieruje nas do sakramentu pokuty,
co jest cechą oczyszczenia czynnego. Przybliżanie się do Boga skłania nas do
przyjmowania Komunii świętej, gdy zbliżenie do Boga nie może być tylko
nastrojem i pragnieniem. Musi być realnym kontaktem, a raczej pogłębianiem się
tego kontaktu mocą Eucharystii.
W etapie
oczyszczenia biernego najpierw dana jest nam ciemna noc miłości. Bóg kształtuje
nasze z Nim powiązania przez miłość. Modlitwa przebłagania wyraża naszą
gotowość na przyjęcie tego, co Bóg w nas zmienia. Jest wprost potrzebnym
elementem w odmianach modlitwy z okresu ciemnej nocy. Pomaga nam zaakceptować
to, co Bóg przemienia w nas w biernym oczyszczeniu zmysłów, wyobraźni, pamięci
i duszy. Bierne oczyszczenie duszy daje w wyniku uzgodnienie naszej woli z wolą
Boga i pogłębienie intelektu, a raczej takie jego oczyszczenie, że w pełni
rozumiemy prawdy wiary. Modlitwa przebłagania obejmuje żalem wszystko to, czym
utrudnialiśmy Bogu Jego miłosierne staranie o prawość i właściwe odniesienie do
miłości. A potem modlitwa przebłagania wyraża to, że tak późno doszliśmy do
rozumienia szans naszej miłości.
Ta
modlitwa towarzyszy nam w naszym trwaniu przy Krzyżu, w etapie modlitwy
zjednoczenia bolesnego. Skłania nas do zadośćuczynienia i wynagradzania ludziom
i Bogu za wyrządzone przez nas krzywdy.
Gdy Bóg
wprowadzi nas w modlitwę zjednoczenia ekstatycznego, głosimy radość, że Bóg w
nas mieszka, że możemy słuchać Słowa Bożego, uwielbiać Jego mądrość zawartą w
Ewangelii. Z radością opowiadamy o Bogu i wciąż z tym elementem żalu i
przebłagania, że wszystko stało się tak późno, że dopiero teraz rozumiemy Boga
i że wiąże nas z Nim miłość. A przecież dar rozumu wywołał w nas tęsknotę do
oglądania Boga „twarzą w twarz”, przeżywamy żal, że jeszcze się to nie stało.
Niecierpliwie pragniemy znalezienia się już po drugiej stronie życia. Na szczęście
towarzyszy nam i tu modlitwa przebłagania, dzięki której pozostajemy wierni
woli Boga. Bóg sam decyduje o tym, kiedy nas przenieść w nieutracalność
zbawienia.
W etapie
modlitwy zjednoczenia przemieniającego, gdy dar mądrości utrwalił na zawsze
nasze więzi z Bogiem, modlitwa przebłagania staje się przede wszystkim wynagradzająca.
Towarzyszymy Chrystusowi w tajemnicach Jego ziemskiego życia, towarzyszymy
Matce Bożej w jej trudnych chwilach wywołanych uczestniczeniem w męce i śmierci
Chrystusa. Przeżywamy żal, że nasze grzechy i grzechy innych ludzi były powodem
cierpień osób tak bardzo przez nas kochanych. I także do nich tęsknimy. Modlitwa
przebłagania wciąż chroni nas przed naruszeniem wierności woli Bożej.
W
modlitwie zjednoczenia przemieniającego już wyraźnie modlitwa przebłagania
przemienia się z powrotem w modlitwę uwielbienia, której tematem i tym, o co
się modlimy, jest już sam Bóg.
Chciałoby
się powiedzieć, że modlitwa błagalna to nie tylko najczęstsza modlitwa ludzi,
lecz także najbardziej dla nas typowa. Jest to zarazem modlitwa najbogatsza w
różne wątki, gdyż ukazuje wyraźnie „do kogo” się modlimy, „o co” i „za kogo”.
Wyraża wszystkie nasze sprawy, cały nasz los bytów niedoskonałych.
O. Jacek
Woroniecki zwraca uwagę, że w modlitwie blagalnej ujawnia się nasza zależność
od Boga jako Stwórcy i zarazem wszechmogącej Osoby. Zależymy więc od Boga,
który może nas obdarować wszystkim, o co prosimy. W tej modlitwie spełnia się
wyraźnie wątek, który nazywamy tym „do kogo” się modlimy. Jest to Bóg wszechmogący
i kochający. Modlimy się o coś. Tematem tej prośby jest wszystko, co wynika z
naszej zależności od Boga w dziedzinie przyrodzonej i nadprzyrodzonej. Modlimy
się więc o potrzeby doczesne, na które wskazuje Modlitwa Pańska. Modlimy się
także o życie duchowe, zbawienie, o trwanie w łasce uświęcającej, o oglądanie
Boga po śmierci. Modlimy się ponadto o środki do rozwijania życia duchowego, do
uzyskiwania zbawienia. Potrzebna nam też pomoc w życiu moralnym, we wszystkich
odmianach nawrócenia. Wszystkie te tematy prośby w modlitwie błagalnej dotyczą
nas i zarazem innych ludzi. Modlimy się więc także i „za kogoś”, za bliźnich
żywych i zmarłych.
Ta
wielowątkowość i wielotematyczność modlitwy błagalnej właśnie ukazuje
człowieka, wprost nas w naszej ludzkiej sytuacji. Jest to sytuacja ciągłych
potrzeb, braków, niedoskonałości. Modlitwa błagalna to przywoływanie Boga do
miejsc i sytuacji, w których nam ciężko, w których cierpimy.
Cierpiąc
prosimy o pomoc Boga i ludzi. Odczuwając potrzeby, których nie można spełnić
bez pomocy innych osób, odwołujemy się do nich, do Boga i do ludzi. Modlitwa
błagalna jest głęboko wychowawcza, gdyż skłania do poszukiwania osób, otwarcia
się wobec nich, zaufania im. Ponieważ otwarcie się wobec innych, ufanie im,
współprzebywanie z nimi, gdy doznajemy ich pomocy, to znaki nawiązywania się i
pogłębiania miłości, można powiedzieć, że modlitwa błagalna jest sposobem
uzyskiwania i pogłębiania miłości.
Jest to
modlitwa najczęstsza, gdyż bardzo wcześnie się jej uczymy. Już małym dzieciom
każemy modlić się o zdrowie dla mamy i taty. Prosić o to, co według nas potrzebne
naszym bliskim i znajomym. Dzięki tej modlitwie uwrażliwiamy się na cierpienia
i potrzeby ludzi. Zarazem uczymy się nasze wszystkie sprawy zgłaszać Bogu. Skutkiem
tych działań jest nabywane przekonanie, że o wszystkim w naszym życiu decyduje
Bóg.
Należy
ukazać negatywne i pozytywne elementy tej postawy. To prawda, że wszystko
zależy od Boga. Nie znaczy to jednak, że Bóg zastępuje nas w naszych działaniach
i obowiązkach. To my musimy wykonać naszą pracę i jej efekt zależy od naszej
umiejętności, pilności i poczucia obowiązku. Dodajmy też, że modlitwa błagalna
może wywołać w nas błędne przekonanie o kierunku zależności: Bóg wtedy nam
pomoże, gdy o to poprosimy, nasza więc prośba jest przyczyną udzielania nam
przez Boga pomocy. Gdy nie uzyskamy pomocy Boga, dziwimy się i wprost mamy żal
do Boga, że nie spełnia naszej prośby. Ten żal ujawnia właśnie błąd w naszym
odniesieniu do Boga: Bóg wykonuje nasze modlitewne polecenia.
To
uzależnienie od siebie Boga w modlitwie błagalnej jest negatywnym elementem
wychowawczym. Znaczy to, że wyrażana w tej modlitwie nasza zależność od Boga i
potrzeba błagania Boga o pomoc, są przez nas przeżywane na sposób
wyakcentowania naszej ważnej roli w związkach z Bogiem. Kształtuje się związek
swoiście sprawiedliwościowy, wprost służbowy. Zapominamy o tym, że jedynym
powodem naszego odniesienia do Boga i uprawnienie do kontaktów z Bogiem jest
to, że Bóg nas kocha. To, że jesteśmy kochani, jest także podstawą modlitwy
błagalnej. Dopowiedzmy tu wyraźnie, że błędem tej modlitwy jest wymaganie od
Boga pomocy z powodu samego zgłoszenia modlitewnej prośby oraz to, że nie
zawsze odróżniamy działania i skutki, których my jesteśmy autorami. Swoiście
zlecamy Bogu wykonanie obowiązujących nas prac i zadań.
Pozytywnym
elementem modlitwy błagalnej jest to, że o wszystko Boga prosimy. Wyrażamy w
ten sposób w pewnym dziecięcym i dojrzałym zaufaniu, że Bóg wszystko spełni, o
co poprosimy, nie dlatego, że prosimy i skłaniamy Go do spełnienia prośby,
lecz, że prosząc, wyrażamy całą swą bezradność i zależność oraz zaufanie do
mocy i miłości Boga. Modlitwa błagalna jest więc głęboko wychowawcza. Jest
bowiem ciągłym uzgadnianiem naszych działań z działaniami Boga. Wychowuje nas
do uzgodnienia naszych życzeń z życzeniami Bożymi. Od wczesnego dzieciństwa
uczy nas umiejętności przyjmowania oczyszczeń biernych, gdyż ciągłego
dostosowywania naszych próśb do oczekiwanych spełnień ze strony Boga.
Należy
więc podkreślić, że modlitwa błagalna nie stanowi procesu uzgodnień w ramach
jakiejś chłodnej umowy. Nie jest tak, że Bóg daje nam tylko to, o co prosimy. Modlitwa
błagalna to po prostu odwoływanie się do Boga kochającego i jak gdyby ciągłe
akcentowanie, że wszystko, co nas spotyka, jest darem Boga. Modlitwa błagalna
jest w ten sposób budzeniem i manifestowaniem miłości. Przypomina właśnie
dziecięce odniesienia do rodziców. Wiadomo, że rodzice kupują dzieciom
wszystko, co im potrzebne i że kupują im zabawki. Dzieci ponadto domagają się zabawek,
które bezpośrednio zobaczyły. I proszą o nie. I często kupujemy im te zabawki.
Modlitwa błagalna wyraża nasze dziecięce odniesienie do Boga. Uczy nas tego
odniesienia. Uczy nas odnoszenia się do Boga z miłością i pełną ufnością. Uczy
nas uzgadniania naszych próśb z życzeniami Boga. Właśnie od dzieciństwa
przygotowuje do umiejętności modlitwy kontemplacji wlanej biernej jako modlitwy
ukojenia, w której nasza wola jest zgodna z wolą Boga.
Modlitwa
błagalna przygotowuje nas także do przetrwania modlitwy zjednoczenia oschłego.
Wtedy Bóg oczyszcza nas ze śladów i korzeni siedmiu grzechów głównych. Jednym
ze śladów tych grzechów jest zuchwałość wobec Boga. Polega ona na tym, że w
życiu religijnym jeszcze korzystamy z własnych pomysłów, nie uzgodnionych z
tym, co wynika ze skutków daru rozumu. Właśnie rozumiemy to, że Bóg tworzy
nasze odniesienia do Niego, lecz wciąż także sami chcemy je kształtować. Bóg
musi nas oczyścić z tego, przecież niedoskonałego pomysłu. Te oczyszczenia
sprawiają, że nasze zjednoczenie z Bogiem jest oschłe w początkowym swym
etapie. I właśnie modlitwa błagalna może nas uchronić przed tym oschłym i
bolesnym stanem zjednoczenia. Może nam służyć gotowością duszy do
nieutracalnego uzgodnienia z Bogiem tego, co chcę robić. Zjednoczenie bolesne
może trwać krótko, gdy skorzystamy z modlitwy błagalnej.
Modlitwa
błagalna, podobnie jak modlitwa uwielbienia, dziękczynienia i zjednoczenia,
jest naszym sposobem odnoszenia się do Boga w całym naszym życiu religijnym.
Może tylko zmieniać się to, „o co” prosimy, zależnie od poziomu życia
religijnego i przejawiających go odmian modlitwy, wyrażających albo
oczyszczenie czynne, albo oczyszczenie bierne. W każdym etapie i na każdym
poziomie życia religijnego, modlitwa błagalna ujawnia ogromną wobec nas miłość
Boga i ujawnia naszą postawę zaufania do Boga, ciągłego, jak u dziecka,
zwracania się ze wszystkim do Boga i przedstawiania Mu spraw ważnych i
nieważnych, wszystkich. Modlitwa błagalna, to przeżywanie Boga jako obecnego we
wszystkim, czym żyjemy. To zarazem pewność, że zawsze otrzymamy to, co
potrzebne, niezależnie od tego, czy o to prosimy, i że często otrzymamy także
to, o co modlimy się, zostawiając jednak Bogu prawo decyzji. Modlitwa błagalna
jest ponadto nieustanną lekcją faktu, że Bóg jest pierwszy i że z miłością
prowadzi nas, jak dzieci, po trudnych drogach życia poprzez ciemną noc miłości
do pełnego z Sobą zjednoczenia.
5. Trynitarny
charakter modlitwy
Zwracaliśmy
już uwagę na to, że modlitwa chrześcijańska jest modlitwą w imię Jezusa
Chrystusa. Do tego swoiście pierwszego znaku rozpoznawczego modlitwy
chrześcijańskiej, należy dodać jej drugi znak. Jest nim właśnie trynitarny
charakter modlitwy. Znaczy to, że modlitwa kierowana do Boga w imię Jezusa
Chrystusa jest zawsze kierowana do Trzech Osób Boskich: Ojca, Syna i Ducha
Świętego.
Przypomnijmy
też, że Kościół katolicki uczy nas zawsze modlitwy do Trójcy Świętej w imię
Jezusa Chrystusa. Znak Krzyża świętego, którym rozpoczynamy dzień pracy i każdą
pracę, każdą też modlitwę, polega na wypowiedzeniu imion Trzech Osób Trójcy
Świętej. Z imion Bożych ułożona jest wspaniała modlitwa: „Chwała Ojcu”, którą
wplatamy w dziesiątki „Zdrowaś Maryjo”, stanowiące różaniec, ulubioną modlitwę
Polaków i świętych. „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu” zamyka każdy
Psalm w modlitwie liturgicznej. Kościół więc wciąż kieruje naszą uwagę i miłość
do Ojca i Syna i Ducha Świętego przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Dodajmy
bowiem, że każda modlitwa we Mszy świętej, każda ponadto modlitwa liturgiczna i
prywatna, jest kierowana do Boga w imię Jezusa Chrystusa.
Te dwa
elementy modlitwy, to znaczy nasze kierowanie się do Osób Trójcy Świętej i to
kierowanie się przez Jezusa Chrystusa, wprowadzają nas w całą głębię chrześcijaństwa.
Podstawową
prawdą chrześcijaństwa jest to, że nasz kontakt z Bogiem dokonuje się w Jezusie
Chrystusie, przez Chrystusa i dzięki Chrystusowi. Nasz kontak z Bogiem w Chrystusie
polega na tym, że Chrystus jest zarazem Bogiem i człowiekiem. Znaczy to, że w
Nim, jako w jednej Osobie Boskiej została przystosowana do pojemności ludzkiej
natura Boga. Znaczy to też, że Chrystus jest swoistym „miejscem”, w którym
nasza ludzka natura może przejmować to, co Bóg w nas wnosi. Chrystus jest z
tego względu koniecznym „pomostem” między Bogiem i nami. Każde powiązanie
człowieka z Bogiem dzieje się więc w Chrystusie. Prawda ta ma swoje zrozumienie
i piękne rozwiązanie w tajemnicy Wcielenia i Odkupienia. Wcielenie to Bóg
otwierający się wobec nas na nowo, po naszym odrzuceniu w Raju ojcowskiej
miłości Bożej. Odkupienie to nasze wejście na powrót w ojcowską miłość Bożą,
gdy Chrystus odkupił nas z grzechów przez swoją mękę i śmierć na krzyżu, a sam
zmartwychwstaniem potwierdził, że rozpoczął się i realnie trwa nasz udział w
życiu Trójcy Osób Boskich. Mamy ten udział w wewnętrznym życiu Boga, gdy ukochamy
Chrystusa i gdy dzięki pomocy Ducha Świętego trwamy w tej miłości. Dodajmy, że
powiązani miłością z Chrystusem stanowimy Kościół, którego duszą jest Duch
Święty, a Głową Chrystus. Stanowiąc taką wspólnotę osób, swoiście niewidzialną,
jesteśmy z Chrystusem ukryci w Bogu, jak to określa św. Paweł. Nasze więc życie
osób, stanowiące Kościół jest zespołem powiązań właśnie z osobami Trójcy
Świętej. Wszystko to stało się przez Chrystusa i dzięki Chrystusowi na życzenie
Ojca za sprawą Ducha Świętego.
Na ogół
mówimy krótko, że modlimy się do Boga, że nasze życie religijne jest zespołem
realnych relacji, wiążących człowieka z Bogiem. Mówimy prawdę. To jest nasze
powiązanie z Bogiem. Wystarcza ono, jako stwierdzenie, do wyjaśnienia życia
religijnego, nawet do wyjaśniania i opisywania modlitwy, która jest
przejawianiem się sposobów naszego powiązania z Bogiem i prośbą, aby te
powiązania trwały. Wystarczy to wszystko do zrozumienia i właśnie wyjaśniania
życia religijnego. Nie wystarczy to do realizacji naszych powiązań z Bogiem
przez miłość, nie wystarczy do uzyskania świętości. Świętość bowiem, jako
zgodność naszej woli z wolą Boga, wymaga przecież działania darów Ducha
Świętego, wysłużonej nam przez Chrystusa i udzielonej przez Niego łaski
uświęcającej, wymaga zarazem i przede wszystkim pospania ze strony Ojca i
Chrystusa do nas i do Kościoła Ducha Świętego, byśmy mogli stanowić jedność na
miarę jedności Ojca, Syna i Ducha Świętego. Wiążemy się z miłością z jednym
Bogiem, który jest Ojcem, lecz zawsze przez Chrystusa i w Chrystusie, mocą
uświęcających nas działań Ducha Świętego. Nasze więc powiązanie z Bogiem jest
powiązanie z Osobami Trójcy Świętej. Odniesienia do Osób Boskich stanowią i
kształtują nasze życie religijne, a w nim naszą modlitwę w jej wszystkich
wspaniałych odmianach.
W etapie
oczyszczenia czynnego jeszcze wciąż przeważa nasza inicjatywa w umartwieniu i
pokucie. Owszem, wyzwala je Duch Święty swymi darami. Lecz nie do końca
uznajemy je za swój sposób bycia. W ciemnej nocy miłości zaczynamy powoli
przyjmować życzenia Boże i prawdy za swój punkt widzenia. Modlitwa prostego
zjednoczenia, nazywana także modlitwą kontemplacji wlanej biernej, jest już
etapem pełnego uzgodnienia z Bogiem naszej woli i intelektu: zgadzamy się na
życzenia Boże i rozumiemy do końca prawdy wiary, którymi orientujemy swoje całe
już życie. Wtedy następuje droga zjednoczenia z Bogiem.
Etap
oczyszczenia biernego, a więc kierowanie się życzeniami Bożymi, zaczął się
wyraźnie w okresie ciemnej nocy miłości. Najpełniej przebiega i owocuje na
drodze zjednoczenia. W modlitwie zjednoczenia oschłego już nic nie narusza
naszych więzi z Bogiem. Wszystkie oczyszczające nas działania Boga,
umartwienia, pokusy jako ukazywane nam inne perspektywy życia, stanowią tylko
cierpienie. W tym cierpieniu dojrzewamy i umacniamy tęsknotę do Boga. W
modlitwie zjednoczenia ekstatycznego umiemy dzięki darom Ducha Świętego
rozpoznać realne potrzeby ludzi i służyć pomocą zgodnie z tym, czym Bóg chce
nam pomóc i nas ochronić. A potem, w modlitwie zjednoczenia przemieniającego
wyraźnie już odnosimy się do Osób Trójcy Świętej i w kontakcie z Trójcą Świętą
służymy ze czcią ludziom i Bogu. Manifestuje się w ten sposób więź miłości,
która właśnie przejawia się w czci i służeniu, to znaczy podjęciu tego, czego
naprawdę życzy sobie Bóg i czego naprawdę potrzebują ludzie. Miłość jest zawsze
otwarciem się wobec drugiej osoby, pozostawaniem w jej zasięgu i upodobnieniem
się osoby ludzkiej do Ojca, Syna i Ducha Świętego, do Osób Trójcy Świętej.
Całe
nasze życie religijne, a wobec tego także nasza modlitwa we wszystkich swych
odmianach, to utrwalanie relacji miłości, wiary i nadziei z Osobami Trójcy
Świętej. Całe nasze życie religijne i nasza modlitwa mają więc charakter
trynitarny.
Podstawowym
źródłem kryzysów w modlitwie jest samo przeżywanie modlitwy. Można powiedzieć,
że tym źródłem kryzysów jest wprost człowiek, przeżywający swoją modlitwę.
Przeżycie
jest najpierw odebraniem przez władze zmysłowe doznań zewnętrznych i
wewnętrznych, np. usłyszanych informacji o Bogu, z kolei jest odniesieniem do
nich naszych uczuć i emocji, skłaniających nas lub zniechęcających do
podejmowania kontaktów z Bogiem, wreszcie jest to łączenie doznań i uczuć oraz
emocji w całość, nie zawsze spójną, przez zmysłową władzę kontrolnej oceny (vis
cogitativa). Przeżycie dzieje się więc w psychicznej warstwie człowieka, do
której wnosi swą informację także intelekt. Jest to informacja o Bogu. Ponieważ
Bóg jest pryncypium i przyczyną istnienia, może Go ujmować wyłącznie intelekt.
Samego powiązania doznań, uczuć i emocji z intelektualną informacją o Bogu
dokonuje zmysłowa władza konkretnej oceny i sytuuje całe przeżycie w naszej
psychice. W obszarze psychiki przeżywamy także nasze realne powiązania z Bogiem
i przejawy tego powiązania, które stanowią modlitwę. Z tego względu także
modlitwa staje się przedmiotem przeżywania. Powiązana z doznaniami, uczuciami i
emocjami podlega kryzysom.
Źródłem
kryzysów modlitwy jest także niedoskonałość lub niepełność informacji o Bogu.
Brakuje nam wystarczającej wiedzy filozoficznej i teologicznej. Uzupełniamy tę
wiedzę właśnie uczuciami. Niekiedy nawet sądzimy, że nasze realne powiązania z
Bogiem są tylko przeżyciem, przedmiotem uczuć i emocji. Na podstawie stanu
przeżyć oceniamy poziom swego życia religijnego i odmian modlitwy.
Trzeba
więc zaraz powiedzieć, że powiązania z Bogiem są realne i należą do
rzeczywistości. O ich trwaniu i poziomie nie decydują przeżycia. Realnym
znakiem, że trwa w nas życie religijne i że pogłębia się w nas modlitwa, są
sakramenty, które znaczą i sprawiają realne uobecnianie się w nas Chrystusa.
Dzięki Chrystusowi, gdy odnosimy się do Niego z miłością, kocha nas Bóg Ojciec,
uświęca nas Duch Święty i przebywają w nas Osoby Trójcy Świętej. Ten stan
kontaktów z Bogiem jest dopiero stanem łaski uświęcającej. Musimy jeszcze
dokonać w sobie oczyszczenia czynnego, poddać się oczyszczeniom biernym,
kierować się cnotami wlanymi i darami Ducha Świętego. Musimy pozwolić Duchowi
Świętemu na wprowadzenie nas w odmiany modlitwy zjednoczenia.
Kolejnym
źródłem kryzysów w modlitwie są decyzje woli, kierującej się w nas informacjami
intelektu. Stawiamy właśnie opór temu, co wnosi w nas Bóg w oczyszczeniu
biernym. W początkach życia religijnego nie działa w nas jeszcze wyraźnie dar
rozumu, który pozwala do końca rozumieć prawdy wiary. Dominuje nasza
interpretacja i nasz projekt realizowania kontaktów z Bogiem. Nie poddajemy się
więc przemianom, wywoływanym w nas przez Boga w oczyszczeniu biernym. Wprowadza
nas to w ciemną noc duszy, a ta ciemna noc jest właśnie przeniesieniem życia
religijnego w obszar przeżyć.
Możemy tu
dodać, że kolejnym źródłem kryzysów modlitwy jest wprost ciemna noc miłości. Są
to kryzysy skomplikowane tak dalece, że aż nazywamy je rozpaczą lub ateizmem.
Znamy jednak sposoby ich przezwyciężania.
Dodajmy,
że chodzi tu o ateizm, który polega na wyniszczeniu tęsknoty do Boga z powodu
ciemnej nocy miłości. Nie chodzi natomiast o ateizm z powodu wychowania w
rodzinach niewierzących, ani też o ateizm, wywołany rozważaniami
filozoficznymi, gdy rozważania te nie są wystarczająco precyzyjne lub nie są
oparte na metafizyce bytu. Święty Paweł mówi także o skazaniu kogoś przez Boga
na stałą niewiedzę lub głupotę, gdy ktoś z powodu lenistwa lub nieumotywowanego
uporu nie chce podjąć kontaktów z Bogiem. Bóg zostawia go w tej sytuacji w tym
oddaleniu, chyba że ktoś - dodajmy - uprosi modlitwą nawrócenie, to znaczy
przyjęcie propozycji z życzeń Bożych.
Nie
rozważamy tu jeszcze poszczególnych źródeł kryzysów modlitwy. Mówimy w ogóle o
źródłach kryzysów, którymi są nasze przeżycia. Polegają one wciąż na tym, że
tym przeżyciom poddajemy realność więzi z Bogiem. Powinno być odwrotnie. To
realne kontakty z Bogiem powinny wyznaczać przeżycia. Dzieje się jednak
inaczej. Samo przeżywanie realnych kontaktów z Bogiem czynimy sposobem
sprawdzania rzeczywistości. O jej prawdziwości rozstrzygają więc nasze doznania
zmysłowe, uczucia, emocje, decyzje, nasza wiedza, nie zawsze dokładna i zgodna
z rzeczywistością. W tym sensie właśnie człowiek jest źródłem kryzysów
modlitwy.
Dominuje
więc w źródłach kryzysów modlitwy przewaga uczuć i emocji nad rzeczywistością.
Znaczy to, że samemu przeżyciu przypisujemy pozycję czegoś pierwszego i
rozstrzygającego.
Należy
zwrócić uwagę, że intelekt i wola, a w związku z nimi rozumienia i decyzje
należą do duszy. Źródłem uczuć i emocji jest głównie to, co fizyczne. Z tego
względu uczucia i emocje sytuują się w psychice, jako wypadkowej działań
cielesnych i duchowych. Arystoteles wprost mówi, że źródłem uczuć i emocji jest
ciało. Tylko Platon czyni duszę ich źródłem. Według Arystotelesa intelekt i
wola powinny kierować uczuciami. Uzyskanie tego nazywa się wychowaniem. Nie
zmienia to faktu, że uczucia i emocje są swoiście niezależne od intelektu i
woli. Wymagają więc specyficznego wychowania.
Uczucie
jest skutkiem zafascynowania pięknem przedmiotu. Temu zafascynowaniu ulegają
zmysły zewnętrzne i wewnętrzne. Ponieważ wiemy, jakie są zmysły, wiemy też,
jakie są typy uczuć. Ponieważ jednak przedmiotów wywołujących uczucia jest
wiele, odczuwamy w sferze psychiki swoiste rozdarcie, to znaczy zafascynowanie
się zarazem wieloma przedmiotami. Dezintegruje to psychikę. Pierwszym więc
sposobem porządkowania i wychowania uczuć jest ich integracja czyli scalenie.
Zgodnie z wrażliwością zmysłów zewnętrznych i wewnętrznych na piękno należy
integrować je pięknem.
Tomasz
Merton radzi, aby scalać uczucia mocnym bodźcem piękna i w ten sposób skupić je
przy jednym fascynującym przedmiocie. Może to być muzyka, plastyka, krajobraz,
nawet piękno myśli, Ewangelii, piękno Boga. Skutkiem oddziaływania na kogoś
pięknem jest nie tylko scalanie uczuć, lecz także uzyskanie wrażliwości na
dobro. Merton sądzi, że właśnie piękno wychowuje sumienie, to znaczy utrwala w
nas skierowania do dobra.
Święta
Teresa z Avila uważa, że doznania, uczucia, emocje nie podlegają intelektowi i
woli tylko w początkowych etapach życia religijnego. Na drodze zjednoczenia
służą nam wzbogacając realne więzi z Bogiem. W okresie oczyszczenia czynnego, a
głównie oczyszczenia biernego, dusza porwana przez Boga, pomija zmysły i
uczucia sytuując je w ekstazie. Ekstaza bowiem to wyłączenie działań zmysłowych
i uczuć z procesu poznania i decyzji w intensywnym kontakcie z Bogiem.
Długo
więc, bo aż do etapu drogi zjednoczenia musimy chronić i wychowywać uczucia
bodźcem piękna.
Aż do tej
chwili mówimy o przeżyciach jako czymś negatywnym w życiu religijnym. Mówimy
też, że wprost człowiek jest źródłem kryzysów modlitwy. Jego rozumienia,
decyzje, uczucia, emocje utrudniają pogłębianie się i utrwalanie kontaktów z
Bogiem. Tak to wygląda, gdy rozpatrujemy życie religijne od strony człowieka,
od strony jego przeżyć.
Możemy
jednak ująć kryzysy modlitwy od strony Boga. Widzimy je wtedy jako coś
pozytywnego, jako przejaw poddawania się dokonywanym w nas przez Boga oczyszczeniom
biernym. Cała osoba ludzka ma być zjednoczona z Bogiem, cały człowiek, który
jest duszą i ciałem, scalonymi jednym aktem istnienia. Zapoczątkowujące nas istnienie
wyznacza proces scalenia psychiki i działań wszystkich elementów, stanowiących
człowieka. Tego scalenia dokonujemy już sami w oczyszczeniu czynnym, zresztą w
każdym odpowiedzialnym wychowaniu, które przejawia się w wewnętrznym ładzie i
skierowaniu do dobra. W oczyszczeniu biernym Bóg pomaga nam w uzyskaniu pełnej
wewnętrznej jedności, właśnie wewnętrznego ładu i skierowania do tego dobra, którym
jest On sam. Bóg bowiem jest celem i spełnieniem życia religijnego. A wprowadza
nas w oczyszczenie bierne, gdy szczerze Go szukamy i gdy właśnie z Bogiem
chcemy trwale powiązać się miłością. Bóg wtedy kształtuje naszą miłość na miarę
swojej propozycji. Skutkiem tego są wtedy nasze kryzysy w modlitwie, które są
przyjmowaniem życzeń i propozycji Boga, a z naszej strony często bolesnym
odchodzeniem od naszych propozycji i umiłowań, gdy emocje dość silnie powiązały
nas z naszymi propozycjami i umiłowaniami.
Trzeba
więc znać źródła kryzysów modlitwy i same kryzysy, aby przetrwać wszystkie
oczyszczenia i ciemną noc miłości, jeżeli zgodnie z naszą tęsknotą Bóg zechce
nas wprowadzić w etap pełnego zjednoczenia z Osobami Trójcy Świętej.
Kryzysy
modlitwy obserwujemy na wszystkich jej etapach. Znaczy to, że w całym życiu
religijnym, jako procesie pogłębiania się i utrwalania w nas miłości do Boga,
stawiamy opór Bogu, nie umiemy uznać życzeń Bożych i nie jesteśmy w stanie w
pełni ich zrozumieć. Z każdą więc odmianą modlitwy wiąże się właściwy dla niej
kryzys.
Najgroźniejszy
jednak jest ten kryzys, który dopada nas w samym momencie początku życia
religijnego. Może bowiem zniszczyć życie religijne zanim się ono rozwinie i
umocni. Ten niszczący kryzys, a raczej często długotrwała choroba duszy, to
właśnie skrupuły.
Przypomnijmy
najpierw, że życie religijne jest łączącą nas z Bogiem realną więzią miłości,
wiary i nadziei. Zaczyna się ono w momencie chrztu. Może to być chrzest realny
przez polanie wodą i może to być także chrzest pragnienia, który polega na
skierowaniu do Boga naszej miłości, na skierowaniu wprost lub choćby w postaci
naszego szczerego poszukiwania prawdy i czynienia dobra. Jest to jednak życie
religijne jeszcze nie rozwijane, jak gdyby tylko zapoczątkowane. Owszem, jest w
nas cała Trójca Święta, lecz jeszcze nie działają w nas cnoty wlane i dary
Ducha Świętego. Nie służymy jeszcze ludziom przejawianiem się w nas obecności
Boga. Nie służymy im przykładem miłości, wiary i nadziei.
Proces
pogłębiania się i utrwalania w nas miłości do Boga zaczyna się w momencie
uświadamiania sobie świętości Boga i naszej grzeszności. W modlitwie uwielbienia
adorujemy świętość Boga i zarazem przeżywamy głębokie zawstydzenie z powodu
naszych grzechów. Bóg chroni nas w tym przeżyciu, Dar bojaźni Bożej wyzwala w
nas cnotę równowagi, swoistej prawdy o wszystkim, to znaczy pokorę. Pozwala nam
ona spokojnie stwierdzić różnicę między Bogiem a nami. Ta różnica może nas
przerazić i załamać. Chroni nas jednak zaraz dar umiejętności, który uczy nas
prawidłowego odniesienia do Boga i do nas samych. A dar pobożności wprowadza
nas w pokutę skłaniającą do czci wobec Boga i do zadośćuczynienia za grzechy.
Jesteśmy jednak dopiero u początków oczyszczenia czynnego. Jeszcze wciąż my
podejmujemy inicjatywy w umartwianiu i pokucie. I jeszcze nie umiemy ufać Bogu.
Jeszcze słaba jest w nas nadzieja, która kształtuje w nas także dar
umiejętności. Jeszcze ujmujemy swoje życie religijne w kategoriach tylko
sprawiedliwości. Z pozycji tej sprawiedliwości zasługujemy na odrzucenie. Ta
myśl o odrzucenia skłania nas do tego, by ratować się przy pomocy pokuty.
Chcemy uwolnić się od grzechu. Korzystamy z sakramentu pokuty. Często
przystępujemy do spowiedzi. Nie pamiętamy jednak, że grzechy odpuszczone już
nie istnieją. Trwa w nas pamięć o tych grzechach. Nie bierzemy pod uwagę
miłości i miłosierdzia Bożego. Patrzymy na swoje życie religijne z pozycji
właśnie przeżycia. W przeżyciu swoiście decydujemy los naszych kontaktów z
Bogiem. Wciąż przeżywamy żal, że grzeszyliśmy. Nieustannie myślimy o swoich
grzechach, a nie o Bogu. Przyzwyczajamy się do rozważania grzechów. Powoli
zaczynamy mniej myśleć o Bogu. Z czasem myślimy już tylko o swoich grzechach
przerażeni, załamani, smutni. Nie mamy pewności, czy wszystkie grzechy objęliśmy
żalem, czy żal był wystarczający. Udręcza nas nasza grzeszność, staje się
jedynym przedmiotem rozważań. Trwa już w nas właśnie choroba skrupułów.
Powtórzmy,
że choroba skrupułów polega na stałym myśleniu o grzechach. Nie myślimy o Bogu
i nie kierujemy się do Boga.
Skrupulantów
poznajemy po tym, że dokładnie, zbyt dokładnie opisują swoje grzechy.
Spowiednik słuchając naszych oskarżeń, często także skupia uwagę na naszych
grzechach, ostro nas gromi i w ten sposób pogłębia nasz lęk, ból i przerażenie.
Przyzwyczaja nas także do myślenia o grzechach, a nie o Bogu.
Przed
chorobą skrupułów musi nas bronić spowiednik i kierownik duchowy. Powinni oni w
naszych zwierzeniach, w naszym lęku, bólu i przerażeniu poszukiwać stopnia
żalu, tęsknoty i cierpienia. Proporcjonalnie do stopnia żalu, tęsknoty i
cierpienia powinni kierować naszą uwagę na Boga, na Jego świętość, którą Bóg
chce z nami dzielić. Powinni zakazać nam myślenia o grzechach. Powinni nakazać
nam myślenie o Bogu i spowiadanie się z przebiegu modlitwy. Na spowiedzi zwykle
oskarżamy się ze swych grzechów. Jednak w okresie choroby skrupułów powinno się
zakazać spowiadanie się z grzechów. Jest to terapia, w której trzeba nauczyć
kogoś, że Bóg jest większy niż grzechy, że jest pierwszy i jedyny.
U dna choroby
skrupułów, jako dominacji poczucia grzeszności, leży właściwie egoizm i nasza
próżność, często pycha. Ma ona postać przerażenia, lecz w gruncie rzeczy
stawiania siebie na pierwszym miejscu, rozważania siebie. Myślę o sobie,
przejmuję się sobą. Nie pamiętam lub nie wiem, że Bóg kieruje się do mnie, że
chce mnie oczyścić i zbawić. Nie biorę pod uwagę objawionych nam przecież
życzeń Bożych. Właśnie nie myślę o Bogu. Myślę o sobie, o swoich grzechach. Nie
ożywiono we mnie żalu, tęsknoty i cierpienia.
Nie
pamiętamy lub nie wiemy, że rytm życia religijnego to nieustanne nawrócenie,
ciągłe powstawanie z grzechów, ciągłe przybliżanie się do Boga, nieustanna
zmiana myślenia i decyzji w kierunku wyboru Boga. Jest to przecież nawet
przemiana odmian modlitwy, droga do pełnego zjednoczenia z Bogiem. Wciąż musimy
odchodzić od grzechów, także od tego, co mniej doskonałe, od tego, co lepsze,
wprost od Boga. Zatrzymanie się na swoich grzechach, a nawet na danym stopniu
modlitwy, uniemożliwia pójście dalej w kierunku pełnego spełnienia życzeń
Bożych.
W
początkach życia religijnego, a tym bardziej w okresie skrupułów, popełniamy na
ogół te same grzechy. Oskarżamy się z tych grzechów na spowiedzi. Po jakimś czasie
spowiednik uświadamia sobie, że mimo spowiedzi nie następuje w nas poprawa. Nie
śledząc w nas stopnia żalu za grzechy, tęsknoty do Boga i cierpienia, jedynie
zmartwiony naszą grzesznością i brakiem poprawy odmawia rozgrzeszenia.
Mechanicznie posłużył się podręcznikowym zaleceniem, nie dostrzegł, że
spowiadający się jest dotknięty chorobą skrupułów. Penitent odchodzi od
konfesjonału z poczuciem, że grzechy oddalają go na zawsze od Boga, że ich nie
pokona, że przegrał. Może się zdarzyć, że już nigdy nie wróci do konfesjonału,
że nie przełamie swojego głębokiego zawstydzenia. Pozostanie z poczuciem, że
został odsunięty, odepchnięty, że Bóg nie chce nawiązania z nim kontaktów.
Czuje się samotny, izolowany. Przechodząc koło kościoła już do niego nie
wstępuje. Ma poczucie, że przegrał swoje życie religijne. Jeżeli jednak tęskni
choćby do spowiedzi, której się lęka, to tęskni do Boga. To zarazem znak, że
dotknęła go tylko choroba skrupułów.
Osoby
dotknięte chorobą skrupułów, popełniając te same grzechy właśnie trzeba
rozgrzeszyć, trzeba często, nawet codziennie je spowiadać. Grzechy są
odpuszczone. Chodzi o to, aby pomóc tym osobom w pokonaniu poczucia
grzeszności, które zbyt mocno usytuowało się w przeżyciu. Trzeba te osoby
spowiadać właśnie z przebiegu modlitwy, z tego, co zrobili dobrego dla kogoś.
Trzeba więc ich uczyć myślenia o Bogu poprzez modlitwę i poprzez służenie
ludziom. W okresie skrupułów nie nauczą się tego sami w modlitwie myślnej. Nie
są przecież w stanie zdystansować tematu grzechu. Jest im potrzebne czynne
oczyszczenie zmysłów i wyobraźni. W to oczyszczenie musi ich wprowadzić
spowiednik lub wychowawca życia religijnego.
Dotknięci
chorobą skrupułów mają przed sobą dwie drogi: nawrócenie albo obojętność.
Nawrócenie
to pójście dalej, przekroczenie etapu modlitwy, na którym się znajdujemy.
Początek życia religijnego, początek okresu pierwszego nawrócenia to uświadomienie
sobie świętości Boga i własnej grzeszności. Poczucie grzeszności jest
prawidłowym znakiem przeżywania swych odniesień do Boga. Doznajemy tego
poczucia dość często, jeszcze nawet w okresie modlitwy bolesnego zjednoczenia.
Błędem jest jednak zatrzymanie się w tym poczuciu. Zawsze bowiem jest błędem
brak postępu wewnętrznego, przechodzenia z niższych etapów modlitwy do modlitwy
zjednoczenia. Znakiem, że to przechodzenie dalej się w nas dokonuje, jest
zawsze oschłość, to znaczy brak zadowolenia z tego, co robimy, z danego sposobu
modlitwy.
Oschłość
jest trudnym przeżyciem. Jest jednak napędem w poszukiwaniu, kierowaniu się ku
czemuś lepszemu. Oschłość więc zawsze towarzyszy naszym wysiłkom ulepszania i
pogłębiania modlitwy. Towarzyszy oczyszczeniu czynnemu. Podobnie pojawia się w
oczyszczeniu biernym. Tu także trzeba minąć te odmiany modlitwy, które jeszcze
nie są modlitwą zjednoczenia przemieniającego. Oschłość towarzyszy więc
wszystkim odmianom nawrócenia.
Samo
nawrócenie - powtórzmy - to przekroczenie etapu powiązań z Bogiem,
dystansowanie nawet siebie, zmiana myślenia i decyzji, wybór tego, czego życzy
sobie Bóg w rozumianych przez nas prawdach wiary, gdy wspomaga nas dar rozumu,
jest to zawsze wybór Boga i pełniejsze z nim powiązanie.
Obojętność
to wybór siebie, jakiejś swojej sprawy, przeżywanie jej, na przykład
przeżywanie swojej grzeszności. Zmartwiony sobą, przerażony w gruncie rzeczy
siebie stawiam na pierwszym miejscu. Pomijam innych ludzi, ich sprawy. Pomijam
zarazem Boga. Przejęty swoją grzesznością nie pamiętam, że Chrystus wysłużył
nam zbawienie, że Bóg Ojciec kieruje do nas miłość, że Duch Święty chce nas tak
ukształtować, by stawał się coraz pełniejszy nasz udział w wewnętrznym życiu
Boga. To przecież Duch Święty przez dar bojaźni Bożej, umiejętności i
pobożności uwyraźnia w nas świętość Boga i naszą grzeszność. Powinna wyzwolić
się w nas pokora, nadzieja i pokuta. Tymczasem nasz egoizm zatrzymał nas przy
przeżyciu grzeszności. Zmieniliśmy cel rozważań w modlitwie myślnej. Tym celem
jest Bóg. Tym celem stały się nasze sprawy. Uwikłały nas tak dalece, że stały
się w nas chorobą skrupułów.
Jest to
straszna choroba, często śmiertelna, gdy wywoła w nas obojętność. Często nam to
grozi, gdy nie pójdziemy w kierunku nawrócenia. Choroba skrupułów dopada nas w
samym początku pierwszego nawrócenia. To, co jest początkiem nawrócenia,
właśnie przeżycie świętości Boga i naszej grzeszności, może stać się początkiem
odejścia od Boga, gdy przedmiotem naszej uwagi i rozmyślań stanie się nie Bóg,
lecz nasze przeżycie.
W
dramacie choroby skrupułów ogromnie ważna jest miłość bliźniego ze strony
spowiedników i wychowawców życia religijnego, zarazem ich wiedza i umiejętność,
ich wewnętrzne skierowanie do Boga, pozwalające na wykrywanie w kimś stopnia
jego tęsknoty do Boga. Ta tęsknota do Boga zawsze ratuje człowieka. Tylko ona
może nas wyprowadzić ze stanu skrupułów, gdy ponadto ktoś wspiera nas w tym
miłością. Ta miłość uwrażliwi nas na poddawanie się darom Ducha Świętego i
oczyszczeniu biernemu.
3. Zaniedbanie
uczuć (Kryzysy modlitwy w oczyszczeniu czynnym)
W
oczyszczeniu czynnym, w którym głównie człowiek podejmuje inicjatywy dotyczące
życia religijnego, nie ma na ogół wielkich kryzysów modlitwy. Wiemy już, że u
samych początków życia religijnego dopada nas głęboki kryzys modlitwy, którym
jest choroba skrupułów. Jeżeli przezwyciężymy ten kryzys lub w ogóle nie
popadniemy w skrupuły, grożą nam tylko skutki zaniedbania uczuć. Niezależnie od
stanu uczuć czujemy się raczej pewni siebie i sądzimy, że poradzimy sobie z
wszystkimi kłopotami.
Przypomnijmy,
że od początku życia religijnego wspomaga nas dar bojaźni Bożej, dar
umiejętności i dar pobożności. Wyzwalają one w nas pokorę, nadzieję i pokutę.
Przypomnijmy zarazem, że w okresie oczyszczenia czynnego nie odczytujemy
jeszcze propozycji Boga, że w naszych dziedzinach i w naszej modlitwie pełno
jest naszych pomysłów i decyzji.
Pokora
jest cnotą wewnętrznej równowagi i powinna bezpiecznie przeprowadzić nas przez
trudne przeżycie świętości Boga i naszej grzeszności. Tymczasem wypełniamy
pokorę własnymi opiniami i ocenami, złą teologią łaski i grzechu. W wyniku tego
popadamy niekiedy wprost w skrupuły, lub gdy Bóg nas od nich ustrzeże, nie mamy
odwagi i sił, by podjąć intensywniejsze życie religijne.
Zachęca
nas do niego i skłania nadzieja. Także jednak nadzieję wypełniamy swymi
pomysłami, marzeniami o osiągnięciu wyjątkowej świętości, czasem nawet o czekających
nas widzeniach lub czynieniu cudów.
Te
dziecinne marzenia nie są groźne i czasem o tyle się przydają, że skłaniają nas
do pokuty, którą także wypełniamy swoistą pomysłowością, odwagą, nawet brawurą.
Podejmujemy surowe umartwienia, które niekiedy niszczą zdrowie, potrzebne nam
przecież do wskazanych przez Boga działań apostolskich, gdy znajdziemy się w
etapie modlitwy zjednoczenia ekstatycznego.
W sposób
więc bardzo dziecinny realizujemy oczyszczenie czynne i mimo wszystko nabywamy
cnót, czyli usprawniamy się w rozpoznaniu i wyborze tego, co dobre.
Wciąż
wspomagają nas dary Ducha Świętego i powoli przechodzimy z etapu modlitwy
ustnej w modlitwę myślną, modlitwę afektywną, modlitwę nabytego skupienia.
Skutkiem
modlitwy myślnej jest według Tomasza Mertona przede wszystkim zdystansowanie
rzeczy ludzkich, a nawet Boskich, zdystansowanie także siebie, wychodzenie z
dziecinnych odniesień do siebie i do Boga. Poważniej i bardziej autentycznie
funkcjonuje w nas pokora, nadzieja i pokuta. Skutkiem jednak tego
zdystansowania jest także oddzielenie się emocji i uczuć od tego, co istotne w
naszych odniesieniach do Boga i w przejawiających te odniesienia odmianach
modlitwy. Bóg bowiem chce nas przeprowadzić z obszaru tylko przeżyć w samą
rzeczywistość powiązań z Trójcą Świętą. Bóg korzysta z normalnego procesu
naszego przechodzenia od tego, co drugorzędne, do tego, co istotne. Uczucia są
ważne w naszym życiu, lecz nie są istotne w powiązaniu z Bogiem. Nie będą już
wtedy przeszkadzały, zatrzymywały przy sobie, lecz będą wspomagały nasze siły w
modlitwie i działaniach apostolskich. Teraz są oddzielone, osobne. To ich
oddzielenie jest dla nas zagrożeniem.
Pozbawione
uczuć nasze przeżywanie więzi z Bogiem jest swoistym trudem. Życie religijne i
modlitwa wydają się nam suche, nieciekawe, często nudne. Nic nas nie ciągnie do
życia religijnego i modlitwy. Bóg nas zachęca swymi pociechami, jest to
skupienie na modlitwie, wewnętrzna radość, pokój. Ten pokój nas uspokaja.
Raduje nas przebywanie wobec Boga w modlitwie nabytego skupienia. Minęliśmy już
bowiem modlitwę afektywną, w której dołączaliśmy uczucia do słów i myśli. Wciąż
trwająca modlitwa myślna oddziela nas od uczuć. Skupienie bowiem, radość i
pokój nie są uczuciami, są stanem intelektu i woli.
Oddzielenie
uczuć polega na zerwaniu ich związku z intelektem i wolą, a przede wszystkim na
zerwaniu tego związku z wolą. Intelekt przekazuje woli swoje rozumienie, wola
jednak nie przekazuje swych decyzji uczuciom, gdyż ani intelekt, ani wola nie
mogą ukazać uczuciom Boga jako przedmiotu ich dążenia. Intelekt rozumie Boga i
jego życzenia, rozpoznane w Ewangelii, wola akceptuje informacje intelektu.
Uczucia pozostają na uboczu, oddzielone, osobne, samotne. I tu zaczyna się
dramat, zaczynają pojawiać się skutki zaniedbań uczuć.
Uczucia
mają swoje osobne i bezpośrednie przedmioty dążeń. Oddzielne od tego, czym żyje
intelekt i wola, zaczynają kierować się do swych bezpośrednich przedmiotów. Są
bowiem czymś żywym w żywym człowieku. Ich skierowanie do właściwego im
przedmiotu owocuje fascynacją. Tym właściwym dla nich przedmiotem jest piękno,
które właśnie funkcjonuje. Uczucia pobudzają emocje, które psychologowie wiążą
ze sferą fizjologiczną. Piękny przedmiot fascynuje, wywołuje burzę w sferze
fizjologicznej i emocjonalnej, zarazem w psychice, w której sytuują się
uczucia. Jest to normalna struktura fascynacji. Przeżywamy jednak niepokój,
gdyż tym, co nas fascynuje, nie jest Bóg. Czujemy się winni. Wydaje się nam, że
nie jesteśmy wierni Bogu fascynując się tak mocno czymś innym.
Owszem,
fascynujące nas piękne przedmioty mogą pociągnąć swą siłą intelekt i wolę. Może
się zdarzyć, że dla tych przedmiotów odejdziemy od Boga. Nie musi tak być, ale
tak się zdarza. Dzieje się to w okresie właśnie oczyszczenia czynnego i nawet w
okresie ciemnej nocy miłości. Uczucia nie zagrażają nam, jak wiemy, na drodze
zjednoczenia. Jesteśmy wtedy już tak zaprzyjaźnieni z Bogiem, że nic nie zerwie
łączącej nas z Bogiem miłości.
W
tradycyjnych ascetykach przestrzega się przed tymi fascynacjami. Zaleca się
uciekanie od nich i nie uleganie uczuciom. Może dlatego zakonnice opuszczają oczy,
by ich uczuć nie porwało spotkane piękno. I może z tych samych powodów podobnie
zachowują się zakonnicy. Chodzi tu o piękno ludzkie, o urodę mężczyzn i kobiet,
o fascynację rzeczami i pieniądzem. Pozwala się zakonnicom i zakonnikom na
fascynowanie się krajobrazem i sztuką, zresztą także w umiarkowany sposób.
W nowych
ascetykach formułuje się dwie propozycje w odniesieniu do uczuć:
Pierwsza
propozycja polega na uzyskiwaniu takiego wychowania naszych odniesień do ludzi,
by ich piękno budziło w nas potrzebę szukania ich dobra, a nie czegoś dla nas,
by zafascynowanie skłaniało do otoczenia kogoś opieką, służenia mu naszą wiedzą
i uwagą, ponadto, byśmy reagowali na zafascynowanie tak, jak reagujemy na
głodnych, spragnionych, pozbawionych dochodów, smutnych, uwięzionych,
podróżujących. Mamy bowiem ze czcią służyć ludziom, gdyż na tym polega miłość.
Druga
propozycja polega na uzyskaniu scalenia emocji i uczuć mocnym bodźcem piękna
sztuki. Chodzi o to, aby emocje i uczucia nie rozproszyły się w dążeniu do
wielu fascynujących przedmiotów, lecz aby stanowiły jedną, zwartą warstwę
przeżyć. Właśnie sztuka utrzymuje je w tym stanie. Mogą wtedy czekać aż do
etapu naszego zjednoczenia z Bogiem nie odciągając nas od Boga.
Zaniedbanie
uczuć to - w okresie braku ich udziału w dążeniach intelektu i woli -
pozwolenie im na osiągnięcie ich własnych przedmiotów fascynacji, zarazem nie
scalenie ich jednym, mocnym bodźcem piękna, tego jednak piękna, które nie
odciągnie od Boga, lecz pozwoli uczuciom przetrwać okres naszych oczyszczeń
czynnych.
Uczucia i
emocje nie mogą zafascynować się Bogiem. Mogą jednak nas wspomagać w
przeżywaniu realizującej się w nas pokory, nadziei i pokuty. Mogą też wzmocnić
naszą cierpliwość i otwarcie się wobec wychowawcy życia religijnego. Mogą więc
swoiście uczestniczyć w naszym oczyszczeniu czynnym, gdy nie dopuścimy do ich
zaniedbania.
A
zaniedbanie uczuć - powtórzmy - to w sytuacji ich oddzielenia od intelektu i
woli pozostawienie ich wobec wielu przedmiotów fascynacji.
Uczucia
należy scalać jednym, wielkim przeżyciem piękna i sztuki i wspomagać nimi
pokorę, nadzieję, pokutę, cierpliwość i otwarcie na ludzi głodnych,
spragnionych, chorych, tych wszystkich , którym ze czcią mamy służyć, gdyż tym
właśnie jest miłość do ludzi i do Boga.
4. Kryzys
modlitwy w ciemnej nocy
Kryzysy
modlitwy także w okresie ciemnej nocy różnią się od modlitwy przejawiającej
życie religijne, różnią się więc od samej ciemnej nocy w tym, czym ona jest.
Przypomnijmy,
że ciemna noc jest w swej strukturze procesem przejmowania przez Boga
inicjatywy w naszym życiu religijnym. Maleje nasza inicjatywa. Proces ten
przejawia się w omawianych już odmianach modlitwy. Jest to modlitwa wlanego
skupienia i modlitwa ukojenia. Granice ciemnej nocy stanowi modlitwa nabytego
skupienia i modlitwa prostego zjednoczenia. W procesie ciemnej nocy chodzi o
to, że najpierw Bóg powoduje poszukiwanie Go i nasze kierowanie się do Niego, z
kolei doprowadza do uzgadniania naszych życzeń ze swoimi życzeniami. Cały ten
proces wymaga właśnie z naszej strony przyjmowania inicjatyw Boga i porzucania
swoich własnych. Zawsze bowiem „On ma wzrastać, a ja stać się małym”. W
spokojnym przebiegu tego procesu przeszkadza właśnie przeżycie.
Ciemna
noc jako przeżywanie naszych odniesień do Boga jest dramatycznym procesem,
który może doprowadzić, jak wiemy, do rozpaczy albo ateizmu. Ponieważ ciemna
noc dzieje się w przeżyciach, doznajemy skutków przede wszystkim umartwienia
nie widząc jasno celów tych umartwień, podejmowanych przez nas lub wprowadzanych
w nas przez Boga. Jest nam dany w przeżyciu jedynie przebieg umartwień zarówno
w oczyszczeniu czynnym, jak i oczyszczeniu biernym. Ciemna noc jest przecież
spotkaniem się tych dwu oczyszczeń.
Uwyraźniamy
to, że kryzys modlitwy dlatego różni się od bolesnych etapów ciemnej nocy, że
jest przeżywaniem kilku zarazem wydarzeń. Przeżycie bowiem jest w samej
strukturze sumą lub swoistą całością tych umartwień, które dominują. Dzieje się
w nas umartwienie czynne i umartwienie bierne. Przeżywamy je jako jeden stan przemian,
których cele są dla nas zakryte. Nie widzimy ich i nie umiemy przewidzieć w
oczyszczeniu biernym. Samo też przeżycie umartwienia czynnego różni się od
przeżycia umartwienia biernego, to znaczy - znowu przypomnijmy - stosowanego
wobec nas przez Boga.
Umartwienie
w okresie oczyszczenia czynnego ma na celu uzyskanie usprawnienia się w wyborze
dobra. Skutkiem tego usprawnionego wyboru są cnoty, dzięki którym nie
popełniamy grzechów.
To
umartwienie w okresie oczyszczenia czynnego możemy zrozumieć przy pomocy
porównania z przeprowadzeniem porządków w swoim mieszkaniu. Mamy swoje
urządzone mieszkanie. Znajdują się w nim meble i sprzęty, ustawione według
naszego pomysłu we właściwych dla nich miejscach. Czyścimy meble i sprzęty,
odnawiamy je, wnosimy do mieszkania jakieś nowe, potrzebne nam rzeczy.
Mieszkanie wygląda czysto i ładnie. Czujemy się w nim dobrze, coraz lepiej. Gdy
jakiś przedmiot się zabrudzi lub popsuje, czyścimy go, naprawiamy, doskonalimy.
Podobnie
w życiu religijnym czyścimy nasze sumienie, naprawiamy zaniedbania, wprowadzamy
nowe umartwienia, by uzyskać jakąś sprawność, jak nowy sprzęt, potrzebny nam,
tak sądzimy, w naszym życiu religijnym. Doskonalimy zawartość naszej duszy i
psychiki. Na ogół niczego nie zmieniamy w mieszkaniu, w naszej duszy i psychice.
Usuwamy jedynie to, co zbyteczne lub zniszczone. Uzyskujemy nowe cnoty i
naprawiamy to, co niszczył w nas grzech. Do tego przytulnego mieszkania wciąż
zapraszamy Boga. Prosimy nawet, aby Bóg był w nas pierwszą osobą i kierował
nami. Prosimy, aby kształtował naszą miłość. Gdy ta prośba jest szczera, Bóg
traktuje ją poważnie, przychodzi, czuje się gospodarzem naszego życia
religijnego i zaczyna je kształtować według swojego pomysłu. W tym momencie
zaczyna się właśnie dramat.
Umartwianie
w okresie oczyszczenia biernego, to znaczy wywoływanego w nas przez Boga, ma na
celu takie ukształtowanie miłości, by faktycznie łączyła nas z Bogiem. Bóg musi
zastosować odpowiednie środki, które nakierują naszą miłość na Niego samego i
uczynią ją „miejscem”, w które Bóg wprowadzi swoją miłość. Nasza miłość musi
więc pominąć swoje cele , wiele różnych przedmiotów, które nie są Bogiem. Ma
stać się wolna, zdolna przede wszystkim do prawie ograniczonego powiązania się
z miłością Boga. To pomijanie naszych osiągnięć budzi nas niepokój. Narasta w
nas poczucie zagrożenia. Przeżywamy lęk, że rozpada się budowane przez nas
życie religijne. Pojawia się w nas zawstydzenie, że nie udało się nam ochronić
swego życia religijnego. Wydaje się nam, że Bóg nie podejmuje naszej miłości. W
ogromnym bólu porzucamy życie religijne. Tak właśnie przebiega rozpacz. Nie
jest groźna, gdy nie opanuje nas smutek. Smutek bowiem izoluje człowieka,
zamyka go, oddziela od informacji intelektu, od kierowanych intelektem decyzji,
a także od wpływu Boga. To właśnie smutek wprowadza nas w ateizm. Przed
smutkiem broni nas tęsknota, gdy podejmujemy ją w okresie bólu.
To
umartwienie w okresie oczyszczenia biernego możemy zrozumieć przy pomocy
porównania z przeprowadzeniem w naszym mieszkaniu generalnego remontu, raczej
malowania mieszkania. Z naszego urządzonego mieszkania usuwamy właśnie meble i
sprzęty. Wszystko zmienia swoje miejsce. Stwierdzamy ze zdumieniem, że za
pięknymi, czyszczonymi meblami znajduje się kurz i pajęczyna. Aby je usunąć,
trzeba myć ściany, a często je ścinać, by usunąć zniszczone tynki. Powstaje
nowy kurz, osiadający na sprzętach i książkach. Nakrywamy je, chronimy, kurz wciska
się wszędzie. Rzeczy wymagają nowych przesunięć, by znalazło się miejsce dla
narzędzi i farb potrzebnych do odnowienia mieszkania. Pozostają na miejscu
tylko ściany mieszkania, tylko nasza dusza. Wszystkie w niej meble i sprzęty są
przesunięte. Gubimy się w tym nowym, tymczasowym układzie. Czujemy się
niepotrzebni, wprost przeszkadzamy malarzom. Gdy wymaluje się ściany, okna i
drzwi, wnosimy powoli meble i sprzęty. Okazuje się, że jest ich za dużo, że
niektóre są zbyteczne, że należy je usunąć, aby nabyły właściwego blasku te,
które są cenne i potrzebne. Ktoś nam pomaga w uporządkowaniu, oczyszczeniu i
ustawieniu mebli i sprzętów. Nie czujemy się dobrze w nowej kompozycji wnętrza.
Już jednak boli nas niedoskonałość szczegółów na pięknie odmalowanej ścianie,
ślad farby na połysku stołu, starcie farby na płaszczyźnie drzwi,
niedoczyszczona lampa. Już właśnie funkcjonuje stan odnowionego mieszkania. Wrażliwiej
odbieramy braki może niezauważalne dla innych. Podnosi się poziom naszych
oczekiwań i wymagań.
Podobnie
w życiu religijnym Bóg gruntownie odświeżył wnętrze naszej duszy, zastosował
przewidziane przez siebie, korzystne dla nas umartwienia, które usunęły
niewidoczny dla nas kurz i zniszczenia. Usunął zbyteczne meble, nasze
odniesienia, które od Niego oddalały. Zmienił układ tych odniesień. Stał się
dosłownie gospodarzem naszej duszy. Ukształtował tak naszą miłość, że jest w
niej miejsce na to wszystko, co Bóg w nas wnosi. Muszą to być cnoty wlane i
dary Ducha Świętego, bez których nasze życie religijne, wnętrze naszej duszy
byłoby martwe, urządzone bez spajającej je zasady. Byłoby tylko nagromadzeniem
działań. Uwrażliwił nas ponadto na nawet drobne niedoskonałości, które nas
teraz bolą, a których dawniej nie dostrzegaliśmy. Spowodował, że dominuje w nas
miłość, że naszym mieszkaniem nie są ściany i meble, nasza dusza i nasze cnoty,
lecz sam Bóg i wiążąca nas z Nim miłość. Jeszcze tego do końca nie ujmujemy,
jeszcze żal nam pominiętych działań, jeszcze trwa w nas ciemna noc miłości.
Pamiętanie
o osiągnięciach oczyszczenia czynnego, zarazem trud akceptowania przemian,
spowodowanych oczyszczeniem biernym, to właśnie bolesne przeżycie umartwienia,
trudny kryzys modlitwy w ciemnej nocy miłości. Ten kryzys - powtórzmy - polega
na tym, że umarwienie czynne i u martwienie bierne przeżywamy jako właśnie
jedno umartwienie. Rozumiemy, to, co sami podejmujemy. Nie rozumiemy tego, co
ponadto w nas się dzieje. Wynika to z tego, że albo nie znamy dostatecznie
ascetycznej drogi człowieka do Boga i nie wiemy o tym, że także Bóg nas
oczyszcza i że to, czego nie rozumiemy, jest umarwieniem, inicjowanym w nas
przez Boga, albo wynika to z tego, że widząc to wszystko jeszcze nie ufamy
całkowicie Bogu. Jeszcze mocna jest w nas próżność, jeszcze sami chcemy
kształtować swoje życie religijne. Sądzimy, że zrobimy to najlepiej. Nie
pamiętamy lub nie wiemy, że Bóg doskonalej ukształtuje naszą miłość, że musi w
nią wnieść swoją miłość, by nasze powiązanie z Nim było więzią o dwu wątkach:
ludzkim i Boskim, tak jak nasza miłość do ludzi jest sumą tego, co my wnosimy,
i tego, co wnosi druga kochająca nas osoba. Nie umiemy także do końca liczyć
się z tym, że w miłości druga osoba, a w życiu religijnym Bóg, jest w nas osobą
pierwszą, której ze czcią mamy służyć. Taka jest bowiem natura miłości, że
pomija się siebie, że czyni się swoim domem kogoś drugiego, że Bóg jest
wszystkim w nas i dla nas. Słusznie i mądrze modlił się św. Franciszek, gdy
wciąż powtarzał: „Bóg mój moje wszystko”. Taki jest sens wypowiedzi także św.
Jana Chrzciciela: „On ma wzrastać, a ja stać się małym”.
To
skomplikowane przeżycie umartwienia powoduje taki kryzys modlitwy, że właśnie
nie rozumiejąc, co w nas się dzieje lub nie ufając do końca Bogu, przestajemy
się modlić. Jeżeli jest to trudność dokonywania rozmyślań w modlitwie myślnej,
to nic nie grozi naszemu życiu religijnemu. Jeżeli jest to jednak zaniedbanie
trwania w obecności Boga, grozi nam wygasanie tęsknoty i związane z tym
wycofanie się z życia religijnego w ateizm. Gdy trwa tęsknota, dzieje się w nas
tylko rozpacz, dokonująca się w obszarze przeżyć i nie groźna, jeżeli nie
przekształci się w smutek.
Ratunkiem
w tym kryzysie jest cierpliwe zaufanie Bogu i właśnie chronienie tęsknoty.
Wspomaga ją nabywanie wiedzy ascetycznej, a przede wszystkim modlitwa wbrew
nastrojom, naszym niechęciom i brakowi skutków modlitwy. Naszą tęsknotę chroni
także wewnętrzna zgodna na samotność miłości, na brak szczęścia, które spełnia
się we wzajemnej miłości ze strony Boga. Tej wzajemności możemy być pewni nawet
o tym nie wiedząc lub się jej nie spodziewając. Bóg bowiem jest miłością, a
stając się naszym mieszkaniem i udzielając nam siebie wypełnia nas właśnie
miłością.
Można by
powiedzieć, że skutkiem ciemnej nocy miłości jest przemiana, która daje się
następująco określić.
W
oczyszczeniu czynnym Bóg czyni sobie w nas mieszkanie, gdy ukochamy Chrystusa.
Uczy nas tego Ewangelia św. Jana. My jesteśmy mieszkaniem Boga.
W
oczyszczeniu biernym Bóg jest naszym mieszkaniem. Wnosi nas w siebie. Mieszkamy
w Bogu uczestnicząc w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej. Wynika to z wypowiedzi
św. Pawła, że jesteśmy z Chrystusem ukryci w Bogu. Jest to ponadto zgodne z
przeżyciem miłości, dzięki której mieszkaniem człowieka są osoby, a nie rzeczy,
idee, teorie, poglądy, w sumie kultura. Wszystko to jest tylko drogą do osób,
także do osób Trójcy Świętej, prawdziwego domu człowieka.
W okresie
ciemnej nocy nie tylko nie widzimy celu umartwień, wynikających z oczyszczenia
biernego. Nie widzimy także, i przede wszystkim, celu życia. Ten cel umartwień
i cel życia są czytelne w okresie oczyszczenia czynnego. Są swoiście zakryte
właśnie w ciemnej nocy, w której dominuje oczyszczenie bierne.
Przypomnijmy
najpierw, że przemiana celów życia, zrozumiała i prawidłowa w życiu religijnym,
zaczyna się od podjęcia modlitwy myślnej. Skutkiem tej modlitwy jest
zdystansowanie rzeczy, swoiste odejście od wszystkiego, co nie jest Bogiem. To
odchodzenie nasila się, trwa dość długo. W okresie oczyszczenia czynnego nie
dziwi nas, a nawet raduje. Jest dla nas znakiem, że ugruntowują się w nas
cnoty, że wyraźnie i zdecydowanie przybliżamy się do Boga. Wybór Boga rekompensuje
nam to, co pomijamy. Czujemy się spokojni i nawet mierzymy rozwój swego życia
religijnego ilością pominiętych celów. Jasno rysuje się przed nami Bóg, jako
jedyny cel życia. Dla Niego podejmujemy umartwienia ułatwiające nam
zdystansowanie rzeczy.
W tej
radującej nas sytuacji, w uporządkowanym życiu religijnym, nagle pojawia się
niepokój. Nasze bowiem wysiłki nie dają zaplanowanych wyników. Nawet więcej,
nasze wysiłki są jak gdyby stopowane, a podjęte umartwienie daje niekiedy
zupełnie odwrotny skutek. Właśnie zaczęło się w nas oczyszczenie bierne. Bóg
nawet korzysta z naszej inicjatywy w oczyszczeniu czynnym, lecz używa tego
umartwienia dla osiągnięcia przez siebie zamierzonego skutku. Wprowadza też
nowe umartwienia, takie jak odebranie nam skupienia, radości i wewnętrznego
pokoju, by naszą miłość jeszcze dokładniej skierować do siebie. Te nowe
umartwienia, a głównie ich cele, nie są dla nas zrozumiałe, gdyż nie my
jesteśmy ich autorami. Wydaje się nam, że nie panujemy nad przebiegiem naszego
życia religijnego, że je tracimy. Wiadomo, że wywołuje to w nas lęk,
zawstydzenie, ból i prowadzi, w obszarze przeżyć, do głębokiej rozpaczy.
Sądzimy, że przegraliśmy życie, że cel, którym jest Bóg, jest dla nas
niedostępny. I gdy w okresie bólu zaufamy tęsknocie, przejdziemy do dalszych
etapów życia religijnego. Gdy w okresie bólu zdecydujemy się na izolujący nas
smutek, nastąpi odejście od Boga, bolesna utrata wybranego celu życia. Nazywamy
to w ascetyce ateizmem, jako skutkiem wygaśnięcia tęsknoty do Boga.
Jeżeli pozostaniemy
w tym stanie odejścia od Boga, jako przedmiotu miłości, znajdziemy się w życiu
bez perspektyw, bez określonych celów, w swoistej pustce. Grozi nam ta
perspektywa, gdyż z powodu modlitwy myślnej uzyskaliśmy umiejętność
dystansowania wszystkiego, co nie jest Bogiem. Odeszliśmy od Boga. Zagubił się
więc ten cel życia, którym był Bóg. Uzyskane usprawnienia są nieodwracalne. Już
nic nie będzie nas cieszyło. Już nic, poza pięknem, nas nie zafascynuje.
Będziemy czuli się zawstydzeni, oszukani, osamotnieni, właśnie samotni.
Będziemy uważali nasze życie za nieudane. Nie będziemy umieli nikomu zaufać,
nikogo pokochać. Dosłownie utracimy cel życia.
Tragiczny
jest los tych, którzy nie przetrwali ciemnej nocy miłości do Boga, którzy więc
nie zaufali tęsknocie, nie poszli dalej, do etapu modlitwy prostego
zjednoczenia i na drogę zjednoczenia. Właśnie w okresie ciemnej nocy trzeba
najbardziej chronić ludzi, pomagać im w przetrwaniu poczucia zagrożenia. Trzeba
nauczyć ich cierpliwości i zaufania Bogu.
I aż
dziwi to, że ciemna noc jest groźna dla ludzi o temperamencie cholerycznym.
Cholerycy bowiem szybko reagują, szybko podejmują decyzję. Mogą właśnie zdecydować
porzucenie życia religijnego. Cholerycy jednak także szybko decydują się na
podjęcie życzeń Bożych, odczytywanych w darach Ducha Świętego. Jest im więc
bardzo potrzebne zaufanie Bogu. Ciemna noc jest może mniej groźna dla ludzi o
temperamencie melancholicznym.
Melancholicy
wolniej reagują, wolniej podejmują decyzje. Umieją czekać, są cierpliwi. Nie
porzucają Boga doznając trudności i niepokojów. Wolniej też jednak reagują na
dary Ducha Świętego. Grozi im wydłużenie się każdego etapu życia religijnego.
Sangwinicy
to na ogół połączenie temperamentu cholerycznego z melancholicznym. W wyniku
tego nie podejmują szybkich decyzji i zarazem ich nie opóźniają. Może nawet są
jak gdyby najbardziej podatni na podjęcie oczyszczeń biernych. Cechuje ich
podobno gwałtowna emocjonalność i z tego względu mocniejsze jest w nich przeżycie.
W obszar przeżyć przenoszą swoje doniesienia do Boga. To przeżycie jest dla
nich zagrożeniem.
Wszystkim
więc potrzebna jest obecność Ducha Świętego i moc Jego darów.
Jeżeli
pozostaniemy w stanie powiązań z Bogiem, jeżeli więc przetrwamy ciemną noc,
jeżeli poprzez tęsknotę dojdziemy do modlitwy prostego zjednoczenia, nasze życie
religijne będzie trwało, pogłębiało się, będzie umacniała się w nas miłość
łącząca nas z Bogiem. Nasze życie w dalszym ciągu będzie integrował cel, którym
jest Bóg.
Bóg jest
celem pierwszym i ostatecznym. Aby ten cel osiągnąć, musimy w życiu religijnym
osiągnąć wiele celów pośrednich. Często się zdarza, że te pośrednie cele stają
się, na danym etapie, celami pierwszymi. Musimy je porzucać, gdy przechodzimy
do kolejnego etapu modlitwy. Niekiedy przywiązujemy się do nich tak mocno, że
aż Bóg musi nas od nich oddzielić w oczyszczeniu biernym. Całe więc życie
religijne to utrata aktualnych celów życia, nieustanna ich przemiana.
Przypomnijmy
krótko, że po modlitwie ustnej wypracowujemy w sobie modlitwę myślną. Daje ona
pogłębione rozumienie Boga, raduje nas i - jak wiemy - uczy dystansu wobec
rzeczy. Cieszą nas uzyskiwane rozumienia, usprawnienia w wyborze dobra.
Następuje jednak etap modlitwy afektywnej. Włączyliśmy w rozmyślania uczucia i
decyzje. Dobrze nam w tym pełnym kierowaniu się do Boga. W modlitwie nabytego
skupienia nie udaje się nam ani modlitwa myślna, ani modlitwa afektywna. Trwa
nieustanna utrata bezpośrednich celów. A w okresie ciemnej nocy miłości Bóg
zabiera nam najpierw radość, skupienie, pokój. Naszym stanem jest oschłość,
niepokój, lęk, zawstydzenie, ból, pełne poczucie zagrożenia. Oddala się
pierwszy i ostateczny cel życia. Oddala się jednak tylko w obszarze przeżyć.
Bóg w dalszym ciągu realnie nas kieruje do siebie. Mylą nas tylko odebrane nam
aktualne cele osiągniętych etapów modlitwy, a właśnie do tych celów
przywykliśmy. Ich utrata w ciemnej nocy wydaje się nam utratą Boga. Bardziej
jeszcze ufamy sposobom umartwienia, przeżywaniu drogi do Boga niż samemu Bogu.
Jeszcze wciąż ważniejsze są dla nas dodatkowe skutki kontaktu z Bogiem niż sam
ten kontakt. Bardziej ufamy przypadłościom, dodatkom, ozdobom, niż temu co
istnieje. Jeszcze nie umiemy odnosić się wyłącznie do Boga, do samego Boga, w
tym, kim jest. Utrata tych dodatkowych skutków i celów niepokoi nas, przeraża.
Przypadłości ukrywają to, co istotne. Tracąc je uważamy, że tracimy także Boga.
W naszym
naturalnym poznaniu ujmujemy najpierw to, co drugorzędne, przypadłościowe. Gdy
uznamy to za jedyne i istotne, przegramy swoje życie religijne. Gdy Duch Święty
pomoże nam rozumieć i wybierać Boga, tylko Boga, nasze życie religijne będzie
zdążaniem do jedynego, ostatecznego celu, do Boga. Te utracone cele pośrednie
wrócą w etapie drogi zjednoczenia. Będą nam pomagały w służeniu ludziom. Teraz
musimy je utracić, aby najpełniej i najmocniej powiązać się z Bogiem.
Ta
nieustanna utrata celów życia w różnych odmianach modlitwy, na drodze
oczyszczenia, oświecenia i zjednoczenia, w etapie oczyszczenia czynnego i
oczyszczenia biernego, głównie w okresie ciemnej nocy, jest raczej przemianą
celów. Ta przemiana jest jednak swoistą agonią aktualnych przeżyć, przywiązania
do czegoś, co już musimy porzucić dla cenniejszego i wskazanego przez Boga
celu. Sytuując nas w swoistej agonii przeżyć, nabywa pozycji kryzysu. Ten
kryzys jest najgroźniejszy w okresie ciemnej nocy. Bóg nas nie porzuca. Jest to
tylko próba wierności. Nie znaczy to, że Bóg poddaje nas takiej próbie. To
raczej my nie zauważyliśmy, że cele pośrednie nie są Bogiem. Raczej właśnie
mierzyliśmy pośrednimi celami trwanie miłości. Nie zawsze bowiem pamiętamy, że
miłość chronią osoby, a nie znaki miłości i towarzyszące jej przejawy. Tylko
sam Bóg chroni naszą miłość, tę miłość, która nas z Nim wiąże, stanowiąca nasze
życie religijne.
W ciemnej
nocy miłości dokonuje się w sposób pełniejszy nasze tak zwane ogołocenie. Jest
to po prostu uzyskiwanie pełnego ubóstwa. Nie mamy już niczego, wszystko
utraciliśmy, wszystkie umiłowane cele. Pozostał nam jedynie Bóg. Posiadamy
tylko Boga, a dokładniej mówiąc posiada nas Bóg, tylko nas i naszą miłość bez
żadnych dodatkowych ozdób i posagu usprawnień. To ogołocenie nas peszy.
Przywykliśmy do przynoszenia darów osobom kochanym. Są one naprawdę znakiem
miłości. Bóg także ich oczekuje, ale zgodnie z miłością, wprowadza nas samych w
swą miłość. I daje nam tylko Siebie, jako Osobę, aż Siebie.
Przeżycie
ogołocenia to właśnie w naszym przeżyciu utrata wszystkich celów, które nie są
Bogiem. Wywołuje to kryzys modlitwy. Właśnie nie umiemy i nie możemy się modlić
słowami i myślą. Bóg pragnie pełnego powiązania osób, współobecności. Ta
współobecność jest teraz modlitwą, pełną zgodnością naszej miłości z miłością
Boga. Zanim to nastąpi, musi dokonać się w nas pełne ogołocenie, właśnie
utrata, a raczej przemiana celów życia.
Przetrwania
kryzysu modlitwy, wywołanego utratą, a raczej przemianą celów życia, jakże
czytelnie uczył swych braci św. Franciszek z Asyżu, wyjaśniając im, czym jest
radość doskonała.
Gdy
bracia spełniają swe obowiązki, gdy wrócą do klasztoru zmęczeni po trudach
działalności apostolskiej, a przełożony klasztoru zamiast ich pochwalić powie
im, że ich nie zna, gdy wyrzuci ich na ulicę, skrzyczy, a nawet pobije i nie
uwierzy, że są braćmi ojca Franciszka, wtedy spełnia się radość doskonała.
Radość
doskonała jest właśnie nie zatrzymaniem niczego dla siebie, utratą
wynagrodzenia i nawet wdzięczności, jest oddaniem wszystkiego i nie otrzymaniem
niczego w zamian. Nagrodą nie jest nawet Bóg. Bóg jest bowiem tylko celem i
przedmiotem miłości. Jest jedynym miejscem w domu człowieka.
Aż na ten
poziom wprowadza nas przemiana celów życia, gdy przetrwamy wywołany tą
przemianą kryzys modlitwy. Przetrwamy ten kryzys, gdy będziemy cierpliwie i
bezwzględnie ufali Bogu.
Przypomnijmy
znowu, że życie religijne jest realną relacją, która łączy człowieka z Bogiem.
Realnym przejawem pogłębiania się tej relacji są odmiany modlitwy. Wymagają one
podejmowania umartwień, które sami obmyślimy i które inicjuje w nas Bóg. Ze
względu więc na dwa podmioty życia religijnego: Boga i człowieka, przemiany
modlitwy dokonują się na linii oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego.
Najtrudniejszy dla człowieka jest ten etap, w którym Bóg już całkowicie
przejmuje inicjatywę i wprowadza nas w pełne oczyszczenie bierne.
Tak
opisane życie religijne jest ujęciem go w jego bytowej strukturze. Jako układ
realnych relacji dzieje się jednak w całym człowieku. Angażuje więc także nasze
przeżycia.
W
obszarze przeżyć życie religijne jawi się jako zespół propozycji ze strony
intelektu, podejmujących te propozycje działań woli, objętych emocjami i
uczuciami. W obszarze przeżyć te emocje i uczucia właśnie dominują. Stają się
też napędem aktywności intelektualnej i podejmowania decyzji. Są uspokajane i
scalane naszym skupieniem na modlitwie, radością i pokojem. Dzieje się to
głównie w etapie oczyszczenia czynnego. Gdy Bóg dokonuje w nas oczyszczenia
biernego, nasze pomysły intelektualne przestają być słuszne. Intelekt przyjmuje
to, co wnosi dar rozumu. Ten intelekt jest jednak aktywny i nie do końca
zorientowany. Broni swych propozycji, mimo że propozycje Boga są inne. Podobnie
reaguje kierująca się wskazaniami intelektu wola. Zdezorientowanie ogarnia
także emocje i uczucia. Gdy ten stan gwałtownie się nasili, przeżywamy ciemną
noc miłości.
Ciemna
noc miłości dzieje się więc w obszarze przeżyć. Jest wywołana przez intelekt,
który broni swego projektu życia religijnego, choć już nie jest go całkiem
pewny. Jest wywołana także przez wolę, która podlegając intelektowi nawiązuje
teraz do miłości, pełniej ukierunkowującej nas do Boga. Ta ciemna noc jest
ponadto wywołana stanem uczuć i emocji, które nie mogą fascynować się
bezpośrednio Bogiem. Reagują bowiem na to, co daje się ujmować zmysłowo,
zarówno przez zmysły zewnętrzne, jak i przez zmysły wewnętrzne, głównie przez
wyobraźnię. Nie mając swego bezpośredniego przedmiotu, i gdy w tym czasie nie
scali ich piękno, uczucia i emocje powodują przekonanie, że rozbija się jakość
ludzkiego przeżycia. W pewnym stopniu to się dzieje. Jest to jednak stan
przejściowy, stan przechodzenia na drogę zjednoczenia, na której ta jedność
powróci.
Emocje i
uczucia, zarazem zmysły człowieka, nie doznają bezpośrednio Boga jako
przedmiotu swych fascynacji. Nie doznaje Boga psychika. Aby ten fakt zrozumieć,
musimy na chwilę odwołać się do bytowej struktury człowieka.
Człowiek
jest jednością wielu podporządkowanych sobie elementów. Tę jedność nadaje mu
ogarniający wszystkie elementy współstanowiące człowieka, należący do tej
kompozycji akt istnienia. Ten akt istnienia przede wszystkim urealnia wszystko,
co człowieka stanowi. Jest więc pierwszy wobec innych, komponujących człowieka
elementów. Jest pierwszy i zarazem określony aktualizowaną przez siebie sferą,
która powoduje istotową zawartość człowieka. Tę istototową zawartość wyznaczają
zewnętrzne wobec istoty przyczyny celowe, to znaczy inne, otaczające nas byty
stworzone, a aktualizuje tę istotową zawartość sam akt istnienia, który jest
zawsze zarazem czynnikiem urealniającym człowieka, stworzonym przez Boga.
Stwarza nasze istnienie Bóg jako Istnienie Samoistne. Istotową zawartość
człowieka nasze istnienie konstytuuje więc jako duszę i ciało.
Sama
dusza jest formą, to znaczy czynnikiem tożsamości człowieka, formą zarazem
powiązaną z tak zwaną możnością intelektualną, która podmiotuje duchowe władze
człowieka, takie jak intelekt i wola. Intelekt jest kresem relacji poznania, to
znaczy odbierania tego, czym są oddziałujące na nas byty. Wola jest podmiotem
kierowania się do bytów jako dobra, gdy intelekt ukaże je woli jako dobro.
Samo
ciało jest dostosowanym do formy i zaktualizowanym przez istnienie materialnym
podmiotem, w którym wywoływane są różne od tego materialnego podmiotu, lecz
także materialne własności, nazywane przypadłościami. Ciało jest więc zespołem
przypadłości fizycznych, scalanych podmiotującą je możnością materialną. Jest
tymi przypadłościami łącznie z tą możnością, która jako możność nie stanowi
czegoś samodzielnego. Samodzielność i aktualność ciało uzyskuje od formy.
Dzięki temu niesamodzielne bytowo ciało stanowi jedność z duszą, gdy te dwa
elementy urealnia akt istnienia.
Inna
jednak kompozycja duszy i inna koncepcja ciała są podstawami innych ich
własności i relacji. Dusza jest podmiotem intelektu i woli, co już
wymieniliśmy. Ciało jest podmiotem takich własności, jak rozciągłość, jakość,
wymiary. Z nich powstają kompozycje przypadłości, stanowiące organa ciała. Ich
funkcjonowanie wspierają różnorakie przyczyny celowe, które, jak np. powietrze,
przenikają ciało. Nasze ciało, takie jakie odbieramy w poznaniu zmysłowym, to
suma przypadłości fizycznych, podmiotującej je możności materialnej i przyczyn
celowych. Można by powiedzieć, że swoiście nie widzimy wprost ciała ludzkiego.
Widzimy je łącznie z przenikającymi je przyczynami celowymi. Dopiero po
zmartwychwstaniu zobaczymy nasze ciała w ich pięknie, gdy bez wspomagających
ich działania przyczyn celowych, tych przede wszystkim, które są katalizatorami
procesów biologicznych.
Dusza
więc i ciało są podmiotami różnych własności, a tym samym innych relacji,
wiążących nas z otaczającymi nas bytami. Są jednak w nas takie relacje, których
podmiotem jest łącznie dusza i ciało. Działanie intelektu i woli podmiotuje
dusza. Działania lub procesy biologiczne podmiotują w nas ciało. Efektem
wspólnych działań duszy i ciała są uczucia. Sytuują się one w psychice, jako
sferze wspólnych skutków działań ciała i duszy. W psychice znajdują się także
przeżycia. Uczucia zależą od emocji, które mają źródło w fizjologicznej sferze
człowieka. Uczucia zależą zarazem od naszego poznania i decyzji. Są izolowane
od działań intelektu i woli lub są z nimi głęboko związane. Zależnie od tego
przeżywamy poczucie sukcesu lub rozdarcia. W przeżywaniu decyduje się także
nasza osobowość. Jest ona zespołem odniesień w sferze psychiki, to znaczy tym,
co w sobie zatrzymaliśmy i czym na co dzień żyjemy. W sferze psychiki
funkcjonuje taż nasza wiedza, której nabywa intelekt. Znajdują się tu także procesy
decyzji. Cała psychika jest wobec tego kulturowa, zależna od dominujących dzieł
i dziedzin, z którymi wiążemy się przez poznanie i decyzje, a ponadto przez
uczucia i emocje. Wszystkie bowiem relacje do rzeczy, a tym samym do wiedzy, są
kulturowe.
Nie jest
kulturowym, lecz realnie bytuje jako podmiot sam człowiek, stanowiący ogarnięte
istnieniem duszę i ciało. Realne są przypadłości i relacje wiążące nas z bytami.
Realne jest więc poznanie, decyzje, wymiary, miłość, wiara i nadzieja, gdyż są
powiązaniem nas przez realne własności z realnymi bytami.
Nie są
realne, a tym samym są kulturowe, tylko myślane, wszystkie nasze relacje do
wytworów, a więc do rzeczy, wiedzy, nauk, światopoglądów, dzieł techniki, skomponowanych
myślą z ujęć lub z tego, co istnieje. Te jednak relacje głównie wypełniają
naszą psychikę. Są także objęte emocjami i uczuciami. Nazywamy to właśnie doznawaniem
lub przeżywaniem.
Bóg,
który jest Samoistnym Istnieniem, nie jest bezpośrednio dostępny doznaniom
psychiki, ani nawet bezpośredniemu ujęciu przez intelekt. Intelekt ujmuje tylko
istnienie i istotę bytów, z którymi kontaktują nas władze zmysłowe. Istnienie
Boga wyrozumowujemy na podstawie poznania istnienia bytów. O wewnętrznym życiu
Boga dowiadujemy się z Objawienia. Wiedza wyrozumowana należy do metafizyki.
Wiedzę objawioną wyjaśnia teolog posługując się metafizyczną wiedzą o realnych
bytach. Ta wiedza jednak nie wystarcza psychice.
W sferze
psychiki jesteśmy przyzwyczajeni do bezpośrednich doznań przedmiotów, które
przeżywamy i którymi fascynują się uczucia poprzez władze zmysłowe. A raczej
uczucia są skutkiem fascynacji doznawanych przez władze zmysłowe. Bóg nie może być
przedmiotem fascynacji zmysłów, doznań psychicznych i przeżyć. Cała więc
psychika jest głodna Boga. Otrzymuje tylko częściowe informacje intelektu,
których nie może pojąć, gdyż władze umysłowe człowieka nie stanowią psychiki.
Tylko działanie tych władz przebiega przez psychikę. Przedmiot i skutki ujęcia
Boga przez intelekt i wolę są poza obszarem psychiki. Psychika upomina się o
to, czego bezpośrednio doznaje lub wyrozumowuje intelekt i wybiera wola.
Psychika jednak nie bierze udziału nawet w naszych rozumieniach. One dzieją się
w intelekcie, jako ujęcie pryncypiów bytu, właśnie istnienia i istoty. Psychika
nie może przeżywać istnienia i istoty. Może przeżywać człowieka od strony tego,
co fascynuje zmysły i budzi uczucia.
Psychika
człowieka jest właśnie głodna Boga. Chce Go doznawać nasze przeżycie. Bóg z
racji swej struktury, jako Istnienie, nie może stać się przedmiotem bezpośredniej
fascynacji zmysłów. Nasze uczucia dotyczą więc tylko wyobrażeń Boga i wiedzy o
Nim. Człowiek zarazem tęskni do Boga. Tęsknota jest elementem cierpienia
dodanym do bólu. Jest więc naturą nadziei. Tęsknota zarazem porusza psychikę.
Jest w niej uczuciem, gdy wspiera ją wyobrażenie i wiedza, wprost nadzieją.
Poruszając psychikę wywołuje taki poziom głodu, który w Psalmach jest porównywany
do agonii sarny, umierającej z pragnienia na pustyni.
Ten stan
tęsknoty, bolesny głód Boga, jest w psychice właśnie ciemną nocą duszy. Ma
poziom aż rozpaczy, gdy ufamy Bogu. Wprowadza w ateizm, gdy załamie się w nas
nadzieja.
Musimy
przetrwać ciemną noc, przetrwać głód Boga wspomagając się właśnie nadzieją, że
spełni się miłość i będzie nam dany Bóg, ku któremu otwiera nas wiara. Nie
możemy oczekiwać pojawienia się Boga w psychice. Bóg przebywa w istocie naszej
duszy.
W naszych
władzach duchowych działają dary Ducha Świętego. W relacje naszej miłości do
Boga, wiary i nadziei Bóg wlewa ze swej strony miłość, wiarę i nadzieję. To, co
dzieje się we władzach, ujmujących relacje i samego Boga, przebiega - jak wiemy
- przez psychikę. Psychika to wyczuwa i przeżywa. Nie ma w niej władz
ujmujących Boga. Cierpi więc. Cierpienie jest głównym przeżyciem w ciemnej nocy
miłości.
Teoretycy
życia religijnego słusznie uważają, że przeżycia, uczucia i emocje nie są
znakiem naszych realnych powiązań z Bogiem przez miłość, wiarę i nadzieję. Znakiem,
że trwają nasze powiązania z Bogiem, są tylko sakramenty.
Uważa
się, że charakterystyczne dla ciemnej nocy miłości narastanie rozpaczy osiąga
swą granicę w bólu, jeżeli narastanie rozpaczy określimy takimi etapami, jak
lęk, zawstydzenie i właśnie ból. Gdy ból przerodzi się w smutek, następuje
ateizm. Gdy zwiążemy z bólem tęsknotę, przezwyciężymy rozpacz i znajdziemy się
u początku drogi zjednoczenia, która następuje po ciemnej nocy.
Tęsknota
jest zawsze sposobem przetrwania jakiegokolwiek kryzysu. Wprowadza właśnie w
nadzieję. Powiązana z bólem wyzwala cierpienie, jeżeli, oczywiście, uda się nam
objąć ból refleksją intelektualną i ukazać jako swoiste dobro.
Cierpienie
ma więc dość złożoną strukturę. Jest to ból połączony z tęsknotą, objęty
refleksją intelektualną i ukazany woli jako dobro. Jest więc przeżyciem, które
odrywa ból od emocji i uczuć, wyobraźni i doznać zmysłowych, i zarazem
skierowuje ból do intelektu i woli. Inaczej mówiąc, cierpienie i ból przeniesiony
na poziom duszy. Jako przeżycie przebywa w obszarze psychiki, lecz już czerpie
pomoc właśnie z intelektualnych rozważań i funkcjonowania wobec woli jako
dobro.
Cierpienie
jest trudnym przeżyciem, jest wprost głównym przeżyciem w ciemnej nocy miłości.
Ciemna noc to wydarzenia w obszarze psychiki. Przenikające psychikę cierpienie
i sama psychika już są przedmiotem rozumienia, już są właśnie wspomagane mocą
duszy.
Można by
krótko powiedzieć, że nasze przeżycia są bólem, gdy w swych utrapieniach szukamy
pomocy w emocjach i uczuciach, w zmysłowej fascynacji pięknem. To piękno scala
i chroni uczucia, lecz nie uwalnia nas od bólu.
Nasze
przeżycia są cierpieniem, gdy w swych utrapieniach szukamy pomocy w intelekcie
i woli, w rozumieniu więc bólu i jego celu, zarazem w ujęciu go jako dobra dla
nas.
Przeżycie
nie jest nigdy znakiem, że trwa nasze powiązanie z Bogiem przez miłość, wiarą i
nadzieję. Tym znakiem nie jest także cierpienie. Gdy jednak połączymy je z
nabytą w oczyszczeniu czynnym pokorą, jako sprawnością równowagi i zgodnego z
prawdą ujęcia Boga i siebie, gdy połączymy to cierpienie z nabytą także w
oczyszczeniu czynnym sprawnością nadziei, a więc budowania oczekiwań na
tęsknocie do Boga, gdy ponadto połączymy cierpienie z pokutą, która stanowi podejmowanie
życzeń Bożych, cierpienie może pełnić w naszym życiu religijnym rolę
umartwienia. W dalszym ciągu nie będzie znakiem trwania naszego życia
religijnego, będzie jednak, jako umartwienie, tym sposobem czynnego
oczyszczenia, które ogarnia całą psychikę. Podlegając intelektowi i woli będzie
doskonaliło wszystkie nasze przeżycia. Będzie zarazem całą psychikę, w okresie
ciemnej nocy, poddawało korzystnej dla nas kontroli intelektu i woli.
Musimy tu
dodać, że pokorę, nadzieję i pokutę kształtują w nas dary Ducha Świętego: dar
bojaźni Bożej, dar umiejętności i dar pobożności. Kierujący przeżyciami i teraz
i całą psychiką intelekt jest także wzmacniany darem rady, który już skłania
intelekt do pełniejszego poznawania prawd wiary. Intelekt uzyskuje szerszą perspektywę
i czyni cierpienie, jako umartwienie, sprawą Boga. Dodajmy też, że dar
pobożności wzmacnia zarazem wolę, skłaniając ją do pokuty w tym samym czasie,
gdy intelekt ukazuje woli ból jako dobro. Należy także dodać, że fascynowane
pięknem emocje chronią dar męstwa i zarazem dar bojaźni Bożej, uwalniając nas
od lęku z powodu naszej grzeszności, jako odmianę pokoju, który pozwala
spokojnie pamiętać o Bogu.
Dar
męstwa, chroniąc nas przed lękiem, doskonali po prostu naszą cierpliwość, która
w obszarze psychiki sprzyja pojawianiu się tęsknoty i poddaniu bólu opiece intelektu.
Dzięki więc cierpliwości i tęsknocie, ból staje się cierpieniem. Tę tęsknotę
zawsze wspomaga żal za grzechy i pokuta.
Tak
bogato ukonstytuowane cierpienie jest więc umartwieniem, swoiście korzystnym
dla psychiki w okresie jej ciemnej nocy. Uszlachetnia wszystkie nasze
przeżycia.
Ten nowy
poziom przeżyć może jednak stać się dla nas zagrożeniem. Możemy bowiem uznać
przeżycia za znaki pogłębiania się, nawet utrwalania się w nas naszych powiązań
z Bogiem. Mamy nieustanną potrzebę posługiwania się znakami i szukania w nich
potwierdzenia trwania miłości. Przywykliśmy także do ujawniania miłości w
znakach. Znaki i dary, a raczej dary jako znaki, są wobec ludzi sposobem
ujawniania naszej do nich miłości i rozpoznawania ich miłości do nas. Jest to
wprost konieczny język humanizmu. Ten język nie jest przydatny w odniesieniu do
Boga. W okresie ciemnej nocy Bóg właśnie zabiera nam znaki, takie jak
skupienie, radość, pokój, którymi nas obdarowywał głównie w oczyszczeniu
czynnym. W oczyszczeniu biernym chce nam dać wprost miłość. Nawyk posługiwania
się znakami skłania nas, w okresie ciemnej nocy, by uszlachetnione przeżycia i
spokojnie przeżywane cierpienie uznać za nowe znaki, za nowy język Boga, poprzez
który Bóg informuje nas, że w dalszym ciągu nas kocha.
Wspaniałe,
oczyszczające nas cierpienie może nas cofać z oczyszczeń biernych w
oczyszczenie czynne, na niższy więc etap odmian modlitwy, gdy to cierpienie
uznamy za znak, a nie za dosłownie umartwienie.
Cierpienie
nie staje się wobec tego swoistym kryzysem modlitwy w okresie ciemnej nocy
miłości. Skutkiem tego kryzysu może być zatrzymanie się na tych etapach modlitwy,
które nie są jeszcze modlitwą prostego zjednoczenia, zamykającą okres ciemnej
nocy. Cierpienie bowiem, jako chronienie przez intelekt naszego bólu tęsknotą i
cierpliwością, zarazem zrozumieniem bólu jako dobra i jako dobro ukazywanego
woli, wciąż jednak pozostaje w związkach z emocją i uczuciami. Z powodu tego
związku z uczuciami, jak gdyby potrzebuje zasilenia fascynacją. Cierpiąc, wciąż
jakby pragniemy zafascynowania się Bogiem. Jest to szlachetna potrzeba i
zrozumiałe pragnienie. Nie jest jednak możliwe do zrealizowania. Bóg nie daje
się doznawać władzom zmysłowym, których odpowiedzią jest fascynacja. Intelekt
usiłuje zaradzić brakowi tej fascynacji w obszarze duszy. Odpowiednikiem
fascynacji jest dla intelektu kontemplacja.
Dodajmy,
że wszystkie odmiany modlitwy w okresie ciemnej nocy są nazywane kontemplacją.
Kontemplacja
to zatrzymanie się z uwagą na rozważanym przedmiocie. Możemy więc zatrzymać swą
uwagę na rozważanym przez intelekt Bogu. Kontemplacja dotyczy jednak wtedy treści
rozumienia, a nie samego w sobie Boga, którego nasz intelekt rozpoznaje poprzez
rozumowania, dotyczące istnienia bytów stworzonych.
Temat
kontemplacji wymaga osobnego rozważenia. Teraz stwierdźmy tylko, że
kontemplacja może być świadczeniem ze strony intelektu i woli, że trwają
łączące nas z Bogiem relacje miłości, wiary i nadziei. To świadectwo uspokaja
psychikę, lecz jej nie wystarcza. Nasza psychika pragnie wprost Boga, jest
godna Boga. Jako psychika nie może jednak Boga doznawać, gdyż nie ma w niej
nawet duchowych władz poznawczych. Poza psychiką, w samej duszy znajduje się
intelekt, wyrozumowujący istnienie i naturę Boga, to znaczy Boga powiązanego z
nami ze wszystkim, co stworzone, Boga więc immanentnego, przenikającego
wszystko, a zarazem transcendentalnego, nie będącego elementem współstanowiącym
byty. Bóg przebywa w istocie naszej duszy. Jednak rozpoznany może być tylko
przez intelekt. Intelekt może o tym poinformować wolę. Nie może przekazać tej
informacji emocjom i uczuciom. Sam proces poznawania przebiega przez obszar
psychiki. Jednak treści tego procesu nie mogą ująć władze zmysłowe. Bóg nie
może stać się przedmiotem naszej fascynacji, której psychika tak głęboko i
boleśnie potrzebuje. Bóg, a raczej rozumienie Boga, może być przedmiotem kontemplacji,
co jednak nie wystarczy psychice w okresie ciemnej nocy. Wystarcza jej w etapie
oczyszczenia czynnego.
Trwa więc
w nas umęczenie, niezaspokojona potrzeba bezpośredniego widzenia Boga. To
widzenie kiedyś nastąpi. Teraz, w okresie ciemnej nocy, naszym losem jest
cierpliwość i tęsknota. Są one jednak elementami cierpienia. Naszym więc losem
teraz, w ciemnej nocy, jest cierpienie.
Cierpienie
może wywołać w nas głęboki kryzys modlitwy. Może nas jednak, jako umartwienie,
przeprowadzić ku końcowi ciemnej nocy. Wspomaga nas w tym właśnie intelekt,
rozumiejący Boga i wspomagany w tym rozumieniu darem rady. Gdy odpowiemy na dar
rady, uda się nam przejść do etapu modlitwy prostego zjednoczenia. Ta modlitwa
ujawni to, że już funkcjonuje w nas także dar rozumu. Ten dar, pogłębiając
nasze rozumienie, już pełne, prawd wiary, wyzwoli jeszcze głębszą tęsknotę. Z
powodu tęsknoty pojawi się w nas cierpienie. Wyzwoli ono nowy kryzys, kryzys
właściwy na drodze zjednoczenia.
(kryzys
modlitwy w drodze zjednoczenia)
Przypomnijmy,
że oczyszczenie czynne obejmuje drogę oczyszczenia i połowę drogi oświecenia.
Oczyszczenie bierne to dalsza część drogi oświecenia i droga zjednoczenia. Tak
ujmuje się problem oczyszczeń z pozycji trzech okresów lub nawróceń w życiu
religijnym.
Z pozycji
jednak problemu modlitwy, należy mówić raczej o oczyszczeniu czynnym i
oczyszczeniu biernym oraz o momencie spotkania lub nakładania się na siebie
oczyszczenia czynnego i oczyszczenia biernego. To połączenie dwu oczyszczeń
stanowi w życiu religijnym ten trudny etap, który od strony przeżycia nazwa się
ciemną nocą miłości.
Przy
takich scharakteryzowaniu życia religijnego, właśnie od strony modlitwy,
pozostaje nam do omówienia ten zespół kryzysów, które charakteryzują
oczyszczenie bierne z etapu drogi zjednoczenia.
W
modlitwie prostego zjednoczenia uzyskaliśmy już pełne rozumienie Boga, dzięki
darowi rozumu. To rozumienie Boga i Jego życzeń, wyzwoliło w nas zarazem potrzebę
bezpośredniego oglądania Boga. Nie jest ono do osiągnięcia dla nas w tym życiu.
Potęguje tę potrzebę w okresie ciemnej nocy pragnienie zafascynowania się Bogiem.
Nie jest nam dane to zafascynowanie. Tęsknota do tego zafascynowania i do Boga.
W związku z tym cierpimy. Wiemy już jednak, że nie wycofamy się z życia religijnego
i że życzenia Boga są już naszymi życzeniami. Tęsknota jednak potęguje w nas
pragnienie oglądania Boga. Właściwa cierpieniu cierpliwość, przekształca się w
swoistą niecierpliwość. Nie jest to, oczywiście, niecierpliwość wulgarna.
Staramy się być taktowni wobec Boga. Zgadzamy się z tym, że trzeba czekać, aż
Bóg dopuści nas do oglądania Go „twarzą w twarz”. Staramy się tylko jakoś pomóc
Bogu. Znowu sięgamy po umartwienia przez nas inicjowane. Sytuujemy się na nowo
w oczyszczeniu czynnym. podejmujemy surowo umartwienia i akty pokuty. Uważamy
bowiem, że to grzech opóźnił nasze bezpośrednie spotkanie z Bogiem. Chcemy
odpokutować za grzechy i spełnić zadośćuczynienie. Bóg wobec tego musi nas
znowu pozbawić zadowolenia z podjętych działań. Wprowadza nas w dokuczliwą
oschłość. Chce nas obdarować wprost Sobą. Musi nas nauczyć, że dar, którym jest
On sam, nie jest proporcjonalny do naszych zasług i pokuty. Dar bowiem nie daje
się nigdy czymkolwiek zrównoważyć. Wprowadzając nas w oschłość, Bóg leczy nas,
wprost wyrywa z tego subtelnego kłamstwa, którym jest podjęcie umartwień i
pokuty dla pokonania grzechu, z powodu którego opóźnia się nasze widzenie Boga,
by przyspieszył bezpośrednie spotkanie. Zarazem Bóg leczy nas z duchowego
łakomstwa, którym jest oczekiwanie radości widzenia Boga. Leczy nas także ze
swoistej zuchwałości, którą jest nie zawsze przemyślane liczenie we wszystkim
na pomoc Bożą. Wyrywa nas też z potrzeby posiadania czegoś więcej niż Boga.
Usuwa więc tak zwane korzenie siedmiu grzechów głównych.
Zaczęło
się wszystko od niecierpliwości. Ta niecierpliwość wywołuje swoisty kryzys
modlitwy, którym jest dyskretne sprzeniewierzenie się życzeniom Boga, delikatne
przymuszanie Boga, by już pozwolił na bezpośrednie oglądanie Go „twarzą w
twarz”. Kryzys modlitwy polega na tym, że sprzeciwiamy się modlitwie bolesnego
zjednoczenia. Chcielibyśmy ją minąć. Chroni nas jednak w tym kryzysie dar
mądrości, który doskonali miłość. Chroni nas pogłębiona i doskonalsza miłość do
Boga. Gdy wytrwamy w modlitwie zjednoczenia bolesnego i zarazem oschłego, Bóg
przeprowadzi nas w modlitwę zjednoczenia ekstatycznego.
Modlitwa
zjednoczenia ekstatycznego to pełne powiązanie z Bogiem, już niczym nie
zakłócone, radosne. Teraz radość już nie przeszkadza, już nie jest dla nas ważniejsza
niż Bóg. Jest sposobem głoszenia Boga i służenia ludziom przykładem swej
miłości, wiary i nadziei. Ta modlitwa jest zarazem okresem aktywności
apostolskiej, służeniem ludziom ze czcią w tym, czego naprawdę potrzebują.
Jesteśmy w stanie odczytać ich potrzeby i pomóc im zgodnie z życzeniami Boga.
Wspomaga nas w tym także dar rady. A dar mądrości jeszcze bardziej doskonali
naszą miłość.
Nasza
miłość do Boga staje się tak mocna i pełna, że ogarniając naszą osobę, jeszcze
mocniej porusza w nas tęsknotę. Powoduje takie jej nasilenie, że niepomiernie
wzrasta w nas cierpienie. Jesteśmy przez wiarę otwarci wobec Boga i ludzi.
Nasza nadzieja staje się silnym oczekiwaniem trwania w wierze i miłości. Ta
miłość nie jest jednak jeszcze spełniona. Jeszcze nie widzimy Boga „twarzą w
twarz”. Jeszcze - jak mówi św. Jan od Krzyża - oddziela nas od Boga obłok
wiary. Jednak nadzieja skłania nas, aby przedrzeć się poza ten obłok. Nie
czynimy tego, gdyś w pełni akceptujemy życzenia Boże. Nie przymuszamy Boga do
wprowadzenia nas w widzenie uszczęśliwiające. Tylko cierpimy. To cierpienie
tęsknoty jest tak ogromne, że może nie przetrwać go nasza psychika, nasze
przeżycie, nasze ciało. Możemy po prostu umrzeć z tęsknoty.
Swoistym
kryzysem modlitwy jest zagrożenie śmiercią z powodu tęsknoty do Boga. Nie
chcemy jednak sprzeniewierzyć się życzeniom Boga. Modlimy się więc o siłę
przetrwania tej tęsknoty i tego cierpienia. Wzmacniamy ciało i psychikę, by
wystarczyło im sił do spełnienia jeszcze modlitwy zjednoczenia
przemieniającego. Nie jesteśmy już zakłamani. Przyznajemy się do tego, że
chcielibyśmy umrzeć, by oglądać Boga. Zarazem szczerze wyznajemy, że pragniemy
spełnienia życzeń Bożych. Święci modlą się wtedy mówiąc Bogu, że nie chcą ani
życia, ani śmierci. Pragną spełnienia woli Bożej. Pragną Boga. Wreszcie Boga.
Tylko Boga. Bóg uzyskał oczekiwany efekt oczyszczeń biernych. Czymś oczekiwanym
i upragnionym jest już tylko Bóg. On sam, spełnienie miłości.
W
literaturze ascetycznej mówi się często o tym, że niektórzy święci umarli z
tęsknoty do Boga. Taką diagnozę choroby i śmierci odnosi się do św. Stanisława
Kostki. Można ją uznać. Bóg może pozwolić dzieciom na nieprzetrwanie tęsknoty,
to znaczy na jej spełnienie. Wydaje się, że nie pozwala na to osobom dorosłym.
Są bowiem święci, jak św. Teresa z Avila, którzy znaleźli się w modlitwie
zjednoczenia przemieniającego. Cechą tej modlitwy jest wewnętrzne widzenie Osób
Trójcy Świętej i pełny wewnętrzny pokój. Tego wszystkiego doświadczyła św.
Teresa z Avila.
Prawidłową
drogą chrześcijanina jest dotarcie, gdy Bóg zechce, aż do modlitwy zjednoczenia
przemieniającego. Przygotowuje nas do tego umartwienie oczyszczeń czynnych i
umartwienie, które Bóg stosuje w oczyszczeniach biernych. Wszystkie więc etapy
i odmiany modlitwy są nam potrzebne, gdyż dają siłę do trwania tej nasilonej
tęsknoty, która może spowodować naszą śmierć. Odmiany modlitwy i umartwienia obu
oczyszczeń są hartowaniem psychiki, duszy i ciała. Są także takim wychowaniem
przeżyć, by były w stanie wspomóc nas w kryzysie, wywołanym nasileniem tęsknoty
w okresie modlitwy zjednoczenia ekstatycznego.
Niecierpliwość
to jeszcze zawiniony przez nas kryzys modlitwy. Zagrożenie utratą życia z
powodu cierpienia tęsknoty, to kryzys niezawiniony. To tylko właśnie zagrożenie,
które może mieć źródło w słabości psychiki, przeżyć, emocji i ciała. Jakże więc
jest ważne, aby umartwienia były zarazem sposobem wzmacniania sił fizycznych i
psychicznych. Umartwienie nie jest więc atakiem na zmysły, wyobraźnię, pamięć,
wolę i intelekt, na duszę i ciało. Umartwienie jest sposobem wyrażania Bogu
miłości z naszej strony i jest zarazem wyrażeniem nam ze strony Boga Jego miłosiernej
miłości. Ten aspekt umartwienia także przejawia się w odmianach modlitwy, które
przede wszystkim są sposobem przejawiania się poziomu naszej miłości do Boga,
naszego życia religijnego, kształtowanego najskuteczniej jedynie przez Boga.
Jakże
dobry i wspaniały jest Bóg, skoro tak troskliwie, zgodnie z rozwojem osobowym
człowieka, cierpliwie, powoli i najlepiej dla nas kształtuje odniesienia
wiążące na zawsze człowieka z Osobami Trójcy Świętej.
Część trzecia.
CHRONIENIE
ŻYCIA RELIGIJNEGO I MODLITWY
I. Okres
oczyszczenia czynnego
1. Wychowanie,
wykształcenie, metanoja jako działania pośrednie
Modlitwę
przejawiającą nasze życie religijne w oczyszczeniu czynnym, możemy sami chronić
pośrednio nie dopuszczając do jej kryzysu przez odpowiednie wychowanie, wykształcenie
i metanoję oraz możemy ją chronić już bezpośrednio, gdy przeżywamy kryzys lub
gdy trwa w nas modlitwa i życie religijne bez kryzysów i trudności.
Pośrednim
chronieniem modlitwy jest najpierw wychowanie. Jest to wychowanie intelektu i
woli, zarazem uczuć i emocji.
1)
Wychowanie zawsze polega na nawiązaniu relacji z tym, co prawdziwe i dobre,
słuszne i właściwe. Niektórzy nazywają wychowanie procesem, gdy wprost
człowieka uważają za zespół procesów. Gdy pojmuje się człowieka jako osobę o
wewnętrznej strukturze i zawartości bytowej, wychowanie jest właśnie zmianą
relacji. Zrywamy relacje z tym, co dla nas niekorzystne, a nawiązujemy je z
tym, co prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe, gdyż tylko to jest dla nas
korzystne. Skutkiem wychowania jest wewnętrzna harmonia człowieka lub
wewnętrzny ład, które polegają na podporządkowaniu woli intelektowi, a uczuć i
emocjo temu, co ukazuje intelekt jako prawdziwe, a wola odbiera jako właściwe
dla siebie dobro. Uzyskanie harmonii i wewnętrznego ładu różni wychowanie od
wykształcenia, które polega na uzyskaniu sprawności trafiania na to, co
prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe. Można więc mówić o wykształceniu
intelektu i woli, uczuć i emocji. Można też mówić o ich wychowaniu.
a)
Wychowanie intelektu polega nie tyle na rozpoznawaniu prawdy, co jest raczej
wykształceniem, ile na wierności prawdzie. Chodzi tu o takie usprawnienie
intelektu, by wbrew trudnościom nie rezygnował z trwania przy rozpoznanej
prawdzie. Dodajmy zaraz, że w takiej postawie przejawia się wolność człowieka.
Wolność
jest wiernością prawdzie, uznanej za dobro. Nie jest więc zdolnością do
niezależnych od niczego wyborów, gdyż wtedy nie różniłaby się od kaprysów i
dowolności. Nie jest też niezależnością od czegoś, gdyż utożsamiałaby się z
wychowaniem, które właśnie polega na tym, że pewne relacje zrywamy, a
nawiązujemy inne. Nie jest też wolność pełną niezależnością od czegokolwiek, co
głosi Kartezjusz i co wyakcentował J. P. Sartre. Tak pojęta wolność jest
niezgodna z samą budową człowieka jako strukturą podporządkowań, w której
zawsze pierwsze jest istnienie, aktualizujące istotę, a w niej przypadłość.
Wolność w rozumieniu Kartezjusza i Sartre’a ponadto izoluje człowieka. Jest
propozycją zrywania kontaktów z rzeczami i osobami. Akceptując zespół
podporządkowań pojmujemy własność jako właśnie wierność temu, co prawdziwe,
słuszne i właściwe.
b)
Wychowanie woli polega na usprawnieniu jej w kierowaniu się informacją
intelektu przy wyborze przez nią dobra, do którego się kieruje. Brakiem
wychowania woli byłby wybór przez nią tego, co ukazują jej zafascynowane swym
przedmiotem władze zmysłowe. Wola powinna wybrać to wtedy, gdy daną fascynację
zaakceptuje intelekt. Ponadto wola nie powinna uznać za wystarczającą
informację intelektu tego, co intelekt w ogóle akceptuje, lecz to, czemu jest
wierny, zresztą nie na zasadzie uporu, lecz na zasadzie słuszności prawdy.
Uzyskanie takich zachowań woli jest dość trudne. Przyzwyczaja do tego, a tym
samym pomaga ćwiczenie się w podejmowaniu tego, co trudne. Wydaje się, że
pierwszym i najtrudniejszym zadaniem w wychowaniu już dzieci jest uczenie ich
podejmowania trudu. Zgoda na to, co trudniejsze, jest zarazem uczenie ich
podejmowania umartwienia i uczeniem ich męstwa. Męstwo jest stałą wiernością
temu, co prawdziwe i dobre. Różni się więc od odwagi, która polega na podjęciu
aktualnych trudności i nie zawsze jest stałą wiernością temu, co słuszne i
właściwe.
c)
Wychowanie uczuć i emocji to po prostu panowanie nad nimi przez intelekt i
wolę, kierowanie nimi w taki sposób, że nie neguje się zafascynowań, których są
skutkiem, lecz że nie dopuszcza się do dominacji w nas tych zafascynowań wbrew
rozsądkowi i prawości. Prawość uczuć i emocji, a zarazem prawość woli uzyskuje
się przez kontakt z pięknem. Wywołuje ono fascynację. Chodzi tylko o to, aby
nie wszystkie fascynacje orientowały nasze życie.
d)
Wychowanie obejmuje też to, co możemy nazwać życzliwym i poszukującym
odniesieniem do modlitwy i życia religijnego. To odniesienie jest skutkiem
odniesienia do osób. Gdy nauczymy się dystansowania rzeczy i szukania w nich
pociechy, zacznie w nas funkcjonować potrzeba trwania wśród osób. Staną się nam
potrzebne osoby, spotkania, wprost obecność osób. Tę obecność wspiera w trwaniu
właśnie rozmowa, która zarazem ujawnia poziom zaprzyjaźnienia. Rozmową w
odniesieniu do osoby Boga jest modlitwa, która wspomaga w trwaniu spotkanie z
Bogiem poprzez naszą prośbę i zarazem ujawnia poziom miłości w naszych
odniesieniach do Boga. Umiejętność dystansowania rzeczy, nawiązywanie relacji z
osobami, jest w wychowaniu pośrednim przygotowaniem do podejmowania modlitwy.
Jest to bardzo ważne, a zarazem trudne przygotowanie. Już bardzo wcześnie
podlegają mu dzieci. Z jednej strony, są głęboko przywiązane do rodziców, a
więc do osób. Trzeba tylko je nauczyć uzgadniania ich działań z życzeniami
rodziców. Przygotowuje to do uzgadniania ich życzeń z życzeniami Boga, a
ponadto do znanej nam modlitwy błagalnej. Z drugiej strony, to przywiązanie
dzieci do rodziców jest źródłem bolesnej zazdrości i kryzysu, gdy rodzi się w
rodzinie kolejne dziecko. Trzeba nauczyć już tak wcześnie różnicy między
wiernością i wyłącznością. Wierność jest trwaniem miłości. Ta miłość może
ogarniać wiele osób. Wyłączność dotyczy zespołu znaków. I młodsze dzieci
upominają się właśnie o te same znaki miłości, którymi odnosimy się do
niemowląt. Wywołanie w nich przekonania, że nie zmniejszyła się nasza do nich
miłość, gdy także kochamy nowo narodzone dziecko, jest zarazem przygotowaniem
ich do obejmowania miłością wszystkich osób, także więc Boga.
2)
Wykształcenie podobnie dotyczy intelektu, woli, uczuć i emocji.
a)
Wykształcenie intelektu to nauczenie go rozpoznawania prawdy. Uzyskujemy ten
skutek stopniowo poprzez poznawanie dzieł, stanowiących kulturę. To nauczanie
ma swoje znane nam etapy. Nie zawsze jednak używa się tych dzieł, które
usprawniają intelekt w jego zadaniu rozumienia. Trzeba więc dodać, że wywołanie
rozumienia wymaga odpowiednich przedmiotów. Przedmiotem nauczania rozumienia są
wyłącznie wewnętrzne i zewnętrzne przyczyny tego, co rzeczywiste. Inne elementy
bytów są przedmiotem tylko łączenia ich w całość, co spełnia zmysłowa władza
konkretnego osądu. Do czynności rozumienia przygotowuje nauka języka
ojczystego, języków klasycznych, historii i teorii rzeczywistości, nazywanej filozofią
bytu. Tak sądzą wielcy teoretycy wychowania. Matematyka i logika uczą myślenia
zbiorami, a nie jednostkowymi bytami. Nie przygotowują do nastawień
realistycznych, w których rzeczywiste byty aktywizują nasze myślenie, lecz do
nastawień idealistycznych, w których intelekt podporządkowuje sobie byty,
manipuluje nimi ceniąc bardziej całość niż realny byt jednostkowy. W idealizmie
nie chodzi o rozumienie, lecz o konstruowanie treści, którą przypisuje się
bytom. Wykształcenie więc intelektu w kierunku rozumienia wewnętrznych i
zewnętrznych przyczyn bytów wymaga usytuowania intelektu w orientacjach
realistycznych, przyzwalających na odczytywanie wielości i odrębności bytów, co
nazywa się pluralizmem. Realizm w teoriach poznania i pluralizm w filozofii bytu
to warunki sprzyjające rozpoznaniu prawdy.
b)
Wykształcenie woli polega na uczeniu jej wyboru dobra, gdyż wierność dobru jest
skutkiem wychowania. Wykształcenie woli sprowadza się więc do swoistego uwrażliwienia
jej na dobro, które jest cenne, wprost wartościowe. Zawiera się w tym wierność
woli wobec informacji intelektu i zarazem ta czujność, uzyskiwana przez wychowanie,
która wyzwala zareagowanie woli w postaci wyboru tego dobra do którego intelekt
odnosi się z wiernością jako do rozpoznanej prawdy. Kształcenie woli jest więc
związane z kształceniem intelektu. Różnica polega na tym, że wola zależąc w
informacji od intelektu musi uzyskać samodzielność i nie wybierać każdej
prawdy, którą rozpoznaje intelekt, lecz tylko tę, przy której intelekt trwa
jako przy czymś cennym. Wykształcenie to umiejętność. I właśnie umiejętność
samodzielnego wyboru tego, co najcenniejsze według wskazań intelektu, wola musi
się nauczyć.
c)
Wykształcenie uczuć i emocji to po prostu nabycie wrażliwości estetycznej,
wprost smaku estetycznego w dziedzinie piękna i sztuki. Władze zmysłowe
podlegają działaniu każdego bytu i każdego wytworu. Skutkiem tego działania są
w tych właśnie władzach wrażenia i emocje, a w psychice wsparte na emocjach
uczucia, które ujawniają się w postaci fascynacji. Chodzi teraz o to, aby
emocje i uczucia aktywizowały się jako fascynacje tylko wobec tego piękna,
które jest naprawdę pięknem, a nie jakąkolwiek kompozycją, proporcją i blaskiem
wewnętrznej treści dzieła. Uzyskiwanie wrażliwości estetycznej to skierowywanie
uczuć i emocji do tego, w czym najmniej braków i niedoskonałości. Zaniedbanie w
kształceniu tej wrażliwości może powodować to, że wola będzie przynaglana przez
władze zmysłowe do wyboru każdej rzeczy. Taką sytuacją obserwujemy właśnie u
dzieci, które pragną wszystkiego, co zobaczą.
3)
Metanoja polega na łączeniu w sobie skierowania do prawdy ze skierowaniem do
dobra. A umiejętność kierowania się zarazem prawdą i dobrem, zresztą tymi najcenniejszymi,
jest mądrością. Metanoja wprowadza więc w mądrość. Jest metanoja najpierw
zmianą myślenia, to znaczy nabywania zdolności trwania przy najcenniejszej
prawdzie, tej która służy osobom. Jest zarazem umiejętnością porzucenia relacji
do przedmiotów, które nie służą uzyskiwaniu mądrości. Jest ona przemianą intelektu
i woli, zarazem skutkiem wykształcenia i wychowania. Jej uzyskanie wymaga
kontaktu nie tylko z dziełami kultury, lecz także i przede wszystkim z osobami.
Mądrości bowiem uczy człowiek mądry i dobry. Wymagając kontaktu z osobami
metanoja wprowadza we wspólnotę, której służymy chroniąc prawdę i dobro,
zarazem istnienie i osoby. A chroniąc to wszystko sytuujemy się w humanizmie.
Sam
humanizm jest właśnie chronieniem istnienia osób, prawdy i dobra, miłości i
wiary, które są relacjami, wspartymi na istnieniu w prawdzie i dobru.
Chronienie
więc modlitwy i życia religijnego jest skuteczniejsze, gdy już wcześniej
uzyskamy prawidłowe odniesienia do osób przez wychowanie, wykształcenie i metanoję.
Są to te uzyskane w nas odniesienia, mające postać harmonii i wewnętrznego
ładu, które pośrednio sprzyjają modlitwie i życiu religijnemu.
2. Cnoty
jako działania bezpośrednie
Bezpośrednie
chronienie modlitwy, przejawiającej nasze życie religijne w oczyszczeniu
czynnym, polega przede wszystkim na tym, że się modlimy. Aby bowiem nauczyć się
modlitwy i umieć się modlić, trzeba się modlić. Podobnie zresztą, aby np.
nauczyć się gry na fortepianie, trzeba grać na tym instrumencie.
Uczymy
się głównie modlitwy ustnej i modlitwy myślnej.
Uczymy
się już w dzieciństwie znaku Krzyża Świętego, Modlitwy Pańskiej, Pozdrowienia
anielskiego, Wierzę w Boga. Powoli przyjmujemy treść tych modlitw. Najpierw
jesteśmy skłaniani, aby je odmawiać. Z czasem już sami używamy tych modlitw,
gdy o coś prosimy w smutku, lub gdy chcemy za coś Bogu dziękować. Powili
przywykamy do tego, że jest nam źle bez odmówienia tych modlitw rano i
wieczorem. Zaczynamy też odczuwać potrzebę poszerzania repertuaru modlitw.
Odmawiamy różaniec, litanie lub te modlitwy, których nauczymy się na Mszy
świętej, nieszporach, nowennach, nabożeństwach majowych, na czerwcowym
nabożeństwie do Serca Pana Jezusa, na nabożeństwie różańcowym w październiku.
Odmawiane modlitwy poszerzają naszą wiedzę o Bogu i przywiązują nas do Boga,
gdyż rozmowa zaprzyjaźnia i czyni obecność rozmówcy sposobem naszego życia.
Przejmowana treść modlitw wprowadza nas w rozmyślanie.
Uporządkowane
rozmyślanie wymaga dość dużego trudu, gdyż wymaga skupienia. Nie zawsze jest
tak, że rozważane prawdy wiary przykuwają naszą uwagę. Często jest tak, że
wyobraźnia podsuwa nam inne obrazy i tematy. Znaczy to, że nie umiemy jeszcze
posługiwać się tylko intelektem, potrzebnym do zrozumienia prawd wiary. Trzeba
więc w początkowych etapach uczenia się rozmyślania korzystać z wyobraźni i
odtwarzać w sobie życie Chrystusa w tych obrazach, które podsuwa modlitwa
różańcowa.
Nauczenie
się modlitwy ustnej i modlitwy myślnej wymaga więc umartwienia, które polega na
podejmowaniu właśnie trudu w kierunku pomijania tego, co nieważne i
drugorzędne, by wybronić w sobie to, co ważne, istotne. Umartwienie więc
bezpośrednio chroni naszą modlitwę w oczyszczeniu czynnym. Ma ono postać
uczenia się różnych modlitw i wierności tematowi, który jest rozważana prawda
wiary.
Umartwienie
ma także postać przestrzegania planu dnia. Wielcy teoretycy religijni
podkreślają rolę programu dnia, a w zgromadzeniach zakonnych jest on wprost sposobem
wychowania religijnego. Chodzi tu o to, aby zacząć dzień od modlitwy,
uwzględnić w nim czas na pracę, zależnie od naszych obowiązków, np. więc czas
na uczenie się, pracę zawodową. Trzeba też przewidywać czas na odpoczynek, na
uczestniczenie we Mszy świętej rano lub wieczorem, by spotkać się z Chrystusem,
nieomylnie uobecniającym się we Mszy świętej i w Ewangelii. Zaleca się też
znalezienie czasu na odwiedzenie kościoła, aby pobyć chwilę wobec Eucharystii.
Dzień zamyka się modlitwą. Wykonanie tych wszystkich zadań wymaga właśnie planu
dopóki modlitwa, praca, nawiedzenie Eucharystii, nie staną się naszą stałą,
wewnętrzną potrzebą. Nie należy, oczywiście, pomijać refleksji nad przebiegiem
dnia zarazem żalu, gdy coś uznamy za swoje przewinienie, które jest
niewiernością Bogu. Ta niewierność jest odwrotnością wierności, która polega na
trwaniu naszej miłości do Boga. Uzyskanie pełnego trwania tej miłości jest
uzyskaniem pełnego życia religijnego. Wierność jako trwanie miłości wymaga więc
męstwa, a w związku z tym wielu innych cnót czyli moralnych sprawności naszej
woli.
Umartwienie
w postaci modlitwy ustnej, modlitwy myślnej, przestrzeganie planu dnia, owocuje
uzyskiwaniem cnót, to znaczy łatwości w wykonaniu tego, co prawdziwe i dobre,
słuszne i właściwe.
Możemy
też powiedzieć, że bezpośrednio chronią naszą modlitwę uzyskane cnoty moralne,
takie jak roztropność, męstwo, umiarkowanie i sprawiedliwość. Chronią tę
modlitwę także uzyskane cnoty intelektualne, takie jak wiedza, a z czasem
mądrość oraz sprawność kierowania się słusznymi zasadami postępowania i
wytwarzania.
Uzyskiwanie
sprawności czyli cnót moralnych i intelektualnych wymaga dłuższego okresu
ćwiczeń. Wynikiem tych ćwiczeń jest łatwość nawiązywania relacji ze wszystkim,
co prawdziwe i dobre, zarazem słuszne i właściwe. Napotykamy na trudności
wtedy, gdy zaniedbaliśmy uzyskiwania wszystkich sprawności. To zaniedbane działanie,
nie ćwiczenie się np. w męstwie, stanie się naszą wadą główną. Pokonanie wady
głównej, a więc nadrobienie zaniedbań w brakujących nam ćwiczeniach , staje się
ciężką pracą wewnętrzną. Jeżeli zaniedbamy ćwiczenia się w opanowywaniu tego,
co nazywa się siedmioma grzechami głównymi, wada główna będzie rujnowała harmonię
i ład naszego wewnętrznego życia. Niektórzy teoretycy ascetyki uważają, że
naszą wadę główną lub uzyskaną cnotę wskazuje to, co jawi się w naszej myśli
zaraz po przebudzeniu. Wydaje się, że ten sposób rozpoznawania swoich wad i
poziomu cnót należy traktować ostrożnie. Nie ulega jednak wątpliwości, że
należy uświadamiać sobie swoje wady i cnoty, by wiedzieć, jakie grożą nam
niebezpieczeństwa i jakimi siłami dysponujemy. Uświadamianie sobie swoich cnót
nie jest znakiem próżności, lecz rozsądku, gdyż cnoty nie są jeszcze życiem
religijnym. Są tylko uzyskiwanymi w oczyszczeniu czynnym skutkami umartwienia,
które jest w nas potrzebne Bogu, by mógł dokonać oczyszczeń biernych i
ukształtować powiązania z Nim przez miłość zgodnie ze swymi życzeniami. Życie
religijne jest bowiem właśnie naszym powiązaniem z Bogiem przez miłość, którą
kształtuje w nas sam Bóg przez cnoty wlane i dary Ducha Świętego.
Przypomnijmy
zdanie świętej Teresy z Avila i często powtarzany pogląd świętego Jana Vianney,
że zasadniczym rytmem życia religijnego jest nieustanne nawrócenie, to znaczy
nieustanne dźwiganie się z tego, co niedoskonałe, gorsze, słabsze, do tego, co
doskonalsze, lepsze, oczekiwane w nas przez Boga. Jest zrozumiałe, że
utrwalenie się w nas i pogłębienie życia religijnego nie jest narastającym
procesem pozytywów, lecz wciąż zmianą relacji. Może się więc zdarzyć, że
wybierzemy niewłaściwy, mniej doskonały przedmiot odniesienia. Należy właśnie
porzucić ten przedmiot i powiązać się z innym, tym właściwym i słusznym.
Pomyłkę lub winę należy objąć żalem i przestać o tym myśleć. Żal, który
przejawia miłość, a raczej więc miłość powoduje, że Bóg odpuszcza nam grzechy.
Po odpuszczeniu już nie istnieją. Tylko w psychice pozostaje pamięć tego, co
zrobiliśmy. Należy o tym zapomnieć, gdyż pamiętać należy tylko o Bogu, zawsze i
wszędzie.
Nieustannie
pogłębiająca się w nas pamięć o Bogu i miłości do Boga wprowadza nas w modlitwę
aktów strzelistych i w modlitwę nabytego skupienia. Chronimy modlitwę aktów
strzelistych włączając w krótką formułę modlitewną nasze emocje i uczucia. A
modlitwę nabytego skupienia chronimy w ten sposób, że z cierpliwością i
zaufaniem do Boga godzimy się na trwanie wobec Boga bez uczuć i emocji, nawet
bez wyraźnie sformułowanej myśli i bez słów, których nie możemy w sobie
odnaleźć. Chronimy tę modlitwę posługując się z trudem modlitwą ustną lub z
wewnętrznym smutkiem, że nawet ustna modlitwa nie udaje się nam tak, jak sobie
to wymarzyliśmy. Chroni nas w tej modlitwie pokora jako zgoda na to, co Bóg w
nas zaczyna tworzyć i jako zrozumienie, że uświęcają nas tylko Jego życzenia.
Chroni w
nas te cztery odmiany modlitwy nabywana wiedza religijna. Uzyskujemy ją przez
lata czytając Pismo święte i modląc się psalmami. Wiedza bowiem jest także
cnotą, a wszystkie cnoty chronią właśnie modlitwę i przemawiające się w niej
nasze życie religijne. Najpełniej i bezpośrednio chroni tę modlitwę mądrość,
którą jest w nas połączenie kierowania się prawdą i dobrem. Niezależnie od
naszej mądrości chroni w nas modlitwę darem mądrości sam Duch Święty. Ten dar
Ducha Świętego kształtuje w nas właśnie miłość i jaśnieje na naszej drodze
zjednoczenia, gdy Bóg nas na nią wprowadzi.
II. Okres
oczyszczenia biernego
1. Cierpliwość
i tęsknota w ciemnej nocy miłości
Zastanawiamy
się w dalszym ciągu, jak sami chronimy modlitwę i życie religijne. Tym razem
chodzi o ciemną noc miłości.
Przypomnijmy,
że pod koniec oczyszczenia czynnego zaczynamy podejmować sprawiane w nas przez
Boga oczyszczenie bierne. Zaczynamy więc czynić życzenia Boże własnymi życzeniami.
Nie przychodzi to jednak łatwo. Jest to nawet trudne to tak dalece, że w sferze
przeżyć wywołuje zupełną dezorientację i niepokój, co nazywamy właśnie ciemną
nocą miłości.
W okresie
oczyszczenia czynnego uczymy się modlitwy. Znaczy to także, że uczymy się
skupienia swej uwagi na Bogu, a tym samym dystansowania wszystkiego, co nie
jest Bogiem. Usprawnianie się w tych postawach nazywamy nabywaniem cnót. Cnoty
są utrwaleniem w nas wierności osobom, a więc Bogu i zarazem ludziom. Jest to
wierność w miłości. Wszystkie więc cnoty wspomagają i chronią miłość. W celu
ochrony miłości zabiegamy też o uzyskanie nawyku wiązania z cnotami naszych
emocji i uczuć; wszystkich zresztą doznań zmysłowych. Te nawyki to skupienie,
radość, wewnętrzny pokój, oznaczający tu ład i harmonię naszego wewnętrznego
życia. Inaczej mówiąc, dążymy w oczyszczeniu do osiągnięcia wewnętrznej
jedności. Ta jedność o charakterze podporządkowań jest właśnie celem
wychowania, wykształcenia i metanoji. Wypracowujemy tę wewnętrzną jedność,
uzyskujemy ją, wciąż my ją tworzymy.
W okresie
oczyszczenia biernego Bóg zaczyna przekształcać tę jedność, tworzyć właśnie
podporządkowania. W uzyskanej przez nas jedności często tę samą pozycję
uzyskuje Bóg, miłość, uczucie, nawyk skupienia, radość, pokój. Aby życie
religijne było naprawdę prawidłowe, Bóg musi się w nas stać kimś pierwszym. Na
drugim miejscu musi znaleźć się miłość i czymś dalszym skupienie, radość,
pokój. Bóg musi dokonać tych przesunięć, jeśli nie dokonaliśmy ich sami. Na
ogół nigdy tego nie robimy, gdyś śledząc wewnętrzną jedność w obszarze przeżyć,
mierzymy ją właśnie skupieniem, radością, pokojem. Z czasem one dominują w
naszym przeżyciu, a nie Bóg. Z tego zakłócenia podporządkowań Bóg musi nas wyprowadzić.
On bowiem jest pierwszy, gdyż pierwsze są osoby. Wtórne są relacje i ich
przypadłościowe skutki, do których należą skupienia, radość i pokój.
Gdy Bóg
przywraca w nas prawidłowość podporządkowań, odbieramy to w naszym przeżyciu
jako rozbicie wewnętrznej radości, swoistą dezintegrację osobowości. Tracąc
skupienie, tracimy miarę sprawdzania wewnętrznej harmonii. Nie umiemy
zorientować się w stanie naszego życia religijnego. Staramy się przywrócić to,
co teraz się zmienia. Stawiamy więc opór dokonującemu się w nas oczyszczeniu
biernemu. Wydaje się nam, że chronimy w ten sposób swoje życie religijne.
Tymczasem nie dopuszczamy do jego pogłębienia i prawidłowego rozwoju.
Sposobem
ochrony życia religijnego w okresie ciemnej nocy miłości jest przede wszystkim
spokojna cierpliwość. Utraciliśmy skupienie i radość. Naszym udziałem jest
poczucie zagrożenia, lęk, zawstydzenie, smutek. Trzeba nie dać się tym postawom
i przeżyciom. Trzeba zaufać tęsknocie do Boga i cierpliwie czekać. To cierpliwe
czekanie jest nową postacią spokoju, który dotychczas był brakiem poczucia
zagrożeń.
Poczucie
zagrożenia, lęk, zawstydzenie, ból, smutek są już rozwijającym się procesem
rozpaczy. Może nas z niej wyprowadzić nadzieja, budująca się z tęsknoty i cierpliwości.
Możemy też jednak nie zaufać tęsknocie i pogrążyć się w ateizmie. Chronimy więc
teraz modlitwę właśnie tęsknotą i cierpliwością, gdy wybronimy w sobie i ochronimy
tęsknotę i cierpliwość.
Jednym ze
sposobów ratowania w sobie tęsknoty i cierpliwości, które bronią przed rozpaczą
i ateizmem, jest pamiętanie o całym naszym życiu religijnym, pamiętanie o tym,
że normalnym rytmem życia religijnego jest nawrócenie czyli ciągłe
skierowywanie się do Boga ze wszystkich naszych potknięć i zaniedbań, ciągłe
powstawanie z grzechu. Nie należy więc właściwego ciemnej nocy poczucia
zagrożenia ujmować osobno, oddzielać właśnie od całości życia religijnego.
Cierpliwa refleksja nad całym naszym życiem religijnym może nam skojarzyć
wcześniejsze oczyszczenia czynne.
Przypomnijmy
sobie, że podejmowane umartwienia utrwalały w nas skierowanie do Boga i
pozwalały usprawniać się w odnoszeniu się z miłością do Boga i do ludzi. W
czynnym oczyszczeniu zmysłów wiązaliśmy emocje i uczucia ze służbą osobom.
Uczyliśmy się dystansu wobec różnorodnych fascynacji, nie brania ich wyłącznie
dla siebie. W czynnym oczyszczeniu wyobraźni i pamięci nabieraliśmy sprawności
skupienia się na tym, co wartościowe i słuszne. W czynnym oczyszczeniu duszy
uzyskaliśmy cnotą wierności prawdzie i dobru. Podejmowaliśmy studia, by nabyć
wiedzy, która w połączeniu z wiernością dobru ze strony woli przekształcała się
powoli w mądrość. Ta ludzka mądrość jest naszą szansą. Jest ona zawsze zasadą
właściwego postępowania. Może zwrócić naszą uwagę na to, że mylimy przypadłości
z tym, co istotne. Przecież ważniejszy jest Bóg niż skupienie i radość.
Poczekajmy więc cierpliwie, rozważmy to, co w nas się dzieje, zapytajmy
wychowawców lub poszukajmy w dziełach ascetycznych tego, co można nazwać radą.
Św. Jan od Krzyża wyjaśni nam, że zaczęło się w nas oczyszczenie bierne i
właśnie poradzi nam cierpliwe podtrzymywanie tęsknoty do Boga. Takie zachowanie
jest roztropne i mądre.
Należy
więc powiedzieć, że także sami chronimy naszą modlitwę w okresie ciemnej nocy
uzyskiwaną właśnie mądrością, która przejawia się w rozpoznaniu przyczyn tego,
co w nas się dzieje, w wierności prawdzie i dobru, tym samym w wierności Bogu.
Bóg, który niezmiernie nas kocha, zawsze podejmuje naszą miłość, której znakiem
jest tęsknota. Bóg więc nas nie porzuca. w okresie ciemnej nocy nie załamuje
się w nas życie religijne. Spokojna refleksja ukaże nam jedynie inną postać
oczyszczeń, właśnie oczyszczenie bierne.
Św.
Tomaszowi z Akwinu zawdzięczamy zwrócenie uwagi na ważną rolę intelektu i
ludzkiej mądrości w życiu religijnym, na drugorzędną rolę emocji i uczuć
niezależnie od tego, że są gwałtowne i porywające o wiele mocniej niż spokojna
racja intelektu i decyzji woli. Mądrość kieruje nas do zaufania raczej
intelektowi niż uczuciom. Ich rola polega na wzmocnieniu mądrości i wsparciu
decyzji, a nie skierowaniu nas do jakiegokolwiek podmiotu fascynacji.
Nie
często jednak funkcjonują w nas takie właśnie podporządkowania. Izoluje się w
nas i dominuje przeżycie. To ono utrudnia nam zdystansowanie także ciemnej nocy
miłości. Skupiamy uwagę na poczuciu zagrożenia, na naszym lęku, zawstydzeniu,
bólu, smutku. Dajemy się wciągnąć w proces rozpaczy.
W
procesie rozpaczy sami też możemy się bronić. Możemy przezwyciężać lęk ufaniem
Bogu, że od nas nie odejdzie, że nie zniechęcą Go nawet nasze grzechy, że
musimy zaakceptować także wolność Boga, który przemienia w nas naszą do Niego
miłość. Możemy przezwyciężyć zawstydzenie właśnie ujawniając Bogu i
spowiednikowi swoje niepokoje, lęk i zawstydzenie. Uczymy się akceptując
wolność Boga zarazem bezinteresowności, to znaczy zrezygnowania z naszego
punktu widzenia na rzecz punktu widzenia Boga, Jego propozycji i decyzji.
Możemy przezwyciężyć ból hartując poprzez pokutę naszą tęsknotę i cierpienie.
Trzeba wprost pogłębiać tęsknotę i cierpienie. Skutkiem tych działań jest
właśnie cierpliwość. Ta cierpliwość zabezpieczy nas przed smutkiem, który
zawsze niszczy tęsknotę. Nie można dopuścić do pojawienia się smutku, który
zawsze powoduje odejście od Boga. Gdy jednak pojawi się smutek, trzeba chronić
całego człowieka: trzeba ratować intelekt ucząc go wiedzy o rzeczywistości,
wolę trzeba wzmacniać przez kontakt z pięknem, co pozwala zarazem scalać
emocje, wiązać je z decyzjami woli, a przez wolę z intelektem.
W
procesie wygasania tęsknoty do Boga, a w konsekwencji odejścia od Boga, co
nazywamy ateizmem, chroni nas najpierw to wychowanie, które w połączeniu z wykształceniem
i metanoją jest uzyskanym nastawieniem na osoby. Umiejętność wyboru osób przed
rzeczami, jest szansą skierowania się także do osoby Boga. Można powiedzieć, że
przed odejściem od Boga broni nas wychowanie i tradycja chrześcijańska. Gdy nie
jest nam dany ten pośredni sposób chronienia miłości do Boga, pomocą staje się
poważne studium filozofii bytu, zarazem wczytanie się w teksty Pisma Świętego, a
głównie psalmów, których czytanie jest zarazem modlitwą. Wprost paradoksalnie
wyprowadza nas z ateizmu wiedza i modlitwa. I wydaje się, że nie ma lepszego
środka ochrony w sobie tęsknoty do Boga niż właśnie wiedza i mądrość,
cierpliwość i modlitwa. Mądrość pozwoli nam skontrolować także przeżycia i
zorientować się, czy nie utrwaliły się w nas nawyki niechęci do osób, do
rzeczywistości, ułatwiające wybór efektownych teorii, poglądów, intensywnych
emocji i uczuć. Takie nawyki pojawiają się wtedy, gdy potrzebna nam harmonia wewnętrzna
stanie się dla nas ważniejszym celem niż osoby. Szukanie harmonii, głównie
ascetycznej, jako miary naszych odniesień i jako miary skuteczności, możemy
przezwyciężyć przede wszystkim intelektualnym dociekaniem pierwszeństwa i godności
osób.
Naszym
sprzymierzeńcem w przetrwaniu ciemnej nocy miłości, gdy sami chronimy modlitwę,
jest naturalne działanie naszego intelektu, jego wiedza i mądrość, a tym samym
nasze nieustępliwe kierowanie się do prawdy i dobra.
2. Wiara
i wierność na drodze zjednoczenia
W okresie
oczyszczenia biernego na drodze zjednoczenia, już głównie Bóg chroni naszą
modlitwę i życie religijne. Dzieją się one jednak w nas i wobec tego są objęte
naszym przeżyciem. Nie dzieją się też w nas bez naszej zgody i rozeznania.
Także więc my mamy swój udział w chronieniu naszej modlitwy i życia
religijnego.
Skutkiem
oczyszczenia biernego na drodze zjednoczenia jest przemiana i utrwalenie się
nowych celów życia oraz narastanie tęsknoty do Boga, a ponadto powrót skupienia,
radości i pokoju oraz emocji i uczuć. Zmiana celów życia jest po prostu
przemianą osobowości, to znaczy usytuowaniem się w tych relacjach, które wiążą
nas z tym, co prawdziwe i dobre, słuszne i właściwe. Utrwalenie się tych
relacji powoduje, że już nie zmienią tych odniesień nasze emocje i uczucia.
Także już nie uzyska w nas pierwszego miejsca skupienie, radość i pokój.
Przemiana osobowości to uzyskanie wreszcie właściwych podporządkowań prawdziwej
harmonii i wewnętrznego ładu. Mogłoby się wydawać, że już nic nie grozi naszej
modlitwie i życiu religijnemu. Tak jednak nie jest. Wciąż grozi nam wysunięcie
siebie na pierwsze miejsce, służenie sobie nawet naszą modlitwą. Tymczasem
wciąż należy ze czcią służyć Bogu i ludziom. To skierowanie się do siebie jest
naturą grzechu. Grozi więc nam grzech jeszcze na tych wysokich etapach
oczyszczenia biernego.
W całym
oczyszczeniu biernym Bóg dokonuje najpierw oczyszczenia naszych zmysłów, a
przez nie emocji i uczuć. Wspomagają one teraz nasze decyzje i powiększają siłę
naszej mądrości. W biernym oczyszczeniu wyobraźni i pamięci Bóg utrwala nasze
skierowanie do tego, co szlachetne i cenne. W biernym oczyszczeniu duszy Bóg
wzmacnia powiązanie naszej woli z Jego wolą, a intelekt uwrażliwia na pełne
zrozumienie treści prawd wiary. I jeszcze w tych sytuacjach może się zdarzyć
grzech w postaci przypisywania sobie tych osiągnięć. Jest to grzech kradzieży,
zarazem lenistwa, które każe przypisywać sobie czyjąś pracę, ponadto grzech
łakomstwa jako nieopanowanego gromadzenia osiągnięć bez pracy, krzywdząc innych
i nie ujawniając właściwego autora naszej nowej osobowości. Motywuje to
wszystko pycha, której naturą jest absurd, pominięcie jakiejkolwiek słuszności
i argumentu. Pycha to przypisanie sobie skutków wbrew prawdzie i dobru, poza
refleksją intelektualną. To absurdalny opór woli bez jej związku z intelektem i
uczuciami. Oczywiście, Bóg chroni nas i nie dopuszcza do tych grzechów
wzmacniając naszą wiarę.
W całym
oczyszczeniu biernym także sami możemy chronić swoje życie religijne właśnie wiarą.
Wiara
jest naszą otwartością na Boga. Jest więc kierowaniem do Boga nas samych i
wszystkiego, co w nas się dzieje. Jest poddaniem kontroli Boga wszystkich, nawiązywanych
przez nas relacji. A gdy wspomaga wiarę akceptacja Boga, stanowiąca naturę
miłości, i gdy wspomaga ją zarazem nadzieja jako nasze oczekiwania trwania w
tym zaakceptowaniu Boga i otwarcie się na Niego, wiara nabywa charakteru
wierności. Mówimy, że wierność jest raczej trwaniem miłości. Ta miłość jednak
buduje się na naszej otwartości wobec Boga i zarazem to otwarcie wyzwala.
Wierność, gdy wynika z miłości i wiary, staje się posłuszeństwem.
Posłuszeństwo
nie jest tylko uznaniem autorytetu. Jest właśnie podjęciem czyichś życzeń z
motywu miłości. Jestem posłuszny, to znaczy cieszę się, że mogę sprawić radość
osobie kochanej spełniając jej życzenia. Jestem właśnie wierny jej życzeniom,
zarazem jej punktowi widzenia, jej rozeznaniu i mądrości. Posłuszeństwo jest
wobec tego wiernością osobie kochanej. Opiera się na rozumieniu życzeń tej osoby
i i na ich akceptowaniu dla ich sensu oraz dlatego że są to życzenia tej
właśnie kochanej osoby. Tak rozumiemy doskonałe posłuszeństwo Matki Bożej
głównie w tajemnicy zwiastowania.
Dodajmy
tu, że należy odróżnić wiarę naturalną od wiary nadnaturalnej.
Wiara
naturalna polega na uznaniu prawd wiary dla ich sensowności, dlatego że są
słuszne i prawdziwe. Jest to dlatego wiara naturalna, że my rozstrzygamy jej
słuszność rozważając i oceniając treści objawione. Należy te treści rozważać i
oceniać w rozmyślaniu. To jednak, że je akceptuję, ma źródło we mnie, w moim
rozumieniu i decyzji.
Wiara
nadnaturalna polega na uznaniu prawd wiary z motywu prawdomówności Boga.
Owszem, rozważam i akceptuję treści prawd wiary. Uznaję je jednak przede
wszystkim dlatego, że ujawnił mi je Bóg. Wierzę właśnie Bogu i ze względu na
Niego akceptuję wszystko, co mi powiedział. Tak motywowana wiara jest moim
otwarciem się na Boga i przyjmowaniem wszystkiego, co do mnie kieruje i we mnie
wnosi. Jest przyjęciem wprost Boga i dla Niego, dla Jego prawdomówności
przyjęciem także Jego objawionych mi informacji. Ujawniają one przecież to, co
niedostępne memu bezpośredniemu poznaniu, lecz prawdziwe, gdyż zwierzające nam
prawdziwe życie Boga i sposoby mojego w nim udziału. W tym sensie wiara nadnaturalna
stanowi zapoczątkowanie naszego życia religijnego.
Można też
odróżnić wiarę w sensie podmiotowym i w sensie przedmiotowym.
Wiara w
sensie podmiotowym, ujęta więc od strony osoby, która wierzy, jest
przystosowaniem intelektu i woli do drugiej osoby, ujmowanej dzięki poznaniu
jako prawda i akceptowanej jako dobro.
Wiara w
sensie przedmiotowym, ujęta od strony oddziałującej na nas osoby, jest
wyposażeniem człowieka w to wszystko, czym jest druga osoba, przystosowująca
nas do siebie relacją wiary.
Wiara,
łącząca człowieka z Bogiem, jest w sensie podmiotowym przyjęciem wszystkiego,
co Bóg w nas wnosi dzięki naszemu właśnie otwarciu na Boga. (Brak wiary jest
zamknięciem się na wpływ Boga, nie przyjęciem udziału w wewnętrznym życiu
Boga).
Wiara,
łącząca nas z Bogiem, jest w sensie przedmiotowym więzią religijną. W naszych
władzach duchowych, w intelekcie i woli polega na zrozumieniu i akceptowaniu
prawd wiary, zarówno dla ich sensowności, jak i dla prawdomówności Boga. Ta
wiara w istocie naszej duszy jest obecnością samego Boga, do którego odnosimy
się zarazem relacją miłości i relacją nadziei. Wiara w intelekcie i woli ma
charakter kontemplacji prawd objawionych. Kontemplacja polega na tym, że wiedzę
o dostępnej nam prawdzie wiary przenika radujący nas podziw i że ten radujący
nas podziw przenika wiedza. Wiara, która się spełnia jako obecności Boga w
istocie naszej osoby, ma charakter adoracji, wyrażającej się w stałej modlitwie
uwielbienia.
Wiara
naturalna i wiara nadnaturalna wzajemnie się przenikają. Gdy chronimy wiarę
naturalną, chronimy zarazem swoje zaufanie do prawdomówności Boga, wierność tej
prawdomówności. Chronimy więc posłuszeństwo.
Wiara i
wierność w postaci posłuszeństwa chronią z kolei naszą modlitwę, przejawiającą
to, co Bóg w nas wnosi.
W okresie
oczyszczenia biernego na drodze zjednoczenia nasila się w nas, jak wiemy,
tęsknota do Boga. Może ona wywołać w nas nieopanowane wprost pragnienie
bezpośredniego przebywania z Bogiem. To nieopanowane pragnienie jest znowu
wysunięciem naszych życzeń na pierwsze miejsce przed życzeniami Boga. Jest
trudną pokusą nieposłuszeństwa temu, czego życzy sobie Bóg. I w tej sytuacji
chroni nas właśnie, a tym samym chroni naszą modlitwę wierność Bogu,
posłuszeństwo wobec Jego życzeń, które akceptujemy dzięki otwarciu na Boga,
dzięki więc relacji wiary.
W całym
okresie oczyszczenia biernego, w przemianie celów życia i w nasileniu się
tęsknoty, chroni nas wiara i wierność w postaci posłuszeństwa Bogu. Można też
powiedzieć, że naszą wiarą i wiernością Bogu chronimy modlitwę i swoje życie
religijne, które na tych etapach stanowi drogę zjednoczenia.
Aby więc
ochronić modlitwę w okresie oczyszczenia biernego, powinniśmy z naszej strony
chronić i umacniać naszą wiarę. Sprzyja temu umiejętność rozpoznawania prawdy i
wyboru dobra. Sprzyja temu powiązanie z wiarą naszych uczuć i fascynowanie się
treścią Ewangelii. Inaczej mówiąc, chroni wiarę rozmyślanie, które może mieć
postać filozoficznej analizy prawd wiary i które zarazem, nawet gdy tego nie
chcemy, ma postać modlitwy, odnoszącej nas do Boga. Chroni więc wiarę
pogłębiona wiedza o rzeczywistości i o Bogu. Chroni też wiarę zarazem modlitwa.
A mówiąc dokładniej, to my jako osoby chronimy wiarę otwierając się na całą
rzeczywistość, do której odnosimy się w kontemplacji oraz, gdy odnajdziemy w
niej Boga, w skierowaniu ku Bogu adoracji. Oczywiście, to przede wszystkim Bóg
chroni naszą wiarę i modlitwę. Teraz jednak rozważaliśmy tylko to, czy sami
możemy chronić swoją modlitwę i swoje życie religijne.
B. Jak Bóg chroni
naszą modlitwę
W języku
klasycznej teologii powiedzielibyśmy, że Bóg chroni naszą modlitwę i życie
religijne obdarowując nas łaską uświęcającą, wspomagając nas łaskami uczynkowymi,
wnosząc w nas cnoty wlane i dary Ducha Świętego. Inaczej mówiąc, Bóg tworzy w
nas organizm nadprzyrodzony o charakterze przypadłościowym w stosunku do
bytowej struktury naszej osoby. W samym tym organizmie nadprzyrodzonym łaska
uświęcająca pełni rolę istoty, a więc podmiotu życia religijnego, spełniającego
się w cnotach wlanych i darach Ducha Świętego. Łaska uświęcająca i cały
organizm nadprzyrodzony pojawiają się w nas przypadłościowo, gdy ukochamy
Chrystusa, w wyniku czego przychodzi do nas i przebywa w nas Trójca Święta.
Wyjaśniając
te ujęcia możemy powiedzieć, że w istocie naszej osoby przebywa Bóg, do którego
odnosimy się relacją miłości, wiary i nadziei. Te relacje opierają się na
przejawiającej istnienie własności realności, prawdy i dobra. Cnoty wlane
miłości, wiary i nadziei, wnoszą w naszą własność realności, prawdy i dobra, a
tym samym w naszą relację miłości, wiary i nadziei, zdolność kierowania się do
Boga. W te same, przejawiające istnienie własności, a ponadto w intelekt i
wolę, przejawiając naszą istotę, Duch Święty wnosi swoje dary, które stają się
naszą zdolnością przyjmowania wszystkiego, co Bóg w nas sprawia. Bóg, obecny w
istocie naszej osoby, pogłębia więc naszą wewnętrzną jedność, umacnia i
wypełnia nowymi treściami integrujące nas podporządkowania. Ukierunkowuje
bowiem na Siebie nas i wszystkie nasze działania wprowadzając nowe zdolności w
nasze własności, przejawiające istnienie, a także dając intelektowi dar pełnego
rozumienia prawd wiary, a woli dar zdolności uzgodnienia naszych życzeń ze
swymi życzeniami. Ogarnia też swą troską nasze uczucia, gdyż darem męstwa
chroni nasze uczucia gniewliwe, a darem bojaźni Bożej nasze uczucia pożądliwe.
Służą one wtedy miłości. Uzyskujemy w sumie właśnie jedność w kierowaniu się do
Boga.
Widzimy
tu wyraźnie, że łaska i cała działalność w nas Boga, jest zharmonizowana z
działaniem naszej natury. Bóg po prostu akceptuje stworzoną przez Siebie osobę
z całą jej strukturą podporządkowań.
Najpierw
w oczyszczeniu czynnym Bóg wspiera łaskami uczynkowymi wysiłek uzyskiwania cnót
naturalnych. Wspiera nas też w nabywaniu kolejnych odmian modlitwy, właściwych
oczyszczeniu czynnemu. Naszym władzom zmysłowym i uczuciom pomaga w uzyskaniu
skupienia, radości i pokoju, ułatwiających intelektowi trwanie przy temacie
rozmyślania, a woli trwanie przy tym dobru, które intelekt nieustannie i z
wiernością ujmuje jako prawdę. Przypomnijmy też, że w oczyszczeniu czynnym
także już są w nas cnoty wlane i dary Ducha Świętego, lecz ich działanie i
owoce jeszcze się nie ujawniają, jeszcze wciąż dominują skutki naszej
aktywności.
W ciemnej
nocy miłości Bóg intensywniej poddaje naszą miłość, wiarę i nadzieję wlanej
miłości, wierze i nadziei. W naszym przeżyciu już dostrzegamy owoce daru bojaźni
Bożej, daru umiejętności i daru pobożności. Nie orientujemy się jednak w tym,
że są to przemiany wywołane w nas przez Boga. Dopiero gdy dar męstwa pomoże nam
w uzgodnieniu naszych życzeń z życzeniami Boga, a dar rozumu ułatwi pełne
odczytanie prawd wiary, intelekt rozumie, że Bóg w oczyszczeniu biernym
przemienia i chroni naszą miłość, która nas z Nim łączy. Bez pomocy darów,
wnoszących nowe zdolności w nasze własności przejawiające istnienie oraz we
własności przejawiające istotę, nie zorientowalibyśmy się, że Bóg prostuje
nasze drogi do Niego. I nie przetrwalibyśmy kryzysu, którym w naszym przeżyciu
jest ciemna noc miłości.
W
oczyszczeniu biernym doskonali nasze życie religijne i odmiany modlitwy
wspaniały dar mądrości, który jest źródłem miłości wlanej i czynnikiem
nieustannego jej doskonalenia. Wprowadza nas w pełną modlitwę zjednoczenia
przemieniającego. Wcześniej dar rady w okresie modlitwy zjednoczenia
ekstatycznego ułatwia nam zgodnie z wolą Boga pełnienie miłości bliźniego. A w
poprzedzającej tę modlitwę zjednoczenia bolesnego dar męstwa i wszystkie inne
dary powodują nasze wyzwolenie się z korzeni i śladów siedmiu grzechów
głównych.
Całym
więc organizmem nadprzyrodzonym Bóg chroni naszą modlitwę i życie religijne.
Wzmacnia nasze własności istnieniowe i istotowe darami Ducha Świętego, a nasze
relacje osobowe, gdy łączą nas z Bogiem, wlaną miłością, wiarą i nadzieją. W
istocie naszej osoby sam przebywa w Trójcy Osób, gdy ukochamy Chrystusa, a ta
obecność w nas Boga jest właśnie łaską uświęcającą jako źródło cnót wlanych i
darów, które przemieniają nasze własności i władze duchowe i przeżycia w
kierunku pełnej jedności służenia ze czcią Bogu i ludziom. Zarazem wszystko to
czyni nas osobistymi przyjaciółmi Boga.
Istotę
naszej osoby wyraża przede wszystkim intelekt. To jemu podporządkowuje się
wola, a jej nasze przeżycia, uczucia i emocje. Uzyskujemy to w wychowaniu, przy
pomocy także wykształcenia i metanoji. Ten intelekt poprzez wiedzę nabywa
mądrości. Nie wystarcza ona jednak do pełnego odczytania prawd wiary. Właśnie
intelekt stawia opór propozycjom Boga, przejawiających się w skutkach
oczyszczenia biernego. Intelekt ich nie rozumie, gdy nie są one naturalnym
przedmiotem jego ujęć. Broni więc życia religijnego w jego ludzkiej wersji, w
naszej propozycji. I właśnie dzięki miłosierdziu Bożemu, to znaczy, dzięki tej
miłości, która wspomaga nas i chroni w aktualnym cierpieniu, dar rozumu wnosi w
intelekt zdolność pełnego zrozumienia prawd wiary. Dar rozumu całą swą moc
przejawia dopiero w modlitwie prostego zjednoczenia, pod koniec więc ciemnej
nocy miłości. Przez całą więc ciemną noc intelekt boryka się z trudnościami,
nie może pojąć przemian, dokonywanych w nas przez Boga. Zgodnie ze swą naturą
broni tego, co uważa za słuszne. Broni właśnie naszej propozycji modlitwy i
życia religijnego, Bóg nie stosuje przemocy. Poprzez dary Ducha Świętego stara
się nas uzdolnić do zrozumienia Jego propozycji. Zanim to zrozumienie nastąpi,
Bóg stara się przekonać nas poprzez nasz intelekt, że jest i że jest w nas, że
nas kocha, że chodzi Mu o trwanie z nami w przyjaźni. Powoduje więc czasem tak
zwane doświadczenia mistyczne, gdy grozi nam nieprzetrwanie ciemnej nocy. Daje
się więc doznać wprost intelektowi, by intelekt się upewnił, że Bóg jest.
Intelekt, gdy nabędzie tej pewności, poinformuje wolę i człowiek zacznie
cierpliwie czekać na owoce daru rozumu.
To
niezwykłe i rzadkie doświadczenie mistyczne jest swoiście ostatecznym źródłem
wyrwania nas z rozpaczy i uchronienia przed procesem odejścia od Boga w wyniku
dramatycznego kryzysu modlitwy w ciemnej nocy miłości.
W tym
miejscu zwróćmy tylko uwagę, że doświadczenie mistyczne różni się od widzeń
osób Boskich, Matki Bożej, świętych, a także od innych zjawisk nadprzyrodzonych.
Doświadczenie
mistyczne jest zawsze wewnętrznym, nagłym, niewypracowanym, bezpośrednim, dość
krótkim doznaniem przez intelekt Boga jako Istnienia. Jest więc ze względu na
cel pomocą w przetrwaniu ciemnej nocy miłości. Należy wobec tego do porządku
ascetycznego, to znaczy do zespołu środków chroniących naszą modlitwę i życie
religijne.
Dopowiedzmy
tu, że w okresie modlitwy zjednoczenia przemieniającego dane jest nam stałe,
wewnętrzne „widzenie” Osób Trójcy Świętej. Nie jest to jeszcze widzenie istoty
Boga „twarzą w twarz”, co będzie naszym udziałem w życiu wiecznym. Jest to
dzięki intelektowi stałe przebywanie wobec Osób Boskich, stała ich obecność,
która zarazem jest łaską, gdy powoduje Bóg tę obecność, i jest wyzwoloną przez
Boga i przez nas miłością, wiarą i nadzieją. Obecność Trójcy Świętej w nas nie
jest Trójcą Świętą samą w sobie. Tę właśnie samą w sobie Trójcę Świętą będziemy
widzieli bezpośrednio dopiero w życiu wiecznym, które nazywamy widzeniem
uszczęśliwiającym. W tym widzeniu uszczęśliwiającym uzyskamy nową władzę
poznawczą, nazywaną światłem chwyły. Ta nowa władza pozwoli nam oglądać istotę
Boga. Teraz bowiem nasz intelekt jest przystosowany do ujmowania istoty tylko
bytów stworzonych. Z tego względu nawet w doświadczeniu mistycznym intelekt
może ujmować Boga jako właśnie Istnienie.
Widzenie
osób Boskich, Matki Bożej lub świętych charakteryzuje się tym, że w widzeniu
tym zawsze mają udział władze zmysłowe. Chrystus, Matka Boże, święci, nawet
aniołowie zjawiają się w postaci ludzkiej, wywołującej obraz we władzach
zmysłowych. Poza tym udziałem władz zmysłowych w widzeniu, drugim jego znakiem
jest zlecenie konkretnego zadania. Matka Boża zachęca do modlitwy i wierności
Chrystusowi lub, jak w Lourdes, poleca przekazanie teologom informacji o swych
powiązaniach z Duchem Świętym jako Niepokalane Poczęcie.
W
doświadczeniu mistycznym Bóg nie zleca określonych zadań i nie ma w tym
doświadczeniu udziału władz zmysłowych.
Dodajemy
już tylko, że normalnym czynnikiem chronienia ze strony Boga naszej modlitwy i
życia religijnego są dary Ducha Świętego, cnoty wlane i łaska uświęcająca wraz
z łaskami uczynkowymi. Doświadczenie mistyczne jest wyjątkowym sposobem chronienia
nas przez Boga w naszej modlitwie i życiu religijnym.
2. Doświadczenie
mistyczne (odmiany teorii)
Pierwszą
grupę teorii doświadczenia mistycznego stanowi przekonanie, że nie ma istotowej
różnicy między łaską, doświadczeniem mistycznym, miłością, wiarą i nadzieją.
Zachodzi tylko różnica stopnia, to znaczy, że gdy dary Ducha Świętego działają
w nas coraz bardziej intensywnie, przechodzimy w obszarze łaski z poziomu
wiary, nadziei i miłości na poziom doświadczenia mistycznego.
Garrigou-Lagrange
uważa, że doświadczenie mistyczne jest poznaniem Boga poprzez miłość i intelekt
przy pomocy skutku miłości. Inaczej mówiąc, obserwujemy w sobie jakiś przejaw
czyli skutek miłości i w poznawaniu tego skutku doświadczalnie kontaktujemy się
z Bogiem. Jest to więc teoria, według której doświadczenie mistyczne jest
pośrednim doświadczeniem Boga.
Maritain
sądzi, że gdy nasze życie religijne jest zaawansowane, wtedy głębiej i inaczej
ujmujemy Boga, a mianowicie dzięki darowi rozumu i mądrości. Doświadczenie
mistyczne jest więc także ujęciem Boga pośrednio w skutkach daru rozumu.
Gardeil
przyjmuje, że doświadczenie mistyczne jest aktem wiary pogłębionej darami Ducha
Świętego, gdy dusza człowieka dzięki łasce zjednoczyła się z Bogiem.
W tej
pierwszej grupie teorii doświadczenia mistycznego głosi się pogląd, że
doświadczenie mistyczne jest etapem w prawidłowo rozwijającym się życiu
religijnym. Wynikałoby z tego, że każdy głęboko religijny człowiek dochodzi do
doświadczenia mistycznego. Tymczasem tak nie jest. Tylko niektórzy ludzie
informują nas o tym niezwykłym doświadczeniu. W przedstawionych poglądach nie
różni się ono od skutków miłości (Garrigou-Lagrange), nie różni się od modlitwy
prostego zjednoczenia (Maritain) i nie różni się od drogi zjednoczenia
(Gardeil). Nie różni się wobec tego od życia religijnego i od łaski, która jest
konieczna do zbawienia. Nigdzie natomiast nie powiedziano, że doświadczenie
mistyczne jest konieczne do zbawienia. Nie można więc przyjąć teorii, w której
istotowo tym samym jest wiara, nadzieja, miłość, doświadczenie mistyczne i
łaska.
Możemy
zatem powiedzieć, że w tej grupie teorii przez doświadczenie mistyczne i w
ogóle przez mistykę rozumie się pogłębione życie religijne. Ta teoria jest
wtedy możliwa, gdy zarazem człowieka rozumie się jako proces, który można
mierzyć stopniem intensywności.
Drugą
grupę teorii doświadczenia mistycznego stanowi przekonanie, że zachodzi
istotowa różnica między łaską, doświadczeniem mistycznym, miłością, wiarą i
nadzieją. Wyklucza się tylko udział intelektu w tym doświadczeniu.
Maréchal
uważa, że doświadczenie mistyczne jest bezpośrednim doznaniem Boga ponad
intelektem, w naszej podświadomości, gdy już nie ma pojęciowania i wyobrażeń.
Guibert
przyjmuje, że doświadczenie mistyczne jest łaską spostrzegania wprost życia nadprzyrodzonego,
które pozwala nawiązać kontakt z Bogiem, obecnym w duszy człowieka. To spostrzeganie
nie jest intuicją ponadświadomościową i jest czymś więcej niż wiara.
W tej
drugiej grupie teorii uważa się doświadczenie mistyczne za bezpośrednie
doznanie Boga, lecz właśnie oddziela się je od intelektu, a nawet od miłości.
Sytuuje się je w jakiejś nieokreślonej sferze człowieka, właściwie poza
człowiekiem. Nie można uznać tych teorii, gdyż wyjaśniając doświadczenie
mistyczne pomijają człowieka.
Pierwsza
grupę teorii charakteryzuje więc to, że za naturę doświadczenia mistycznego
uznano warunki tego doświadczenia. Z kolei drugą grupę teorii charakteryzuje
usunięcie doświadczenia mistycznego z obrębu osoby ludzkiej.
Trzecią
grupę teorii doświadczenia mistycznego charakteryzuje przekonanie, że
doświadczenie mistyczne, które jest specyficznym poznaniem Boga, musi dokonywać
się w intelekcie, zarazem więc wewnątrz człowieka, a nie poza nim, że to
doświadczenie nie utożsamiamy z życiem religijnym, że nie jest konsekwencją
owocowania darów Ducha Świętego i że warunkiem tego doświadczenia jest
wyłącznie wolna decyzja Boga. Doświadczenie to zdarza się ludziom religijnym,
lecz jako ich doświadczenie musi być doznaniem Boga przez intelekt, gdyż jest
to w nas władza wszelkiego poznania.
Doświadczenie
mistyczne, powtórzmy, jest wewnętrznym, nagłym, niewypracowanym, bezpośrednim,
dość krótkim doznaniem przez nasz intelekt Boga jako Istnienia. To rozumienie doświadczenia
mistycznego dość długo precyzowano w dyskusji z innymi teoriami tego
doświadczenia, w dyskusji z teoriami i w dyskusji z teoriami człowieka.
Najpierw
wiktoryni wyakcentowali mocno, że wszelkiego poznania dokonuje tylko intelekt.
Odrzucali więc teorię św. Bernarda, który uważał, że Boga poznaje miłość.
Przypisał miłości zdolność poznania utożsamiając więc miłość z intelektem.
Św.
Tomasz z Akwinu wiązał doświadczenie mistyczne z poznaniem istoty Boga.
Ponieważ takie poznanie nie jest nam dostępne w tym życiu, uważał, że doświadczenie
mistyczne jest pozornym doświadczeniem. Wiązał je jednak mocno z intelektem i
nie zawsze odróżniał od kontemplacji.
Św.
Bonawetura przekroczył te trudności w sposób, którego nie możemy zaakceptować.
Wiedział, że w życiu wiecznym czyli w widzeniu uszczęśliwiającym otrzymamy nową
władzę poznawczą do ujawniania istoty Boga. Ta władza jest nazywana światłem
chwały (lumen gloriae). Św. Bonawentura przyjął więc, że w doświadczeniu mistycznym
przez chwilę korzystamy ze światła chwały i w ten sposób doświadczamy w tym
życiu istoty Boga. Nazwał doświadczenie mistyczne aktem chwały (actus gloriae).
Według tej teorii znajdujemy się przez chwilę w życiu wiecznym, nagle,
niespodziewanie, dość krótko, i powracamy do zwykłego życia na ziemi.
Zauważmy
tu, że przejście do życia wiecznego wymaga śmierci, oddzielenia duszy od ciała.
Powrót duszy do ciała wymaga z kolei zmartwychwstania. Nie zdarza się to w
zwykłych warunkach. Trzeba by bowiem przyjąć, że każdy mistyk na czas
doświadczenia mistycznego umiera i zmartwychwstaje. Jest to efektowna, lecz
dość absurdalna teoria. Jej zaletą jest tylko to, że broni tego bezpośredniego
doznania Boga, które jest doświadczeniem mistycznym.
Zwolennicy
poglądu św. Tomasza znajdują pomoc w teorii człowieka i w teorii poznania.
Człowiek
nie jest procesem, lecz podstawą procesu. Rozpoznany w swej wewnętrznej
strukturze jako istnienie i istota posiada własności istnieniowe i istotowe. Własności
ze względu na istnienie są podstawą relacji miłości, wiary i nadziei. Własności
ze względu na istotę, a więc intelekt i wola oraz władze zmysłowe, są podstawą
poznania, decyzji, wyobraźni i uczuć.
W relacji
poznania intelekt ujmuje nie tylko istotę, lecz także istnienie bytu. Ujmuje
bowiem obydwa pryncypia, czyli podstawowe tworzywa bytów. Zmysłowa władza oceny
łączy ujęcie istnienia i istoty dzięki temu, że intelekt odczytuje w bycie
jedność istoty i istnienia, choć nie ich tożsamość. Ponieważ do ujęcia istoty
Boga jest potrzebne światło chwały, którego teraz nie posiadamy, dostępnym
intelektowi przedmiotem ujęcia pozostaje istnienie. Gdyby intelekt nie ujmował
istnienia bytów, musiałby stwierdzać tylko nicość. Zawsze więc poznaje
istnienie, nie zawsze trafnie ujmuje istotę. To istnienie ujmuje bezpośrednio w
bytach, dostępnych poznaniu zmysłowemu, od którego zaczyna się każde ludzkie poznanie.
W bytach niedostępnych bezpośrednio poznaniu zmysłowemu intelekt rozpoznaje
istnienie pośrednio, przez wyrozumowanie. Istnienie Boga człowiek wyrozumowuje.
Gdyby nie przyjął istnienia Boga, musiałby przyjąć, że we wszystkich bytach ich
istnienie jest samoistne, a więc niepochodne i wieczne, co przeczy zdrowemu
rozsądkowi. Jest więc Istnienie Samoistne, właśnie Bóg, który stwarza wszystkie
istnienia bytów, dostępnych poznaniu zmysłowemu. W związku z tym doświadczenie
mistyczne polega na tym, że wyjątkowo, nieoczekiwanie, Bóg, zawsze pośrednio
poznawany w Jego istnieniu, daje się na chwilę doznać intelektowi bezpośrednio
jako istnienie. Nie jest to doświadczenie obecności Boga, a więc doświadczenie
łaski. Nie jest to też doświadczenie miłości, mimo że miłość budzi się w tym doświadczeniu.
Nie jest to też doznanie poza świadomością i poza człowiekiem. Jest to w nas
zgodne z naturą intelektu bierne doznanie Boga jako istnienia.
Rozważając
cel tego doświadczenia musimy powtórzyć, że Bóg chce po prostu upewnić
człowieka, że jest, że pamięta o nas, że wobec tego należy poddać się powodowanym
przez Niego oczyszczeniom i starać się o przetrwanie ciemnej nocy miłości.
Św.
Teresa z Avila podkreśla w swych pismach, że w doświadczeniu mistycznym nasz
intelekt jest bierny, że nie uzyskuje nowych pojęć, że tylko doznaje Boga.
Dopowiedzmy,
że pojęcia są wynikiem ujmowania istoty, że wobec tego według św. Teresy w
doświadczeniu mistycznym nie doznajemy istoty Boga, lecz Boga jako Istnienia.
Znaczy to także, że doświadczenie mistyczne nie dostarcza nowej wiedzy o Bogu,
szerzej niż to, co Bóg objawił, że mistycy nie wykraczają poza naukę Kościoła,
co przypisują im nieodpowiedzialni historycy mistyki.
Św. Jan
od Krzyża podkreślił, że w doświadczeniu mistycznym Bóg daje się doznać w
zaciemniającym Go obłoku. Znaczy to także, że nie udostępnia nam w pełni swej
istoty. Doznajemy tylko tego, że jest.
Nie
możemy więc uznać dominujących dziś przekonań, wnoszonych często przez mistykę
Wschodu, że doświadczenie mistyczne jest bezpośrednim doznaniem Boga poza naszą
świadomością, poza naszym intelektem, że polega na naszym rozproszeniu się w
Bogu lub na utożsamieniu się z Bogiem.
Prawidłowym
ujęciem jest pogląd, że Bóg jest osobą i że człowiek jest osobą, że wobec tego
te dwie osoby może wiązać relacja poznania. W typowo ludzkim poznaniu
wyrozumowujemy istnienie Boga. Zdarza się jednak nietypowe poznanie, wyjątkowe,
wspaniałe, w którym Bóg pomija konieczność naszego rozpoczęcia poznania od doznań
zmysłowych, pomija nasze zmysłowe władze poznawcze i daje się doznać wprost
intelektowi jako Istnienie. To poznanie nazywały właśnie doświadczeniem mistycznym.
3. Sposób
identyfikacji doświadczenia mistycznego
Spotykamy
wiele określeń doświadczenia mistycznego. Ta wielość określeń wynika z wielości
koncepcji człowieka, koncepcji poznania i koncepcji Boga. Doświadczenie
mistyczne, oczywiście, jest zawsze tą samą realną relacją poznawczą,
pozwalającą człowiekowi bezpośrednio doznać Boga. Różne są tylko teorie
wyjaśniające to doświadczenie. Ta różnorodność teorii wyjaśniających właśnie
zależy od tego, jak określamy człowieka, poznanie i Boga.
Trudności
w identyfikowaniu doświadczenia mistycznego płyną ponadto ze sposobu ujmowania
relacji poznania mistycznego.
Najczęściej
opisuje się doświadczenie mistyczne samo w sobie, oderwane jako relacja od jej
podmiotu i kresu, to znaczy niezależnie od rozumienia Boga i człowieka.
Rozpatrywana sama w sobie relacja poznania mistycznego nie daje się
identyfikować. Identyfikowanie bowiem polega na ujęciu wewnętrznej zawartości
bytu. Tymczasem relacja nie ma swej osobowej, wewnętrznej zawartości. Wypełnią
ją to, co pochodzi od Boga i od człowieka. Aby więc zrozumieć i zidentyfikować
doświadczenie mistyczne, trzeba je określać przez opisanie powiązań w tym
doświadczeniu Boga z człowiekiem. Gdy opisuje się doświadczenie mistyczne samo
w sobie, uzyskuje się odpowiedź właściwie dowolną. Uzasadnieniem bowiem teorii
doświadczenia mistycznego jest teoria Boga i teoria człowieka oraz teoria
poznania.
Prawidłowy
opis doświadczenia mistycznego polega na ujęciu go jako relacji w świetle
teorii Boga i teorii człowieka. To doświadczenie mistyczne jest bowiem rzeczywiście
realną relacją, łączącą przez poznanie osobę Boga z osobą człowieka.
Jeśli tak
jest, to Bóg jako realna osoba daje się bezpośrednio doznać w doświadczeniu
mistycznym intelektowi człowieka jako realnej osoby. Bóg wnosi w to doświadczenie
poznawcze siebie jako istnienie, które intelekt zgodnie ze swą naturą jest w
stanie zrozumieć. Intelekt zarazem informuje wolę o swym doznaniu. Wola
akceptuje przedmiot poznania intelektu i wybiera je jako dobro. Wszystko to
uaktualnia miłość, a poruszone przez wolę uczucia wywołują w nas radość, pokój
i skupienie.
Rozumienia,
które intelekt uzyskuje ujmując każde istnienie i każdą istotę, gdyż tylko one
są przedmiotem jego odbioru, są z kolei ujmowane w mowie wewnętrznej. Podobnie
w doświadczeniu mistycznym istnienie Boga wywołuje w intelekcie rozumienie,
które mistyk wyraża z kolei w mowie wewnętrznej. Gdy chce swoje doznanie przekazać
innym ludziom, musi mowę wewnętrzną przełożyć na mowę zewnętrzną, zrozumiałą w
danym kraju i w danej kulturze. Ten przekład nie zawsze jest wierny i dlatego
informacje mistyków nie zawsze są dla nas czytelne. Często mistycy informują o
swym doświadczeniu mistycznym wprost w swojej mowie wewnętrznej. Taka ich
informacja jest jeszcze mniej czytelna. Mistyk opisuje jednak swoje
bezpośrednie doznanie Boga. Musi więc w swym opisie mówić o sobie i o Bogu.
Osoby, które badają informacje mistyków, analizują przede wszystkim ich opis
człowieka i Boga. Znając różne teorie Boga i człowieka wiedzą, jakie według
tych teorii zachodzą związki między człowiekiem i Bogiem. Mogą też ustalić, czy
badane doznanie było rzeczywiście doświadczeniem mistycznym. Mogło być bowiem złudzeniem,
gdy mistyka zafascynował się np. własną myślą o Bogu, pięknem Boga, Jego w nas
obecnością. Myśl, piękno, obecność nie są Bogiem. Ich doznanie nie jest
doświadczeniem Boga, nawet gdy te doznania Bóg wywołuje. Rozstrzygając to
zarazem ustalamy, że o prawidłowości doświadczenia mistycznego informuje nas
występujące w opisie tego doświadczenia rozumienie Boga i człowieka.
Najczęstszą
pomyłką w identyfikowaniu doświadczenia mistycznego jest utożsamianie go z
życiem religijnym. To życie religijne jest obecnością w nas Boga coraz pełniej
ogarniającą całą osobę ludzką. Obecność ma postać miłości, wiary i nadziei,
która wiąże nas z Bogiem, przebywającym w nas, gdy ukochamy Chrystusa. Znakiem,
że ta obecność się spełnia, są sakramenty. Znakiem więc, że trwa w nas życie
religijne, są sakramenty, a nie ich bezpośrednie doświadczenie. Zresztą
doświadczenie ich nawet intelektualne jest doświadczeniem znaków, a nie Boga.
Tymczasem doświadczenie mistyczne, co wciąż akcentują mistycy, jest doznaniem
przez intelekt Boga, jako Istnienia.
Koncepcji
Boga jest wiele. I powtórzmy, jaka koncepcja Boga, taka teoria doświadczenia
mistycznego. Koncepcje Boga zależą najpierw od tego, co uczynimy pierwszym
przedmiotem ujęć filozoficznych.
Jeżeli za
pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy relacje, a doświadczamy odniesień
dziecka do matki, która zapewnia dziecku opiekę, ciepło, bezpieczeństwo,
pożywienie, wtedy poszerzając to doświadczenie przypisujemy te odniesienia do
nas całemu kosmosowi. Traktujemy kosmos tak, jak Boga, uważając zresztą, że Bóg
jest siłą opiekuńczą. Za siłę opiekuńczą uznajemy więc albo kosmos, albo
poszczególne siły przyrody (kult drzewa, zwierząt, żywiołów), albo idealnego
człowieka (kult bohaterów, rycerzy, cezarów). W tej koncepcji Boga
doświadczenie mistyczne jest zrozumiane jako zetknięcie się z całym kosmosem,
żywiołem, dzikim zwierzęciem, drzewem, bohaterem, wybitnym człowiekiem. To
spotkanie daje szczęście, spełnienie celów człowieka. Osiągnięcie tego celu
jest swoiście równe zbawieniu. Mylimy tu więc doświadczenie mistyczne ze
zbawieniem, a ponadto nie osiągamy zbawienia, gdyż pomyliliśmy Boga z kosmosem,
przyrodą, wyjątkowymi ludźmi. Nie było także doświadczenia mistycznego, gdyż
nie było doznania Boga.
Jeżeli z
kolei za pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy nie relacje, lecz coś
jednostkowego, to możemy zacząć analizę albo od naszej myśli, albo od istniejącego
poza nami bytu jednostkowego.
Zetknięcie
z myślą pozwala uznać Boga za Myśl Samomyślącą się lub za Postulat
uzasadniający nasze działania, a ponadto uzasadniający system twierdzeń o świecie.
Bezpośrednie
zetknięcie z Bogiem jako Myślą pozwala wyjaśnić doświadczenie mistyczne jako
pełną zrozumień, przekraczających - tak się niekiedy głosi - nawet to, co Bóg
objawił i czego naucza Kościół. Sądzi się, że mistyk odbiera informację
bezpośrednio od Boga, że wobec tego dystansuje Kościół i staje się więc
korektorem wiary. Takie wyjaśnienie doświadczenia mistycznego jest błędne, gdyż
niezgodne z tym, co mówią wielcy mistycy, np. św. Teresa z Avila. Podkreśla
ona, że doświadczenie mistyczne nie poszerza rozumień, lecz jest doświadczeniem
Boga jako Istnienia.
Ci
natomiast teoretycy, którzy uważają Boga wyłącznie za postulat systemu
twierdzeń, wykluczają możliwość doświadczenia mistycznego. Jest to bowiem
według nich i słusznie doświadczenie tylko wytworu intelektu, wprost fikcji lub
złudzenia. To odniesienie do fikcji lub złudzenia uważają oni za naturalną
potrzebę kierowania się do wartości, przekraczających człowieka. Akceptują tę
potrzebę, lecz niekłamaną drogę człowieka widzą raczej w ateizmie. Znaczy to,
że dla nich Bóg nie jest bytem realnym, lecz tylko potrzebą kulturową.
W tych
koncepcjach Boga myli się doświadczenie mistyczne właśnie z potrzebami
człowieka zarówno w dziedzinie myśli, jak i w dziedzinie ciała.
Zetknięcie
z istniejącym bytem jednostkowym prowadzi poprzez jego istnienie do ujęcia Boga
właśnie jako Samoistnego Istnienia. Doświadczenie mistyczne, wyjaśniane jako
bezpośrednie doznanie przez intelekt Boga w Jego istnieniu, jest prawidłowym
zidentyfikowaniem tego doświadczenia. Jest ono wtedy poznaniem, które wspiera w
trwaniu nasze życie religijne głównie w okresie jego kryzysów.
Koncepcji
człowieka jest także wiele. I znowu powtórzmy, że jaka koncepcja człowieka,
taka teoria doświadczenia mistycznego.
Jeżeli za
pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznajemy relacje, wtedy ujmujemy człowieka
jako mikrokosmos, jako powtórzenie się w nas całego świata. Doświadczenie
mistyczne pojmujemy wtedy jako wewnętrzne przechodzenie z niższych warstw do
wyższych aż na szczyt duszy, gdzie odnajdujemy Boga w wewnętrznej tajemnicy, w
głębi nas samych. Tak rozumiane doświadczenie mistyczne znowu nie różni się od
życia religijnego, ujmowanego w jego stawaniu się i pogłębianiu.
Jeżeli za
pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy naszą myśl, jako coś jednostkowego,
pojmiemy człowieka jako tylko świadomość. Doświadczenie mistyczne rozumiemy
wtedy jako pogłębiającą się wiedzę o Bogu i zarazem mierzymy tym doświadczeniem
nasze życie religijne, utożsamiamy z rozwojem w nas refleksji filozoficznej.
Jest to wyraźny błąd, który polega na pomyleniu myśli z bytowaniem.
Jeżeli z
kolei za pierwszy przedmiot ujęć poznawczych uznamy byt jednostkowy, to możemy
pojąć człowieka albo jako duszę, albo jako ciało.
Gdy
według nas człowiek jest tylko duszą, wtedy jej działaniem jest tylko poznanie
i podejmowanie decyzji. Aby odróżnić naturalne poznanie duszy od doświadczenia
mistycznego, mówi się, że to doświadczenie jest ponadintelektualne,
przekraczające świadomość i duszę. Zwolennicy takiej teorii wyraźnie określili
doświadczenie mistyczne z pozycji człowieka jako właśnie duszy w jej funkcjach
poznania. Gdy akceptowali decyzje, jako ważniejsze niż poznanie działania
duszy, uważali, doświadczenie mistyczne za dosięganie Boga spotęgowaną
miłością.
Gdy
według nas człowiek jest tylko ciałem, jego działania intelektualne i działania
woli są funkcjami ciała. Przy takiej koncepcji człowieka doświadczenie
mistyczne utożsamia się z silnym wzruszeniem emocjonalnym, kontemplacją
kolorów, upojeniem muzyką, nawet tańcem, z zachwytem nad krajobrazem, czy z
oczarowaniem sztuką, wprost pięknem. Jest to już zupełne nieporozumienie.
Aby z
pozycji człowieka prawidłowo określić doświadczenie mistyczne, należy ujmować
człowieka jako urealnioną istnieniem duszę wraz z ciałem. Trzeba ponadto odróżnić
w człowieku własności intelektualne i istotowe oraz oparte na tych własnościach
relacje, a przede wszystkim to, co sami w sobie przemieniamy, od tego, co
przemienia w nas Bóg. Życie religijne jest wtedy w nas odniesione do Boga
miłością, wiarą i nadzieją, wspomaganymi darami Ducha Świętego. Jest także
wspomaganymi tymi darami działaniami intelektu i woli, które chronią miłość,
wiarę i nadzieję. Doświadczenie mistyczne jest relacją poznawczą, w której Bóg
daje się doznać intelektowi jako Istnienie w tym celu, by człowiek w wyniku
doznania Go sam chronił swoje życie religijne przede wszystkim wzmocnioną
cierpliwością.
Jeżeli
więc teoretyk i historyk mistyki uwzględni te różnorodne koncepcje Boga oraz
koncepcje człowieka i ludzkiego poznania, a ponadto, gdy nie oderwie doświadczenia
mistycznego jako relacji od człowieka i Boga, będzie mógł prawidłowo
zidentyfikować to doświadczenie. Dojdzie wtedy do znanego nam już określenia,
że doświadczenie mistyczne jest bezpośrednim doznaniem przez intelekt Boga jako
Istnienia.
POGŁĘBIANIE SIĘ
MIŁOŚCI
(Zakończenie)
W naszym
życiu religijnym, które jest miłością, wiarą i nadzieją, dominuje miłość.
Troszcząc się o pogłębienie życia religijnego, zabiegamy głównie o utrwalenie i
pogłębienie miłości. Wyraża ją modlitwa i tą modlitwą chronimy miłość. Także
Bóg wnosi w naszą miłość stworzoną dla nas miłość wlaną. Chroni ją ponadto i
rozwija darami Ducha Świętego, głównie darem mądrości.
Już
dzięki naszym staraniom miłość uzyskuje swe różne poziomy i odmiany.
Jest
najpierw miłość naturalną i podstawową relacją życzliwości, gdy dwie osoby
odnoszą się do siebie swą istnieniową własnością realności. Przypomnijmy, że
gdy ta miłość łączy osoby ludzkie, spełniamy humanizm. Gdy ta miłość łączy osoby
ludzkie z osobą Boga, jesteśmy w religii.
W
humanistycznym ujęciu miłości chodzi o chronienie jej naszymi własnymi
działaniami. Gdy miłość, która jest naturalnym i podstawowym odniesieniem
życzliwym do osób ludzkich i pozostaje jak gdyby na tym etapie, jest tylko
zgodnością natur (connaturalitas). Swą moc i trwanie czerpie z samego istnienia
osób, przejawiającego się w ich realności.
Wkrótce,
dzięki poznaniu zmysłowemu, osoba ludzka zaczyna nas fascynować. Odbieramy więc
ją jako piękno, jako coś dla siebie radującego i miłego. Wiążemy z tą osobą
nasze emocje i uczucia. Pragniemy dla siebie kontaktu z tą osobą. Gdy jest to
pragnienie kontaktu z osobami dla nas i dla ich piękna, nazywamy to pożądaniem.
Można także powiedzieć, że nasza miłość na poziomie pożądania
(concupiscibilitas), jest relacją pełniejszą niż sama connaturalitas, gdyż dość
ogólne odniesienie do osób uzupełnia ujęciem ich jako piękna, zresztą nie tylko
cielesnego, lecz także duchowego.
To
duchowe piękno człowieka wywołuje w nas potrzebę kontaktu z osobowością
człowieka. Ujęcie tej osobowości wymaga działań intelektu. Intelekt ukazuje nam
z kolei podmiot osobowości, a mianowicie oprócz ciała także duszę człowieka. A
gdy ujmuje w człowieku istnienie i rozumność, ukazuje nam człowieka jako osobę.
Intelekt skłania nas, byśmy kierowali się do ludzi jako do osób. To życzliwe
skierowanie do osób czyni naszą miłość miłością właśnie osobową (dilectio).
Obejmujemy wtedy miłością zarazem ciało i duszę człowieka, jego rozumność i
istnienie. Ujmujemy go w tym, czym jest i że właśnie jest. Uświadamiamy sobie,
że człowiek nie jest kimś dla nas, lecz że jest kimś w sobie, i że nasze z nim
relacje, a głównie relacja miłości, mogą być tylko służeniem człowiekowi.
Miłość jest tym służeniem w poczuciu czci. To służenie ze czcią człowiekowi
jest właśnie pełną dilectio. Ta diłectio ma trzy odmiany: caritas, amicitia,
amor.
Służenie
ze czcią osobom odnosi nas do konkretnych osób. Kontakt z konkretnymi osobami
wyzwala w nas najpierw taką miłość, która polega, jako służenie ze czcią,
zarazem na chronieniu tych osób, opiekowaniu się nimi, udziałem w ich
cierpieniu i radości. Taką miłość nazywamy caritas.
Kontakt z
konkretnymi osobami wywołuje nam przyjaźń (amicitia), to znaczy taką miłość,
która raduje przy spotkaniu i nie smuci przy rozstaniu, gdyż wiemy, że ta miłość
jest wierna i trwała.
Kontakt z
konkretnymi osobami wywołuje w nas też taką miłość, że raduje nas spotkanie i
zawsze boli rozstanie (amor). Jest to więc miłość powiązana z cierpieniem.
Zawsze nam bowiem brak osób kochanych, ich stałej przy nas obecności. Po prostu
bez nich nie możemy żyć. Wspierają nas, są uzasadnieniem naszego życia.
Dodajmy,
że ta miłość w postaci amor, jako miłość powiązana z cierpieniem, jest naszym
normalnym odniesieniem także do Boga. Wciąż brakuje nam Boga, tęsknimy do
Niego, gdyż nie odczuwamy bezpośrednio Jego obecności. Wiemy o tej obecności.
Bóg jednak i Jego obecność nie są dane naszemu przeżyciu i wprost naszej
psychice. Brakuje nam bezpośredniego oglądania Boga. Z tego względu nasza
miłość do Boga wciąż przybiera postać tęsknoty, która sprawia cierpienie. Nasza
więc miłość do Boga jest powiązana z cierpieniem, ma postać amor.
Dodajmy,
że miłość Boga do nas ma postać agape, to znaczy, miłości absolutnie
bezinteresownej. Bóg nie oczekuje od nas żadnego rewanżu i nawet nie może go
przyjąć, gdyż jest pełnią bytu. To tylko my możemy i powinniśmy odwzajemnić
miłość Bogu, który nam jest wciąż potrzebny, jako uzasadnienie naszego życia i
jako kres naszej miłości.
W
religijnym ujęciu miłości jej chronienie polega na etapach oczyszczenia
biernego. Skutkiem tych oczyszczeń jest właśnie pogłębianie się i utrwalanie
naszych powiązań z Bogiem.
Nasza
miłość do Boga jest najpierw odniesieniem naszej osoby do osoby Boga. Ma poziom
odpowiedniości natur, to znaczy wiązania właśnie osoby z Osobą. Bóg wspomaga to
powiązanie udzielając nam przez Ducha Świętego daru bojaźni, daru umiejętności,
daru pobożności.
Z kolei
wspomaga tę miłość, a tym samym naszą modlitwę, skupieniem, radością, pokojem.
Wspomaga nas też skutkami modlitwy myślnej i poprzez treść Ewangelii ukazuje
nam sensowność i piękno kontaktów z Trójcą Świętą, gdy ukochamy Chrystusa.
Ukazuje nam też piękno nauki i życia Chrystusa na ziemi. Przez to piękno ogarniamy
miłością nie tylko naukę, lecz także osobę Boga - Człowieka. Znajdujemy w
Chrystusie coś dla siebie: wzór życia i szansę utrwalenia w Bogu na zawsze swej
miłości. Ta miłość, w której chodzi o nas, jest podobna do miłości, poszukującej
dobra dla nas. Jest jednak pełniejsza niż tylko odpowiedniość osób.
Rozważanie
Boga w Osobach Trójcy Świętej i osobie Chrystusa, co wymaga pełniejszego
działania intelektu, ukazuje nam, że nasza miłość ma być służeniem Bogu ze
czcią i pokorą, to znaczy w prawidłowym rozumieniu tego, że miłość polega na chronieniu
dobra osób, które kochamy. Dzięki temu rozumieniu nasza miłość do Boga staje
się dilectio. Pragniemy tego, czego życzy sobie Bóg. Życzenia Boże stają się
naszymi życzeniami. To uzgodnienie nie przychodzi łatwo. Wiemy, że stanowi
ciemną noc miłości. Bóg wzmacnia nasz intelekt darem rozumu. Już do końca
rozumiemy prawdy wiary i życzenia Boże. Mija ciemna noc miłości. Jesteśmy
skierowani do Boga i pragniemy tego, czego pragnie Bóg.
Miłość na
tym poziomie dilectio przybiera najpierw postać caritas, tej właśnie miłości,
która chroni Boga, naukę Chrystusa, życie chrześcijańskie, samego Chrystusa i
Kościół jako wspólnotę osób związanych z Chrystusem i udostępniających
sakramenty uosabiające Chrystusa, chroni cierpliwie, wiernie, w postawie czci,
w ogromnej tęsknocie do nieutracalnego przebywania z Bogiem.
Miłość w
postaci dilectio przybiera wobec Boga także postać przyjaźni (amicitia).
Jesteśmy dzięki niej osobistymi przyjaciółmi Boga. Jest to miłość wierna.
Wiemy, że trwa. Nie boli nas więc to, że nie doznajemy Boga w naszym przeżyciu
lub doświadczeniu mistycznym. Jest to miłość spokojna, wywołująca w nas pewność
i pokój.
Miłość w
postaci dilectio przybiera też wobec Boga postać amor, tej miłości, której
towarzyszy cierpienie. Właśnie wciąż potrzebujemy Boga, gdyż w miłości
potrzebujemy obecności osoby kochanej, która dodaje nam sił w zmaganiach i
łagodzi tęsknotę. Ta miłość w postaci amor wzmacnia naszą tęsknotę do Boga w
okresie oczyszczenia czynnego. Swoiście strzeże naszego kontaktu z Bogiem. W
okresie jej ciemnej nocy już sprawia cierpienie, gdyż broni niepotrzebnie
naszej wersji życia religijnego i przejawiających je odmian modlitwy. Gdy
wzmocni nas dar rozumu i dar męstwa, nasza miłość staje się dążeniem do
realizowania tego, czego chce Bóg. Zarazem rozumiemy życzenia Boże. Dar rady
pomaga nam w odczytaniu prawdziwych potrzeb ludzi. Służymy im zgodnie z
życzeniami Boga. Dar rozumu jednak zarazem pogłębił w nas tęsknotę do
bezpośredniego widzenia Boga. Ta tęsknota towarzyszy miłości i czyni ją
miłością powiązaną z cierpieniem.
I dopiero
gdy dar mądrości ukształtuje do końca naszą miłość do Boga, uzyska ona poziom,
przypominający agape. Dzieje się to w modlitwie zjednoczenia przemieniającego.
Już wtedy nie pragniemy dodatkowych skutków miłości. Już wtedy pragniemy tylko
Boga, samego Boga i trwamy w niezmąconej niczym obecności wobec Boga, bez
ekstaz i niepokojów, w radości, skupieniu i pełnym pokoju ogarniając wraz z
Bogiem wszystko, co Bóg kocha.
I raz
jeszcze powtórzmy, że Bóg kształtuje nasze życie religijne i naszą modlitwę
zgodnie z naszą naturą, z naturą człowieka. Jest obecny w istocie naszej osoby,
gdy kochamy Chrystusa. W nasze relacje, oparte na istnieniowej własności
realności, prawdy i dobra, a także w relacje oparte na istotowej własności intelektu
i woli, wnosi własną miłość, wiarę i nadzieję, dar rozumu i dar rady oraz
wszystkie dary Ducha Świętego, byśmy przez te dary umieli i chcieli odbierać
to, co Bóg w nas wnosi, a przede wszystkim miłość. Z ogromną troską i wciąż
zgodnie z naturą bytów Bóg pogłębia i chroni naszą miłość przeprowadzając ją
przez wszystkie poziomy aż do powiązania na zawsze i trwale z Osobami Trójcy
Świętej na chwałę Boga i dla dobra ludzi.